Widowisko było brutalne. Było krótkie, co zapewne rozczarowało część oglądających.
Pokazało też czyi bogowie byli w ten czas silniejsi i wysłuchali modlitw swoich wyznawców.
A gdy ustał szczęk i świst stali, gdy Yared dobił swojego przeciwnika Kej'kerni zmówiła w duchu krótką, dziękczynną modlitwę. Nie zawracała sobie głowy jazgotem, który panował wokół. Ignorowała skierowane w ich stronę gratulacje. Teraz liczył się dla niej mąż. Nie te wiwaty i słowa pochwały i uznania, jak na gust mistrzyni miecza puste i bezwartościowe. Jedyne co teraz liczyło się, to to że przeżyli.
- Celność i szybkość godne samej Leki - pochwalił z uśmiechem Redgardkę wyraźnie dumny ze swej małżonki, która niemal samojedna rozpłatała zaprzańców i nie dała się okiełznać lekkomyślnym podszeptom serca. Zaraz jednak skrzywił się i wsparł na relingu brocząc krwią z potarganej skórzni.
Podeszła doń i zdawać by się mogło, że magia jakowaś zadziałała, bo wsparłszy się na jej ramieniu wyprostował się swobodnie jakby dopiero co wstał z łoża.
- Ścierwa wyrzućcie rybom - rzuciła w stronę kapitana tonem na wpół obojętnym, a na wpół pogardliwym.
- Tylko broń ich zachowamy - dodał Yared - miernym służyły panom, ale służyły lojalnie do samego końca. Twój dług żeglarzu, został spłacony.
Skierowawszy ostatnie słowa do tego, którego zwali z Julianem, ruszył wraz z Kej’kerni pod pokład.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |