Zatoka Hundinga, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581
Czarownik ze Systresu krążył po pokładzie spozierając groźnie na innych żeglarzy, jak przystało na nowego pierwszego oficera Gwiazdy. Słowa Nazza zatrzymały go w miejscu, bo Redgard był wszak pasażerem, a nadto ożywieni perspektywą rychłego zejścia na ląd Żagle uwijali się z robotą bez potrzeby przesadnego popędzania.
- Z Dingami różnie bywało - przyznał wymieniając z Nazzem uścisk dłoni - Bitni byli i strachu nie znali, ale ich brawura w końcu zgubiła. Opiliśmy ich pamięć w nocy i podzieliliśmy dobytek. Wdzięcznym trzeba być, że nakarmili sobą bestię Hircyna.
Juillen podążył za spojrzeniem Nazza, zatrzymał wzrok na wielkim posągu.
- Rok po roku murszeje - wzruszył ramionami - Jeszcze trochę i runie im na łby jak nie zadbają o mur. Ale samo miasto wiele ma do zaoferowania, a chętne do chędożenia dziewki nie są tu wcale jedyną uciechą. Zostaniemy parę dni, kapitan musi odwiedzić namiestnika, dar przekazać, a tym razem i ja z nim pójdę. Nigdy wcześniej nie byłem w progach Bhoseka, a powiadają, że jego pałac aż kapie złotem i klejnotami.
Zrzucane żagle zafurkotały donośnie, więc Juillen dla zasady cisnął kilka zbytecznych przekleństw pod adresem najbliższych kompanów. Statek osiadł głębiej na wodzie, niczym oklapnięty olbrzym dopływając do najdalej wysuniętego w zatokę drewnianego pomostu.
- W inny dzień byśmy kotwicę rzucili na głębi i popłynęli na brzeg łodziami, ale dzięki tym kurwim jaszczurom w ładowni kapitan zapłaci za rozładunek prosto na pomost, inaczej byśmy ich na ląd nie wydostali. I bogom dzięki, że nadszedł ten moment, bom się w każdej chwili spodziewał, że znowu zaczną pazurami deski drzeć.
Na pomoście od razu zaczęli gromadzić się miejscowi, tworzący równie malowniczą, co hałaśliwą gromadę rzemieślników i handlarzy. Skuszeni okazji do szybkiego zarobku, Strosanie wymachiwali przywiązanym do tyczek żywym ptactwem, pękami owoców i warzyw, cebrami roztopionej smoły, ręcznie malowanymi skorupami błotnych krabów i belami tkanin służących do łatania porwanych żagli. W tłumku przeważali ludzie, czy to smagli Redgardzi czy też białoskórzy przedstawiciele krain Południa, ale zmrużone oczy Nazza dostrzegały wśród ludzi szarozielone łuski argonianów, futra khajiitów i smukłe pozornie wiotkie sylwetki leśnych elfów.
Port Hunding skupiał w swoich murach niemal wszystkich przedstawicieli cywilizowanych gatunków, żyjących w pirackim mieście pod żelazną pięścią namiestnika Bhoseka.
- Obyś się tylko nie poczuł rozczarowany pozostałościami po krasnoludach - dodał Juillen macając się po kieszeniach w poszukiwaniu własnej fajki - Tyle ich tu ujrzysz, co te rury pod domami, gdzie wrząca woda jest pompowana wprost z trzewi ziemi. Jak cię to prawdziwie interesuje, na ulicach pełno jest bezdomnych, którzy za złotego drejka oprowadzą cię po tych cudach… byle nie po zmroku, bo cię następnego dnia z zatoki wyciągniemy z poderżniętym gardłem.
- Juillen, Pięści idą! - krzyknął Hungmung pokazując ręką w stronę pomostu, gdzie ciżba handlarzy rozstępowała się pośpiesznie przed kilkoma mężczyznami w wypolerowanych półpancerzach i czarnych skórzanych kaftanach.
Czarownik westchnął, wcisnął do kieszeni wyciągniętą już fajeczkę i klepnął Nazza w ramię.
- Poborcy Bhoseka - powiedział wyjaśniającym tonem - Idą nam przypomnieć o trybucie. Tyle z naszej rozmowy, Redgardzie, muszę do nich zejść razem z kapitanem. Porozmawiamy później.