Port Hunding, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581
Nim jeszcze żaglowiec przybił do pomostu zatrzymując się od niego na odległość dwóch ramion, ogarnięty żarłoczną niecierpliwością khajiit wspiął się z nieludzką zwinnością na reling, a potem skoczył w dół na deski pomostu budząc swoim wyczynem nieliche zamieszanie i popłoch wśród miejscowych. Niektórzy handlarze cofnęli się natychmiast trącając jedni drugich, pokrzykując gniewnie i wymachując kijami z żywym ptactwem.
Schodzący z podwyższenia rufy Theodoryan wychylił się nieznacznie za barierkę schodów. Widział jak cętkowany drapieżca podnosi się z czterech łap z powrotem na dwie i machając z zapałem ogonem zaczyna rozmowę z wysoką ciemnowłosą kobietą trzymającą w rękach miotające się szaleńczo indyki.
- Co to za okręty? - stojący opodal Lucan Vespanius złapał za ramię przechodzącego marynarza i wskazał palcem na inne kotwiczące w zatoce żaglowce. Pirat, jeden z tych opłakujących utracone w zakładach złoto, strząsnął dłoń młodzieńca ze swojego ramienia z grymasem pogardy, ale po chwili namysłu podążył wzrokiem za palcem Nibenejczyka.
- Ten niski trójmasztowiec to jakiś dunmerski łapacz niewolników - powiedział wzruszając ramionami - Nie znam tych znaków na fladze. Zapytaj ich sam, a najpewniej za miesiąc będziesz już harował w kajdanach w kopalni soli na Vvardenfell. Tam jest
Morska Włócznia, szkuner najbardziej szalonej redgardzkiej suki na tych wodach, kapitan Kaleen. Ten bryg to
Oddech Kynaret ze Złotego Wybrzeża. Tamte dwa dalej są z Abahy, a przynajmniej tak wyglądają. Innych nie znam, ale wszyscy oni żyją z darów morza jak i my. A teraz idź precz, zanim mnie kapitan zjebie za to, że tracę na ciebie czas.
Pozostawiony samemu sobie młody zaklinacz zaczął wodzić spojrzeniem po masztach i kadłubach stojących na kotwicach żaglowców. Morayne stracił zainteresowanie jego osobą, kiedy na opuszczonym z trzaskiem trapie stanęli Gratius i Juillen. Obaj Żagle zeszli w dół poruszając się w sposób zdradzający wielkie obycie z chybotliwą naturą statków, unieśli ręce w geście pozdrowienia witając pięciu przepychających się przez tłum zbrojnych.
Gromada handlarzy ucichła natychmiast, toteż w zawieszonej nad pomostem ciszy dało się słyszeć jedynie gdakanie i kwakanie żywych kur i kaczek oraz górujący ponad tymi odgłosami gulgot przerażonych indyków.
- Nie jesteś tu pierwszy raz, kapitanie - oznajmił władczym głosem jeden z nich, ciemnoskóry Redgard o niezwykłych jasnoniebieskich oczach - Jego miłość namiestnik Bhosek af-Lahrek zaszczyci cię widzeniem, kiedy przyjdzie ku temu czas.
Najwyraźniej tylko czekając na te słowa, inny ze zbrojnych wyciągnął do przodu trzymaną oburącz ciężką klepsydrę z litego złota i cieniutkiego jak włos szkła, o wypełnionej po brzegi drobnym czerwonym piaskiem górnej komorze. Theo przechylił nieco głowę widząc, że piasek wciąż pozostaje w górnej części instrumentu, pomimo otwartego lejka i ruchów rąk niosącego klepsydrę człowieka.
- Czuję ogromną wdzięczność w obliczu tego zaszczytu - odpowiedział Aventus Gratius przejmując wręczony mu instrument. Colovianin wypowiadał swoje słowa wystarczająco beznamiętnie i sucho, aby Morayne utwierdził się w przekonaniu, że ogląda powtarzalną i mającą stałą formę powitania każdego wpływającego do Portu Hunding kapitana.
Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pierwsze drobinki czerwonego piasku zaczęły przesypywać się przez wąziutki lejek pomiędzy komorami.
- Możecie zejść na ląd - oznajmił niebieskooki Redgard - Przestrzegajcie praw namiestnika Bhoseka, a będziecie mile widziani. Złamcie je, a dotknie was sroga kara. Witajcie w Port Hunding.
Ledwie przebrzmiały ostatnie z tych słów, statkokrążcy ściskający w rękach rozliczne dobra na nowo podnieśli swój gromadny wrzask.