Dopytał jeszcze Juillena gdzie go szukać i zszedł z trapu. Nie musiał się martwić o zabranie bagaży. Niewiele tego miał. Ot to co przy sobie. Nie licząc tego co przy sobie nie miał, ale to odbierze sobie w odpowiedniej chwili. Wmieszał się szybko w tłum i znalazłszy sobie dogodne miejsce w cieniu portowego żurawia, na jego cokole pykając ciągle słodkawe ziele obserwował spod przymróżonych oczu otoczenie. A było co wypatrywać.
A to futrzaka, któremu ślina ciekła z pyska na widok indorów. Łakomstwo zaiste musi kiedyś zgubić tego ogoniastego. Ciekaw był wielce co zrobi po zakupie żywizny. Uda się do karczmy żeby mu ten drób upiekli?
A to czy sierściuch nie ma ogona, innego niż ten wrośnięty w tyłek. Złe słowa były rzucone i Redgard z Anvil czuł, że nie na wiatr tylko one rzucone były. I chociaż cętkowany najwidoczniej lekce je sobie ważył, Cień i jego postanowił przy życiu spróbować utrzymać, tak jak to zrobił już z dzikusami, choć od tych podziękowań nie oczekiwał. Robił to i tak tylko z czysto egoistycznych pobudek. Z zimnej kalkulacji, że sam ruinom krasnoludów serca wyrwać nie zdoła.
Ciekaw był więc czy Malowany zejdzie z pokładu o własnych siłach czy będzie potrzebował ramienia Krwawej małżonki. Czy nadzorować będą wspólnie rozładunek jaszczurów i gdzie się z nimi udadzą. Przedziwne wierzchowce. Przydatne w boju i być może w eksploracji zakopanych artefaktów ale wielce kłopotliwe w transporcie i przechowaniu. Na pewno sensację niemałą wzbudzą na nabrzeżu.
Obserwował rozmowę kapitana z Pięściami, kroki czarowników. Ciekaw był co pocznie Dunmerka z jaszczurzą świtą.
Ciżbę w końcu przepatrywał przy nabrzeżu się kłębiącą. Wyłapywał w niej handlarzy, naciągaczy, strażników, żebraków, marynarzy i zwykłych łajdaków.
A nade wszystko jednak wypatrywał posłańca, który na nich miał czekać w porcie. Ktoś miał ich przybycia wyglądać, ktoś na nich miał czekać. Ktoś ich wynajął i złotem płacił by przybyli cali.