To, że zostanie na miejscu do momentu przybycia Góry było oczywiste. Po pierwsze etyka zawodowa, po drugie… No cóż, funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce wydawali się nie mieć zbyt duzego doswiadczenia z takimi sprawami. Teoria teorią, ale brak praktyki mógł mieć zły wpływ na śledztwo. NIe miała zamiaru oczywiście się wtrącać - ani nie była jakąś szychą znaną w Małopolsce, ani parcia na udowadnianie kto tu jest z prowincji a kto z wielkiego miasta. Z boku obserwowała tylko jak wykonują swoje “standardowe czynności”, w razie czego będąc gotową zapobiec katastrofie. Przy okazji lustrowała też zebraną grupkę ludzi, na wypadek gdyby morderca (już dokonała kwalifikacji czynu) był wśród nich. Pozwoliła wykazać się swojej fotograficznej pamięci i przesunęła wzrokiem po okolicy. Nie zauważyła nic podejrzanego, ale w pobliżu rzeki było wiele miejsc, w których można się było ukryć i obserwować. Rozmyślania przerwało jej przybycie prokuratora i podkomisarza. Służbowa i rzeczowa rozmowa z tym pierwszym nie wzbudziła w niej jakichś specjalnych emocji, natomiast konwersacji z tym drugim była co najmniej dziwna. A może śmieszna? O tekście rodem z kiepskiego podrywu wolałaby raczej nie pamiętać. Co to w ogóle było? Wpadka po “wczorajszym” czy wspinaczka na szczyt możliwości?
Wróciła do rodziców i przekazała im sensacyjne wieści. Opowiedziała o wszystkim na tyle szczegółowo na ile mogła, poczekała aż ochłoną i chociaż miała wyjechać wcześniej, została aż do kolacji, żeby mogli się oswoić z tematem, przedyskutować go na wszelkie sposoby, ale przede wszystkim uspokoić i przekonać, że chociaż nic im nie grozi nie powinni dziś wychodzić “ na wieś” w celu zasięgnięcia języka. Kto jak kto, ale oni powinni dać przykład i nie utrudniać pracy jej kolegom.
- Do jutra ekipa kryminalna i dochodzeniówka ze wszystkim się uporają. Wszystko już będzie zabezpieczone. I zamknijcie błagam tę furtkę i drzwi! To już nie te czasy! - poprosiła bez większej nadziei i ruszyła objazdem do Krakowa. Legitymacja mogła co prawda załatwić sprawę przejazdu, ale naszła ją ochota na odświeżenie wspomnień o okolicy.
Poniedziałek miał być rutynowy. Kolejny, nudny, zwykły… Akta, poczta, dowody, przesłuchania. A jednak nie! Wolność, którą właśnie odzyskała nadała początkowi tygodnia jakiegoś smaczku. Wszystko zresztą było inaczej. Choćby ta kuriozalna wizyta w domu. A potem ten telefon. Antoni Kowalski - właściciel chyba jednej z największych kancelarii prawniczych w Krakowie, obsługującej bogaczy, celebrytów i polityków. Czego mógł od niej chcieć? Najpierw chciała odmówić, nie lubiła, gdy nie podawano powodu spotkania. W tym przypadku jednak ciekawość i prestiż petenta zrobiły swoje. Chciała co prawda jeszcze ugrać dla siebie cokolwiek i zmienić restaurację, gdzie wyznaczono jej spotkanie, lecz dała za wygraną. Nie miała cierpliwości do dyskutowania z asystentką, która otrzymała ścisłe wytyczne i trzymała się ich z determinacją godną Tommy Lee Jonesa w Ściganym. Przez cały dzień żadna ze spraw nie przyćmiła tego niespodziewanego telefonu. Nie mogło jej to wyjść z głowy. Kiedy wróciła do domu, zrobiła sobie szybką sałatkę na kolację i zasiadła do laptopa, żeby wyszperać trochę wiadomości o Kowalskim. Przeanalizowała jeszcze aktualnie prowadzone sprawy, ale żadna nie wydawała się być na tyle prestiżową, by móc go interesować. Długie poszukiwania w necie nie przyniosły odpowiedzi, na pytania, które ją nurtowały. Nazwisko i nazwa kancelarii pojawiały się oczywiście w różnych artykułach i wiadomościach, ale nie wskazały żadnego tropu do rozwiązania zagadki celu rendez-vous z adwokatem.
Wyszła na balkon i odpaliła papierosa. - No cóż. Pozostaje pójść, sprawdzić i zachować spokój, a przede wszystkim czujność!
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |