Rejs w końcu dobiegł końca. Kej'kerni dziękowała bogom za to. Nawet jeżeli statek w porównaniu z człowiekiem wydawał się wielki i solidny, to już w porównaniu z bezkresem morza, ot takiej wodnej pustyni, już nie.
Po pojedynku troskliwie zajęła się Yaredem, który w starciu ucierpiał bardziej niż ona. Przy pomocy daru jaki otrzymała od Zetha, przyspieszyła gojenie się ran i jej mąż, jej pan, mógł o własnych siłach opuścić tę łupinę.
Z pełną nieufnością, chociaż bez okazywania jej, przyglądała się jak ich właściwość zostaje postawiona na stałym lądzie. Po incydencie, który tak nadszarpnął wątpliwe zaufanie jakim załoga statku jak i część gości została obdarzona, nie było to wcale dziwne.
Gdy już ich cały dobytek został rozładowany Yared wskazał na monumentalny posąg.
Słowa wychwalające majestat i dostojeństwo statuły, które wielokrotnie słyszała z ust starszych, choć prawdziwe i płynące prosto z serca, nie były w stanie opisać wrażenia jakie wywoływał posąg Hundinga.
- Jest nawet wspanialszy - odparł Kej'kerni. Jej głos wyrażał podziw i oddanie dla legendarnego przodka. - Choćby natychmiast mój panie - czule zwróciła się męża. - To będzie najlepsze co z tą bronią można zrobić - zgodziła się na propozycję męża.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |