Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2023, 04:55   #131
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - 2519.07.13; abt; noc

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; ul. Kołodziejów; kamienica Joachima
Czas: 2519.07.12/13; Marktag; noc
Warunki: jasno; cisza; umiarkowanie ; na zewnątrz: noc, deszcz, łag.wiatr; zimno (-5)



Joachim



Joachim miał przez drogę co przemyśleć. Całe spotkanie, rozmowę z mistrzynią i pożegnanie z nią. A musiał uważać bo jak było już niedaleko do północy. O tej porze na ulicach już było niewielu przechodniów. A z “Wesołej mwy” co się mieściła w portowej dzielnicy u zbiegów rzeki Salt i zatoki do jego kamienicy przy zachodnich krańcach miasta to miał całkiem spory kawałek do przejścia. Szczęście mu sprzyjało o tyle, że nikt go nie zaczepił. Mijał jakąś awanturującą się przed oberżą parkę, jakieś pijane trio śpiewało coś wędrując po dnie ciemnych ulic, raz po ciemku wlazł w kałużę i to tak wstrętną i głęboką, że noga ugrzęzła mu prawie do połowy łydki. Ale poza takimi drobnostkami to jednak cało wrócił do domu. Żaden oprych pokroju Silnego nie napadł go w mrocznych zaułkach ogarniętego nocą miasta. Przez ten pacierz czy dwa marszu to miał właśnie okazję przemyśleć to spotkanie w tawernie. Pewnie ostatnie w tak licznym i zacnym gronie.

- Trochę trudno mi coś stwierdzić tak tylko na podstawie czyjejś relacji. Sama nie byłam w tej Akademii i nie widziałam tej skrzyni. Ale jeśli wyczuwałeś z niej to co mówisz to całkiem możliwe, że jest w niej jakiś potężny i potencjalnie groźny artefakt. Zwłaszcza jak tak go pilnują. Niewykluczone, że to coś związanego z dziedzictwem Sióstr ale nie musi. Nie jestem stąd w stanie tego zweryfikować. Ale brzmi jak coś co warto sprawdzić. Tylko zachowajcie ostrożność. Takie potężne artefakty czy istoty niekoniecznie muszą rozróżniać kto jest kim wśród śmiertelników. Jak to coś związanego z Siostrami to dobrze by było mieć ze sobą coś z nimi związanego. Zakładam, że jak to jakaś forma herolda Vesty czy jakiś jej sługa to mógłby rozpoznać coś co pochodzi od którejś z Sióstr. - poradziła mu w sprawie skrzyni zamkniętej w trzewiach Akademii. Mówiła ostrożnie i z rozwagą jako, że sama nie miała okazji jej zbadać więc musiała polegać na relacji innych.

- A co do tych dzwoneczków to też ich nie słyszałam. Ale musicie działać już wedle własnego uznania. To bardzo prawdodopodne, prawie pewne, że każda z tak potężnych istot jak Siostry zabezpieczyły jakoś swoje dziedzictwo. Jednak możliwe, że zostawiły jakąś furtkę dla godnych tego dziedzictwa i swoich wyznawców. Zwłaszcza jeśli planowały kiedyś tu powrócić. Lub sterując stamtąd starały się do tego doprowadzić tutaj. Miały na to w końcu całe milenia. Zapewne więc i z Vestą nie było inaczej. Bardzo prawdopodobne jest to, że zostawiła jakiegoś strażnika i klucz. Może być w formie herolda czy tych światełek. Jeśli wszystko by poszło dobrze to mając taki klucz powinno się dotrzeć do jej dziedzictwa. Pamiętaj jednak, że od czasu gdy Siostry chodziły po ziemi to minęły milenia. I wiele rzeczy mogło się pozmieniać lub nie działać tak jak dawniej. - zgodziła się, że wersja jaką jej zrelacjonował uczeń jest możliwa. Chociaż nadal zalecała ostrożność i rozwagę. I znów nie mając z tym wszystkim do czynienia osobiście wolała się nie wypowiadać zbyt dogmatycznie a jedynie tonem sugestii zaznaczając, że to już będą musieli działać samemu i bez jej pomocy.

- A taka nosicielka jaj Oster tak, możliwe, że wszelcy strażnicy i istoty powiązane z Siostrami, zwłaszcza te nadnaturalne, będą wyczuwać w ich łonie dziedzictwo Sióstr. Więc mogą je traktować jako taki uniwersalny klucz. W końcu to projekt wykonany przez Oster ale każda z Sióstr dorzuciła do niego swoją iskrę. I tą iskrę mogą wyczuwać istoty im poświęcone. Domyślam się, że im bardziej zaawansowana i większa ta ciąża, im dorodniejsze okazy w środku tym taka emanacja tej iskry powinna być silniejsze. Tylko to nieco jak z wyczuwaniem Eteru przez obdarzonych. Im silniejsze zawirowania Eteru tym z większej odległości da się je wyczuć. Więc tak, taka nosicielka, zwłaszcza z dorodnym brzemieniem, może być takim uniwersalnym kluczem ale nie musi. - co do pomysłu z nosicielkami myśl wydała jej się ciekawa. I energicznie pokiwała swoją ludzką głową, że to całkiem prawdopodobna możliwość. Chociaż znów tak do końca trudno było przewidzieć co by się wydarzyło gdyby taki strażnik dziedzictwa natrafił na taką nosicielkę. Czy by wyczuł w niej tą iskrę jaką Oster zaklęła w jaja czy nie, co by wtedy począł taki stwór. Zwłaszcza jakby taka nosicielka była w zaawansowanej pseudociąży co powinno dawać silniejszą emanację.

- Tylko jakbyście zabierali taką nosicielkę do takiego strażnika to nie używajcie na niej tej maści maskującej ode mnie. Bo ona właśnie powinna zakłócić taką emanację. - powiedziała z łagodnym uśmiechem rozbawienia na taką myśl. Zaś gdy pytał o barona Wirstberga przez chwilę trawiła to w myślach.

- Być może… Zew Sióstr jest potężny i trwa od wielu miesięcy. I się nasila. Więc nie tylko obdarzeni albo my, prawdziwi wierni możemy go usłyszeć. Ale w pierwszej kolejności powinni go odebrać ludzie nam podobni. Może tacy wariaci jak ci z hospicjum Otto. Jak baronowi się śniły takie dzwoneczki jak tobie to być może też z jakiegoś powodu jest podatny na ten zew. Nie oznacza, że zaraz do nas przystanie. Pamiętaj, że choćby ludzie pokroju tej kapłanki Morra też mogą odbierać ten zew. Wszyscy go mogą odbierać. Ale ci mniej podatni będą to pamiętali jako jakieś niewyraźne majaki senne albo ulotne myśli na granicy postrzegania. A każdy kto zdradza objawy, że odbiera ten zew myślę, że jest wart aby mu się przyjrzeć bliżej. No i miej na uwadze, że nie wiem czym jest ten potwór z bagien ale całkiem możliwe, że da się go pokonać kopią czy mieczem. Zapewne skoro jest strażnikiem dziedzictwa Vesty to nie byłoby takie proste ale możliwe. Zwłaszcza dla kogoś kto odbiera zew Sióstr. Więc to nie jest niemożliwe, że baron pokona potwora. Oczywiście równie możliwe, że to potwór go pokona i zeżre. To taki siłowy wariant gdyby nie udało się z kluczem i przewodnikiem. Zapewne trudniejszy chociaż na swój sposób prostszy. Zapewne Norma to by wolała takie wyzwanie niż głowić się nad jakimiś skrzyniami i przewodnikami. Jest więcej niż jedna droga aby posłuchać zewu Sióstr i dotrzeć do ich dziedzictwa. - oznajmiła mu gdy pytał o niemłodego już barona jakiego znów ona znów nie znała. Więc musiała bazować tylko na tym co jej o nim powiedział. Wcale nie wykluczała możliwości, że szlachcic też może w jakiś sposób odbierać zew Sióstr zwłaszcza jak miał takie podobne do Joachima sny. I nie wykluczała, że mógłby nawet pokonać poczwarę grasującą na bagnach. Chociaż pod względem kto ma jakie szanse w tym potencjalnym starciu to już nie chciała szacować nie znając ani jednego ani drugiego. Ot wskazywała na to, że jest taka możliwość.

Zanim się otrzepał z przysłowiowego kurzu drogi to słyszał jak na miejskich wieżach bili północ. Nie był do końca pewien kiedy ferajna pod wodzą łotrzyc zamierza zwijać żagle z “Mewy”. Ale roboczo to miało być jakoś koło północy. Musiał się jeszcze przygotować do odprawienia czarów. I to takich jakich od czasów Kolegium nie odprawiał. A i wtedy były one na pograniczu jego możliwości. I jeszcze musiał służbie wydać odpowiednie polecenia. Przy okazji odkrył, że zaczyna padać. Słyszał jak krople deszczu rozbijaja się o szyby i okiennice a zza nich dobiega monotonny szum. Więc nie był pewien kiedy dokładnie zaczął odprawiać te astralne czary ale musiało być już po północy ale jeszcze przed pierwszym dzwonem.

I wyglądało na to, że przecenił swoje możliwości. Dawno nie odprawiany czar astralnej projekcji był o wiele trudniejszy niż mu się zdawało. Nawet jak miał potrzebny składnik to było to bardzo trudne. Na pewno nie była to taka formalność jak z rzucaniem prostego czaru wróżby jaką ostatnio najczęściej się posługiwał.

Najpierw musiał się skupić i przypomnieć sobie dokładnie słowa zaklęcia jakie miały wyrwać wiatr Azyr z Eteru jaki przenikał ten świat. One miały utkać z nich zaklęcie o potrzebnym działaniu. Wyjąć i przygotować składnik. A potem jeszcze zebrać się w sobie przygotowując się do tego wszystkiego starając się zwalczyć presję czasu, że może przybyć na miejsce akcji za późno. W końcu zaczął.

Z początku szło mu nieźle. Wejrzał w Eter swoim dodatkowym okiem i ujrzał jak różnobarwne energie przenikają przez jego pracownię. Słowami zaklęcia wybrał z nich ten niebiański Azyr na jakim bazowali astromanci. Zaczął go kształtować wokół siebie. Już czuł, że zaczyna go okrywać, pokrywać, ciało jakby stawało się coraz bardziej przezroczyste, niematerialne… astralne… Ale coś spaprał na koniec. Wiatry nie chciały się owinąć wokół niego i po pewnej krytycznej chwili rozproszyły się ponownie zostawiając go z niczym.

Odsapnął chwilę i spróbował jeszcze raz. W końcu niewiele mu brakowało do sukcesu prawda? Znów wejrzał w Eter i z niego zaczerpnął. Znów udało przyzwać mu się Azyr i zaczął go owijać wokół siebie ale coś poszło jeszcze bardziej nie tak niż za pierwszym razem. I nie udało mu się. To jednak było tak samo trudne jak to widocznie nieco zapomniał jak to było w Kolegium gdy to ćwiczył ze swoim mistrzem.

Zabrał się do sprawy trzeci raz. A czas uciekał. Jakby nie udało mu się rzucić tego czaru to by mu zostało albo z powrotem zasuwać do reszty kultystów w swojej fizycznej formie albo sobie darować i zostawić ich bez swojego udziału. Trzeci raz okazał się katastrofą. Małą ale jednak. Już samo wejście w Eter poszło mu kiepsko. Do tego Azyr jakby go złośliwie omijał. W zamian za to poczuł cichy syk i skwaśniały zapach. Czar kompletnie mu nie wyszedł. Do tego jeszcze Eter za jego sprawą zamanifestował się w tym świecie nie tak jak to sobie planował. Tym razem jeszcze dość mało poważnie ale za to w całym domu pewnie skisło wszelkie mleko, wino, chleb inne jedzenie spleśniało lub zgniło i trzeba będzie to wszystko wyrzucić. Mimo wszystko w skali nieprzyjemnych czy groźnych skutków ubocznych to była drobnostka. Ale używał średniego poziomu mocy a te poważniejsze były przy działaniu na większą skalę.

A czas uciekał. Przecież nawet w astralnej formie to musiał na własnych nogach przebyć to nocne miasto z powrotem do portowej dzielnicy. Spróbował więc jeszcze raz. Tym razem wszedł w Eter prawidłowo. Udało mu się przyzwać błekitny Azyr do siebie. I zacząć formować go w potrzebny wzór wokół własnego ciała. Widział jak to zaczynają pokrywać błękitne nitki zaklęcia. Coraz gęściej i gęściej aż własnego ciała nie widział już kompletnie. Jeszcze trochę… I udało się! Wreszcie się udało! Zrobił krok do przodu i obejrzał się za siebie. Ujrzał swoje bezwładne ciało leżące na podłodze. Zostało mu czekać aż przyjdzie służba bo w astralnej formie nie miał wpływu na realny świat. Nie mógł otworzyć ani drzwi ani okna. Zostało mu czekać. Na szczęście nie czekał długo i w końcu usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili czekania do środka wszedł Ghunter. Podbiegł do bezwładnego ciała, nachylił się słuchając czy oddycha. W końcu złapał je pod pachy i zaczął wlec na zewnątrz. Na korytarz, schody, drzwi do kuchni i wreszcie do ogrodu. Padało. I wyglądało nieprzyjemnie. Ghunter zawahał się i spojrzał na wleczone ciało.

- No sam tak chciał. - mruknął jakby chciał przekonać sam siebie. W końcu zaciągnął ciało bezwładnego maga na krzesło w ogrodzie. Potem wrócił do domu i po chwili wrócił z jakimś kocem jakim starał się okryć ciało swojego pana. I tak go jego astralny pan zostawił.

Może i był w astralnej formie ale nie był pewien jak odmierzać czas. Tylko na oko. A najlepiej aby wrócił z powrotem do siebie nim upłynął dwa dzwony. Inaczej… Mogło być nieprzyjemnie. A nawet groźnie. Co więcej znów pokonywał na własnych nogach ociemniałe miasto. Usłyszał jak biją pierwszy nocny dzwon gdy jeszcze przez nie szedł. Był spóźniony? Nie był pewny. Zwłaszcza jak wszystko było umówione na “mniej więcej” no i na miejscu miało się okazać jak to wszystko wygląda. Gdy dotarł w okolicę świątyni okazało się, że już zaczęli. Spotkał Strupasa którego dzięki garbatej, zwartej sylwetce łatwo było rozpoznać i chyba jakiegoś mężczyznę w ciemnej opończy co stał na czujce. Ale wozu jeszcze nie było pod bramą. Więc to musiał być dość początkowy etap akcji.

Potem przez jakiś czas nic się nie działo. Ale ze swojego południowego narożnika dojrzał jak dwie czy trzy sylwetki wychodzi zza jakiegoś narożnika. Przemyka w kierunku muru świątynnego. Potem zwinnie go przeskakuje i znika mu z oczu. I znów się nic nie działo. Cisza, noc i deszcz. Aż usłyszał cichy zgrzyt. I z furty przy głównej bramie ktoś wybiegł w stronę rzeki. Znów chwilę nic. Ale potem ujrzał jak grupka kilku osób biegnie cicho w kierunku tej furty. I znika tam w środku. I znów nic. Chociaż w pewnym momencie wydało mu się, że słyszy jakieś krzyki i stukoty. Chyba zaczęła się walka. I wydawała się trwać i trwać. Aż zasychało w gardle na myśl, że ktoś jeszcze z domowników mógłby to usłyszeć albo się obudzić. Ale na razie nic się nie działo. W końcu znów jakaś pojedyncza sylwetka wybiegła przez furtę w stronę rzeki i znikła mu z widoku. A gdy odczekał jeszcze trochę to ta sama albo kolejna biegła na tle drugiego brzegu Salt właśnie brzegiem rzeki. A on sam usłyszał turkot wozu. Ten pokazał się chwilę później i trzeszcząc niebywale głośno podjechał pod główną bramę i furtę świątyni. Ktoś tam zaczął się na niego ładować. Ze dwie czy trzy osoby po ciemku i jeszcze w cieniu jaki dawał mur świątynny to nie widział kto to i co tam się właściwie dzieje. Po jakimś czasie dostrzegł nadbiegającą sylwetkę. Biegła wzdłuż zachodniego muru świątyni wypadła nieco ku jego narożnikowi i popatrzyła gdzieś w głąb ulicy. Odczekała chwilę po czym odwróciła się i śmignęła z powrotem w stronę wozu. Ale nie zdołał dostrzec kto to.

I chyba zaczęli ładować ten wóz. Jak on stał na swoim posterunku. Wóz za jego plecami w naturalny sposób przykuwał uwagę bo tylko tam się coś ruszało i dochodziły jakieś odgłosy. Poza tym plac i całe miasto tonęło w nocnym deszczu. Ale w pewnym momencie coś dojrzał. Światło. Jak od latarni. Jeszcze dość daleko, właśnie jakby ktoś wyszedł zza narożnika ze dwa czy trzy kwartały dalej. I zatrzymali się? Czy szli po prostu bardzo wolno? Nie był pewien bo przez ten deszcz i ciemność ledwo widział tam dwie czy trzy sylwetki. No i nie widział detali, nie miał pojęcia kto to jest. Jednak w środku nocy i w taką pogode to poza strażnikami co mieli służbę patrolową pewnie mało kto by miał ochotę wyłazić na zewnątrz. Co więcej znów zabiły dzwony. Dwa razy. To już mu wiele czasu w tej astralne formie nie zostało. Czas było pomyśleć o powrocie do własnego, fizycznego ciała. To też mu musiało zabrać pacierz czy dwa.



---

Mecha 31


Rzucanie czaru: Astralna projekcja (18 PM)


Magia: 2k10
Składnik czaru +2 do rzutu
Wymagany PM czaru: 18

rzut: https://orokos.com/roll/979840 14; 14+2=16-18=-2 = por

rzut: https://orokos.com/roll/979841 12; 12+2=14-18=-4 = por

rzut: https://orokos.com/roll/979842 2; 2+2=4-18=-14 por + małe przekleństwo

rzut na przekleństwo: https://orokos.com/roll/979843 02 > aura wiedźmy

rzut: https://orokos.com/roll/979844 17; 17+2=19-18=+1 = suk


---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Świątynna, świątynia Mananna
Czas: 2519.07.12; Aubentag; noc
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, deszcz, łag.wiatr; zimno (-5)


Otto, Heinrich i reszta ferajny



- O! Rozpadało się! Dobrze! Deszcz utrudni robotę psom i tropicielom! - ucieszyła się Łasica gdy nieco po północy z tych nocnych, ponurych chmur zaczął padać deszcz. Parę osób prychnęło z niezadowolenia. Bo zrobiło się zimniej, od razu zaczęli moknąć co było mało przyjemne. No i ręce cierpły z tego zimna. Ale oni nie byli zawodowymi włamywaczami tak jak ona. Więc jej radosna reakcja nieco ich zaskoczyły. Czekali jeszcze trochę. Aż Strupas przyszedł i dał znak, że patrol straży przeszedł i poszedł.

- No to zaczynamy. Strupas i Heinrich bierzcie północne narożniki. A Joachim jak tu jesteś to bierz któryś z południowych. - mając trzech obserwatorów i cztery narożniki ulic wokół świątyni Łasica zdecydowała się obsadzić w pierwszej chwili te gdzie mieli dawać dyla po akcji. Joachim ten wschodnio - południowy a zachodni na razie była filowana przez tych co czekali przy wozie. Otto co właśnie póki co miał posterunek na koźle wozu widział jak dwie sylwetki ruszają w ciemny zaułek i znikają z pola widzenia za narożnikiem. Czekali jeszcze trochę aby mieli szansę zająć odpowiednie pozycje. Deszcz zaś zmienił się w monotonny szum jaki moczył wszystko i wszystkich swoimi zimnymi kroplami.

- To teraz my. Silny chodź z nami. - powiedziała podekscytowana Łasica. I ruszyli we czwórkę. Zaś Otto znów widział jak kolejna grupa znika za tym samym narożnikiem. I znów czekali. Już niewielu ich zostało. On, Rune, Soria, Annika i Tobias. Mimo monotonnego, zimnego deszczu dało się wyczuć zdenerwowanie i oczekiwanie. W tej chwili nic nie zależało od nich i musieli zdać się na resztę zespołu.

Ze swojego miejsca Heinrich niewiele widział. Znaczy niewiele ciekawego. Ot, puste, błotniste ulice nocą zalewane zimnym deszczem. Przypadł mu północno - zachodni narożnik czyli ten od strony miasta. Strupas wolał ten wschodni, od strony rzeki bo wtedy miałby bliżej aby wrócić tam gdzie zostawili wóz. Chociaż wtedy właśnie tamten narożnik pozostawałby bez obserwatora. Nie było wiadomo co z Joachimem. Bo ponoć dzięki czarom miał być niewidzialny. To jak tu gdzieś był to musiał gdzieś przemknąć obok niego niezauważony. A na razie to cisza, ciemność, błoto pod nogami i deszcz spadający z góry. Zimny deszcz. Jaki mieszał się z błotem na twarzy i je zaczynał rozwadniać. Widział to okno o jakim wcześniej mówił garbus. Faktycznie. Wysoko. Drugie lub trzecie piętro. I promieniowało prostokątem światła. Ale czy ktoś tam czuwał czy zasnął nie gasząc świeczki nie szło zgadnąć. Okno było od północnej strony placu a więc widział je pod ostrym kątem. Ale poza tym, że się świeciło to nic się nie działo. Od strony świątyni też nie.

Otto w pewnym momencie dojrzał zwalistą sylwetkę jaka wynurzyła się zza znajomego narożnika. To nie mogła być żadna z dziewczyn. Bez wahania zbliżyła się do nich.

- To ci od strażników za mną! Udało im się, droga wolna! - szepnął do nich podekscytowany. Soria, Rune i Annika poderwali się aby ruszyć za nim. - A wy czekajcie na sygnał. Ktoś po was przyjdzie. Znaczy załatwiliśmy strażników i trzeba podjechać wozem. Dajcie wtedy znać Strupasowi albo niech ktoś go zmieni na czujce. - rzucił jeszcze mięśniak nim odprowadził grupkę szturmową z powrotem za narożnik.

- Przyznam, że to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. Jestem troszkę stremowany. - rzekł cicho Thobias jaki wydawał się już gryźć paznokcie z nerwów. Może nie dosłownie ale widać było, że nie jest przyzwyczajony do tak stresujących zajęć.

Czekali nadal. Trudno powiedzieć ile. Tu w zaułku słychać było tylko monotonny szum deszczu, krople uderzające w gnój czy deski wozu. Chlupot rzecznych fal i mokry zapach jaki od nich bił. I nic więcej.

- Przynajmniej coś cicho. To nikt nie robi larum. - mruknał nerwowo nauczyciel nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W końcu usłyszeli coś. Kroki. Szybkie jakby ktoś biegł. Jedna osoba. Po chwili wypadła ze znajomego narożnika i bez wahania podbiegła do nich. Drobniejsza więc pewnie nie Silny ani Rune. Ani tak pokraczna jak Strupas.

- Załatwili ich! Ale Rune i Annika oberwali! Nie nadają się do noszenia! Dawajcie z tym wozem ja lecę po Strupasa! - w ciemności Pchełkę dało się poznać tylko po głosie. Syknęła do nich cicho po czym niczym prawdziwa pchła zwinnie odskoczyła dalej znów po chwili znikając im z oczu nie czekając na ich reakcję.

- To wsiadaj. Ten kawałek to chyba możemy podjechać bez nich. - Thobias dał znać Otto i ruszli. W tej nocnej ciszy rzeczywiście ten wóz wydawał się strasznie głośny, skrzypiący, niezdarny i pokraczny. Jakby złośliwie chciał oznajmić śpiącemu miastu, że nadjeżdża. Wyjechali wozem na aleję wzdłuż rzeki i kawałek nią ku świątynnemu placu. Tam przy bramie już ktoś do nich machał. Gdy podjechali bliżej w otwarej furcie stała jakaś sylwetka.

- Pomóżcie im wsiąść na wóz! Ja lecę do piwnicy zobaczyć co ze skabrcem! - syknął głos Burgund. Dwie obolałe sylwetki jęczały cicho i głośno dyszały. Widać było w ruchach brak wcześniejszej zwinności. Pomoc wydawała się jak najbardziej na miejscu. Tobias z Otto pomogli im władować się na pakę wozu. Rzeczywiście byli to Rune i Annika.

- Czekali na nas… Nie spali… Byli ubrani i w ogóle… Dobrze, że bez pancerzy… I tarcz nie zdążyli złapać… Bo mogło być krucho… - wysapał ciężko Rune gdy już usadowił się na wozie.

- Ale daliśmy radę. Twarde z nich cholerniki były… Twardo walczyli… Do końca… Ostatniego we czwórkę pojechaliśmy… Macie coś do picia? - Annika wydawała się w podobnym stanie co jej kamrat. Mimo ciemności dało się słyszeć ich ciężki, pełen boleści oddech.

Heinrich zaś stał na swojej czujce. I wsłuchiwał się w łomot deszczu. Marzł. I czekał. Na razie cicho. Jak coś tam się działo wewnątrz świątyni to nic nie było słychać ani widać. Chociaż… W pewnym momencie wydało mu się, że coś słyszy. Głosy? Stukoty? Chyba się zaczęło. Jak on to słyszał tutaj to kto inny też mógł. Ale na razie nad nocnym miastem wciąż panowała cisza. Po chwili jakby wszystko ucichło. Znów słyszał tylko monotonny szum kropel rozbijających się o jego płaszcz i błoto poniżej. Kolejna deszczowa noc. Ale w pewnym momencie coś dojrzał jeszcze. Od strony rzeki. Jakby ktoś tamtędy szybko śmignął. A z przeciwnej strony usłyszał turkot wozu. Rzeczywiście dziwnie głośny w tej nocnej ciszy. No i turkotał się a nie, że tylko raz coś zaskrzypiało i koniec. Uwagę znów przykuła ta sylwetka z przeciwległego krańca placu. Biegła w jego stronę. Szybko i zwinnie. Po chwili zatrzymała się i rozejrzała.

- Heinrich? Gdzie jesteś? - rozpoznał głos Pchełki. Widocznie w biegu nie mogła go dostrzec tak od razu. Musiał dac jej znac albo poczekać aż sama go zauważy. Wtedy podbiegła do niego.

- Daliśmy radę! Załatwili strażników! Ale Annika i Rune oberwali! Nie nadają się do noszenia. Łasica kazała ich zabrać na wóz. Chłopaki już jadą. A my idziemy do skarbca i nosić fanty! - streściła mu szybko co najważniejsze nim czmychnęła dalej. Czujkom zostało pilnować obejścia aż do odjazdu całej grupy. Teraz wciąż byli w trakcie akcji i nagłe pojawienie się strażników mogło napytać im biedy.

- Dobra Otto masz dwie rączki i tak dale to dawaj do noszenia! Te dwa zdechlaki tu popilnują fantów. Pchełka leć zastąp Strupasa na oku. - sylwetka jaka położyła triumfalnie jakiś worek na dno wozu jaki brzdęknął obiecująco odezwała się głosem Łasicy. - I są! Mamy to! Teraz tylko to ładować! - zawołała wesoło włamywaczka. Po chwili zniknęła z powrotem w furcie aby wrócić po koleną porcę. Zaraz po niej zjawił się Silny, Burgund i Soria. Wszyscy dokładali swoją dolę na dno wozu ku coraz większej radości poturbowanych szturmowców. Thobias je od nich odbierał i układał na dnie wozu. Pchełka śmignęła wzdłuż muru aby zastąpić garbusa na posterunku przy rzece. Właśnie ten kierunek był najdogodniejszy aby nim odjechać w kierunku łodzi Mergi. Wystarczyło jechać wzdłuż rzeki i w końcu się dotarło gdzie trzeba.

Heinrich tymczasem trwał na swoim posterunku. Od strony świątyni jak odgłosy wozu umilkły znów było cicho i spokojnie. Przez monotonny szum deszczu nie przebijał się, żaden dźwięk. W pewnym jednak momencie dostrzegł to czego się obawiali. Światełko w tunelu. A raczej światło latarni na drugim końcu ulicy. O tej porze i w taką pogodę to były marne szanse, że to ktoś inny niż patrol strażników. Bo kto inny by się włóczył? Ale światełko nie zbliżało się szybko. Więc pewnie nie biegli tu na łeb i szyję. Raczej dla nich to chyba wciąż był rutynowy patrol. Nie znał ich trasy i zwyczajów ale jeśli utrzymają kierunek to pewnie w końcu wyjdą tutaj. Na ten plac świątynny.



---


Mecha 31


Wspinaczka na i po dachu (KRZ + Wspinaczka)

wspinaczka +10
sprzet +10
deszcz -10

Łasica 40+10+10-10=50; rzut: https://orokos.com/roll/979849 40; 50-40=+10 > remis = trochę dłużej, z poślizgiem i trudnościami ale się udało



Otwieranie okna i drzwi (ZRĘ + Otwieranie)


zwinne palce +10
d.wytrychy +10
ciemność -20

Łasica 45+10+10-20=45; rzut: https://orokos.com/roll/979850 43; 43-45=-2 > remis = otwarte; rysy na zamku, standardowa ilość czasu
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem