Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2023, 10:56   #620
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cath obserwowała cóż się działo. A działo się sporo. Wybuch granatu przed świątynią szybko się rozniósł. Ludzie Justycjariuszki przemieszczali się coraz bliżej Antigenu. Przez lornetkę widziała jak ludzie Piera zakładają noktowizory. Po chwili w krótkofalówce rozległo się:

“Czekamy na znak”

Za to nad placem budowy w deszczu pojawiły się trzy helikoptery.

- Telefon Arwyn nie odpowiada. Wiem, że nie powinienem w nią wątpić, ale wygląda na to, że nas wystawiłą - powiedział Tony.

***


Człowiek widząc lecące na niego ostrze miecza próbuje uniknąć. Próbuje uciec. Człowiek wie, że zasłaniając się dłonią może ją stracić. Mitra może nie był bogiem, ale było mu do niego dużo bliżej niż do człowieka. Wykonał zamach dłonią, tak, żeby uderzyć w lecące nań ostrze. Uderzyć i wybić z rytmu Yusufa. Potem miał go już tylko złapać i wyrwać broń. Było to proste. Wręcz dziecinnie proste mając świadomość jak słabego ma przed sobą przeciwnika.

Jednak coś poszło nie tak… Może ciało Montego nie było dość silne, żeby utrzymać umysł Mitry? Może fakt, że czapka była rozdarta nie pozwolił, żeby rytuał przebiegł pomyślnie? Miecz trafił w rękę i wbił się do kości odcinając kawałek przedramienia. Jednak Yusuf nie tracił pędu, uderzył ponownie obracając się i wkładając całą siłę w trafienie. Mitra ledwo odskoczył. Gdyby nie to, sędzia rozciął by go na pół. Miecz i tak pozostawił głębokie cięcie w poprzek brzucha. Człowiek po tym trafieniu oglądałby swoje jelita wymykające się na posadzkę. Ale Mitrze było daleko do człowieka. Yusuf to widział. Widział, że ten wojownik pierwszy raz od tysiącleci dojrzał w kimś wyzwanie. Nie trwało to długo.

Wokół zapłonęło słońce. Prawdziwe słońce, którego blask uderzył w Yusufa. Coś mówiło mu, że wszystko stracone. Słońce ruszało do szarży na niego. On jednak uniósł miecz. Włożył w to całą siłę woli i dzięki temu nie padł na kolana. Zamiast tego wznosił miecz gotując się na kolejne starcie.

***


Spoon dobiegł na miejsce i schował się za niewielką koparką. Oglądał oddział Antigenu zebrany wokół ciała jakiegoś wampira. Wśród nich był Navaho z bronią. Miał być ich więźniem, a oni dali mu broń? Może od początku był zdrajcą? Wyszukiwanie magicznych aur pokazało dwie niepokojące rzeczy. Ze świątyni dochodziło jakieś światło, którego nie widział gołym okiem. A wokól zbierały się wampiry, których Antigen nie widział. Pierwszy skrywał się za osłoną niewidzialności, ale kilkoro kolejnych Spoon widział już wyraźnie. Nie było z nimi Cath, ale był pewny, że to ludzie Justycariuszki. Tylko jak ich o to zapytać nie wystawiając się na serię z karabinu?

***


Diaz chwilę analizowała słowa Navaho.

- Mamy wsparcie z powietrza - jakby na potwierdzenie jej słów na miejsce nadleciały trzy helikoptery, które swoimi reflektorami oświetliły całą okolicę. Ciemność się rozproszyła w oka mgnieniu, a krople deszczu wydały się jeszcze większe i bardziej rzęsiste. Z helikopterów na linach zaczęli zjeżdżać kolejni komandosi.

Problem był inny. Wejście do świątyni było jedno. Historia pokazywała, że w wąskim przejściu można się doskonale bronić przed przeważającą siłą wroga. A dokładnie z tym mieli do czynienia.

- Nie mamy ładunków zapalających. Pójdziesz pierwszy?
Diaz zwróciła się do Utamkeeusa. To nie był rozkaz, lecz prośba. Wydawała się rozumieć jak wiele ryzykował.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline