Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2023, 10:43   #122
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Będąc bliżej, bohaterowie mogli już lepiej dojrzeć wnętrze prostej chaty, a także kryjących się w nim jaszczuroludzi. Tych było czterech, a gdy tylko ogromny szkielet podbiegł do zdecydowanie zbyt małych dla niego drzwi, rozległ się bojowy okrzyk i zza krawędzi dachu wychynęło jeszcze dwóch. Okrzyk nie zdołał przebrzmieć, a zza ściany wypadł najszybszy z jaszczuroludzi, bez strachu uderzając szkieletowego trolla terbutje i wyszczerbiając kości na jego klatce piersiowej. To był wystarczający znak dla Edwarda, który wyskandował magiczną formułę, w mgnieniu oka przenosząc Zoda tuż za plecy jaszczuroludzia. Opancerzony wojonik uśmiechnął się paskudnie pod maską, zakręcił się w wojennym piruecie wbijając mu trzonek topora pod żebra, ale dalsza część, gdy kontynuując ruch rozbijał mu trebutje w drzazgi nie poszła zgodnie z planem, gdyż broń gadowatego odbiła się pod niewygodnym kątem zamiast roztrzaskać co wybiło go z rytmu. Wojownik przyjął cięcie na plecy gdy pozycjonował się w przejściu aby zablokować resztę jaszczurów przed wejściem do pokoju i go i towarzyszy ich większa ilością.
Blokując swoim ciałem drzwi, Zod mógł lepiej zobaczyć środek pomieszczenia. Z trójki pozostałych w nim jaszczuroludzi dwóch wyglądało podobnie do tych towarzyszących szamanowi podczas burzy, trzeci zaś stanowił budzący respekt widok. Mimo przygarbionej sylwetki większy o dobrą głowę od towarzyszy, gadoczłek był też przynajmniej dwukrotnie bardziej umięśniony. Jego ogon był krótszy, ledwie sięgający łydek, a w niektórych miejscach na ciele spod łusek wystawało (lub było w nie wbite?) coś wyglądającego na ciemnoniebieskie skupiska kryształów. Pokryty malunkami pysk wydawał się bardziej zwierzęcy niż smoczy, jak u jego pobratymców. Odziany był w zbroję ze skórzanych płytek, a w pazurzastych łapach dzierżył toporzysko niewiele mniejsze od oręża Zoda.
Amos korzystając z utworzonej przestrzeni, Amos wyskoczył z prawej strony tuż za ciosem troll-zombi uderzając szablą wysoko na na głowę i bark, poprawiając niskim kopnięciem w wewnętrzną część uda. Potężne kopnięcie wylądowało nieco wyżej, wywołując grymas bólu u półorka i każdego faceta widzącego sytuacje.
Gdy tylko Zod pojawił się w drzwiach chaty, ruszyło na niego dwóch dzikusów. Nauczony ostatnią walką, wojownik uskoczył przed podcinającym smagnięciem ogona, jednak ledwie to zrobił, przez jego zbroję przebiło się nabijane obsydianem terbutje, raniąc go mocno. Na to też był przygotowany: przyjął cios, by machnięciem toporem na odlew jednocześnie złamać wrogą broń i chlasnąć jaszczura.
W tym czasie zza szczytu dachu wyłoniła się kolejna gadzia postać. Znacznie chudsza i drobniejsza od potężnych wojowników, miała łuski pokryte jaskrawymi, seledynowymi malunkami. Na jej ramionach widać było kilka sporych kryształów, wyglądających jakby wyrastały prosto z ciała. Pozostając na dachu, jaszczuroludka wyskandowała inkantację, po której kryształy rozbłysły oślepiająco, a z jej rozcapierzonych palców wystrzelił strumień błyskawic, rażąc Amosa, Zoda i trollowego szkieleta, omijając jednak stojącego pomiędzy nimi dzikusa. Nawet z tej odległości Edward rozpoznał, że owe klejnoty są czymś w rodzaju przedmiotu ogniskującego magię, podobnie jak jego pierścień.
Niebo nad farmą zaczęło ciemnieć, jakby właśnie zbierało się na deszcz.
Edro podbiegł bliżej z łukiem w ręku, ale wystrzelona przezeń w jaszczuroludzia strzała wbiła się w ścianę chaty. Ledwie puściwszy cięciwę, wojownik zmienił broń na buławę i puklerz. Łuskowaty dzikus bez cienia strachu skoczył na szkieletowego trolla, który właśnie wspiął się na dach i chlasnął pazurem magiczkę, ale nie był w stanie nic mu zrobić, zaś stojący w głębi chaty zmutowany jaszczur nie rzucał się od razu do ataku - zamiast tego zaryczał przeciągle, niczym pradawny smok, sprawiając, że będący w pobliżu bohaterowie stracili pewność siebie.
Znajdujący się spory kawałek od potyczki uczeni ruszyli, by zmniejszyć dystans. W biegu Edward wyskandował tą samą inkantację, przenosząc Jina znacznie bliżej. Nagłe teleportowanie w przód alchemik zniósł dobrze. Widać był przyzwyczajony do tego trybu transportu… albo zwyczajnie miał nerwy ze stali. Przebiegł jeszcze kilka kroków dalej, wyciągając w ruchu z bandoliera kurzą kość.
- Obszar. Słabość. Panika - ogłosił, a z ziemi wystrzelił ku niebu wykonany z kości totem.

Ciężko ranny jaszczuroludź nie poddawał się, z furią atakując Amosa, ale bez żadnego sukcesu. O dziwo, wciąż trzymał się na nogach, co jednak nie trwało długo. Mimo przeszywającego serce niepokoju, półork najpierw ciął go szablą, zmniejszając dystans, a następnie uderzył go czołem w pysk z taką siłą, że nawet stojący obok Zod usłyszał charakterystyczne mokre chrupnięcie łamanego karku.
To mogło go rozproszyć, gdyż ugiął się nieco pod naporem przeciwników. Dał się przytłoczyć i nie wiedział jak długo utrzyma tę pozycję, ale walka za jego plecami już była na wykończeniu. Zdzielił jaszczury, jednego trzonkiem w biodro, drugiego pancerną rękawicą przez pysk i wycofał się krok w bok, robiąc miejsce dla towarzyszy aby go wsparli, co zaraz wykorzystał Amos.
Gdy jaszczuroludzie zawyli gniewnie na widok śmierci kompana, Finnseach zdążył wspiąć się na dach i dźgnąć jaszczurczą elektrokinetkę materializującą się właśnie w jego dłoniach włócznią, lecz przeciwniczka okazała się wyjątkowo szybka i uniknęła ciosu. Odskoczyła zwinnie poza zasięg broni i szkieletowych pazurów, wyrzucając z siebie kolejną strugę piorunów, które przypaliły elfa i nieumarłego. Nie zatrzymało to trolla, który w kilka uderzeń serca rozszarpał stojącego najbliżej dzikusa.
Na dole sytuacja Zoda wydawała się pogarszać - gadzi ogon uderzył go pod nogi, powalając na ziemię, a sekundę później zbroję przebił mu obsydianowy kolec terbutje. Na szczęście Jin był już w pobliżu, więc ciemna chmura magii spowolniła uderzenie, które i tak zostawiło po sobie znacznie mniej krwi niż Amos uważał za normalne.
Edro dopadł do kolejnego jaszczuroludzia akurat w momencie, gdy półork parował jego cios, ale cięcie elfiego ostrza okazało się niecelne. Skuteczniejszy okazał się Edward, uderzając w niego rozbryzgiem czystej kinetycznej mocy.

Alchemik wyjął z bandoliera kilka reagentów które szybko zmieszał i zaczął coś szeptać. Ręką z substancjami wykonał w powietrzu ruch, stawiając runę w wodnym "zimno". I cisnął mieszanką w pokrytego kryształami jaszczuroludzia.
Momentalnie istota zaczęła obrastać płytami grubego lodu, ale jaszczur zaryczał i szarpnął się, łamiąc formujące się w około niego więzienie.
Zmutowany jaszczur machnął wściekle toporem, niszcząc stojący obok stół, a kryształowa narośl na jego grzbiecie rozrosła się, osiągając rozmiar ludzkiej głowy. Powietrze wokół dzikusa zaczęło iskrzyć od wyładowań - niewielkie pioruny strzelały naokoło, przypalając drewno. Jaszczuroludź doskoczył do Zoda i zamachnął się toporem, którego stylisko otaczała elektryczna aura. Leżący na deskach wojownik miał jednak szczęście i ostrze wbiło się we framugę wysoko na jego głową.
Zod ryknął pod maską aż fala ciepła z oddechu uderzyła go w twarz machnął toporem na wpół oślep, bardziej by zyskać trochę przestrzeni i zerwał się na nogi, podpierając się na trzonku, a otaczające zmutowanego jaszczura iskry zaczęły na niego przeskakiwać. Przyjął uderzenie terbutje na bark… i nie bardzo się tym przejął, ale wytrąciło go to na tyle z równowagi, że kolejne machnięcie jego topora również okazało się niecelne… przynajmniej stał na nogach… za to maleńkie pioruny stawały się coraz większym utrapieniem, rażąc wojownika
Amos wziął głęboki oddech uspokajając serce. Czuł jak krew pompuje adrenalinę, zgiełk walki toczącej się wokół dochodził jakby z oddali. Czuł zapach krwi i potu. Ścisnął mocniej broń i natarł na przeciwników. Szybkim ruchem ręki uderzył jaszczuroczłeka w bark szablą, po czym kopnął zdradliwie pod przeciwne kolano. Noga ugięła się, rana na ręce nie pozwoliła złapać równowagi, przeciwnik padł na deski. Amos wykorzystał tę lukę i uderzył paskudnie szablą, którą jakimś cudem nie trafił i toporem tworząc poważne krwawienie. Spojrzał na drugiego, stojącego obok przeciwnika, który zajęty Zodem nie zauważył nieczystego zagrania. Amos wysunął nogę zaczepiając o piętę przeciwnika i pociągnął do siebie mocnym szarpnięciem z biodra. Drugi przeciwnik zakołysał się i padł. Półork dokończył obrót i zdzielił leżącego szablą na odlew, a Zod dokończył dzieła, przecinając próbującego wstać na dwie krwawe połówki. Ostatni z wojowników brocząc krwią zerwał się szybko, unikając w ostatniej chwili kinetycznego pocisku Edwarda, zabrzęczał swoim terbutje o zbroją Zoda, po czym odskoczył, robiąc miejce zmutowanemu jaszczurowi.
Ten moment wykorzystał Jin, który widząc brak efektu swojej lodowej mikstury zmienił podejście. Odczepił od pasa worek wypełniony lepistą mazią i cisnął nim w pokrytego kryształami wojownika. Alchemiczna substancja rozprysnęła się na jego klatce piersiowej, szybko puchnąc, twardniejąc i przytwierdzając jaszczura do podłoża. Mutant nie potrzebował więcej niż paru sekund, by rozerwać oplatające go pnącza, po czym z mordem w oczach ruszył na stojących zbyt blisko uczonych.


Zod zawirował ze zręcznością i szybkością której trudno było od niego oczekiwać. Trzonek topora wbił się w wojennym piruecie pod żebra jaszczura wypompowując z niego powietrze, a głowica zbiła kontrę jego trebutje, ale nie zatrzymał się i kolejnym obrotem już był przy zmutowanym jaszczurze. Łuskowaty spuścił Zodowi swój topór na głowę, a ten nie dał rady zablokować i ostrze sięgnęło jego barku, zatrzymując się równo na rytualnie utwardzonej skórze Zoda jak i magii Jina, ale wciąż werżnęło się głęboko ciało. Ryknął spod maski maskując ból okrzykiem bojowym i zdzielił go trzonkiem pod kolano, odzyskał chwilową przewagę i sam natarł odcinając głowicę topora jaszczuroluda od reszty broni, gdy wyładowania elektryczne tańczyły po jego ciele. W tym czasie Amos dwoma błyskawicznymi cięciami powalił ostatniego wojownika. Wciąż rozpędzony po ataku, szybkim kopnięciem w kolano powalił wciąż zaskoczonego utratą broni mutanta, wyrąbując mu dwie potężne rany na grzbiecie, gdy leżał już na ziemii.

Tymczasem na dachu sytuacja także przechylała się na stronę bohaterów, chociaż nie bez strat. Miotająca piorunami jaszczuroludka cisnęła kolejną błyskawicą, niszcząc nieumarłego trolla, po czym uciekła w stronę tyłu chaty, zwinnie odskakując przez włócznię Finnseacha, jak i strzałami Edro, który chciał zajść ją z drugiej strony. Elf dobiegł do krawędzi dachu i pchnięciem od góry trafił ją przez obojczyk, rozrywając ciało i tworząc silnie krwawiącą ranę. Jaszczuroludka, najwyraźniej widząc zbliżającą się śmierć, odsunęła się nieznacznie od Finnseacha, po czym wysyczała kilka słów, a wokół jej ciała powietrze eksplodowało błyskawicami, raniąc elfa i Edro. Po tym wyczynie wyglądała na mocno zmęczoną, a pioruny wciąż uderzały we wszystko naokół. Edro nie zważając na to pomknął w jej stronę w biegu sięgając do dwuręcznego ostrza i ciął, powalając jaszczurzycę na ziemię.

Edward widział stojącego przed nim jaszczura i mając przy sobie Jina i rannego Zoda zaczął panikając spodziewając się że jeśli jaszczur zdąży się zamachnąć to niepowstrzymanie go któregoś z nich może sporo kosztować. Szczęśliwie mag przygotował się na podobną sytuację, jednak zostało jeszcze poprawne wprowadzenie rozwiązania w życie. Edward rozpoczął inkantację i pośpiesznie wychylił się do zagrażającego im jaszczura, gdy jego dłoń spoczęła na klacie przeciwnika, inkantacja dobiegła końca i jaszczur zniknął pojawiając się kawałek dalej zaraz za Amosem. Edward zadowolony z udanego zaklęcia uśmiechnął się i przekierował dłoń w stronę jaszczura by wskazać towarzyszom gdzie przeniósł przeciwnika.
-Za tobą Amos!
Jin skinął z podziękowaniem Edwardowi, walka wręcz zdecydowanie nie była jego silną stroną. Przez chwilę zastanawiał się nad zaatakowaniem jaszczura, ale zrezygnował z tego, widząc jak ciężko ranny jest Zod. Podbiegł do niego, sięgnął do magicznego pasa pełnego alchemicznych reagentów, a ten posłuszny jego woli wypluł to co potrzebne na wierzch. Pokrył mieszaniną najgorsze rany wojownika, które zaczęły się goić szybciej niż troll którego niedawno zabili.
Wyrośnięty jaszczuroludź nawet nie próbował zorientować się, co się dzieje wokół niego, zamiast tego zerwał się, ignorując krwawiące rany i kolejny cios Amosa, po czym rzucił się na półorka z zębami. Jego szczęki rozbłysły błyskawicami, gdy zatapiał je w torsie wojownika, a uderzenie elektryczności niemal oszołomiło mocno poranioną ofiarę. W sukurs półorkowi przyszedł Zod, który odwrócił się za palcem Edwarda gdy Jin rozcierał na nim maście. Był pod wrażeniem jak sprawnie mu to szło. Warknął dobiegając do jaszczura i potężnym cięciem rozpłatał jego zbroję, raniąc go w klatkę piersiową. Amos otrząsnął się szybko i dołączył do towarzysza, ponownie posyłając wroga na ziemię i zadając kolejne ciosy. Wydawało się wręcz nieprawdopodobne, by ogromny jaszczur wciąż żył, mało tego, nie stracił woli walki - ale to był już jego koniec. Alchemik dołączył do wojowników którzy radośnie zaczęli siekać pozostawionego samego sobie mutanta. Z bandoliera wyciągnał przygotowany wcześniej granat w miedzianej osłonce i przerzucił go nad głową Amosa. Ładunek eksplodował na ramieniu jaszczuroludzia, zmieniając połowę jego twarzy w siekane mięso i momentalnie okrywając górną połowę ciała płytami zestalonego lodu. To wystarczyło, by przestał się poruszać.

Gdy kurz bitewny już opadł, a Jin zajął się rannymi, bohaterom pozostało sprawdzenie wnętrza chaty i upewnienie się, czy ktoś nie przeżył. Niestety, jakkolwiek drobne nadzieje by mieli, okazałyby się płonne. Wnętrze domostwa przypominało scenę z koszmarnego snu: kompletnie zdewastowane pomieszczenia, krew pokrywająca ściany i meble, oraz ciężki zaduch gadziego piżma i rozpoczynających się procesów gnilnych. Na zwłoki natrafili dopiero w drugiej izbie - siedem ciał kobiet, mężczyzn i dzieci, wręcz zmasakrowanych z ogromną brutalnością. Ofiary zostały pozbawione głów, które ułożono w stosik w kącie pokoju, niczym jakiś blużnierczy ołtarzyk. Brakowało im też niektórych kończyn, sądząc po ranach, odgryzionych - tych brakowało, co zapewne znaczyło, że służyły za przekąskę dla napastników. Na ścianie nad zwłokami krwawymi, koślawymi literami smoczego alfabetu napisano "Przybysze zza mórz znajdą tu tylko śmierć!".

Gdy bohaterowie oglądali tą scenę mordu, dołączył do nich Muhduzi, wcześniej ukrywający się zaroślach. Mając przed oczami ów makabryczny widok, odwrócił się i zaczął mamrotać coś, co Jin rozpoznał jako modlitwę o spokój dusz.
- Musimy iść! - odezwał się w końcu - To będzie złe miejsce! A moje plemię musi wiedzieć, że Dzieci Bagien są na wojennej ścieżce! - dodał niecierpliwie.
- Ja tu zostanę - stwierdził nagle Edro - Pochowam tych biedaków, a potem sprawdzę pozostałe plantację i ostrzegę kolonistów -
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem