Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2023, 12:38   #121
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Dyskusje i planowanie się przedłużały. Zod wykorzystał moment. Odszedł dwa kroki w bok. Wziął wdech ukierunkowując magię. Zacisnął zęby aż zgrzytnęły nieprzyjemnie. Mrowienie w skórze było więcej niż boleśnie nieprzyjemne. Nie był pewny czy minęły trzy sekundy czy dziesięć gdy wreszcie przeszło. Sięgnął opancerzoną rękawicą pod maskę i metal przejechał po skórze wydając chropowate, głuche drapnięcie. Zacisnął pięść i poczuł jak skóra nadpękała przy każdym ruchu boleśnie. Był gotowy gdy Jin przejął inicjatywę. Dyskusja i tak trwała już zbyt długo. Ruszył do przodu, a na umówiony znak Edward wteleportował go między wrogów. Uśmiechnął się dziko pod maską i zaczął ciąć i siekać.
 
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-05-2023, 10:43   #122
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Będąc bliżej, bohaterowie mogli już lepiej dojrzeć wnętrze prostej chaty, a także kryjących się w nim jaszczuroludzi. Tych było czterech, a gdy tylko ogromny szkielet podbiegł do zdecydowanie zbyt małych dla niego drzwi, rozległ się bojowy okrzyk i zza krawędzi dachu wychynęło jeszcze dwóch. Okrzyk nie zdołał przebrzmieć, a zza ściany wypadł najszybszy z jaszczuroludzi, bez strachu uderzając szkieletowego trolla terbutje i wyszczerbiając kości na jego klatce piersiowej. To był wystarczający znak dla Edwarda, który wyskandował magiczną formułę, w mgnieniu oka przenosząc Zoda tuż za plecy jaszczuroludzia. Opancerzony wojonik uśmiechnął się paskudnie pod maską, zakręcił się w wojennym piruecie wbijając mu trzonek topora pod żebra, ale dalsza część, gdy kontynuując ruch rozbijał mu trebutje w drzazgi nie poszła zgodnie z planem, gdyż broń gadowatego odbiła się pod niewygodnym kątem zamiast roztrzaskać co wybiło go z rytmu. Wojownik przyjął cięcie na plecy gdy pozycjonował się w przejściu aby zablokować resztę jaszczurów przed wejściem do pokoju i go i towarzyszy ich większa ilością.
Blokując swoim ciałem drzwi, Zod mógł lepiej zobaczyć środek pomieszczenia. Z trójki pozostałych w nim jaszczuroludzi dwóch wyglądało podobnie do tych towarzyszących szamanowi podczas burzy, trzeci zaś stanowił budzący respekt widok. Mimo przygarbionej sylwetki większy o dobrą głowę od towarzyszy, gadoczłek był też przynajmniej dwukrotnie bardziej umięśniony. Jego ogon był krótszy, ledwie sięgający łydek, a w niektórych miejscach na ciele spod łusek wystawało (lub było w nie wbite?) coś wyglądającego na ciemnoniebieskie skupiska kryształów. Pokryty malunkami pysk wydawał się bardziej zwierzęcy niż smoczy, jak u jego pobratymców. Odziany był w zbroję ze skórzanych płytek, a w pazurzastych łapach dzierżył toporzysko niewiele mniejsze od oręża Zoda.
Amos korzystając z utworzonej przestrzeni, Amos wyskoczył z prawej strony tuż za ciosem troll-zombi uderzając szablą wysoko na na głowę i bark, poprawiając niskim kopnięciem w wewnętrzną część uda. Potężne kopnięcie wylądowało nieco wyżej, wywołując grymas bólu u półorka i każdego faceta widzącego sytuacje.
Gdy tylko Zod pojawił się w drzwiach chaty, ruszyło na niego dwóch dzikusów. Nauczony ostatnią walką, wojownik uskoczył przed podcinającym smagnięciem ogona, jednak ledwie to zrobił, przez jego zbroję przebiło się nabijane obsydianem terbutje, raniąc go mocno. Na to też był przygotowany: przyjął cios, by machnięciem toporem na odlew jednocześnie złamać wrogą broń i chlasnąć jaszczura.
W tym czasie zza szczytu dachu wyłoniła się kolejna gadzia postać. Znacznie chudsza i drobniejsza od potężnych wojowników, miała łuski pokryte jaskrawymi, seledynowymi malunkami. Na jej ramionach widać było kilka sporych kryształów, wyglądających jakby wyrastały prosto z ciała. Pozostając na dachu, jaszczuroludka wyskandowała inkantację, po której kryształy rozbłysły oślepiająco, a z jej rozcapierzonych palców wystrzelił strumień błyskawic, rażąc Amosa, Zoda i trollowego szkieleta, omijając jednak stojącego pomiędzy nimi dzikusa. Nawet z tej odległości Edward rozpoznał, że owe klejnoty są czymś w rodzaju przedmiotu ogniskującego magię, podobnie jak jego pierścień.
Niebo nad farmą zaczęło ciemnieć, jakby właśnie zbierało się na deszcz.
Edro podbiegł bliżej z łukiem w ręku, ale wystrzelona przezeń w jaszczuroludzia strzała wbiła się w ścianę chaty. Ledwie puściwszy cięciwę, wojownik zmienił broń na buławę i puklerz. Łuskowaty dzikus bez cienia strachu skoczył na szkieletowego trolla, który właśnie wspiął się na dach i chlasnął pazurem magiczkę, ale nie był w stanie nic mu zrobić, zaś stojący w głębi chaty zmutowany jaszczur nie rzucał się od razu do ataku - zamiast tego zaryczał przeciągle, niczym pradawny smok, sprawiając, że będący w pobliżu bohaterowie stracili pewność siebie.
Znajdujący się spory kawałek od potyczki uczeni ruszyli, by zmniejszyć dystans. W biegu Edward wyskandował tą samą inkantację, przenosząc Jina znacznie bliżej. Nagłe teleportowanie w przód alchemik zniósł dobrze. Widać był przyzwyczajony do tego trybu transportu… albo zwyczajnie miał nerwy ze stali. Przebiegł jeszcze kilka kroków dalej, wyciągając w ruchu z bandoliera kurzą kość.
- Obszar. Słabość. Panika - ogłosił, a z ziemi wystrzelił ku niebu wykonany z kości totem.

Ciężko ranny jaszczuroludź nie poddawał się, z furią atakując Amosa, ale bez żadnego sukcesu. O dziwo, wciąż trzymał się na nogach, co jednak nie trwało długo. Mimo przeszywającego serce niepokoju, półork najpierw ciął go szablą, zmniejszając dystans, a następnie uderzył go czołem w pysk z taką siłą, że nawet stojący obok Zod usłyszał charakterystyczne mokre chrupnięcie łamanego karku.
To mogło go rozproszyć, gdyż ugiął się nieco pod naporem przeciwników. Dał się przytłoczyć i nie wiedział jak długo utrzyma tę pozycję, ale walka za jego plecami już była na wykończeniu. Zdzielił jaszczury, jednego trzonkiem w biodro, drugiego pancerną rękawicą przez pysk i wycofał się krok w bok, robiąc miejsce dla towarzyszy aby go wsparli, co zaraz wykorzystał Amos.
Gdy jaszczuroludzie zawyli gniewnie na widok śmierci kompana, Finnseach zdążył wspiąć się na dach i dźgnąć jaszczurczą elektrokinetkę materializującą się właśnie w jego dłoniach włócznią, lecz przeciwniczka okazała się wyjątkowo szybka i uniknęła ciosu. Odskoczyła zwinnie poza zasięg broni i szkieletowych pazurów, wyrzucając z siebie kolejną strugę piorunów, które przypaliły elfa i nieumarłego. Nie zatrzymało to trolla, który w kilka uderzeń serca rozszarpał stojącego najbliżej dzikusa.
Na dole sytuacja Zoda wydawała się pogarszać - gadzi ogon uderzył go pod nogi, powalając na ziemię, a sekundę później zbroję przebił mu obsydianowy kolec terbutje. Na szczęście Jin był już w pobliżu, więc ciemna chmura magii spowolniła uderzenie, które i tak zostawiło po sobie znacznie mniej krwi niż Amos uważał za normalne.
Edro dopadł do kolejnego jaszczuroludzia akurat w momencie, gdy półork parował jego cios, ale cięcie elfiego ostrza okazało się niecelne. Skuteczniejszy okazał się Edward, uderzając w niego rozbryzgiem czystej kinetycznej mocy.

Alchemik wyjął z bandoliera kilka reagentów które szybko zmieszał i zaczął coś szeptać. Ręką z substancjami wykonał w powietrzu ruch, stawiając runę w wodnym "zimno". I cisnął mieszanką w pokrytego kryształami jaszczuroludzia.
Momentalnie istota zaczęła obrastać płytami grubego lodu, ale jaszczur zaryczał i szarpnął się, łamiąc formujące się w około niego więzienie.
Zmutowany jaszczur machnął wściekle toporem, niszcząc stojący obok stół, a kryształowa narośl na jego grzbiecie rozrosła się, osiągając rozmiar ludzkiej głowy. Powietrze wokół dzikusa zaczęło iskrzyć od wyładowań - niewielkie pioruny strzelały naokoło, przypalając drewno. Jaszczuroludź doskoczył do Zoda i zamachnął się toporem, którego stylisko otaczała elektryczna aura. Leżący na deskach wojownik miał jednak szczęście i ostrze wbiło się we framugę wysoko na jego głową.
Zod ryknął pod maską aż fala ciepła z oddechu uderzyła go w twarz machnął toporem na wpół oślep, bardziej by zyskać trochę przestrzeni i zerwał się na nogi, podpierając się na trzonku, a otaczające zmutowanego jaszczura iskry zaczęły na niego przeskakiwać. Przyjął uderzenie terbutje na bark… i nie bardzo się tym przejął, ale wytrąciło go to na tyle z równowagi, że kolejne machnięcie jego topora również okazało się niecelne… przynajmniej stał na nogach… za to maleńkie pioruny stawały się coraz większym utrapieniem, rażąc wojownika
Amos wziął głęboki oddech uspokajając serce. Czuł jak krew pompuje adrenalinę, zgiełk walki toczącej się wokół dochodził jakby z oddali. Czuł zapach krwi i potu. Ścisnął mocniej broń i natarł na przeciwników. Szybkim ruchem ręki uderzył jaszczuroczłeka w bark szablą, po czym kopnął zdradliwie pod przeciwne kolano. Noga ugięła się, rana na ręce nie pozwoliła złapać równowagi, przeciwnik padł na deski. Amos wykorzystał tę lukę i uderzył paskudnie szablą, którą jakimś cudem nie trafił i toporem tworząc poważne krwawienie. Spojrzał na drugiego, stojącego obok przeciwnika, który zajęty Zodem nie zauważył nieczystego zagrania. Amos wysunął nogę zaczepiając o piętę przeciwnika i pociągnął do siebie mocnym szarpnięciem z biodra. Drugi przeciwnik zakołysał się i padł. Półork dokończył obrót i zdzielił leżącego szablą na odlew, a Zod dokończył dzieła, przecinając próbującego wstać na dwie krwawe połówki. Ostatni z wojowników brocząc krwią zerwał się szybko, unikając w ostatniej chwili kinetycznego pocisku Edwarda, zabrzęczał swoim terbutje o zbroją Zoda, po czym odskoczył, robiąc miejce zmutowanemu jaszczurowi.
Ten moment wykorzystał Jin, który widząc brak efektu swojej lodowej mikstury zmienił podejście. Odczepił od pasa worek wypełniony lepistą mazią i cisnął nim w pokrytego kryształami wojownika. Alchemiczna substancja rozprysnęła się na jego klatce piersiowej, szybko puchnąc, twardniejąc i przytwierdzając jaszczura do podłoża. Mutant nie potrzebował więcej niż paru sekund, by rozerwać oplatające go pnącza, po czym z mordem w oczach ruszył na stojących zbyt blisko uczonych.


Zod zawirował ze zręcznością i szybkością której trudno było od niego oczekiwać. Trzonek topora wbił się w wojennym piruecie pod żebra jaszczura wypompowując z niego powietrze, a głowica zbiła kontrę jego trebutje, ale nie zatrzymał się i kolejnym obrotem już był przy zmutowanym jaszczurze. Łuskowaty spuścił Zodowi swój topór na głowę, a ten nie dał rady zablokować i ostrze sięgnęło jego barku, zatrzymując się równo na rytualnie utwardzonej skórze Zoda jak i magii Jina, ale wciąż werżnęło się głęboko ciało. Ryknął spod maski maskując ból okrzykiem bojowym i zdzielił go trzonkiem pod kolano, odzyskał chwilową przewagę i sam natarł odcinając głowicę topora jaszczuroluda od reszty broni, gdy wyładowania elektryczne tańczyły po jego ciele. W tym czasie Amos dwoma błyskawicznymi cięciami powalił ostatniego wojownika. Wciąż rozpędzony po ataku, szybkim kopnięciem w kolano powalił wciąż zaskoczonego utratą broni mutanta, wyrąbując mu dwie potężne rany na grzbiecie, gdy leżał już na ziemii.

Tymczasem na dachu sytuacja także przechylała się na stronę bohaterów, chociaż nie bez strat. Miotająca piorunami jaszczuroludka cisnęła kolejną błyskawicą, niszcząc nieumarłego trolla, po czym uciekła w stronę tyłu chaty, zwinnie odskakując przez włócznię Finnseacha, jak i strzałami Edro, który chciał zajść ją z drugiej strony. Elf dobiegł do krawędzi dachu i pchnięciem od góry trafił ją przez obojczyk, rozrywając ciało i tworząc silnie krwawiącą ranę. Jaszczuroludka, najwyraźniej widząc zbliżającą się śmierć, odsunęła się nieznacznie od Finnseacha, po czym wysyczała kilka słów, a wokół jej ciała powietrze eksplodowało błyskawicami, raniąc elfa i Edro. Po tym wyczynie wyglądała na mocno zmęczoną, a pioruny wciąż uderzały we wszystko naokół. Edro nie zważając na to pomknął w jej stronę w biegu sięgając do dwuręcznego ostrza i ciął, powalając jaszczurzycę na ziemię.

Edward widział stojącego przed nim jaszczura i mając przy sobie Jina i rannego Zoda zaczął panikając spodziewając się że jeśli jaszczur zdąży się zamachnąć to niepowstrzymanie go któregoś z nich może sporo kosztować. Szczęśliwie mag przygotował się na podobną sytuację, jednak zostało jeszcze poprawne wprowadzenie rozwiązania w życie. Edward rozpoczął inkantację i pośpiesznie wychylił się do zagrażającego im jaszczura, gdy jego dłoń spoczęła na klacie przeciwnika, inkantacja dobiegła końca i jaszczur zniknął pojawiając się kawałek dalej zaraz za Amosem. Edward zadowolony z udanego zaklęcia uśmiechnął się i przekierował dłoń w stronę jaszczura by wskazać towarzyszom gdzie przeniósł przeciwnika.
-Za tobą Amos!
Jin skinął z podziękowaniem Edwardowi, walka wręcz zdecydowanie nie była jego silną stroną. Przez chwilę zastanawiał się nad zaatakowaniem jaszczura, ale zrezygnował z tego, widząc jak ciężko ranny jest Zod. Podbiegł do niego, sięgnął do magicznego pasa pełnego alchemicznych reagentów, a ten posłuszny jego woli wypluł to co potrzebne na wierzch. Pokrył mieszaniną najgorsze rany wojownika, które zaczęły się goić szybciej niż troll którego niedawno zabili.
Wyrośnięty jaszczuroludź nawet nie próbował zorientować się, co się dzieje wokół niego, zamiast tego zerwał się, ignorując krwawiące rany i kolejny cios Amosa, po czym rzucił się na półorka z zębami. Jego szczęki rozbłysły błyskawicami, gdy zatapiał je w torsie wojownika, a uderzenie elektryczności niemal oszołomiło mocno poranioną ofiarę. W sukurs półorkowi przyszedł Zod, który odwrócił się za palcem Edwarda gdy Jin rozcierał na nim maście. Był pod wrażeniem jak sprawnie mu to szło. Warknął dobiegając do jaszczura i potężnym cięciem rozpłatał jego zbroję, raniąc go w klatkę piersiową. Amos otrząsnął się szybko i dołączył do towarzysza, ponownie posyłając wroga na ziemię i zadając kolejne ciosy. Wydawało się wręcz nieprawdopodobne, by ogromny jaszczur wciąż żył, mało tego, nie stracił woli walki - ale to był już jego koniec. Alchemik dołączył do wojowników którzy radośnie zaczęli siekać pozostawionego samego sobie mutanta. Z bandoliera wyciągnał przygotowany wcześniej granat w miedzianej osłonce i przerzucił go nad głową Amosa. Ładunek eksplodował na ramieniu jaszczuroludzia, zmieniając połowę jego twarzy w siekane mięso i momentalnie okrywając górną połowę ciała płytami zestalonego lodu. To wystarczyło, by przestał się poruszać.

Gdy kurz bitewny już opadł, a Jin zajął się rannymi, bohaterom pozostało sprawdzenie wnętrza chaty i upewnienie się, czy ktoś nie przeżył. Niestety, jakkolwiek drobne nadzieje by mieli, okazałyby się płonne. Wnętrze domostwa przypominało scenę z koszmarnego snu: kompletnie zdewastowane pomieszczenia, krew pokrywająca ściany i meble, oraz ciężki zaduch gadziego piżma i rozpoczynających się procesów gnilnych. Na zwłoki natrafili dopiero w drugiej izbie - siedem ciał kobiet, mężczyzn i dzieci, wręcz zmasakrowanych z ogromną brutalnością. Ofiary zostały pozbawione głów, które ułożono w stosik w kącie pokoju, niczym jakiś blużnierczy ołtarzyk. Brakowało im też niektórych kończyn, sądząc po ranach, odgryzionych - tych brakowało, co zapewne znaczyło, że służyły za przekąskę dla napastników. Na ścianie nad zwłokami krwawymi, koślawymi literami smoczego alfabetu napisano "Przybysze zza mórz znajdą tu tylko śmierć!".

Gdy bohaterowie oglądali tą scenę mordu, dołączył do nich Muhduzi, wcześniej ukrywający się zaroślach. Mając przed oczami ów makabryczny widok, odwrócił się i zaczął mamrotać coś, co Jin rozpoznał jako modlitwę o spokój dusz.
- Musimy iść! - odezwał się w końcu - To będzie złe miejsce! A moje plemię musi wiedzieć, że Dzieci Bagien są na wojennej ścieżce! - dodał niecierpliwie.
- Ja tu zostanę - stwierdził nagle Edro - Pochowam tych biedaków, a potem sprawdzę pozostałe plantację i ostrzegę kolonistów -
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-05-2023, 13:33   #123
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Po zakończonej walce Jin spędził trochę czasu łatając swoich towarzyszy. Robił to z niezwykłą sprawnością, pomagając sobie umagicznionymi narzędziami, nabytymi jeszcze w Pridon’s Heart. Po nie więcej jak pięciu minutach na skórze niedawno rannych nie było śladu po walce, z wyjątkiem pojedynczych, drobnych siniaków.

Gdy tylko spełnił swoje podstawowe zadanie zabrał się za oglądanie zwłok pozostałych na polu bitwy. Niestety szkielet trolla został całkowicie zdewastowany i nie nadawał się do ponownej reanimacji. Jin wydłubał z wnętrza swoje granaty i rozłożył je na czynniki pierwsze. Jednak jego praca nie była zakończona. Nie mógł zostawić w przypadkowym miejscu dowodów swojej działalności. Zassał trolla i jednego z jaszczuroludzi do swojego wnetrza, po czym powędrował gdzieś niezbyt daleko w dżunglę. Wrócił po kilkunastu minutach.

Masakra którą jaszczuroludzie urządzili sprawiła że nawet na twarzy alchemika, jakby nie patrzeć parajacego się na codzień trupami, ujawniło się coś w rodzaju obrzydzenia. Był przekonany że mieszkańcy zostali okaleczeni, przynajmniej częściowo, za życia. Ciężko było mu sobie wyobrazić co czuli umierając.

Dołączył do Mudhuziego, wznosząc krótką modlitwę do Abadara, który jak przypuszczał był patronem tutejszej społeczności i do Pharasmy by osądziła ich uczciwie, sięgając przy tym do swojej szerokiej wiedzy w dziedzinie religii. Liczył przy tym na to że białolica nie zainteresuje się jego osobą, ale nie mógł pozwolić na to by te ciała wstały w sposób… niekontrolowany. Zresztą był zbyt małą rybką by oczy Szarej Pani miały czas na nim spocząć.

Natomiast słowa Edro nieco go zaskoczyły.

- Dobrze. Zostawię ci nieco środków leczniczych, na wszelki wypadek. - odpowiedział i obrócił się do reszty drużyny.

- Jestem gotowy. Czuję że musimy się śpieszyć.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-05-2023, 15:56   #124
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Maska Zoda patrzyła beznamiętnie na rzeź. Nie ukazywała rozszerzonych źrenic na widok mężczyzny o flakach wyprutych by dostać się do delikatnej wątroby. Nie drżały jej usta przez kobietę o twarzy rozoranej pazurami i głowie skręconej tak bardzo, że wręcz prawie urwanej, patrzącej jedynym ocalałym, zbladłym już okiem w mniej więcej jego kierunku.
Ale opancerzona prawica drżała zaciskając się na toporze i zdradzała, że dziecko złamane w pół, z siłą od której pękł mu brzuch nie było mu obojętne…
- Bogowie… dajcie by byli już martwi…
Chciał powiedzieć, ale tylko stęknął. Zdał sobie sprawę, że usta szybko wypełnia mu mocno słony smak. Odwrócił się i wyszedł na zewnątrz, przepychając się obok Edwarda bez krztyny uprzejmości w ruchu
- Przepr… - urwał dziwnie, nie zwalniając nawet kroku.
Trzymaj się, trzymaj się, powtarzał sobie znikając za rogiem, jeszcze krótki moment…

Upuścił topór, przeszedł jeszcze dwa kroki dalej zrywając maskę i zgiął się wpół wyrzucając z siebie potrawkę z dziwnego miejscowego kurczaka i zwyczajnej kontynentalnej marchewki.
Potem jeszcze jej trochę.
A potem samą żółć.

Nic nie dały próby zachowania godności. Nie dało się zrobić tego po cichu. Nie dało się udawać, że poszedł tylko pęcherz opróżnić. Amos i Finn pewnie uznają to za słabość. Łatwo było mu sobie wyobrazić tych dupków rzucających mu pogardliwe spojrzenia.

Zacisnął zęby aż zgrzytnęły i oddychał, a powietrze świszczało między sześcioma rzędami długich, ostrych i cienkich jak szpilki zębów. Uderzył pięścią w ścianę i sięgnął po manierkę by wypłukać sobie pysk.
 
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-05-2023, 21:23   #125
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Wreszcie, walka była skończona. Amos czuł jak szał bitwy, dzwonienie w uszach, napięcie każdego mięśnia gotowe ruszyć ciałem w morderczy taniec szybko ustępuje. Zaraz za nim ustąpi naturalny środek przeciwbólowy.
- Kurwa Edward... - sapnął cofając się do ściany budynku o którą oparł się zdecydowanie zbyt mocno. Starał się oddychać głęboko, ale rzęził. Sądząc po płytkim oddechu i wszechobecnym bólu, chyba miał połamane kilka żeber.
Dotknął przedramienia szepcząc krótką modlitwę. Kolejno runy jaśniały magiczną złotą energią, gasły i rozpływały się w powietrzu pozostawiając zieloną skórę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były. Klatka półorka wygięła się wracając do normy gdy magia nastawiła złamane kości. Przestał krwawić. Czuł promieniujący ból w klatce przy każdym oddechu, ale z każdą chwilą mógł złapać oddech. Sięgnął po broń i wszedł z resztą do budynku. To co zobaczył w środku zmroziło go do kości. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego widoku. czym innym jest zabijać, plądrować, czy gwałcić. Widział wiele niegodziwości w życiu, ale ten poziom bestialstwa przywodził na myśl historię o demonach zabawiających się śmiertelnikami, nie zaś inteligentną co by nie mówić rasę.
Półork przepuścił wybiegającego Doda doskonale rozumiejąc wielkiego wojownika. On też czuł przeraźliwa obrzydliwość, jednak nie znajdował w sobie wystarczającej empatii by zwrócić swój posiłek. Podziwiał jednak tych, którzy mieli w sobie tyle człowieczeństwa. Nie było na co patrzeć. Odwrócił się i wyszedł na zewnątrz. Ktoś będzie musiał to posprzątać, pochować. Zdaje się, że zabawią tu nieco dłużej, a to oznacza, że można odpocząć chwilę.

Z bólem zdjął magiczną koszulkę kolczą, która przetrwała atak paszczy jaszczura bez widocznego ubytku i upuścił ją na ziemię. Czerwona od jego własnej krwi, dziurawa w wielu miejscach koszula podzieliła los zbroi. Amos stęknął sięgając po stojące obok wiadro z wodą, które wylał na siebie spółkując swoją krew. Wyglądało na to, że rany zostały zasklepione, pozostawiając szereg blizn zlewających się z tatuażem misternie wypisanym na skórze. Przeciągnął się aż strzyknęło w stawach i zaczął się ubierać. Zakrwawioną kolczugę przemył resztką wody z wiadra. Lubił to uczucie zakładania mokrego pancerza. To jak szorstko i nieprzyjemnie oplatał ciało. Przypominało mu to życie na morzu. Życie, które postanowił opuścić i nie wracać. Z pewną nostalgią zauważył, że im dalej w ląd, tym mocniej tęskni za słonym smakiem burzy, za kołysaniem deku, szumu wiatru. Nawet szkorbut wydawał się miłym wspomnieniem.

Kiwnął głową wracającemu Zodowi.
- Wszystko w porządku? -
 
psionik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-06-2023, 09:19   #126
 
EdwardDragon's Avatar
 
Reputacja: 1 EdwardDragon nie jest za bardzo znany
Edward widząc co wielki Jaszczuroczłek zrobił Amosowi po tym jak został przez maga wyteleportowany miał jednocześnie wyrzuty sumienia za to że przeniósł wroga zaraz za jego plecy, ale z drugiej strony był przekonany że gdyby on sam bądź któraś ze stojących obok niego osób została trafiona tym atakiem zakończyłoby się to znacznie gorzej..
-Wybacz..
Napomknął do Amosa dość niezręcznie nim weszli do budynku.

Widok tego co pozostawili po sobie Jaszczuroludzie zamurował maga. Czarodziej wpatrywał się nieruchomo w ciała gdy przez jego umysł zaczęły przewijać się obrazy całej ich grupy i tego że jeśli przegraliby by.. jeśli przegrają to prawdopodobnie skończą w ten sam sposób. Wrócił jaźnią do rzeczywistości dopiero w momencie gdy wpadł w niego Zod odpychając go na bok z drogi do wyjścia. Zdecydowanie nie miał mu za złe jak najszybszej próby wyjścia z tego miejsca. Samemu rzucił jeszcze raz jedynie wzrokiem na stertę ciał po czym zaczynając czuć unoszący się w przestrzeni swąd skierował się na zewnątrz walcząc z mdłościami. Przystanął na chwilę samemu kawałek dalej by zaczerpnąć świeższego powietrza i uspokoić myśli. Dopiero po chwili przytaknął zgadzając się z Muhduzim i zaczynając żałować że nie był bardziej przekonany do zignorowania tego tropu.. przemył sobie twarz, nawodnił się i dołączył do reszty pilnując żeby Muhduzi trzymał się przy nich próbując się pozbyć nieprzyjemnych myśli.
 
EdwardDragon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-06-2023, 06:53   #127
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Za rogiem budynku na Zoda czekał Jin z wyrazem zatroskania na twarzy.
- Wszystko w porządku? - spytał retorycznie, wyciągając w kierunku wojownika rękę z jakimś małym, materiałowym pakunkiem - Mieszanka ziół i aromatycznych soli, dwa trzy głębokie wdechy i powinno pomóc.
Zod kiwnął głową bez przekonania, ale nie wydusił z siebie jeszcze słowa. Odpiął pancerną rękawicę i zrzucił ją na ziemię. Pod stalową miał drugą, materiałową. Wziął zioła i wsunął pod maskę, wspomagając się drugą dłonią biorąc delikatne wdechy… nie wiedział czy miał je tak blisko nozdrzy jak lekarz przewidywał.
- Co tam masz za zioła? - spytał Amos w swoim beznamiętnym stylu.
- Imbir, sole trzeźwiące i odrobina alchemicznego destylatu z pieprzu mojego autorstwa. - odparł alchemik, obserwując półorka i przez kilka sekund milczał szukając słów - Użyteczna rzecz gdy widzi się takie rzeczy.
Amos nie odpowiedział od razu. - Więc widziałeś to wcześniej? - spytał.
- Byłem w szkole oficerskiej. Nic aż tak… ekstremalnego i okrutnego, ale rozczłonkowane ciała humanoidów tak.
- Hmpf. - padło w odpowiedzi. - Nikt nie powinien musieć oglądać takich widoków. Nawet najokrutniejsi z kaprów nie zab… mordo… brakuje mi słów na to co zrobili z tymi dziećmi. -
Alchemik pokiwał głową, wyraźnie zgadzając się opinią Amosa.
- Tym lepszy powód by to ukrócić. Tutejsi jaszczuroludzie wyraźnie nie widzą w nas istot inteligentnych. Negocjacje nigdy nie przyniosłyby skutku.
- Nienawidzą nas - skomentował Zod gdy poczuł się lepiej - Dziękuję - skinął głową oddając zioła - Przynajmniej żołądka mi nie skręca. Nie byłem na wojnie, ale spiłem się rok temu z weteranem Wojen Goblińskich. Z czasem dziad zaczął opowiadać o paskudztwach jakie sobie nawzajem robili ze schwytanymi jeńcami. Im więcej wypił tym mroczniejsze stawały się opowieści i na bardziej… złamanego wyglądał. Na koniec tylko już łkał, seplenił i siorbał rozlany na stole sikacz, a ja potem trzy dni nie mogłem spać. Nie dziw, że nie chodził spać trzeźwy. Jak wrócimy do Pridon’s Hearth musimy opowiedzieć o tym burmistrzowi. W okolicach pewnie jest więcej takich chatek. Trzeba zebrać ludzi by wrócili do osady. Wszyscy… I szukali bezpieczeństwa w grupie.
Edward po chwili dołączył do grupy, usiadł sobie w pobliżu słuchając rozmów i nie chcąc przeszkadzać w rozmowach próbując zebrać myśli.
- Będzie dla nich bezpieczniej. - zgodził się Amos. - Dobrze, że zboczyliśmy ze szlaku, ale trzeba wracać. Mamy swoje zadanie. Edro zbierze ludzi i pochowa tych pechowców. -
Wielki wojownik kiwnął głową
- Tak. Chodźmy.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-06-2023, 03:26   #128
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Pożegnawszy się z Edro, bohaterowie nie bez ulgi opuścili zdewastowaną farmę i ponownie zapuścili się w spowite półmrokiem głębiny dżungli. Muhduzi narzucił większe tempo, ale mimo to postój i odpoczynek zarządził dopiero, gdy wokół zapadły już kompletne ciemności.
Każdemu członkowi drużyny zdarzało się już nocować pod gołym niebem, lecz nocleg w otwartej dżungli był czymś zupełnie innym. Niedawna noc spędzona w Forcie Przełomu dawała tego lekki przedsmak, lecz między czterema ścianami a kompletnie otwartych terenem różnica była ogromna. Do hałasów w ciemnościach można było się przyzwyczaić, ale wszechobecne robactwo i przelotne deszcze dawały się mocno we znaki. Nikt poza Zodem nie miał ze sobą namiotu, więc bohaterowie zmuszeni byli improwizować – na szczęście Amos był na tyle biegły w sztuce przetrwania, by z pomocą Jina przygotować odpowiednie szałasy, chroniące przed deszczem. W tym czasie ich przewodnik przygotował ognisko, i podśmiewując się z niezdarnych dużych ludzi, znalazł sobie sporą dziuplę, która wyglądała jakby nie pierwszy raz używano ją w tym właśnie celu.


Mimo ciężkiej nocy, następny dzień okazał się znacznie łatwiejszy i minął znacznie szybciej. Już z rana dotarli do brzegu niewielkiej rzeczki, którą pozostawało im tylko podążać w górę jej biegu. Zarośla nie były tam tak gęste, a pogoda była bardziej sprzyjająca – lekki wiatr i sporadyczne opady były znacznie przyjemniejsze za dnia niż nocą. Utrzymująca się zasłona chmur budziła jednak pewien niepokój, czyżby do Pridon’s Hearth zbliżała się kolejna masywna burza? Gdy zbliżał się wieczór, drużyna minęła sporą wyrwę w ścianie zieleni, wyglądającą jakby przez dżunglę z południa na północ przetoczył się ogromny głaz. Muhduzi nie przejął się zbytnio tym widokiem twierdząc, że to pewnie jeden z wielkich gadów szukał nowego miejsca na żer.
- Te wielkie są spokojne i głupie, jedzą rośliny i nie atakują pierwsze - wyjaśnił - Ale lepiej ich nie zaczepiać, chyba że polujecie całym plemieniem. To te małe są najgroźniejsze, to sprytni myśliwi – dodał z dumą, wyraźnie sugerując jakąś analogię.

Jakby kontrastując z poprzednim, ostatni dzień marszu był zdecydowanie najcięższym. W pozornie przypadkowym miejscu Muhduzi odbił od rzeki i wprowadził drużynę na podmokłe obszary dżungli, prąc uparcie na wschód. Do gorąca i duchoty dołączył więc grząski teren, z każdym krokiem robiący się coraz bardziej bagnisty. W pewnym momencie niziołek oznajmił wręcz, że od teraz muszą iść dokładnie po jego śladach, by unikać pułapek, zarówno naturalnych jak i takich zastawionych przez jego plemię. Było już dobrze po południu, gdy w końcu zauważyli jakieś zabudowania, chociaż nazwanie ich w ten sposób mogło być pewnym nadużyciem. Kilka niewielkich, dostosowanych dla niziołków drewnianych chatek postawiono na wysokich, wbitych w bagno palach i połączono mostkami linowymi na wysokości kilkunastu stóp nad ziemią.


Wioska wyglądała na kompletnie opustoszałą – wyglądało to tak, jakby jej mieszkańcy zostawili wszystko i uciekli z niej w pośpiechu. Widząc to, bohaterom od razu przyszły do głowy najgorsze scenariusze, lecz o dziwo Muhduzi wydawał się być tym niewzruszony. Wręcz przeciwnie, zrobił kilka kroków do przodu i wydał z siebie serię gwizdnięć i kliknięć. Dźwięki ledwie zdążyły przebrzmieć, gdy wyglądająca na martwą wioseczka momentalnie odżyła. Z wejść do domów i doskonale zamaskowanych kryjówek wśród gałęzi oraz szuwarów wyłoniło się kilkanaście drobnych postaci o karnacji równie ciemnej co ich przewodnik. Odziani byli w proste stroje w szarobrązowych barwach sprawiające, że niemal zlewali się z otoczeniem, a większość była uzbrojona we włócznie i proce osadzone na długich kijach. Song’O taksowali uważnie bohaterów, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów, jakby mieli do czynienia z dzikimi zwierzętami. Rozluźnili się dopiero po dłuższej tyradzie Muhduziego – wojownicy przyjęli bardziej rozluźnione postawy, a Finnseach usłyszał przytłumiony szloch z jednej z chat. Wciąż nikt się jednak do nich nie odezwał, jakby wszyscy na coś czekali. Stało się to jasne po kilku napiętych chwilach, gdy przed oblicze drużyny dotarła staruszka.


Niziołka, mająca z pewnością blisko stu lat, była pomarszczona i przygarbiona, a idąc wolnym tempem, podpierała się włócznią niczym laską. Owinięta była zdobną, zieloną peleryną z licznymi haftami, niepasującą zarówno do tej pogody, jak i strojów jej współplemieńców. Ci zaś patrzyli na nią z mieszanką szacunku, strachu i uwielbienia, co mówiło wszystko o jej pozycji. Kroczyła niespiesznie, by w końcu zatrzymać się kilka kroków od drużyny i spojrzeć w ich twarze. Jej oczy, w przeciwieństwie do ciała, pełne były życia i trudnej do opisania mocy.
- Witajcie w wiosce Cahshil, przybysze zza wody – powiedziała we wspólnej mowie, chociaż z nietypowym akcentem - Jestem starszą tego plemienia, zwą mnie Zaahku. Jesteśmy wam wdzięczni za uratowanie jednego z naszych łowców i sprowadzenie go do domu. Dziś opłaczemy jednego brata mniej - kiedy mówiła, z chatek wyszło kolejnych kilkanaście osób, głównie kobiet i dzieci, które zajęły się własnymi sprawami, nie przejmując się już specjalnie obecnością obcych - Wy pomogliście nam, a jak my możemy wam pomóc? – zapytała w końcu, chociaż w jej głosie czuć było ostrożność.

Mimo, że wioska pozornie wracała do swojej normalności, bohaterowie czuli, że nieprzerwanie obserwuje ich przynajmniej kilka par oczu.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2023, 17:53   #129
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Potrzebujemy informacji o liczebności i lokalizacji Dzieci Bagien. Ilu mają wojowników, magów, szamanów, a ile cywili? Musimy też dowiedzieć się kim jest “Mówca Daruthek” i jaki jest zakres jego… kontroli nad pogodą i innych umiejętności magicznych. Przydałaby się nam też możliwie szczegółowa mapa okolic, jest pewien że wasze są o wiele dokładniejsze od naszych. - zaczął wymieniać niezbędne informacje Jin. W trakcie przemowy zdjął plecak i powolnymi ruchami rozpoczął go przetrząsać w poszukiwaniu zdobycznego symbolu Siewców Burz. W końcu go wygrzebał i powoli podał niziołce. Nie chciał by ich gospodarze naszpikowali go strzałami. - Znasz ten symbol? -
Staruszka patrzyła przez chwilę to na medyka, to na wyciągnięty przez niego symbol, po czym zaśmiała się cicho.
- Masz wiele pytań, chociaż wyglądasz jakby ciekawość już raz cię pokarała - zaśmiała się cicho, a alchemik skrzywił się wyraźnie - Ten symbol… mój dziadek opowiadał mi historie o Pasterzach Burz. Oddawali cześć Gozrehowi, jak i my, ale robili to - zamilkła, szukając słowa - niewłaściwie. Byli pełni buty, arogancji i egoizmu. Dziadek wspominał, że hodowali burze tak jak inne duże ludy hodują psy. Założyli wioskę niedaleko, a później świątynię w głębi dżungli. Wszyscy zniknęli w potężnej burzy, kiedy wciąż był dzieckiem, ale słuchamy przestróg przodków i nie zapuszczamy się tam, gdzie mieszkali - zrobiła pauzę, rozglądając się po współplemieńcach i robiąc gest, który miał zapewne jakieś symboliczne czy ochronne znaczenie. Kilku niziołków go powtórzyło.
- Nie mamy map, nasi łowcy ich nie potrzebują - wróciła do poprzednich pytań, mówiąc z dumą - A Dzieci Bagien… Są naszymi sąsiadami, odwiedzali czasem nasze terytoria, by łowić ryby lub pochować zmarłych w smołowych polach. Bardzo uparci i terytorialni, ale byli zawsze skorzy do handlu, przynajmniej do tego roku. Moi zwiadowcy mówią, że stracili tereny na północ od rzeki w walce z boggardami, pewnie dlatego nie chcą się już z nikim kontaktować, może przez to są tacy agresywni -
- Gdzie znajdziemy ruiny świątyni tych… wyznawców Gozreha? A co z lokum jaszczuroludzi i boggardów? Czy moglibyście je oznaczyć na naszej mapie? - spytał Jin.
- Tereny jaszczuroludów i boggardów były na północ stąd, po drugiej stronie rzeki. Song’O się tam nie zapuszczali, żyjemy bez zadzierania z większymi ludami. Świątynia była gdzieś na wschodzie, nasi przodkowie odwiedzali tylko wioskę Pasterzy Burz, dalej ich nie dopuszczono. -
- Na północ? To by sugerowało że jaszczuroludzie muszą przejść przez wasze tereny by dostać się do naszej kolonii… - odparł alchemik wyraźnie nad czymś myśląc - Nie zaobserwowaliście ataków w ich wykonaniu na swoje tereny? W forcie który odbiliśmy znaleźliśmy zmasakrowane zwłoki waszych współplemieńców, raczej by tego nie robili chcąc utrzymać z wami dobre relacje. Nie wspominając nawet o kiepskiej próbie zrzucenia na was odpowiedzialności.
- Tam mieszkali kiedyś, zanim boggardy zajęły ich terytoria - doprecyzowała szamanka - Song’O nie są ani groźni, ani ważni dla dużych ludów, a nasza wioska nie jest łatwa do znalezienia. To o czym mówicie, to pierwszy taki przypadek, ale będziemy przez to uważniejsi - powiedziała poważnie.
- Nie mam więcej pytań, dziękuję. - powiedział Jin, rozglądając się po towarzyszach.

- Ekhm… - chrząknął Zod niezręcznie - Szukamy też Kobaltowego Oka, statku kupieckiego który gdzieś w delcie rzeki miał stanąć na mieliźnie albo się rozbić. Jeśli wiecie coś o nim to informacje będą dla nas cenne. Są tam ludzie do uratowania.
- Sprawdźcie wzdłuż brzegu rzeki, statki nie pływają po naszych bagnach - po tych słowach staruszka rzuciła parę słów w niziołczym, na co kilku Song’O wybuchnęło śmiechem - Odnoga na południu jest głębsza i szersza, więc jeśli ktoś płynął rzeką, to pewnie nią -
Zod już wydał pierwszą głoskę czując jątrzącą potrzebę się bronić, ale… odpuścił mówiąc sobie, że to nie jest tego warte i tylko kiwnął głową.

Początkowo Edward nie włączał się do rozmowy, ufając że towarzysze poradzą sobie z zebraniem informacji, ale nie mógł się powstrzymać. Musiał spytać o to co interesowało go najbardziej.
- Hmm.. w sumie osobiście co nie do końca jest związane z naszym zadaniem chętnie spytałbym czy nie było gdzieś w pobliżu widać smoków? Takich jakby dużych dinozaurów ze skrzydłami plujących ogniem? Czy może jakiś starych kamieni z wyrytymi podobiznami takich?
- Wystarczająco ciężko jest polować na takie zwykłe, bez skrzydeł i ognia -
niziołka uśmiechnęła się - Nigdy takich nie widziałam -

Na koniec Jin nagle się pobudził, jakby sobie o czymś przypomniał.

- Będę potrzebował zwłok największego zwierzęcia jakie jesteście w stanie bezpiecznie zdobyć. Mogą być same kości, byle były kompletne. - powiedział alchemik, obserwując twarz niziołczycy. - Oczywiście jeśli nie będzie to zbyt dużym problemem.
Kobieta zawołała jednego z łowców i przez moment rozmawiała z nim w swoim języku, po czym zwróciła się do Jina.
- Kości ofiary należą do tego, kto ją upolował. Ale będziesz miał swoją szansę. Ostatnio w stronę pól smołowych szedł stary młotoogon, one mają dużo mięsa, ale są za duże dla Song’O -
- Dziękuję. - odparł nekrochemista.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-06-2023, 12:11   #130
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Song’O pozwolili bohaterom pozostać w ich wiosce na noc, chociaż ci musieli sami zadbać o miejsca do spania – domy niziołków były do tego zwyczajnie za małe. W czasie, gdy rozkładali obóz, tubylcy odprawili krótką i cichą ceremonię upamiętniającą wojowników zabitych w Forcie Przełomu, a następnie równie skromną celebrację „wskrzeszenia” Muhduziego, uważanego dotąd za zmarłego. Edward i Jin szybko zorientowali się, że ta specyficzna powściągliwość jest dla Song’O normalnością, w końcu niewielkie plemię niziołków nie miałoby szans w konfliktach z większymi istotami, dlatego nierzucanie się w oczy stało się ich drugą naturą. Podobnie jak nieufność wobec obcych: bohaterowie byli bezustannie obserwowani, a nawet podczas wspólnej kolacji, na którą zaprosiła ich szamanka, ona i ich przewodnik byli jedynymi, z którymi mogli zamienić więcej niż pojedyncze słowa. Starsza niziołka, jakby na przekór temu, mówiła dużo, opowiadając historię swej wioski, o tym jak przybyli w te okolice by uciec od narastających napięć między boggardami i jaszczuroludźmi, o tym, jak zawiązali pakt z żyjącym nieopodal duchem wody, a także jak większość ich kontaktów z dużymi ludźmi kończyła się pechowo dla Song’O.
Gdy udawali się na spoczynek, między ich posłania weszła Zaahku, niosąc w dłoniach małe zawiniątko. Położyła je na ziemi i odwinęła, ukazując delikatną złotą opaskę, wysadzaną drobnymi klejnotami.
- Uratowaliście jednego z naszych wojowników, a on zgodnie z naszym zwyczajem obiecał wam nagrodę. Song’O cenią życie brata więcej niż każdy klejnot, dlatego dajemy wam to. Jest magiczna, czyni umysł bystrzejszym, więc nada się dla was, nam sprytu pod dostatkiem – rzuciła i odeszła w mrok, śmiejąc się do siebie.

***

Rankiem Muhduzi grzecznie wymówił się od prośby Amosa o poprowadzenie drużyny do smołowych pól, woląc zostać ze swoją rodziną. Zgodził się za to poprowadzić ich do rzeki.
- Stamtąd musicie podążać jej biegiem. Potem wystarczy iść za nosem i śladem wielkich kości - powiedział, pokazując kierunek. Widać było, że powrót do swoich dodał mu animuszu - Poradzicie sobie. Jeśli kiedyś wrócicie w nasze okolice, nie próbujcie sami wchodzić do wioski, tylko przywitajcie się z daleka. Zawsze mile będę was widział w moim domu, ale sidłom tego nie wytłumaczę - rzucił, znikając wśród leśnych ostępów, gdy już dotarli do brzegu rzeki w północnej części delty.
Zgodnie z jego słowami, dalsza część drogi była problematyczna tylko pod kątem przedzierania się przez zarośla. Ledwie po paru godzinach marszu do nosów bohaterów zaczęła docierać charakterystyczna, nieprzyjemna woń smoły, a w prześwitach między koronami drzew dało się dostrzec unoszące się nad dżunglą smużki pary. Zapach z każdym krokiem wzmagał się, zmieniając się w trudny do zniesienia odór gdy bohaterowie wyszli na otwartą przestrzeń – a widok, który ich tam zastał, był równie zadziwiający, co przerażający.

W promieniu kilkuset metrów rozciągała się wyrwa w leśnej zieleni, wyglądająca jakby wyssano ją ze wszystkich kolorów, pozostawiając jedynie czerń smoły i biel kości, niczym w tutejszym wyobrażeniu domeny Pharasmy. Ogromne, sięgające kilku metrów sterty szczątków wyrastały z jeziorek gęstej, ciemnej cieczy, na której powierzchni co jakiś czas pojawiały się spore bąble. Same kości były też imponujących rozmiarów, piszczele dorównywały wzrostowi dorosłego człowieka, niektóre czaszki mogłyby posłużyć za wygodne schronienie dla niziołka, a strzeliste żebra klatek piersiowych przypominały małe laski. Część z nich była dość świeża, ale większość wydawała się wręcz antyczna – niewykluczone, że poszarzała ziemia pomiędzy kolejnymi plamami smoły była w rzeczywistości zmiażdżonymi i rozdrobnionymi przez upływ czasu szczątkami gadów. Od czarnych kałuż biło wyczuwalne ciepło oraz trudny do zniesienia, smolisty odór, który wydawał się dosłownie przywierać do ubrań i włosów.

Mimo tej odstręczającej prezencji, cmentarzysko nie było zupełnie opuszczone. Zaraz po opuszczeniu linii drzew bohaterowie zauważyli, że w niektórych miejscach nad smołą zbudowano niewielkie kościane kładki, pozwalające dotrzeć bardziej w głąb tego makabrycznego miejsca bez zapewne śmiertelnego w skutkach nurzania się w gęstej cieczy. Szarobiałe zwały kości zasłaniały widok, więc dopiero po przejściu dwóch pierwszych mostków przybysze zauważyli, że nie są tu sami.
Trójka obszarpanych i mizernie wyglądających jaszczuroludzi siedziała przy niewielkim ognisku pod kolejną trupią górą, posępnie wpatrując się w płomienie. Wyglądali gorzej niż wojownicy, z którymi drużyna ścierała się w ostatnich dniach, i wydawali się nie zwracać uwagi na obcych, pogrążeni w kompletnym milczeniu, do którego wtórowało im całe cmentarzysko. Tą nomen omen grobową ciszę przerywały dochodzące zza sterty kości łupnięcia – powolne, miarowe i głębokie, tak jakby coś wielkiego i ciężkiego stąpało zaledwie kilkadziesiąt metrów od ogniska. Obserwując to, Amos odniósł wrażenie, że tuż nad szczytem górki, na wysokości paru metrów nad ziemią, mignął mu jakiś ruch.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172