Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2023, 14:32   #123
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Post w większości pisany przez Kethariana



We wnętrzu ciasnego kantorku unosił się kurz, zapach inkaustu i dźwięk męskich głosów kłócących się o błąd w tłumaczeniu jakiegoś zapisku z yokudańskiego na cyrodiilski. Dwaj mężczyźni o ciemnej karnacji i pomarszczonych wieloma latami życia twarzach przerwali swoją kłótnię przenosząc spojrzenia na niespodziewanego gościa.

Theodoryan pozdrowił ich skinięciem głowy, podszedł bliżej drewnianej lady odgradzającej skrybów od drzwi wejściowych.

Drobinki lewitującego w powietrze kurzu płonęły złocistą barwą w miejscach, gdzie padały na nie promienie słonecznego światła, wdzierające się do dusznego kantorku przez wąskie szklane okna.

— Czym możemy służyć, panie? — powiedział jeden z redgardzkich pisarzy przemawiając w języku Cesarstwa.

— Szukam kogoś, kto mógłby przesłać list do Stanicy, do Sztormowej Przystani — odparł Breton. — Najlepiej bezpośrednim połączeniem stąd do Wysokiej Skały, jeżeli istnieje ku temu okazja.

Skrybowie spojrzeli na siebie wzrokiem ludzi tylko czekających na okazję do uderzenia w lament, po czym istotnie to uczynili, załamując ręce i potrząsając nimi w teatralnej rozpaczy. Theodoryan stłumił westchnienie, grożące wyrwaniem się z ust.

— Jakie statki do Skały, panie? — zakrzyknął jeden ze skrybów. — Nic nie pływa prosto do portów Wysokiej Skały! Bretońscy kapitanowie lękają się Stros M’Kai, chociaż miłosierny król Faraha’jad wydał dekret gwarantujący im bezpieczeństwo na wodach Redgardów. Żaden pirat szanujący wolę króla nie podniesie sejmitara na bretońskich żeglarzy!

Morayne nie mógł oprzeć się wrażeniu, że spogląda na jakiś spektakl, na scenę odgrywaną wielokrotnie wedle prawideł znanych jedynie miejscowym.

— Nie pływają, bo są głupcy na tej wyspie, którzy plują na majestat króla, a my wszyscy przypłacimy to nędzą i głodową śmiercią! — do lamentu dołączył drugi skryba, wymachujący rysikiem niczym sam Stendarr niebiańskim mieczem. — Choćby Helane z Krwawej Wiedźmy, coby daleko nie szukać! Wszyscy przez nią z głodu pomrzemy albo zmarniejemy od klątwy, jak miłosierny król Faraha’jad cierpliwość do namiestnika straci. Otwarcie rzuca wyzwanie Bhosekowi, a ten dalej w pałacu gnuśnieje! Ledwie co jej piraci na okręt Lerisy napadli, na Morską Pannę i po abordażu do Świętej Przystani uprowadzili.

— Co prawda, to prawda — pierwszy z Redgardów wziął do ręki duże liczydło i jął nim stukać w blat swojego stołu dla podkreślenia swojej desperacji. — Wielce to niedobre dla pieniądza, interesy na tym cierpią, nade wszystko ludzi takich jak my, co uczciwie zarabiają na prowadzeniu ksiąg rachunkowych, spisywaniu umów i listów! A namiestnik Bhosek zamiast wziąć tę wiedźmę za gębę, wychędożyć dla przykładu i kazać sobie za ten zaszczyt zapłacić, woli tkwić w pałacu.

Theodoryanowi przemknęła przez głowę myśl, że być może dwoje skrybów nawet nie zauważyłoby jego cichego wyjścia, całą bowiem uwagę skupili na siebie nawzajem.

— Namiestnik nie ma głowy do Helane i jej popleczników, bo pewnikiem się głowi nad tym, czemu z krasnoludzkich rur od miesiąca nie płynie gorąca woda, ani nie bucha para. A przecie od zawsze płynęła?

Ta uwaga sprawiła, że Morayne pochylił się nieco nad ladą, stuknął kłykciami dłoni w drewno skupiając na sobie spojrzenia obu skrybów.

— Dwemerskie instalacje przestały działać? — zapytał tonem zdradzającym stonowane zainteresowanie, przelotne i gotowe zniknąć w każdej chwili. — Sławetne łaźnie już nie mają gorącej wody?

— To prawda — obaj skrybowie gorliwie pokiwali głowami. — Zawsze działały, a teraz nic, woda cieknie licho i zimna, gorącej pary wcale nie ma! To może być boska klątwa za to, że piraci nie szanują woli króla, wszak jest on przez bogów namaszczony na władcę Hammerfell.

Theodoryan szczerze wątpił, aby którekolwiek ze śpiących Bóstw kłopotało się tak błahą sprawą i zdecydowało ukarać wyspę na szeroko pojętych peryferiach. Bardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem był zwykły upływ czasu, mechanizmy w miarę lat starzały się jak wszystko inne. Te myśli zachował jednak dla siebie.

— A Helane już ma dwa okręty pod sobą! Zaczną do niej korsarze lgnąć, to może tylu zuchów zebrać, że tych czterystu Pięści nie wystarczy, aby ocalić namiestnika przed postradaniem stolca!

Pierwszy ze skrybów sarknął coś gniewnie na drugiego, najpewniej przestraszony tym, że głośno wyrażane obawy jego towarzysza mogą wpaść w niepożądane uszy. Nie chcąc ciągnąć tematu, który ze zwyczajnych narzekań przeszedł w niemal otwarte krytykowanie namiestnika, mężczyzna wstał z drewnianego stołka i podszedł do lady.

— Tak więc widzicie panie, że srogie nastały w Port Hunding czasy — oznajmił. — Wyślemy wasz list do Stanicy, wszelako wiedzcie, że może tam podążać bardzo długo, a może i nie dotrze wcale. Takie też czasy nastały, że ledwie człowiek koniec z końcem wiąże, tedy i opłaty wzrosły. Dwadzieścia smoków to będzie, ani sztuki mniej.

Brew Theodoryana drgnęła, gdy bursztynowe spojrzenie zawisło na dłuższą chwilę na mężczyźnie. Koszt usługi była absurdalna, biorąc pod uwagę fakt że list mógł równie dobrze nigdy nie dojść do adresata. Czarownik nie cierpiał marnotrawstwa. List mógł poczekać, aż powróci na kontynent i odnajdzie bardziej solidnego kuriera.

— Miłego dnia — rzucił krótko, obracając się na pięcie i opuszczając kantor.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem