Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2023, 19:03   #121
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Port Hunding, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581

Miedzy słowami kapryśnymi, manierami giętymi, nie powitaniami I'ne czas spędził na handlu, wyłuskał zdobycz dla siebie, płacąc rzeczami niepotrzebnymi. Były to doskonałe interesy oddawać zbędne, a dostawać konieczne. Oko mu świeciło, ślinka ciekła. Indory były dorodne i silne, głośne i buńczuczne.

May walczył z rządzą, z boku zaś piszczała Bosmerka, mieszając podniesiony siłą rzeczy głos z gulganiem. Te Khajiit przyrównał, a zwracając wzrok na Elfę ocenił sylwetkę przyrównując do swego ptactwa. Podobne uznał są indory i elfy, tym bardziej zadowolony z inwestycji przystąpił do zakupu klatek dla dużego drobiu. Impertynencji Sildriel pozwolił spłynąć po sierści na plecach.

Gulganie

Powtarzając wymianę niepotrzebnych na przydatne, stał się prędko May posiadaczem indorów w klatkach, dwukółki i osła. Patrząc w zad zwierzęcia nabrał ochoty na salami, a zaraz zaś po przemarszu piaskożerów na pieczoną jaszczurkę. Khajiit stał się prędko gwiazdą wśród lokalnych sprzedawców, będąc dobrym i hojnym klientem. Na wóz załadował jeszcze zwiewne tkaniny, jakieś słoje, worki.

Ostatniego pieczonego gekona zawinął jęzorem z patyka spoglądając na sługi Hlandrii. Podprowadził wóz w cień rozłożystego chlebowca, ulokował się na klatkach, raz za razem uderzając w nie łapą, co na chwilę uciszało zamknięte tam ptactwo.

- May gotów jechać w Ogrzaste Góry. Ma wszystko co trzeba.

Dopiero się wtedy przyjrzał Khajiit kto został, a kto się oddalił, jak zrzedły szeregi i jak długo trwało zejście na ląd wszystkim najemnikom. Kolcem pnącej się pod chlebowcem róży podłubał w zębach patrząc na nieporadne heroldowanie Bosmerki. Żal mu się tego stworzenia zrobiło, zdawała się tkwić w klatce owa jak jego indory, nic tylko gulgać mogła.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-05-2023, 07:08   #122
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Mężczyzna leżał w cieniu portowego żurawia. Obok drewnianej, rozpadającej się skrzyni, którą ktoś tutaj porzucił a która cuchnęła rybą. Spał albo, co było bardziej prawdopodobne, nie żył. Był taki chudy i jego twarz... Nie wyglądał na okaz zdrowia. To i lepiej. Łatwiej pójdzie. Bo tym co przyciągało wzrok było wybrzuszenie materiału w okolicach pasa, gdzie chudzielec musiał mieć sakiewkę. Zaszedł go z drugiej strony. Przysunął się bliżej. Jeszcze bliżej. Chudy nie dawał oznak życia. Pewnie kojtnął z głodu. Rozejrzał się dookoła. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Powoli wyciągnął rękę w kierunku sakiewki. Uśmiechnął się wyczuwając jej ciężar, podświadomie wyobrażając sobie jej zawartość. Sięgnął wyżej do rzemienia i wtedy poczuł stalowy uścisk na nadgarstku i chuderlak otworzył oczy świdrując go nimi na wskroś. Szarpnął się, lecz nie był w stanie wyswobodzić ręki. Spanikowany sięgnął drugą po nóż za pasem, lecz nim zdążył go wyjąć i ona została unieruchomiona przez mężczyznę.

- W stronach, w których pochodzę - odezwał się chuderlak suchym, cichym głosem, - niechętnie wrzucano kieszonkowców do lochu. Znacznie skuteczniejsze było odrąbanie im dłoni.

***

Nazz przysłuchiwał się całej dyskusji z zainteresowaniem. Nie mieściło mu się w głowie jak można ściągać ze stałego lądu grupę awanturników, co przecież musiało kosztować niemało, a później traktować ich jak Dunmerka Argorian. Skończyło się na tym, że Czarownik i Dzikusy postawiły na swoim, niewiele przejmując się jej zdaniem. Tak więc jedyne co uzyskał ich pracodawca to irytacja najemników i strata twarzy, co nie wróżyło dobrze wyprawie ale mimo wszystko wprowadziło Cienia z Anvil w tak dobry nastrój, że przestał ćmić zioło, opróżnił cybuch i oparwszy się o kamienny cokół zaczął drzemać.

Miał wrażenie, że coś przerwało mu sen gdy tylko w niego zapadł. Wyczuł niebezpieczeństwo, które zjeżyło mu włoski na skórze. Nie otworzył jednak od razu oczu, lecz spod przymrużonych powiek zaczął obserwować otoczenie. Zauważył go chwilę później. Zasmarkany wyrostek, lat może siedem, góra dziewięć. Chłopak przyglądał mu się, po czym usiadł obok. Gdy sięgnął po sakiewkę Szary złapał go za rękę. Chwilę później za drugą, którą ten chciał dobyć noża.

- W stronach, w których pochodzę - odezwał się suchym, cichym głosem, - niechętnie wrzucano kieszonkowców do lochu. Znacznie skuteczniejsze było odrąbanie im dłoni.

Patrzył jak mały się szarpie, jak bije się z myślami czy nie narobić rabanu. Ulicznik. W takim mieście jak to, pewnie działała ich cała masa, podzielona na szajki, obstawiające różne dzielnice. Z reguły opłacali się komuś silniejszemu, zostawiając sobie minimalne zyski pozwalające im przeżyć.

- Ale nie jesteśmy w moich stronach - Nazz puścił jedną rękę malca i w jego palcach pojawiła się moneta, którą włożył w brudną dłoń urwisa. - Zarobisz więcej jeśli zechcesz.

Puścił go i patrzył jak strach walczy z ciekawością. Malec zerknął na błysk w dłoni. Mógł za to przeżyć dwa tygodnie w mieście, a może i dłużej jeśli będzie oszczędny i nie podzieli się z nikim.

- Jak mam się do ciebie zwracać?

Najwidoczniej postanowił zostać. Monetę schował w kieszeń i przyglądał się nieznajomemu z podejrzliwym zainteresowaniem.

- Śliski - wydął przy tym wargi, jakby w tym przezwisku było jakieś ukryte, drugie znaczenie, z którego można by być dumnym. Nazz wolał nie dociekać.

- Słuchaj zatem, Śliski. - Usiadł wygodniej, zbliżając twarz do malca. - Mnie zwą Szary. Dam ci trzy takie błyski, jeśli mnie znajdziesz jutro.

Oczy malca zalśniły. Redgard prawie widział jak wyobraża sobie co będzie mógł zrobić z takim bogactwem.

- Plus... - zawiesił głos, chcąc przykuć jego uwagę, - kolejne pięć jeśli przyprowadzisz do mnie kogoś kto był w krasnoludzkich ruinach i wrócił stamtąd żywy. Rozumiemy się?

Chłopak pokiwał energicznie głową, że wszystko zrozumiał.

- Śliski... Tylko nie próbuj mnie oszukać, żebym nie musiał się zastanawiać, czy nie wprowadzić tutaj naszych zwyczajów. A teraz zmykaj już!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-05-2023, 14:32   #123
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Post w większości pisany przez Kethariana



We wnętrzu ciasnego kantorku unosił się kurz, zapach inkaustu i dźwięk męskich głosów kłócących się o błąd w tłumaczeniu jakiegoś zapisku z yokudańskiego na cyrodiilski. Dwaj mężczyźni o ciemnej karnacji i pomarszczonych wieloma latami życia twarzach przerwali swoją kłótnię przenosząc spojrzenia na niespodziewanego gościa.

Theodoryan pozdrowił ich skinięciem głowy, podszedł bliżej drewnianej lady odgradzającej skrybów od drzwi wejściowych.

Drobinki lewitującego w powietrze kurzu płonęły złocistą barwą w miejscach, gdzie padały na nie promienie słonecznego światła, wdzierające się do dusznego kantorku przez wąskie szklane okna.

Czym możemy służyć, panie? — powiedział jeden z redgardzkich pisarzy przemawiając w języku Cesarstwa.

Szukam kogoś, kto mógłby przesłać list do Stanicy, do Sztormowej Przystani — odparł Breton. — Najlepiej bezpośrednim połączeniem stąd do Wysokiej Skały, jeżeli istnieje ku temu okazja.

Skrybowie spojrzeli na siebie wzrokiem ludzi tylko czekających na okazję do uderzenia w lament, po czym istotnie to uczynili, załamując ręce i potrząsając nimi w teatralnej rozpaczy. Theodoryan stłumił westchnienie, grożące wyrwaniem się z ust.

Jakie statki do Skały, panie? — zakrzyknął jeden ze skrybów. — Nic nie pływa prosto do portów Wysokiej Skały! Bretońscy kapitanowie lękają się Stros M’Kai, chociaż miłosierny król Faraha’jad wydał dekret gwarantujący im bezpieczeństwo na wodach Redgardów. Żaden pirat szanujący wolę króla nie podniesie sejmitara na bretońskich żeglarzy!

Morayne nie mógł oprzeć się wrażeniu, że spogląda na jakiś spektakl, na scenę odgrywaną wielokrotnie wedle prawideł znanych jedynie miejscowym.

Nie pływają, bo są głupcy na tej wyspie, którzy plują na majestat króla, a my wszyscy przypłacimy to nędzą i głodową śmiercią! — do lamentu dołączył drugi skryba, wymachujący rysikiem niczym sam Stendarr niebiańskim mieczem. — Choćby Helane z Krwawej Wiedźmy, coby daleko nie szukać! Wszyscy przez nią z głodu pomrzemy albo zmarniejemy od klątwy, jak miłosierny król Faraha’jad cierpliwość do namiestnika straci. Otwarcie rzuca wyzwanie Bhosekowi, a ten dalej w pałacu gnuśnieje! Ledwie co jej piraci na okręt Lerisy napadli, na Morską Pannę i po abordażu do Świętej Przystani uprowadzili.

Co prawda, to prawda — pierwszy z Redgardów wziął do ręki duże liczydło i jął nim stukać w blat swojego stołu dla podkreślenia swojej desperacji. — Wielce to niedobre dla pieniądza, interesy na tym cierpią, nade wszystko ludzi takich jak my, co uczciwie zarabiają na prowadzeniu ksiąg rachunkowych, spisywaniu umów i listów! A namiestnik Bhosek zamiast wziąć tę wiedźmę za gębę, wychędożyć dla przykładu i kazać sobie za ten zaszczyt zapłacić, woli tkwić w pałacu.

Theodoryanowi przemknęła przez głowę myśl, że być może dwoje skrybów nawet nie zauważyłoby jego cichego wyjścia, całą bowiem uwagę skupili na siebie nawzajem.

Namiestnik nie ma głowy do Helane i jej popleczników, bo pewnikiem się głowi nad tym, czemu z krasnoludzkich rur od miesiąca nie płynie gorąca woda, ani nie bucha para. A przecie od zawsze płynęła?

Ta uwaga sprawiła, że Morayne pochylił się nieco nad ladą, stuknął kłykciami dłoni w drewno skupiając na sobie spojrzenia obu skrybów.

Dwemerskie instalacje przestały działać? — zapytał tonem zdradzającym stonowane zainteresowanie, przelotne i gotowe zniknąć w każdej chwili. — Sławetne łaźnie już nie mają gorącej wody?

To prawda — obaj skrybowie gorliwie pokiwali głowami. — Zawsze działały, a teraz nic, woda cieknie licho i zimna, gorącej pary wcale nie ma! To może być boska klątwa za to, że piraci nie szanują woli króla, wszak jest on przez bogów namaszczony na władcę Hammerfell.

Theodoryan szczerze wątpił, aby którekolwiek ze śpiących Bóstw kłopotało się tak błahą sprawą i zdecydowało ukarać wyspę na szeroko pojętych peryferiach. Bardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem był zwykły upływ czasu, mechanizmy w miarę lat starzały się jak wszystko inne. Te myśli zachował jednak dla siebie.

A Helane już ma dwa okręty pod sobą! Zaczną do niej korsarze lgnąć, to może tylu zuchów zebrać, że tych czterystu Pięści nie wystarczy, aby ocalić namiestnika przed postradaniem stolca!

Pierwszy ze skrybów sarknął coś gniewnie na drugiego, najpewniej przestraszony tym, że głośno wyrażane obawy jego towarzysza mogą wpaść w niepożądane uszy. Nie chcąc ciągnąć tematu, który ze zwyczajnych narzekań przeszedł w niemal otwarte krytykowanie namiestnika, mężczyzna wstał z drewnianego stołka i podszedł do lady.

Tak więc widzicie panie, że srogie nastały w Port Hunding czasy — oznajmił. — Wyślemy wasz list do Stanicy, wszelako wiedzcie, że może tam podążać bardzo długo, a może i nie dotrze wcale. Takie też czasy nastały, że ledwie człowiek koniec z końcem wiąże, tedy i opłaty wzrosły. Dwadzieścia smoków to będzie, ani sztuki mniej.

Brew Theodoryana drgnęła, gdy bursztynowe spojrzenie zawisło na dłuższą chwilę na mężczyźnie. Koszt usługi była absurdalna, biorąc pod uwagę fakt że list mógł równie dobrze nigdy nie dojść do adresata. Czarownik nie cierpiał marnotrawstwa. List mógł poczekać, aż powróci na kontynent i odnajdzie bardziej solidnego kuriera.

Miłego dnia — rzucił krótko, obracając się na pięcie i opuszczając kantor.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-05-2023, 21:04   #124
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
W zachodniej dzielnicy Port Hunding, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581

Przemarsz skwarnymi ulicami miasta nie trwał dość długo, aby przybyłych na Stros M’Kai najmitów zmęczyć, ale dał wszystkim posmak aury będącej na tej wyspie codziennością. Na niejednym czole pojawił się pot i nawet dwaj orsimerscy mocarze zdjęli w końcu swoje hełmy odsłaniając natarte oliwą grubokościste czaszki, na których nie sposób było znaleźć choćby jednego włosa. Nazz nie czuł równie wielkiego dyskomfortu jak urodzeni i wychowani w mroźnych górach synowie Orsinium, ale i on odczuwał piekący słoneczny żar, któremu na Złotym Wybrzeżu dorównywały tylko niektóre letnie miesiące i to nie każdego roku z rzędu.

Upalna pogoda nie była jedyną różnicą dzielącą Stros M’Kai od Złotego Wybrzeża. Port Hunding tętnił życiem podobnie jak Kowadło, lecz w rytmie tego życia bez trudu można było wychwycić nuty, których próżno było szukać w stolicy zbuntowanej cesarskiej prowincji. Królowa ap Ducal rządziła swoimi włościami z żelazną bezwzględnością, ale doskonale znała reguły rządzące kupieckim światem - Kowadło było zatem przeżarte korupcją i nepotyzmem, ale kwitło gospodarczo, a służące władczyni Czerwone Żagle dbały o to, aby mieszkańcy byli bezpieczni i nie troskali się o nic więcej niż tylko wypracowanie ściąganego z nich haraczu.

Port Hunding rządził się innymi regułami. Gromady krzykliwie ubranych zbrojnych snuły się po ulicach przy wtórze pijackich śpiewów, zaczepiając co bardziej płochliwych przechodniów albo wymieniając groźne spojrzenia z patrolującym miasto Pięściami Bhoseka. Niezliczeni straganiarze otaczali kramy własną zbrojną ochroną albo wieszali na nich amulety grożące złodziejom klątwą, ale ciągnący przez port najmici byli świadkami co najmniej kilku zaciekłych zwad, które tylko dzięki obecności straży miejskiej nie zakończyły się rozlewem krwi. A i sama straż nie budziła wielkiego zaufania, bo chociaż Pięści nosiły pełne zbroje i dobrej jakości oręż, jeden rzut oka na ich bandyckie gęby wystarczał, by przechodzień uświadomił sobie, że byli oni takimi samymi zbirami jak wypełniający portowe uliczki wielojęzycznym gwarem korsarze.

I skutecznie egzekwowali zbójeckie prawa namiestnika Bhoseka - czego dowodziły wiszące na paru placach klatki, w których gniły na słońcu ciała wsadzonych do środka przestępców.

Gromady rozkrzyczanych dzieci uganiały się pomiędzy grupami dorosłych bawiąc się w gry zrozumiałe tylko dla nich samych, żebrząc bądź wyzywając skąpych przechodniów i rzucając w wybrane ofiary grudami zaschniętych odchodów, nade wszystko zaś szukając każdej okazji do drobnej kradzieży. Obserwując je kątem oka Nazz nie potrafił się wyzbyć wrażenia, że one jedne pasowały swoim wyglądem i zachowaniem do portowych kwartałów Kowadła dopóki nie zaobserwował interesującej scenki na obrzeżach dzielnicy.

Brukowana droga wiodąca do zachodniej części miasta przebiegła skrajem tarasu oferującego szeroką panoramę portu, zakotwiczonych na wodach zatoki żaglowców oraz kręcących się wszędzie rozumnych stworzeń. Spoglądając w dół z krawędzi tarasu Nazz dostrzegł na płyciźnie unoszące się w wodzie ciało, zupełnie gołe i nabrzmiałe już od rozkładu rozkładu. Chociaż trupa nie sposób było nie zauważyć, nie wzbudzał on prawie żadnego zainteresowania przechodniów czy straży miejskiej wyłączając z tego jedynie gromadkę dzieci. Te kucały na piasku opodal zwłok wpatrując się w nie z fascynacją, która natychmiast zwróciła uwagę Nazza. Dzieci w Kowadle również znajdowały w porcie trupy, najczęściej ofiary porachunków między bandami złodziejaszków bądź ciała zuchwalców odmawiających płacenia królewskiego haraczu. Takie znaleziska najpierw były bezceremonialnie ograbiane z wszelkich cennych przedmiotów, a następnie wzywano do nich stróżów prawa, aby móc się cieszyć czynionym przez nich hałaśliwym widowiskiem.

Pacholęta w Port Hunding zachowywały się zupełnie inaczej. Tkwiły w bezruchu w kuckach z długimi zaostrzonymi kijkami w rękach i w pierwszej chwili Cień pewien był, że urządzały sobie makabryczną zabawę w dziurawienie obrzmiałego trupa prowizorycznymi dzirytami - lecz kiedy jedno z dzieci poruszyło gwałtownie kijem, a potem uniosło go tryumfalnie w górę, Redgard ujrzał nabitego nań błotnego kraba, wściekle poruszającego chitynowymi szczypcami.

Pacholęta w Port Hunding czaiły się na płyciznach przy porzuconych bezceremonialnie zwłokach, aby polować na żerujące na trupach skorupiaki.

Będąc świadkiem takiej zaradności, a jednocześnie zupełnej obojętności na cudzą śmierć okazywanej w środku dnia, Nazz zaczął zastanawiać się jak musiały wyglądać skwarne noce w Port Hunding, pełne śmiechów, wrzasków, lubieżnych jęków, trzasku pękających glinianych naczyń lub przedśmiertnych charkotów. To musiało być miasto równie hipnotycznie piękne, co śmiertelnie niebezpieczne.

Prowadzona przez Bosmerkę i kończąca się na powożącym oślim zaprzęgiem khajiicie, kawalkada przybyszów budziła oczywiste zaciekawienie przechodniów, nade wszystko żebraków, domokrążców i wszelakich niebieskich ptaków. Przez krótką chwilę wydawać się mogło, że pasażerowie Nefrytowej Gwiazdy utoną w natrętnej ciżbie, ale stek wyzwisk ciskanych przez orsimerskich i coloviańskich zbrojnych oraz groźne posykiwania argoniańskiej świty pani Sedri sprawiły, że miejscowi w końcu się poddali i odstąpili od kawalkady na długo przed jej dotarciem do wynajętego przez Neramo Silbarana domu.

Brama prowadząca na obszerny dziedziniec, przyciśnięty do boku domu i otoczony wysokim murem, strzeżona była przez kwartet posępnych zbrojnych, wszystkich bez wyjątku smagłoskórych i czarnookich ludzi. Ich podejrzliwe spojrzenia złagodniały nieco na widok Sidriel, a potem zaiskrzyły się szaleńczą ciekawością w obliczu pary jadących na piaskożerach mistrzów miecza, ale wszyscy jak jeden mąż trzymali prawice przy sejmitarach nie chcąc widać narażać się leśnej elfce, która ewidentnie trzymała pieczę nad tym miejscem.

Na dziedzińcu pozostali obchodzący z ogromnym szacunkiem wkoło piaskożery strażnicy, siadający w cieniu muru argoniańscy niewolnicy oraz trzej coloviańscy dezerterzy w rangach szeregowych żołdaków. Pozostałych członków ekspedycji Sidriel wprowadziła do środka dostatnio urządzonego domu, witana przez wypatrującą jej powrotu służbę. Wokół w mig pojawili się noszący proste jasne szaty ludzie trzymający na tacach przekąski i napitki oraz półmiski lodowatej wody służące do pobieżnych ablucji, zachęcający do siadania na obitych miękkim suknem krzesłach bądź na wygodnych poduszkach rozrzuconych po przyjemnie chłodnej kamiennej posadzce na modłę Redgardów.




Pan domu - a przynajmniej jeden z nich, jeśli faktycznie był bratem sławnego badacza historii - przybył do pokoju gościnnego po dłuższej chwili; w opinii Minorne obliczonej na to, aby zademonstrować próżne poczucie własnej wyższości. Wpuszczony do środka przez zgiętego w ukłonie służącego, skupił w jednej chwili spojrzenia wszystkich przybyłych, bo będąc równie wysokim jak Altmerka ze Zmierzchu, okazał się również podobnie urodziwy.

- Wyznam, że zaczynałem tracić nadzieję na wasze przybycie - oznajmił dźwięcznym melodyjnym głosem, w którym można było wychwycić zaledwie cień sarkastycznego tonu - Sidriel już mi przekazała, że dotarli wszyscy oczekiwani goście. Pragnę wierzyć, że podróż okazała się miłym doznaniem. Jestem Rulorn Silbaran, brat krwi Neramo Silbarana i asesor wyprawy do Bhtzarku. Bądźcie powitani w naszych progach, lecz zechciejcie nie rozpakowywać swoich rzeczy. Bez wchodzenia w zbędne szczegóły, pewne okoliczności zmuszają nas do przyśpieszenia planów. Brat mój obozuje na pogórzu Bhtzarku i pilnie oczekuje waszego przybycia, w szczególności tak obeznanych w tematyce dwemerskiej uczonych jak pani Sedri i pan Morayne.

Wysoki elf skinął głową w stronę popielatoskórej córy Domu Dres oraz bretońskiego czarownika, a potem założył ręce za plecy krzyżując je w pozie wyniosłego mentora.

- Jeśli potrzebujecie poczynić jakieś przygotowania do wyjazdu z miasta, nie zwlekajcie z tym proszę. Sidriel okaże wam wszelką niezbędną pomoc, byśmy nie mitrężyli niepotrzebnie czasu. Odświeżcie się, przebierzcie, zjedzcie coś, jeśli macie takie życzenie. Pani Minorne, wszelkie zasoby tego domu są do pani dyspozycji, każde życzenie zostanie spełnione. Ja zaś skorzystam z chwili, aby móc coś skonsultować ze znawcami krasnoludów. Pani Sedri, panie Morayne, poproszę ze mną.

Altmer ukłonił się nieco niżej Minorne, po czym wskazał dłonią na wiodące w głąb domostwa drzwi dając parze wymienionych z nazwiska gości znak, aby podążyli przodem.




 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-06-2023, 10:37   #125
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Nazz wskoczył na wóz powożony przez pasiastego gdy tylko zaskrzypiały koła. Schowany w cieniu burty, okrzyczany przez indory, wychylał głowę rozglądając się z ciekawością mijanym miejscom.

Doprawdy ciekawa była to kawalkada a najzabawniejsza jej część znajdowała się właśnie w wozie zaprzągniętym w osła.

- A te ptactwo - zakrzyknął do woźnicy przekrzykując gulganie - to na pieczyste?

Humor miał dobry, bo i Dzikusów i Ogoniastego od śmierci uchronił, przez co szansa na powodzenie wyprawy nie zmalała.

- Myślisz, że podle nas karmić będą? - dopytał.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-06-2023, 13:04   #126
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wizyta u stóp posągu ojca-założyciela redgardyjskiej kultury dała duchową strawę duszom przedstawicieli nomadycznego ludu.
Niestety nie pozwoliła złożyć ofiary, gdyż wielki wojownik, Hunding, stał samotnie na wzgórzu.
- Panie Mężu, musimy wrócić do miasta, poszukać świątyni - powiedziała Kej'kerni wsiadając z powrotem na Makani. - Walka, którą stoczyliśmy i twoje szybkie wyzdrowienie po niej wymaga złożenia ofiary. Myślę, że do mieczy, które już obiecaliśmy powinniśmy dołożyć ten posążek. Skoro bogowie ukazali nam go tu u stóp Hundinga, to znaczy że życzą sobie tego.
Zadarłszy głowę wysoko, Redgard spojrzał ku obliczu Hundinga. Zmrużył przy tym oczy i musiał je dodatkowo dłonią przesłonić, bo jasny piaskowiec współgrał rażąco ze słonecznymi promieniami, które oświetlały ostatni kamień pielgrzyma. Ten również zdobiła przeżarta czasem acz nadal czytelna i być może odnawiana przez kogoś inskrypcja:

Niech ku północy z cichej się mogiły
Podniesie naród — i ludy przelęknie
Że taki wielki posąg — z jednej bryły!
A tak hartowny, że w gromach nie pęknie,
Ale z piorunów jego ręce i klinga —
Gardzący śmiercią wzrok — wieniec Hundinga.(1


- Rzekłaś. - Skinął głową ku pani żonie w pełni zgadzając się z jej słowy.
Mało rzeczy nieoczekiwanych działo się przypadkiem. Zwykle był w nich znak od bogów. A jeśli nawet nie, to czyż sam przypadek nie był narzędziem w ich rękach?
Wskoczył na Sandura i ostatni raz spojrzawszy na Hundinga skłonił się przed nim. Nie nabożnie. Raczej jak żołnierz przed wielkim wodzem.
- Ta Bosmerka miała nas powieść przez miasto do brata naszego mocodawcy. Po drodze powinniśmy mijać jakąś kapliczkę, lub świątynię.

Kej’karni kiwnęła głową na znak, że zgadza się z mężem.
- Po drodze zatrzymamy się przy jakiejś świątyni. Chociaż widząc niecierpliwość z jaką odnosiła się ta bosmerka do naszej wyprawy tutaj, już widzę jak ona zbieleje ze złości.
Uwaga pani żony wywołała uśmiech na obliczu Redgarda.
- To będzie dowód na to, że wykonuje swoją pracę najlepiej jak potrafi. Ale i my musimy o swoich powinnościach nie zapominać. Dlatego spotkamy się z nią w połowie wspólnych powinności i nie będziemy spędzać więcej czasu w świątyni niż to naprawdę konieczne. Pójdź przy mnie pani żono.
Rzekł na koniec gestem zapraszając by oba piaskożery zrównały się ze sobą.
Co też i mistrzyni miecza chętnie uczyniła.

Dwa monstrualne rumaki poruszały się obok siebie niosąc na swych grzbietach Redgardian. Z wysokości swojego siedziska oboje mogli ponownie przyglądać się miastu i jego mieszkańcom. Tej barwnej, ale jakże niebezpiecznej i niepewnej mieszance rasy, kultur i religii.
Szli tak przez czas jakiś w milczeniu pomni otoczającego ich miasta, wsłuchując się w jego tchnący zepsuciem bezprawia, ale wciąż ciepły i pełen wspomnień oddech yokudańskiej historii. Kwestia złotego posążku nie zaprzątała im jakoś specjalnie głów. Mógł on oznaczać wiele rzeczy, a wyjaśnień dla jego pojawienia się w sakwach Yareda było więcej niż kilka, ale nawet wspólne domysły niczego by nie rozjaśniły. A rozjaśnienie, skoro oboje zgadzali się z tym co należy uczynić, nie było specjalnie konieczne. Nie w świetle tego, że tam gdzie zmierzali złoto nie miało wartości, a przeciwnie, cechował je nieznośny ciężar, niezbyt miły lekkozbrojnym wojownikom. Nie oznaczało to jednak, że małżonkowie nie odzywali się do siebie.

- Sen dziś miałem - ozwał się Yared - Rzadko je pamiętam. Ten też zapomniałem. Ale przypomniał mi się. Spotkaliśmy w krasnoludzkich ruinach Isolrrę. Była cała we krwi, ale nie była ranna. Miała pancerz do twojego podobny i zakrzywiony yokudański miecz. Identyczny jak posąg Hundinga. Z początku gdy go dziś obserwowałem z nabrzeża, byłem pewien, że go nie ma, ale potem dostrzegłem. I przypomniał mi się ten sen. Czekała na nas. Powiedziała, że jeśli wejdziemy pod ziemię, to zabijemy wielkiego wojownika o prawym sercu, a Yokuda się nas wyprze. Albo tego nie zrobimy, ale śmierci nie cofniemy. Potem spostrzegłem, że ma na sobie maskę Dinga i jesteśmy na statku. Odpieraliśmy jej ciosy. Były pełne dzikości, ale jakby hamowanej. Zanim się obudziłem pamiętam jeszcze, że zdjęła maskę i powiedziała, że nie będzie mogła nam pomóc drugi raz.
Redgardianka słuchała uważnie słów wytatuowanego wojownika, którego wybrała sobie na męża i pana.
Fakt, że sen - przesłanie bogów dla śmiertelnych - przyszedł właśnie teraz, gdy też inny znak od najważniejszych dostali dawał do myślenia.
- Bogowie do Ciebie przemówili, mój drogi. Dali ci wskazówkę lub ostrzeżenie - przeniosła czułe spojrzenie na męża. Wspomnienie Isolrri jeszcze czulszym owo spojrzenie uczyniło, bo nawet w takiej chwili matczyne serce brało górę nad rozsądkiem. - Musimy mądrze ich przesłanie wykorzystać.

- Bogowie. Albo tęsknota. - Yared nie wydawał się równie pewien boskiej interwencji co jego pani małżonka. Ale spojrzawszy na Kej'kerni przyłożył z uśmiechem prawicę do serca i odprowadził ponad czoło w geście odwzajemnionej emocji jaką i w nim wzbudziło wspomnienie córki - Radbym jednak gdyby nadarzyła się okazja, dowiedzieć się czegoś tutejszego o Hundingu. Legendy z kontynentu mogą się różnić. Ot choćby jak z tym mieczem. We wszystkich wzmiankach jest go pozbawiony. A tu… Hmmm. Chyba nie wszystkim przeszkadzała odrobina zwłoki.
Breton, bowiem gdy zbliżali się do miejsca spotkania, właśnie opuszczał jakiś przybytek, a kot wyglądał jakby przybył na Stros M'Kai z misją handlową.

***

W trakcie przechodu przez miasto zgodzili się z Bretonką, że czas na świątynie znajdzie się po rozmowie z bratem ich pryncypała. A ponieważ elfka istotnie sprawiała wrażenie jakby bardzo zależało jej osobiście na pośpiechu, zgodzili się zawierzyć jej słowom. Zresztą miasto nie grzeszyło ani wiarą, ani szacunkiem dla swoich podwalin. Trupy jeśli uprzątano to do rzeki, a i czasem to nie, bo smętne ogryzione przez psy kości zwisały też nieraz z klatek, którymi przyozdobiono miasto. Każdy więc kolejny krok sprawiał, że Bhosek spadał niżej i niżej w hierarchii przeróżnych władców miast w oczach obojga Redgardów. Dość rzec, że świątyni żadnej po drodze nie zoczyli.

Przybycie do hacjendy pana Rulona, małżeństwo powitało z uśmiechem. Mimo iż Altmer siłą pochodzenia mógł nie znać cywilizowanych zwyczajów pustynnego klimatu, piastował im i po przybyciu czekała na nich możliwość odświeżenia wodą. Ciekawym dodatkiem był fakt iż wodę ową schłodzono co Kej’kerni mogła wytłumaczyć mężowi magicznymi inklinacjami gospodarza. Pozostawiwszy piaskożery przywiązane na dziedzińcu pod wystraszoną opieką służby, którą Yared poprosił o ciepłą wodę i konkretną porcję surowizny. Zarówno Sandur jak i Makani zerkały bowiem sugestywnie na przerażone indory, które o swych emocjach informowały całą okolicę. Redgardowie co prawda woleli gdy drapieżniki polowały na własną rękę, ale w zaistniałej sytuacji mnóstwa obcych osób drażniących swymi zapachami zwierzęta, woleli nie ryzykować jakiegoś błahego nieporozumienia. W ślad za prośbą poszła oczywiście stosowna moneta. Nie na zakup towaru rzecz jasna co obowiązkiem gospodarza wszak było, ale za pracę. Choć i to nie było potrzebne, bo co bardziej ciekawscy strażnicy gotowi chyba byli na większe poświęcenie by zobaczyć jak szczęki piaskożerów radzą sobie z wołowymi gnatami.

Ostatecznie znaleźli się, zdjąwszy uprzednio buty zgodnie z obyczajem, na pokojach dostojnego Altmera gdzie wysłuchali krótkiego powitania.
- Pani Sidriel - zwrócił się Yared do Bosmerki - Chcielibyśmy raz jeszcze wyjść na miasto. Wskażesz nam drogę do świątyni, która opiekuje się posągiem Hundinga?
Pytanie Yareda było grzeczne, ale coś w jego słowach i postawie jego pani żony nie pozostawiało wątpliwości, że Redgardczycy już postanowili o swoim zamiarze, a jedyne co można uczynić to im pomóc i przyspieszyć wszystko, lub biadolić nad swym losem.
(1 Fragment (sparafrazowany) Grobowca Agammenona
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-06-2023, 20:58   #127
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
W zachodniej dzielnicy Port Hunding, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581

Osioł tylko pysk wydarł kiedy poczuł dodatkowy ciężar, przybrany w kapelusz i improwizowaną tunikę z granatowego jedwabiu Khajiit trwał i nawet wibrys nie drgnął. Tyle tak trwał ile trzeba, by się Szary wiercić zaczął, w końcu powróz do powożenia rzucił w kierunku pasażera.

- Weźmie, Mayowi się to o pazury zaczepia. - sam prędko znalazł się za plecami człowieka, łapą indory uciszając. - Jeśli źle to dobrze, bo to zwykła sprawa, a jak dobrze to źle, bo czynią tak, by uśpić czujność. - znalazł sobie niteczkę przy kołnierzu redgarda i zaczął się nią bawić trącając raz za razem pazurem. - i indory... można zjeść, ale trzeba wcześniej z pierza obedrzeć, bo między kłami zostaje, żywe też mogą się przydać. Jak ktoś sypie ci okruszki, to indora wyślij wprzód. Mawiają też, gdzie indora wciśniesz to i elf wlezie. - rozciągając nogi samymi koniuszkami zaczepił I'ne o portki Nazza zrywając splot sukna. - Powiedz teraz: Co za teatr z rybą, popielnikiem i pijaństwem niby.

Utkwiwszy niebieskie ślepia w ogorzałej twarzy mężczyzny czekał May odpowiedzi, zadowolony, że czekać do wieczora nie musiał, ani jeszcze przymuszać człeka.

***

Nim opuścił swój kram zadbał o zwierzyniec, osłu i ptactwu dał papu i wodę, nie jeden on marudzący.
Nie miał ochoty May na kąpiele, wzrokiem szukał, czy w pałacu zobaczy innych przedstawicieli swej rasy, a szczególnie interesowały go te płci przeciwnej. Na ich życzenie jadłby nawet daktyle i kąpał się w lodowatej wodzie, tak był spragniony kocicy.

To czekam na zwrotkę Nazza - jak sobie życzysz może być docki wspólny post, ale nie cisnę
Jak tam nie ma Khajiitek to May chętnie wyruszy po mieście z poskromicielami jaszczurów.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 03-06-2023 o 10:31. Powód: Już nie podał powrozu. Osioł jakoś sam pójdzie.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-06-2023, 11:05   #128
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Zmrużył oczy i skrzywił się Redgard zmuszony głowę zza burty wozu wystawić na pełne słońce. Z kociego łba zerwał kapelusz i na swoją głowę nasadził. Strzepnął lejcami, strzelił batem nad zadem osła, co się bezczelnie w tył gapił zamiast ciągnąć wóz. Koła zaskrzypiały ponownie.

Kocie wywody odnośnie drobiu sprawiły tylko, że głowa zaczęła go znowu boleć. A może to przez słońce tylko, od którego nijak uciec teraz nie było sposobu. Tyle tylko dobrego, że w wąskich uliczkach kamienice cień rzucały. Kocie łapy manewrujące przy kołnierzu irytowały go. Zerwał nitkę nieposłuszną i posłał z wiatrem.

- Powiedz teraz: Co za teatr z rybą, popielnikiem i pijaństwem niby.

A więc popielnik wyczuł. Przejrzał go. Nic to. Odruchowo sięgnął po kawałek suszu i pod język schował.

- Ostatnia odsłona tego spektaklu rozegrała się na deskach pokładu. - Skinął w kierunku piaskożerów. - Dzięki rybie głowę z pojedynku unieśli.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-06-2023, 11:33   #129
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Dom w zachodniej dzielnicy, 20. dnia Pierwszego Siewu 2E 581

- Zgromadziliśmy w mieście pierwsze eksponaty pochodzące bezpośrednio z Bhtzarku, a nie z podmiejskich instalacji parowych bądź obserwatorium - powiedział Rulorn prowadząc parę gości do innej części rozległego domu - Większość z nich została już skatalogowana, w kilku przypadkach jeszcze pracujemy nad roboczymi hipotezami.

- Jak głęboko zeszliście? - zapytała Hlandria Sedri. Jej melodyjny głos dźwięczał niemal dziewczęcą ekscytacją, która dziwnie kontrastowała z dystyngowanym wyglądem Dunmerki.

- Jeszcze nie otworzyliśmy wejścia, chociaż zostało odkopane - odparł gospodarz otwierając kolejne drzwi - Wszystkie znaleziska pochodzą z zewnątrz, z terenów otaczających enklawę. Część miasta znajduje się nad powierzchnią ziemi, przede wszystkim most łączący dwie dzielnice wykute w sąsiadujących ze sobą górskich grzbietach.

- To świetna wiadomość - stwierdziła Hlandria - Wysoko położone naziemne punkty dostępu ułatwiają wejście. Zamierzacie z nich skorzystać?

- Rozważaliśmy taki plan - przez dostojne oblicze Rulorna przemknął jakiś cień - Most został wzniesiony w precyzyjnie dobranym miejscu, pomiędzy pionowymi ścianami i bez choćby szczątkowej drogi podejścia. Aby przenieść tam cięższy sprzęt i większą grupę badaczy, potrzebowalibyśmy zaawansowanej lewitacji, ale i tak istnieją pewne… dodatkowe utrudnienia.

Theodoryan słuchał w milczeniu wyjaśnień Altmera, wodząc jednocześnie spojrzeniem po zakamarkach gustownie urządzonej rezydencji. W drugiej części domostwa również kręciła się służba, ale tym razem złożona ona była niemal wyłącznie z wysokich elfów, noszących w zamierzeniu skromne, ale jednocześnie niezwykle eleganckie stroje w barwach lazuru i złota. Morayne z miejsca rozpoznał w tych Altmerach osobistą świtę Rulorna Silbarana, usługujących dumnemu badaczowi w miejsce ludzkich służbitów.

Asesor ekspedycji dotarł do końca korytarza, w którym unosiły się przyjemne zapachy palonych w mosiężnych kadzidłach trociczki, otworzył podwójne drzwi wpuszczając parę rozmówców do środka.

- Piękny egzemplarz - powiedziała Hlandria Sedri, z miejsca podchodząc do obiektu, który ustawiono pośrodku pomieszczenia i umocowano w odpowiedniej pozycji dzięki podwieszonym u stropu linom - Praktycznie w nienaruszonym stanie. To rzadkość w przypadku znalezisk poza granicami enklaw. Byl zakonserwowany w specyficznym rodzaju podłoża?

- Znaleźliśmy go na wydmach pod mostem - Rulorn przeciągnął palcami po porysowanym w kilku miejscach korpusie dwemerskiej machiny - Jesteśmy pewni, że leżał w miejscu swojego pierwotnego upadku, ale piaskowe wiatry nie zdążyły go jeszcze przysypać.

- I to nie wy wywołaliście jego aktywację? - Dunmerka obchodziła - Te rysy wyglądają na świeże, po uderzeniach ciężkim ostrzem. Kto z nim w takim razie walczył i kto go zrzucił z mostu?

Theodoryan obrzucił uważnym spojrzeniem krasnoludzką sferę, na której przycupnął rozłożony do wojnoformy człekokształtny konstrukt. Charakterystyczna ciemnozłota barwa krasnoludzkiego metalu oraz stylizowane oblicze animunculi nie pozostawiały złudzeń, że w posiadaniu Altmera znalazł się niemal doskonale zachowany dwemerski automaton.

- To jedno z najważniejszych obecnie pytań oraz powód, dla którego prowadzimy w trójkę tę prywatną konwersację, wszak oboje zostaliście wynajęci do udziału przez wzgląd na waszą wiedzę naukową - oznajmił Rulorn spoglądając znacząco najpierw na Sedri, a potem na Morayne - A także przyczyna nagłego pośpiechu w planie wejścia do Bhtzarku.

- Enklawa pozostawała zamknięta od blisko dwóch tysięcy lat - powiedziała ostrożnym tonem pani Domu Dres - Oczywiście nie można wykluczyć przypadków naruszenia jej izolacji w tym czasie, wiemy na przykład, że próbowali ją sforsować w swoim czasie Yokudanie, a później wielokrotnie rozmaici inni intruzi, ale nie dysponujemy żadnymi zapiskami dokumentującymi udaną penetrację. Chyba, że wy posiadacie inne informacje?

- Na ile udało nam się ustalić, wcześniej nikt jeszcze nie wszedł do Bhtzarku i nie głosił później tego faktu publicznie - przyznał niechętnie Rulorn - Wszystko to wskazuje na względną, ujmijmy to „świeżość” problemu.

Garść informacji, które mogą się Wam przydać albo i nie… Aro, gdybys chciał się włączyć do konwersacji, nie wahaj się pisać, to niejako „służbowa” interakcja z mocodawcą!

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-06-2023, 06:53   #130
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Na uprzejme i zadane w dobrej wierze pytanie pana męża Bosmerka zareagowała bardzo wyczuwalną niechęcią. Żeby nie rzecz tak jakby jakąś obrazę tudzież obelgę usłyszała.
Ten jeden ułamek sekundy, w którym widać było wyraz niezadowolenia na jej twarzy wystarczył by utrzymać oboje Redgardian w przekonaniu, że ich przewodniczka po mieście, prawa ręka ich zleceniodawcy, etc. etc., Nie była skłonna ułatwić im zadania, a całe tłumaczenie dlaczego bogom należnego szacunku oddać nie można, sprowadzała do " to są instytucje mistrza Rulorna!".
Żadne tłumaczenie czy prośby nie zmieniały twardego stanowiska jaki Sildriel prezentowała.
Na koniec, gdy jednak mistrzowie miecza wyraźnie zaakcentowali, że swoje powinności wobec istot boskich spełnić muszą ty samy o zgrozo stawiając owych bogów przed różami mistrza Rulona i co gorsza samej Sildriel, ta ostatnia niezykle obrażona zostawiła redgardiańskie małżeństwo bez pomocy w postaci wsazania interesujących świątyń. Na odchodne rzuciła jeszcze, że jeśli mistrz tak zadecyduje, ekspedycja opuści Port Hunding nie czekając na ich powrót.
- Jak rakumia tuż po rui odmawiająca samca - świętowała Kej'kerni zachowanie odchudzającej Bosmerki. - Może więcej dowiedzieć się będzie można od brata naszego wielce szacownego zleceniodawcy? - Dodała widząc kątem oka jak ów udaję się na rozmowę z jednym ze współpasażerów.
Już, już Kej'kerni miała się przekraść do innej części domu, ale została zatrzymana przez służbę, która ni jak nie dała jej przejść dalej. A że do rękoczynów Redgardianka posuwać nie chciał się, to i odstąpiła od pomysłu.
Na własną rękę zatem musieli znaleźć przybytek gdzie bogom złożyć mogli wota w wdzięczność.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172