Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2023, 21:14   #134
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 32 - 2519.07.13; abt; noc

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Świątynna, świątynia Mananna
Czas: 2519.07.12; Aubentag; noc
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, deszcz, łag.wiatr; zimno (-5)



Joachim



Czas uciekał wraz z nocnym deszczem. Cały czas padało i zewsząd dało się słyszeć ten monotonny stukot kropel o wszystko na co padły. Jednak uwagę młodego magistra rozpraszało kilka czynników na raz.

Za sobą zostawił niewielki świat świątynny jaki w Festag na porannej mszy był zastawiony wielkopańskimi powozami, dorożkami czekającymi na swoich klientów, zwykłymi, chłopskimi furmankami, sprzedawcami odpustów i licznymi wiernymi zebranymi z całego miasta aby oddać cześć dobrym bogom w dniu im poświęconym. A przy okazji odpocząć od pracy i spotkać się i porozmawiać ze znajomymi jakich wcale nie rzadko nie widziało się od zeszłego tygodnia. Tak było i w ostatni Festag. Ale teraz, w środku nocy, na początku nowego tygodnia plac świecił pustkami. Widać było głębsze cienie gdzie był jakiś załom muru lub kamienicy i te nieco jaśniejsze jeśli były na otwartej przestrzeni. Więc ten pojedynczy wóz stojący przed główną bramą świątyni rzucał się w oczy. Przynajmniej jemu. Nawet jeśli po ciemku były tylko niewyraźną plamą nieco ruchomych kształtów. Ale stamtąd dobiegały przytłumione odgłosy ładowania, skrzypienia, rozmów, kroków. Nie dało się bezszelestnie załadować wozu zdobytymi gratami.

Drugim czynnikiem przykuwającym uwagę było to światło w głębi ulicy. Jak chciał sprawdzić kto to to musiał tam podejść bliżej. A gdy to zrobił to okazało się, że to trójka strażników. Jeden miał zawieszoną na halabardzie latarnię jaka dawała promień jasnego światła do kilku kroków dookoła. I coraz bardziej mętniało to światło na kilka dalszych kroków. Więc gdy się w nocy szło z taką latarnią to tak jak mówiły łotrzyce, było się widocznym z o wiele większej odległości niż się samemu coś widziało. Co mocno utrudniało strażnikom zaskoczenie kogoś znienacka. Ale pomagało omijać różne kałuże i większe błotne bajora czy też inne tego typu przedmioty zatopione w miejskim gnoju zalegającym na ulicy.

Strażnicy wydawali się być spokojni. Szli spacerowym tempem jakby to był kolejny, rutynowy patrol i chyba nie spodziewali się kłopotów. Wydawali się być nie w sosie pewnie z powodu tego deszczu i błota jakie zdominowało dzisiejszą noc. Mieli kaptury założone na głowy a jeden hełm kapalin którego metalowe rondo też nieźle chroniło przed padającym deszczem. No ale tym spacerowym tempem zbliżali się w stronę świątyni. Właściwie gdyby był dzień to pewnie już by mogli widzieć główną bramę oraz stojący przed nią wóz. Ale nadal szli spokojnie to chyba jeszcze nie widzieli. Zresztą stąd to i Joachim go nie widział.

Trzecim czynnikiem jaki wpływał na percepcję młodego maga była presja czasu. Nie miał jak dokładnie zmierzyć czasu ale wiedział, że czas mu się kończy. A miał całkiem spory kawał miasta do przejścia w ten deszcz i pociemku aby wrócić do swojego ciała na czas. Inaczej… No cóż, z opisu czaru i nauk wyniesionych z Kolegium to pamiętał, że inaczej to chyba też powinien wrócić do swojego ciała. Ale taka astralna kompresja drogi pokonana w mgnieniu oka nie była ponoć ani przyjemna ani zdrowa. Mogła zaowocować dość nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi.



Otto



Ciężko było kogoś zbadać czy opatrzeć po ciemku. Siedząc na wozie najpierw obok nowej służki Fabienne a potem obok byłego weterana z armii Otto mógł się o tym boleśnie przekonać. Praktycznie nic nie widział! Musiał to badać na macanego i posiłkować się bolesnymi syknięciami i szeptami poszkodowanych. Wyjął z torby opaturnki i jakoś je tam założył. Co z tego wyszło to nie miał pojęcia. Ale jeśli krwawili to chyba teraz powinni mniej. Zdawał sobie sprawę, że potem i tak pewnie trzeba ich będzie obejrzeć przy świetle. Ale to potem. Na razie to siedząc na wozie i ich opatrując był świadkiem jak co chwilę ktoś przybiegał i dysząc ciężko kładł coś na wóz. A to jakiś worek, a to skrzynkę, a to dzban czy garniec. Znów po ciemku to wyglądało to jakby ktoś dokładał kolejną, ciemną plamę czegoś. Słuch był bardziej przydatny i pocieszający. Bo dało się rozpoznać bardzo obiecujące, metaliczne brzęczenie albo stukot drewna o drewna gdy kładziono coś na wóz czy przesuwano gdzieś dalej. Tobias wziął na siebie przyjmowanie tego i układanie tego po całym wozie aby nie zwalać wszystkiego na jedną kupę. No i było to nieco cichsze niż zwalanie tego wszystkiego po ciemku i w pośpiechu na jedną kupę.

W końcu jak skończył z rannymi to mnich sam zeskoczył w błoto za wozem. I pobiegł całkiem znajomą dla siebie trasą do otwartych w połowie drzwi świątyni. Tam spotkał chyba Burgund jaka biegła dźwigając jakiś pakunek.

- Tam, do lochów, tam w narożniku! - wskazała mu kierunek a sama pobiegła dalej na zewnątrz. Gdyby się nie odezwała to w tych ciemnościach chyba by jej nie rozpoznał. Dziwnie wygladała ta świątynia pogrążona w ciszy i mroku. Przez wielkie, wysokie witraże wpadało nieco nocnego światła ale przy tak deszczowych chmurach i tak dawało to nieco półmroku tam gdzie padało. Większość zaś była skryta w nocnych ciemnościach. Słyszał jak jego sandały uderzają o posadzkę. A potem o schody. Tu ktoś zapalił światło w postaci lampy to wreszcie było coś widać. Minął go Silny dźwigając jakiś kuferek. Zaśmiał się cicho i potrząsnął nim jak zdobytym trofeum aby nim go minął. Gdzie trzeba było biec nie było trudno zgadnąć. W środku korytarza tylko jedne drzwi były otwarte i paliło sie w nich światło. W środku zastał Łasicę i Sorię.

- A to nie za ciężkie dla milady? - zapytała Łasica dość wątpiącym tonem widząc jak czerwona milady przymierza się do całkiem sporej skrzynki. Co prawda wciaż była ubrana jak zwykła robotnica czy szwaczka tak samo jak przyszła do ulubionej tawerny obu łotrzyc. Ale i tak wydawała się zbyt wątła i krucha aby zabrać się za skrzynkę co była większa niż ta co właśnie wyniósł stąd Silny.

- Nie kochanie, ta będzie w sam raz. - powiedziała herold Soren i bez trudnu dźwignęła tą skrzynkę w ramiona. Widząc, że Otto wbiegł zaśmiała się do niego wesoło. - Ależ to ekscytujące! Co za przygoda! - zawołała przyciszonym głosem po czym bez większego wysiłku potruchtała z tą zdobyczną skrzynką w ślad za Silnym.

- Nie widziałam, że ona jest tak silna… - przyznała włamywaczka obserwując chwilę puste wyjście na korytarz. Ale szybko wróciła do swoich obowiązków. - Dobrze, że jesteś! Bierz tamten worek! - zakomenderowała wskazując na jeden z worków stojących pod ścianą. Gdy go złapał nie wydawał się aż tak ciężki. Ale gdy wybiegł z lochu to jakoś z każdym krokiem wydawał się cięższy i cieższy, i mniej wygodny i coraz trudniejszy do niesienia. Nie puszczał jednak go i biegł dalej aż przebiegł przez całą świątynię błotnisty front dziedzińca, furtę i już był przy wozie podając worek w ręce chyba Tobiasa. Po drodze minął zwalistą sylwetkę łysego mięśniaka i o wiele zwinnejsza i zgrabniejszą pewnie Sorii albo Burgund.

- Światło! - cichy syk Pchełki sparaliżował wszystkich. Zaczeli się rozglądać ale szybko uwagę wszystkich przykuła plama światła widoczna już przy południowym narożniku od strony miasta. W środku nocy, w tak paskudną pogodę to mało prawdopodobne aby to był ktoś inny niż staż. Ale jeszcze było cicho i nie było wiadomo czy ich spostrzegli.

- Biegnijcie po resztę! Niech wracają! - syknęła Burgund dając znać reszcie aby dali znać tym co są w środku, że czas im się zaczyna kończyć.

- A jak tu przyjdą? - w głosie Tobiasa dała się słyszeć wyraźna obawa. Wydawał się być w ogóle nie przygotowany na takie nocne przygody. Póki miał prostą robotę jak ładowanie fantów na wozie to jakoś miał zajęcie. Ale teraz gdy zawisła nad nimi groźna odkrycia to znów zaczęła go zżerać trema.

- To trzeba ich będzie zagadać. Albo dać w łeb. Ale szybko i cicho aby larum nie narobili. - szepnęła zdenerwowana Burgund która oprócz Łasicy to miała największe doświadczenie w takich sprawach. Reszta trawiła to szybko w głowie bo z tych silnorekich to mieli na wozie Rune i Annikę. Ale ich nieźle pocharatali moryccy templariusze. A Soria i Silny byli teraz w środku po resztę fantów. Tak samo jak Łasica co na razie wydawała się liderem całej nocnej hecy.

- Jak teraz ruszymy to na pewno nas zauważą. Ale jak tu będą leźć to pewnie też. Chyba, żeby poszli gdzieś bokiem a nie tędy. - szepnęła w odpowiedzi Pchełka. No rzeczywiście nawet jak to byli strażnicy to z jednej strony byli na tyle blisko, że ruszający nagle wóz byłby trudny do przegapienia. A ruszający nagle w środku nocy wóz był z natury podejrzanym wozem. Ale stali albo szli z narożnika. Teoretycznie to było pół na pół, że pójdą wzdłuż osi frontu świątyni gdzie właściwie nie dałoby się przegapić stojącego wozu ale mogli też pójść wzdłuż bocznej ściany to była jeszcze szansa, że wtedy by nie dostrzegli wozu.



Heinrich



Heinrich jak podkradł się nieco bliżej wychodząc naprzeciwko zbliżającego się światełko to zorientował się, że jest trochę dobrze a trochę źle. Dobrze bo dostrzegł to czego się można było spodziewać w środku tak zimnej, dżdżystej nocy czyli trójkę strażników z halabardami. Z czego jeden na swojej miał zawieszoną latarnię i robił za latarnika. Ale było ich trzech. Zwykle patrole składały się z dwóch, trzech ludzi. Więc sugerowało to, że działają rutynowo i nie podejrzewają niczego na tyle aby na przykład podwoić liczbę strażników. No i drugą dobrą stroną było to, że zachowywali się dość rutynowo. Ot, patrol pechowców co musi zasuwać przez to zimne błoto, mrok i deszcz jak inni mądrale wylegują się pod ciepłymi pierzynami grzani przez pulchne tyłki swoich żon. Zdecydowanie nie sprawiali wrażenia, że gnają na alarm, że ktoś rabuje największą świątynie w mieście.

Złą stroną było to, że chociaż szli dość spacerowym tempem to jednak szli w kierunku placu i świątyni. A na razie nie usłyszał gwizdnięcia jakie miało oznaczać koniec akcji i znak do odwrotu na łódź.

Zdecydował się ich zatrzymać na ile dał radę. Podstępem i udając pijanego. Zaczął zachowywać się głośniej jakby właśnie wytaczał się po ciemku zmagając się z tym błotem, deszczem i mrokiem co rzeczywiście zwróciło na niego uwagę strażników. Zboczyli ku niemu aż z każdym krokiem znalazł się coraz bardziej w oświetlonym okręgu dawanym przez latarnię. I z miejsca stał się ich atrakcją jaka przełamała rutynę nudnego, zimnego i mokrego patrolu.

- Ale się sponiewierał. - mruknął rozbawiony któryś z nich. Ale bez złośliwości jakby on sam i koledzy dobrze rozumieli taki stan rzeczy.

- I co kolego? Zgubiłeś się? - zagadnął ten co chyba był ich szefem. Chyba niezbyt nawet oczekiwał jakiejś sensownej odpowiedzi bo on i pozostała dwójka zaśmiała się wesoło.

- No. Włóczysz się tak sam. Nie boisz się, że cię napadną, okradną a nawer zgwałcą? - zapytał ten drugi nie tracjąc dobrego humoru.

- Zgwałcą? Ktoś musiałby być mało wybredny. Zobaczcie na niego. Zgwałcić to on by chyba mógł dziurę w płocie. Nie wygląda na takieco co byłby w stanie na takie zabawy. Zresztą jaka by go chciała? To jakiś stary, pijany ramol. - dowódca wydawał się być rozbawiony uwagą kolegi, zwłaszcza tym o gwałcie. Bo nocny pijus widocznie nie zrobił na nim wrażenie jakiegoś amanta i pogromcy niewieścich serc.

- Ale zobaczcie skąd wyszedł. - odezwał się ten co trzymał lampę na halabardzie i chyba był najmłodszy z nich wszystkich. Co by nawet tłumaczyło czemu właśnie jego obarczono tym dodatkowym ciężarem.

- No nie gadaj… - odparł po chwili starszy kolega jakby dopiero teraz też to zauważył. Wszyscy trzej zaczęli się krytycznym wzrokiem przyglądać nocnej znajdzie.

- Nie no nie wierzę… Nocna Inge chyba nie jest aż tak zdesperowana aby obsługiwać takich pijusów… - odparł z niedowierzaniem dowódca patrolu chyba nie wierząc w możliwość jaką sugerował młodszy kolega.

- A kto wie? Wiecie jaka ona jest. Jak ktoś zapuka sześć razy to otwiera a potem nocny numerek. - młody wydawał się za to całkiem podekscytowany swoim pomysłem i chciał przekonać do niego swoich starszych kolegów. Nawet zastukał w błoto trzonkiem swojej halabardy dwa razy po trzy razy jakby to był ten umówiony sygnał o jakim mówił.

- No ale nie z jakimiś obdartusami. - zaprzeczył ten starszy jakby nadal miał wątpliwości czy to w ogóle możliwe.

- Cholera wie. Ja słyszałem, że ona lubi takie niespodzianki i nawet kobietom nie odmawia. Znaczy sam nie próbowałem oczywiście no ale tak słyszałem. - ten co był u nich numerem dwa wydawał się być wątpiący ale widocznie też musiał słyszeć jakieś pikantne plotki na temat owej Inge.

- E tam powtarzacie jakieś głupie plotki jak jakieś stare przekupki! Spójrzcie na niego. Czy on wam wygląda na kogoś kto byłby w stanie na jakikolwiek numerek? Zwłaszcza z Inge? Zresztą nie ma co tu tak stać i moknąć po próżnicy. E ty! Coś za jeden? Co tu robisz? Zabieraj się stąd jazda bo do wieży cię zawleczemy! - dowódca patrolu obsztorcował dwójkę podwładnych i zwrócił się bezpośrednio do Heinricha którego chyba brał za kogoś kto wypił zbyt dużo.

- Może jak taki zrobiony to go wywaliła. Albo się awanturował albo zasnął. U niej to trzeba szybko załatwić sprawę a nie się guzdrać. Znaczy tak słyszałem sam oczywiście nie probowałem. - ten z latarnią zaczął dumać na głos jakby ten temat całkiem przypadł mu do gustu ale umilkł gdy szef uniósł rękę jakby miał go zamiar strzelić w ucho aby pomóc mu się przymknąć. Sam zaś czekał czy z tego obcego przybłędy uda się coś wycisnąć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem