Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2023, 05:47   #35
mharek
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
W drodze do Tongruben porucznik Diestler podjechał do Duviela i przez chwilę przyglądał się nieufnie elfowi. Po minucie, góra dwóch zagadnął. - Co tu dużo gadać, nie dane mi było nigdy poznać żadnego elfa. Co mieszkańca lasu skłoniło do przyłączenia się do takiej wyprawy? Słyszałem, że siedzicie w lesie i czekacie tylko, żeby ktoś przekroczył jego granicę, by go ubić z łuku?! - w głosie Diestlera słychać było szczere zainteresowanie, choć dla wprawnego audytorium nie byłoby problemem wychwycenie nutki kpiny a może wesołości w wypowiedzi żołnierza.

Elf szedł dalej, nie spoglądając nawet na jeźdźca. Wiedział, że już chwilę przy nim jechał na swoim koniu, więc z odpowiedział czekał równie długo co wcześniej rozmówca z zadaniem pytania. W końcu spojrzał, uśmiechnął się lekko, ale trudno było cokolwiek wywnioskować z uśmiechu, gdyż ciągle na głowie miał też kaptur i nie dało się wychwycić w pełni mimiki

- Szanowny panie, po głosie już prawie rozpoznaje pana. Urodziłem się w osadzie w Ostlandzie. Owszem osada jest w lesie, ale dość blisko Krausnick. Często wraz z moim Kithbandem udawaliśmy się w głąb Lasów Cienia by walczyć z tamtejszym plugastwem. Następnie trochę podróżowałem i tak na ten przykład pomagałem jakąś dekadę temu kapitanowi Octaviusovi Grouffowi w oczyszczaniu lasu i gór z pozostałości po Daemons. Chwilę później walczyłem przy wybrzeżu z ludami północy, by zaraz dołączyć do łuczników w bitwach z Azhagiem, a w 2515 jako ochotnik znów walczyłem z Chaosem podczas najazdu Mortkina. Jestem przywiązany do swojego Kithbandu, ale równie mocno do Ostlandu, gdyż nie urodziłem się Laurelorn. Wiem jednak, że żaden Elf z Laurelorn nie siedzi i nie czeka żeby zabić kogoś, takie płytkie myślenie to domena waszego gatunku, z całym szacunkiem. Jednak jak ktoś zapuści się w głąb lasu i nie będzie to oficjalna wizyta… to już lepiej się zgubić w Lasach Cienia. - rozgadał się elf, gdyż wyczuł w głosie porucznika dozę zainteresowania. Distler roześmiał się przyjaźnie, słysząc tą ripostę.

* * *

Jadąc tą samą ścieżką do Tongruben, Diestler postanowił również zaczepić krasnoluda. Żywo interesowało go to co robi na wyprawie. Krasnolud wyglądał na inżyniera, a w ich małej armii nie było żadnych dział, toteż porucznik postanowił wypytać go o to i owo. - Panie Krasnoludzie - skłonił się lekko, jadąc na koniu obok wozu na którym rezydował krasnolud. - Mamy jakieś perspektywy na skompletowanie oddziału armat? - zaśmiał się porucznik, nie wierząc za bardzo w taką możliwość.

Krasnolud gwizdnął na sugestię porucznika.
- Pomysł ciekawy, umgi. Jednak armata to nie łatwa bestia do okiełznania. Nie wiem do tego jakie możliwości będziemy mieli. Ilość materiału potrzebna, aby zrobić jedną porządną armatę, może być ponad nasze możliwości. - Eitri pogładził się po brodzie zastanawiając się nad tą sytuacją - Trzeba wziąć jeszcze pod uwagę sprawy murów, czy są wystarczająco grube, aby zmieścić armatę. Czy mamy dostateczne źródło prochu. No i czy mamy ludzi chętnych do przeszkolenia w obsłudze.


* * *

W drodze do Tongruben, Gotthard Diestler uznał, że najwyższy czas porozmawiać z dowódcami pozostałych oddziałów. Na pierwszy ogień poszedł dowódca halabardników. Przede wszystkim porucznik wypytywał go o uzbrojenie i doświadczenie oddziały, a także o umiejętność walki we mgle i na bagnach. - Panie Gieorgij, jak taka halabarda będzie się Pana zdaniem sprawiała w walce na moczarach? Miał Pan okazję toczyć boje w takich warunkach? - zagaił.

- To chyba żadna różnica czy taka halabarda rozpłata komuś czerep na bagnie czy na nizinie. - odparł spokojnie sierżant halabardników. Ze źdzbłem trawy jaki żuł dość monotonnym rytmem wydawał się być ucieleśnieniem flegmatyczności. Maszerował jednak równo i bez wahania a za nim reszta jego oddziału piechurów.

- A na bagnach bywałem. Ciężka sprawa. Jeszcze jak z tą mgłą to w ogóle. Potopić i pogubić się można na takich bagnach. Zwłaszcza jak się ich nie zna. Dobrze, że Stefan mówi, że tu bywał i się rozeznuje co nieco. To chociaż tyle. Bo bez przewodnika to może być kiepsko na takich obcych bagnach. Zresztą widać po tych kusznikach. Jakby je znali albo mieli kogoś kto zna to by się pewnie tam nie wpakowali. - odparł zaraz potem. Wydawał się mieć nieco filozoficzne podejście do tej całej armii i wojny co jednak wśród weteranów nie było aż tak rzadkie. Pomagało im się odnaleźć w różnych niespodziewanych sytuacjach w jakie rzucił je wojenny los.

- Widzę, że wierzy Pan w to, że tylko spokój może nas uratować - zaśmiał się Distler i jako, że nie miał ochoty kontynuować tej rozmowy pozdrowił halabardnika, uśmiechnął się i spiął konia, tak by dogonić mieczników, którzy szli kilkanaście metrów z przodu kolumny.

* * *

Te same sprawy Gotthard postanowił omówić z Renate. Starał się być jednak w dużo milszym i pogodniejszym nastroju, choć chyba mu to nie wyszło.

- A co tu dumać? Jak jakiś zwierzoczłek będzie na wyciągnięcie miecza to go się ciachnie. Ale jak nie będzie to się go nie ciachnie. No nie wiadomo jak to z tą mgłą będzie. Czy w ogóle uda się odnaleźć tą farmę i kuszników. Szkoda by było jakby ich tam te poczwary wybiły i zeżarły. No ale jak Stefan mówi, że wie gdzie iść to niech prowadzi. - ostrzyżona na krótką, żołnierską modłę blond sierżant szermierzy odparła wzruszając ramionami. Wydawała się wciąż być pogodna i swobodna. Jeśli odczuwała napięcie to musiała je całkiem dobrze ukrywać.

- A ty panie oficerze? Gdzie już walczyłeś? Topiłeś się już kiedyś w takiej mgle i bagnach? - zagaiła wesoło zadzierając głowę aby spojrzeć na jadącego obok kawalerzystę. Paru idących za nią wojaków zerknęło na niego równie ciekawie przysłuchując się rozmowie swojej sierżant.

Porucznikowi Gotthardowi Distlerowi przed oczami stanęła przeraźliwa wizja krwi, która szybko rozpuszczała się w mętnej wodzie bagniska. Wcześniej wydawało mu się, że krew powinna unosić się na powierzchni. - Tak, walczyłem kiedyś na takich przeklętych bagnach - mówił ze stoickim spokojem, jakby przypominał sobie odległe czasy. - Byliśmy na zwiadzie, ścigaliśmy złodziei i inne szumowiny, którzy usiłowali uciec na drugą stronę granicy do Kislevu - kontynuował, przerywając na chwilę, by spojrzeć głęboko w oczy swej rozmówczyni, obdarzając ją swoim męskim spojrzeniem.

- Wpadliśmy w zasadzkę, my i przemytnicy. Niewielu z nas zdołało ujść z życiem - wstrzymał się na moment, gdy wróciły do niego bolesne wspomnienia. - Zagoniliśmy tę bandę zbójców na skraj bagniska, myślałem, że wkrótce złożą broń - zaczął opowieść Gotthard, wyrównując tempo konia, tak by szedł zaraz obok mieczniczki. - Ale ci szaleńcy nie mieli zamiaru uciekać, a raczej nie myśleli wcale. A ja, naiwnie, ruszyłem za nimi, wierząc, że zaraz się poddadzą i zakończymy ten pościg. Przez kilka godzin przecinaliśmy gęsty las, skacząc z korzenia na korzeń i z kamienia na kamień. Buty i spodnie nasze przemoczone, nasze zbroje i peleryny rozmoczone, cięciwy łuków rozluźnione od wilgoci. Wszędzie wokół nas unosił się zaduch, a parujące paprocie i mech zasnuwały nas posępną mgłą - tak wyglądał ten straszny obraz. - A potem, niespodziewanie i znikąd, pojawiły się gobliny. Z pozoru były to maleńkie istoty, a ich siły nie były imponujące. Jednak dosiadały oni tych ohydnych pająków, i szyły do nas strzały ze swoich małych łuków. Owładnęła nimi dzikość, gdyż każde drzewo było okupowane przez tych łajdaków. Strzelali w nas, a te, które nie miały łuków, rzucały w nas kamieniami i gałęziami. Przez pewien czas broniliśmy się, odpierając te ataki, gdyż groty ich strzał nie były w stanie przedrzeć się przez nasze pancerze. Ale po kilkunastu minutach, i mimo, że ku naszemu zaskoczeniu, dołączyli do nas nasi uciekinierzy, prawie ich obsiadły te zielone gnidy, zaczęliśmy padać, jeden po drugim - zadrżał na moment, gdy przypomniał sobie tę tragiczną chwilę.

- Dowiedziałem się później, że strzały tych szkodników były nasączone trucizną, niezbyt groźną, ale zdolną rozpowszechnić w naszym ciele pajęczy jad - Gotthard pochylił się i podwinął nogawki. Na umięśnionej łydce można było dostrzec kilka odrażających, czarnych blizn. - Z całego oddziału, który liczył ze dwudziestu mężczyzn, przeżyło tylko nas pięciu i trzech przemytników. Pokonaliśmy te zielone szumowiny, każdego z nich, choć ich szaman, który się pojawił, pozbawił życia mojego najlepszego przyjaciela swoimi demoniczno - magicznymi sztuczkami. Zabiliśmy ich wszystkich. Ale powiem Ci, gdyby nie to cholernie podmokłe bagno, które sprawiało, że normalnemu wojownikowi ciężko było poruszać się po tym nierównym terenie, to te gobliny dawno by już gryzły glebę, a po naszej stronie może tylko kilku z nas odniosłoby rany. Tak, bagna są zdradzieckie, szczególnie gdy próbujesz stawić czoła ich mieszkańcom - zakończył opowieść Gotthard, przypominając sobie niekończący się koszmar, który wciąż budził w nim takie emocje. Uśmiechnął się potem rozbrajająco do Theiss, jakby czekając na jej reakcję.

- No mnie też zdarzało się potykać z tymi paskudnikami. Ale w lesie. I to też nie było takie proste jak można by sądzić po tych cherlawych małpach. Może nie są silne jak orki ale za to są chytre i podstępne. - krótko ostrzyżona blondynka pokiwała swoją czupryną gdy przez chwilę trawiła słowa konnego porucznika. W końcu też się uśmiechnęła, zadarła głowę w bok i do góry aby na niego spojrzeć.

- Ale teraz ponoć czekają nas kopytni a nie goblińskie małpy. I całkiem możliwe, że aby wydostać tych kuszników to trzeba będzie wejść w te bagna. - odparła filozoficznie i wzruszyła do tego ramionami. Na razie wiedzieli tyle co im Alezzia przetłumaczyła od obu kuszników z Tilei. A szefowa zdecydowała się ruszyć do tej wioski o jakiej mówili a jaką widocznie Stefan znał aby sprawdzić jak to się tam sprawy mają i wtedy zdecydować co dalej.


* * *
- Hochlandczyk mówi, że pół godziny. Pół godziny po jebanych bagnach - mruknął pod nosem nieufnie Distler i powątpiewająco omiótł wzrokiem swoich podkomendnych. Zrodzeni w suchym stepie, nie nawykli do poruszania się po podmokłych, bagiennych terenach. Pomimo tego porucznik nie miał wątpliwości, że zostawienie tileańskich kuszników na pastwę zwierzoludzi byłoby czymś niewybaczalnym. - No przecież, że trzeba pomóc. I jak się przyłączą do nas, to spory będzie to zysk dla naszej małej armii. Jeno plan opracować trzeba. Pani dowódca widzi, w tej mgle łuki moich ludzi i ludzi Stefana nie zdadzą się na za wiele. A i strach zwiadowców przodem wysyłać, bo zapewne te zwierzęta mają dobrze wyczulony węch i słuch i zanim się żołnierz spostrzeże, a już w bebechach rogi kozła mieć będzie, albo i inne żelastwo - odpowiedział Diestler i po chwili dodał. - Jakbym miał coś zaproponować, to trzeba wysłać zbrojnych - to mówiąc skinął na Gieorgija i Renate. - Kupa ich, to może bestie będą się bały zaatakować. I niech Stefan z ludźmi idzie pomiędzy nimi - Distler zadumał się nad swoimi słowami, ale po chwili dodał. - Chrońcie chłopaka jak oka w głowie, bo bez niego nie wrócicie tak szybko jakby się chciało. Bagna są pewnie zdradzieckie. A wszyscy i tak iść nie możemy, ktoś wozów pilnować musi i koni. Co o tym sądzicie? I ruszać trzeba rychło, bo jak nic gdy się ściemni bestie się rozochocą.

- Oj ciężko psze pana, ciężko na tych bagnach. Trzeba wiedzieć którędy iść aby się nie potopić. I wąska, ścieżka, wąska. Trzeba jeden za drugim bo się krok da ze ścieżki i od razu po pas w bagnie. Więc no to ktoś by musiał prowadzić przez te bagna psze pana mnie się tak wydaje. - Stefan uśmiechnął się szeroko do konnego oficera ale powiedział swoje kręcąc głową na znak, że nie tak prosto będzie dotrzeć do tej zatopionej farmy gdzie mieli się bronić pobratymcy obu kuszników jakich natrafili na drodze. Petra zadała mu jeszcze parę pytań i wyglądało na to, że raczej trudno by było uderzyć zwartymi formacjami. Raczej trzeba by iść za przewodnikiem sznurkiem, jeden oddział za drugim. Co brzmiało sensownie biorąc pod uwagę, że mowa była o bagiennych bezdrożach ale niezbyt sprzyjało uderzeniu na wroga jak oddziały potrzebowały czasu aby się wydobyć z tych bagien i uporządkować. A jeszcze w to wchodził aspekt mgły jaka tam na bagnach miała być gęstsza niż tutaj na obrzeżach gdzie stała wioska.
 
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem