Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2023, 08:28   #31
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
- Z całym szacunkiem Herr Jeager, mówiłem o przewadze słuchu, nie powonienia. Chciałbym przypomnieć też, że bagno to nie łąka czy las, nie da się od tak kogoś okrążyć, zwłaszcza gdy nie wie się gdzie on się dokładnie znajduje. Jeżeli jest tam gęsta mgła to nie ma wiatru, albo jest niewielki więc ani zwierzoludzie ani nasze psy nie poczują nic do ostatniej chwili, zwłaszcza że bagna wydzielają 'własne' zapachy, nierzadko dość intensywne - gnijące zwłoki na przykład.
Jeżeli mielibyśmy jedynie przepędzić bestie i ratować ludzi to powinniśmy iść w dużej liczbie i narobić hałasu. Jeżeli zaś mamy zamiar ubić jak największą liczbę kozich synów, to lekkie oddziały powinny - jak słusznie sugerujesz Herr Jager -pójść przodem i w razie natknięcia się na zwierzoludzi pozorować ucieczkę tak by wciągnąć je naprzeciw naszym najsilniejszym siłom.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-06-2023, 12:21   #32
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
- Z całym szacunkiem Herr Walder, może Pan mieć racje z powonieniem ale nie rozumiem pańskich odniesień do łąk, oczywistym jest że teren ogranicza nam bardzo możliwość manewru. co nie znaczy że powinniśmy rozejrzeć się za możliwością skorzystania z alternatywnych dróg które mogą nam pomóc przeciwnika okrążyć, np wspomnianych przez Pana łodzi czy ścierzek znanych miejscowym . Po za tym nie mogę się zgodzić z propozycją robienia hałasu, tak czy tak lepiej do ostatniej chwili starać się przeciwnika podejść. Ponieważ nie możemy być pewni czy mimo wszystko wróg nie ma przewagi i to znacznej, a nawet jeśli jej nie ma to lepiej nie dawać mu szansy i dodatkowego czasu na przygotowania zasadzki, w końcu akurat tym razem bestie mogą zdecydować się walczyć rozochocone wcześniejszym sukcesem. Tak w ogóle to właśnie przypomniałem sobie dość oczywista rzecz mianowicie kwestie zabrania z sobą kilku lin najlepiej co najmniej jednej na każde dziesięć osób abyśmy mogli w razie czego wyciągnąć człowieka z bagna.
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-06-2023, 13:46   #33
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
- Skoro trójka kuszników wymknęła się zwierzoludziom to rozsądnym jest przypuszczać że nie mają nad nami przewagi liczebnej. Polowania na dzika czy niedźwiedzia polegają na robieniu hałasu by skierować zwierzę tam gdzie sobie tego myśliwy życzy. Bagno utrudnia manewry i walkę. Ale tak samo nam jak i bestiom. Czas działa jednak bardziej na niekorzyść kuszników i dlatego nie powinniśmy go mitrężyć szukając- w gęstej mgle, na bagnach - okrężnej drogi.
Tobias przeniósł wzrok na Petrę.
- Jakikolwiek plan szefowie nie zatwierdzą - powinniśmy ruszać jak najszybciej.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-06-2023, 16:30   #34
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Eitri siedział spokojnie na koźle wozu. Wyciągnął fajkę kiedy Petra ze świtą ruszyli obgadać sprawę. Kilkoro z lokalnych dzieci przyglądało się z uwagą niskiemu brodaczowi. Krasnolud westchnął wspominając żonę i syna, odruchowo potarł kciukiem medalion na szyi.

Od niechcenia wsłuchiwał się w dywagacje innych członków oddziałów. Coś nie dawało mu spokoju. Nie znał się za bardzo na zwierzoludziach. Rozumiał, że to mutanty chaosu, ledwo inteligentne ponad zwierzęta, których cechy posiadają. Jeżeli jednak tym dwóm Tileanczykom się uciec, to faktycznie jest ich niewiele, a to oznacza…
- Jeżeli coś zrobimy trzeba będzie to zrobić szybko i po cichu. - odezwał się krasnolud podchodząc do Petry - Jeżeli jest ich niewiele, to jest to grupa rabunkowa, mała część stada. Reszta nie może być daleko, jeżeli pozwolimy któremuś zwiać, albo wezwać pomoc… - postanowił pozwolić wyobraźni ludzi dopowiedzieć resztę zdania.
- Jeżeli załatwiamy to głosowaniem, to ja jestem za. Oczyszczenie bagien z tego cholerstwa pomoże tutejszym, do tego pomoc tym kusznikom da nam potencjalnych wojaków. No i oczywiście, jest to po prostu słuszne. - To mówiąc Eitri wrócił do wozu i uwiązał dokładnie swój muszkiet - Nie przyda się na bagnie. Gówno będę widział, a hałas może kogoś przyciągnąć. - z plecaka dobył solidny metalowy młot i okrągłą tarczę.
- Pora powbijać kilka rogatych gwoździ.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-06-2023, 05:47   #35
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
W drodze do Tongruben porucznik Diestler podjechał do Duviela i przez chwilę przyglądał się nieufnie elfowi. Po minucie, góra dwóch zagadnął. - Co tu dużo gadać, nie dane mi było nigdy poznać żadnego elfa. Co mieszkańca lasu skłoniło do przyłączenia się do takiej wyprawy? Słyszałem, że siedzicie w lesie i czekacie tylko, żeby ktoś przekroczył jego granicę, by go ubić z łuku?! - w głosie Diestlera słychać było szczere zainteresowanie, choć dla wprawnego audytorium nie byłoby problemem wychwycenie nutki kpiny a może wesołości w wypowiedzi żołnierza.

Elf szedł dalej, nie spoglądając nawet na jeźdźca. Wiedział, że już chwilę przy nim jechał na swoim koniu, więc z odpowiedział czekał równie długo co wcześniej rozmówca z zadaniem pytania. W końcu spojrzał, uśmiechnął się lekko, ale trudno było cokolwiek wywnioskować z uśmiechu, gdyż ciągle na głowie miał też kaptur i nie dało się wychwycić w pełni mimiki

- Szanowny panie, po głosie już prawie rozpoznaje pana. Urodziłem się w osadzie w Ostlandzie. Owszem osada jest w lesie, ale dość blisko Krausnick. Często wraz z moim Kithbandem udawaliśmy się w głąb Lasów Cienia by walczyć z tamtejszym plugastwem. Następnie trochę podróżowałem i tak na ten przykład pomagałem jakąś dekadę temu kapitanowi Octaviusovi Grouffowi w oczyszczaniu lasu i gór z pozostałości po Daemons. Chwilę później walczyłem przy wybrzeżu z ludami północy, by zaraz dołączyć do łuczników w bitwach z Azhagiem, a w 2515 jako ochotnik znów walczyłem z Chaosem podczas najazdu Mortkina. Jestem przywiązany do swojego Kithbandu, ale równie mocno do Ostlandu, gdyż nie urodziłem się Laurelorn. Wiem jednak, że żaden Elf z Laurelorn nie siedzi i nie czeka żeby zabić kogoś, takie płytkie myślenie to domena waszego gatunku, z całym szacunkiem. Jednak jak ktoś zapuści się w głąb lasu i nie będzie to oficjalna wizyta… to już lepiej się zgubić w Lasach Cienia. - rozgadał się elf, gdyż wyczuł w głosie porucznika dozę zainteresowania. Distler roześmiał się przyjaźnie, słysząc tą ripostę.

* * *

Jadąc tą samą ścieżką do Tongruben, Diestler postanowił również zaczepić krasnoluda. Żywo interesowało go to co robi na wyprawie. Krasnolud wyglądał na inżyniera, a w ich małej armii nie było żadnych dział, toteż porucznik postanowił wypytać go o to i owo. - Panie Krasnoludzie - skłonił się lekko, jadąc na koniu obok wozu na którym rezydował krasnolud. - Mamy jakieś perspektywy na skompletowanie oddziału armat? - zaśmiał się porucznik, nie wierząc za bardzo w taką możliwość.

Krasnolud gwizdnął na sugestię porucznika.
- Pomysł ciekawy, umgi. Jednak armata to nie łatwa bestia do okiełznania. Nie wiem do tego jakie możliwości będziemy mieli. Ilość materiału potrzebna, aby zrobić jedną porządną armatę, może być ponad nasze możliwości. - Eitri pogładził się po brodzie zastanawiając się nad tą sytuacją - Trzeba wziąć jeszcze pod uwagę sprawy murów, czy są wystarczająco grube, aby zmieścić armatę. Czy mamy dostateczne źródło prochu. No i czy mamy ludzi chętnych do przeszkolenia w obsłudze.


* * *

W drodze do Tongruben, Gotthard Diestler uznał, że najwyższy czas porozmawiać z dowódcami pozostałych oddziałów. Na pierwszy ogień poszedł dowódca halabardników. Przede wszystkim porucznik wypytywał go o uzbrojenie i doświadczenie oddziały, a także o umiejętność walki we mgle i na bagnach. - Panie Gieorgij, jak taka halabarda będzie się Pana zdaniem sprawiała w walce na moczarach? Miał Pan okazję toczyć boje w takich warunkach? - zagaił.

- To chyba żadna różnica czy taka halabarda rozpłata komuś czerep na bagnie czy na nizinie. - odparł spokojnie sierżant halabardników. Ze źdzbłem trawy jaki żuł dość monotonnym rytmem wydawał się być ucieleśnieniem flegmatyczności. Maszerował jednak równo i bez wahania a za nim reszta jego oddziału piechurów.

- A na bagnach bywałem. Ciężka sprawa. Jeszcze jak z tą mgłą to w ogóle. Potopić i pogubić się można na takich bagnach. Zwłaszcza jak się ich nie zna. Dobrze, że Stefan mówi, że tu bywał i się rozeznuje co nieco. To chociaż tyle. Bo bez przewodnika to może być kiepsko na takich obcych bagnach. Zresztą widać po tych kusznikach. Jakby je znali albo mieli kogoś kto zna to by się pewnie tam nie wpakowali. - odparł zaraz potem. Wydawał się mieć nieco filozoficzne podejście do tej całej armii i wojny co jednak wśród weteranów nie było aż tak rzadkie. Pomagało im się odnaleźć w różnych niespodziewanych sytuacjach w jakie rzucił je wojenny los.

- Widzę, że wierzy Pan w to, że tylko spokój może nas uratować - zaśmiał się Distler i jako, że nie miał ochoty kontynuować tej rozmowy pozdrowił halabardnika, uśmiechnął się i spiął konia, tak by dogonić mieczników, którzy szli kilkanaście metrów z przodu kolumny.

* * *

Te same sprawy Gotthard postanowił omówić z Renate. Starał się być jednak w dużo milszym i pogodniejszym nastroju, choć chyba mu to nie wyszło.

- A co tu dumać? Jak jakiś zwierzoczłek będzie na wyciągnięcie miecza to go się ciachnie. Ale jak nie będzie to się go nie ciachnie. No nie wiadomo jak to z tą mgłą będzie. Czy w ogóle uda się odnaleźć tą farmę i kuszników. Szkoda by było jakby ich tam te poczwary wybiły i zeżarły. No ale jak Stefan mówi, że wie gdzie iść to niech prowadzi. - ostrzyżona na krótką, żołnierską modłę blond sierżant szermierzy odparła wzruszając ramionami. Wydawała się wciąż być pogodna i swobodna. Jeśli odczuwała napięcie to musiała je całkiem dobrze ukrywać.

- A ty panie oficerze? Gdzie już walczyłeś? Topiłeś się już kiedyś w takiej mgle i bagnach? - zagaiła wesoło zadzierając głowę aby spojrzeć na jadącego obok kawalerzystę. Paru idących za nią wojaków zerknęło na niego równie ciekawie przysłuchując się rozmowie swojej sierżant.

Porucznikowi Gotthardowi Distlerowi przed oczami stanęła przeraźliwa wizja krwi, która szybko rozpuszczała się w mętnej wodzie bagniska. Wcześniej wydawało mu się, że krew powinna unosić się na powierzchni. - Tak, walczyłem kiedyś na takich przeklętych bagnach - mówił ze stoickim spokojem, jakby przypominał sobie odległe czasy. - Byliśmy na zwiadzie, ścigaliśmy złodziei i inne szumowiny, którzy usiłowali uciec na drugą stronę granicy do Kislevu - kontynuował, przerywając na chwilę, by spojrzeć głęboko w oczy swej rozmówczyni, obdarzając ją swoim męskim spojrzeniem.

- Wpadliśmy w zasadzkę, my i przemytnicy. Niewielu z nas zdołało ujść z życiem - wstrzymał się na moment, gdy wróciły do niego bolesne wspomnienia. - Zagoniliśmy tę bandę zbójców na skraj bagniska, myślałem, że wkrótce złożą broń - zaczął opowieść Gotthard, wyrównując tempo konia, tak by szedł zaraz obok mieczniczki. - Ale ci szaleńcy nie mieli zamiaru uciekać, a raczej nie myśleli wcale. A ja, naiwnie, ruszyłem za nimi, wierząc, że zaraz się poddadzą i zakończymy ten pościg. Przez kilka godzin przecinaliśmy gęsty las, skacząc z korzenia na korzeń i z kamienia na kamień. Buty i spodnie nasze przemoczone, nasze zbroje i peleryny rozmoczone, cięciwy łuków rozluźnione od wilgoci. Wszędzie wokół nas unosił się zaduch, a parujące paprocie i mech zasnuwały nas posępną mgłą - tak wyglądał ten straszny obraz. - A potem, niespodziewanie i znikąd, pojawiły się gobliny. Z pozoru były to maleńkie istoty, a ich siły nie były imponujące. Jednak dosiadały oni tych ohydnych pająków, i szyły do nas strzały ze swoich małych łuków. Owładnęła nimi dzikość, gdyż każde drzewo było okupowane przez tych łajdaków. Strzelali w nas, a te, które nie miały łuków, rzucały w nas kamieniami i gałęziami. Przez pewien czas broniliśmy się, odpierając te ataki, gdyż groty ich strzał nie były w stanie przedrzeć się przez nasze pancerze. Ale po kilkunastu minutach, i mimo, że ku naszemu zaskoczeniu, dołączyli do nas nasi uciekinierzy, prawie ich obsiadły te zielone gnidy, zaczęliśmy padać, jeden po drugim - zadrżał na moment, gdy przypomniał sobie tę tragiczną chwilę.

- Dowiedziałem się później, że strzały tych szkodników były nasączone trucizną, niezbyt groźną, ale zdolną rozpowszechnić w naszym ciele pajęczy jad - Gotthard pochylił się i podwinął nogawki. Na umięśnionej łydce można było dostrzec kilka odrażających, czarnych blizn. - Z całego oddziału, który liczył ze dwudziestu mężczyzn, przeżyło tylko nas pięciu i trzech przemytników. Pokonaliśmy te zielone szumowiny, każdego z nich, choć ich szaman, który się pojawił, pozbawił życia mojego najlepszego przyjaciela swoimi demoniczno - magicznymi sztuczkami. Zabiliśmy ich wszystkich. Ale powiem Ci, gdyby nie to cholernie podmokłe bagno, które sprawiało, że normalnemu wojownikowi ciężko było poruszać się po tym nierównym terenie, to te gobliny dawno by już gryzły glebę, a po naszej stronie może tylko kilku z nas odniosłoby rany. Tak, bagna są zdradzieckie, szczególnie gdy próbujesz stawić czoła ich mieszkańcom - zakończył opowieść Gotthard, przypominając sobie niekończący się koszmar, który wciąż budził w nim takie emocje. Uśmiechnął się potem rozbrajająco do Theiss, jakby czekając na jej reakcję.

- No mnie też zdarzało się potykać z tymi paskudnikami. Ale w lesie. I to też nie było takie proste jak można by sądzić po tych cherlawych małpach. Może nie są silne jak orki ale za to są chytre i podstępne. - krótko ostrzyżona blondynka pokiwała swoją czupryną gdy przez chwilę trawiła słowa konnego porucznika. W końcu też się uśmiechnęła, zadarła głowę w bok i do góry aby na niego spojrzeć.

- Ale teraz ponoć czekają nas kopytni a nie goblińskie małpy. I całkiem możliwe, że aby wydostać tych kuszników to trzeba będzie wejść w te bagna. - odparła filozoficznie i wzruszyła do tego ramionami. Na razie wiedzieli tyle co im Alezzia przetłumaczyła od obu kuszników z Tilei. A szefowa zdecydowała się ruszyć do tej wioski o jakiej mówili a jaką widocznie Stefan znał aby sprawdzić jak to się tam sprawy mają i wtedy zdecydować co dalej.


* * *
- Hochlandczyk mówi, że pół godziny. Pół godziny po jebanych bagnach - mruknął pod nosem nieufnie Distler i powątpiewająco omiótł wzrokiem swoich podkomendnych. Zrodzeni w suchym stepie, nie nawykli do poruszania się po podmokłych, bagiennych terenach. Pomimo tego porucznik nie miał wątpliwości, że zostawienie tileańskich kuszników na pastwę zwierzoludzi byłoby czymś niewybaczalnym. - No przecież, że trzeba pomóc. I jak się przyłączą do nas, to spory będzie to zysk dla naszej małej armii. Jeno plan opracować trzeba. Pani dowódca widzi, w tej mgle łuki moich ludzi i ludzi Stefana nie zdadzą się na za wiele. A i strach zwiadowców przodem wysyłać, bo zapewne te zwierzęta mają dobrze wyczulony węch i słuch i zanim się żołnierz spostrzeże, a już w bebechach rogi kozła mieć będzie, albo i inne żelastwo - odpowiedział Diestler i po chwili dodał. - Jakbym miał coś zaproponować, to trzeba wysłać zbrojnych - to mówiąc skinął na Gieorgija i Renate. - Kupa ich, to może bestie będą się bały zaatakować. I niech Stefan z ludźmi idzie pomiędzy nimi - Distler zadumał się nad swoimi słowami, ale po chwili dodał. - Chrońcie chłopaka jak oka w głowie, bo bez niego nie wrócicie tak szybko jakby się chciało. Bagna są pewnie zdradzieckie. A wszyscy i tak iść nie możemy, ktoś wozów pilnować musi i koni. Co o tym sądzicie? I ruszać trzeba rychło, bo jak nic gdy się ściemni bestie się rozochocą.

- Oj ciężko psze pana, ciężko na tych bagnach. Trzeba wiedzieć którędy iść aby się nie potopić. I wąska, ścieżka, wąska. Trzeba jeden za drugim bo się krok da ze ścieżki i od razu po pas w bagnie. Więc no to ktoś by musiał prowadzić przez te bagna psze pana mnie się tak wydaje. - Stefan uśmiechnął się szeroko do konnego oficera ale powiedział swoje kręcąc głową na znak, że nie tak prosto będzie dotrzeć do tej zatopionej farmy gdzie mieli się bronić pobratymcy obu kuszników jakich natrafili na drodze. Petra zadała mu jeszcze parę pytań i wyglądało na to, że raczej trudno by było uderzyć zwartymi formacjami. Raczej trzeba by iść za przewodnikiem sznurkiem, jeden oddział za drugim. Co brzmiało sensownie biorąc pod uwagę, że mowa była o bagiennych bezdrożach ale niezbyt sprzyjało uderzeniu na wroga jak oddziały potrzebowały czasu aby się wydobyć z tych bagien i uporządkować. A jeszcze w to wchodził aspekt mgły jaka tam na bagnach miała być gęstsza niż tutaj na obrzeżach gdzie stała wioska.
 
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-06-2023, 10:13   #36
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - 2521.04.23; wlt; południe

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; wioska Tongruben
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Wszyscy - osada Tongruben



- No i bądź tu mądry, jak każdy mówi co innego… - westchnęła Petra gdy większość dywagacji ucichła. Wyglądało, że jest w nie lada kropce bo właściwie każdy doradzał co innego. A to na skryto podejść, a to na głośno. A to się rozdzielić, a to iść w kupie. A to puścić zwiadowców przodem, a to nie puszczać ich przodem. A to brać łodzie, a to kije wystrugać albo zostać w wiosce i wozu pilnować… Popatrzyła z siodła na nich wszystkich po kolei a potem ponad ich głowami w głąb. Tam gdzie widać było bagna na jakich skraju stała wioska słynąca z dobrej gliny do wypalania naczyń. Bagna stopniowo były pochłonięte przez mglistą kurtynę jaką skrywała co tam się dzieje dalej. Jednym z niewielu punktów co jako tako się chyba wszyscy zgadzali to to, że nie ma co mitrężyć czasu skoro mają organizować tą misję ratunkową. Bo w tym też raczej panowała zgoda, że wypada pójść tym tileańskim kusznikom z pomocą. Chociaż właśnie te bagna i mgła była im nie w smak.

- Jeśli można psze pani… - odezwał się Kolesnikow jak zwykle usłużnym tonem. To przykuło uwagę szefowej, spojrzała na niego i dała mu znać aby mówił. - Na moje oko nie ma co dywagować. Albo po prostu tam idziemy i spróbujemy ich odbić albo wracajmy na szlak. Nie ma co robić obławy na całe bagna jakbyśmy nie wiadomo jaką armię mieli. Tam da się podejść z innej strony niż od wioski ale to sporo łażenia po bagnach by było. Jak się rozdzielimy to się nie znajdziemy. Może to i mądre aby uderzyć na nich z wszystkich stron no ale prościej będzie po prostu tam pójść i zrobić swoje. - odparł prostolinijnym tonem do szefowej wskazując dłonią w kierunku bagien jakie zaczynały się zaraz za ponurą i błotnistą wioską.

- I lepiej za bardzo się nie rozdzielać. Może ich tam jest trzy na krzyż tych rogaczy. A może jest dużo, dużo więcej. Tak czy inaczej lepiej mieć większą kupę w jednym miejscu. - odezwał się sierżant halabardników a krótkowłosa od mieczników pokiwała twierdząco głową.

- Dobra to zrobimy tak… - szefowa zastanawiała się jeszcze chwilę ale w końcu podjęła jakąś decyzję. I zaczęła wydawać polecenia poszczególnym dowódcom a ci przekazywali je dalej.




Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Wyprawa ścieżką (wszyscy oprócz Tobiasa)



Szefowa postawiła na szybkość reakcji kosztem namysłu czy przygotowań. Dlatego nie wszystkie sugerowane rozwiązania dało radę zorganizować w tak krótkim czasie. Jak choćby ta “trzecia noga” jaką sugerował Tobias. Jak ktoś na szybko zdołał wyrwać jakąś żerdź z płota, dorwał jakiegoś kija z młodnika czy dostał od kogoś z tubylców to miał. Jak nie to nie. Z halabardnikami był spokój bo trzonki ich halabard też mogły pełnić rolę próbnika terenu przed nimi. Zostało oporządzić się Kozakom Gottharta i myśliwym Stefana. I tak na oko nie każdy z nich zdołał zdobyć coś takiego ale co trzeci czy czwarty zdobył taką czy inną tyczkę. Szlachcianka bowiem przychyliła się do głosów, że lepiej się za bardzo nie rozdzielać i Gottharta z jego Kozakami postanowiła zabrać ze sobą. Przykonały ją argumenty, że od wioski do zatopionej farmy jest na tyle duża odległość, że ewentualna pomoc z jednego tego miejsca do drugiego byłaby na tyle długotrwała, że stawiałaby sens takiej pomocy pod znakiem zapytania. Do tego wolała mieć większość sił pod swoją komendą aby nimi dysponować wedle uznania. Nie licząc komponentu Theiss jaki miał popłynąć łodziami.

Podobnie szlachcianka posłuchała rady i poprosiła tubylców o pomoc w postaci przewodników. Po chwili wahania zgłosiło się paru co mniej więcej wystarczało aby przydzielić jednego na oddział.

Zastanawiała się jeszcze jak ustawić swoje oddziały. Bo z tego co mówił Stefan ale tubylcy potwierdzali to raczej trzeba będzie iść jeden za drugim. Więc będą się ciurkać dość wąskim szeregiem bo tylko na tyle pozwalały ścieżki pomiędzy plamami głębszych mokradeł. Przy różnych i często wykluczających się radach nie było to takie proste. W końcu zdecydowała się posłać przodem obu Stefanów jak czujkę. Tego ostlandzkiego Stefana bo się sam zgłosił na takie rozpoznanie a hochlandzkiego bo sam mówił, że zna drogę i bywał tu wcześniej. Za nimi szedł szereg Hochlandzkich myśliwych z łukami w garści i czasem jakąś żerdzią lub tyczką do macania gruntu przed sobą. A potem reszta. Nieco ubolewano nad tym, że nie da się wystawić bocznego zabezpieczenia no ale poza tymi ścieżkami to widać było podtopione łąki albo plamy trzcinowisk zalane wodą. Czasem nawet nie wyglądały tak źle no ale wedle Stefana czy tubylczych przewodników lepiej było nie ryzykować aby tam wchodzić. Może nie każdy krok oznaczał pogrążenie się po pas w bagnie. Albo głębiej. No ale takie ryzyko było realne. A nawet jak nie to po prostu ciężej się maszerowało gdy się człowiek zapadał po kolana albo do połowy łydek w bagnie i trzeba było walczyć o każdy krok. Ścieżkami szło się lżej i szybciej. Tam błoto sięgało kostek, czasem trzeba było przeskoczyć jakąś kałużę czy głębsze bajoro ale mimo wszystko szło się prawie normalnie. Tym razem marsz był na tyle powolny, że Eitri nie miał trudności z dotrzymaniem kroku długonogom. Zbyt często trzeba było się zatrzymywać a i ostrożność nakazywała nie przeć do siebie tak szybko jak się da.

Petra zdecydowała się zostawić w Tongruben wóz, konie oraz konnych górali do ochrony tego wszystkiego. Sama z widoczną niechęcią zsiadła z końskiego grzbietu przykazując Lotarowi aby pilnował jej konia ale gdy większość oddziałów ruszała błotnistymi ścieżkami to ona ruszyła razem z nimi. Zdjęła tylko ten barwny, czerwono - czarny, wyszywany kożuszek zmieniając go na bardziej brudnoszarym. Nie tak elegancki ale mniej rzucający się w oczy i zapewne “do chodzenia na brudno” a nie na wyjściowo. Wzięła jeszcze kuszę z olstra przy siodle i ruszyła razem ze swoimi żołnierzami. Świetlista dama wyglądała o wiele bardziej elegancko i chociaż szefowa proponowała jej aby ta została to jednak uczona uznała, że jej zdolności medyczne mogą się przydać. No i w razie potrzeby mogła być tłumaczem. Po zastanowieniu von Falkenhorst nie oponowała i pozwoliła jej dołączyć do wyprawy chociaż magister nie sprawiała zbyt bojowego wrażenia.

A potem szli. Szli tymi ścieżkami tak jak to zapowiadał i Stefan i miejscowi. Tak jak zapowiadali to trzeba było iść jeden za drugim. I tak jak zapowiadali im głębiej w te bagna tym mgła robiła się gęstsza. Z początku widać było całą kolumnę. Potem początek lub koniec zaczynał roztapiać się w mgle. W końcu widać było już tylko kilka osób przed albo za sobą. Orientacja zdawała się niemożliwa. Trzeba było zdać się na przewodników jacy szli zwykle na czele każdego oddziału.

- To już niedaleko. Gęsta ta mgła. Dzisiaj coś wyjątkowo gęsta. - szepnął Stefan do Stefana. Szli na czujce i właściwie już nie widzieli reszty kolumny. Ostlandczyk musiał zdać się na Hochlandczyka, że ten wie którędy iść. Bo nie zawsze dla niego samego było to takie oczywiste czy idą jeszcze ścieżką czy nie. Ścieżka to było dość umowne określenie. Nie wszędzie była to wydeptana struga ziemi jak na porządną ścieżkę przystało. Ale widocznie herszt Hochandczyków bywał tu wcześniej bo wskazał na jakieś połamande, obrośnięte mchem i nieco koszmarnie wyglądające drzewo jakby to był dla niego czytelny drogowskaz. Za nimi słyszeli wytłumione odgłosy i klekoty. Parę osób przystosowanych do zwiadu może by poruszało się dyskretnie. Ale kilka dziesiątek piechociarzy na pewno dysrketne nie było. Te wszystkie klamry, sprzączki, torby, manele wszystko to wydawało ciche ale regularne odgłosy. Przynajmniej jak się było myśliwym. Petra bowiem zdecydowała, że póki jest szansa na zaskoczenie wroga to lepiej zachować dyskrecję. Wcale nie było pewne jak to jest z tą przewagą liczebną i która ze stron by ją miała. Na razie szli dalej. Właściwie to towarzyszył im Azur. I sądząc po jego spiętym i czujnym zachowaniu nie czuł się zbyt bezpiecznie. Ale też nie ujadał na obcego więc ten chyba nie powinien być zbyt blisko.

- No i mamy nasze gadziny. - powiedział Stefan do kolegi. Zatrzymał się na chwilę gdy Azur obwąchiwał jakiś kawałek ścieżki. Po chwili obaj mężczyźni widzieli odciśnięte w błocie ślady kopyt. Niby nic niezwykłego, wiele zwierząt zostawiało kopytne ślady. Ale dla wprawnych myśliwych od razu widać było, że istoty jakie je zostawiły poruszały się na dwóch nogach. I miały ciężar mniej więcej dorosłego człowieka. I długie kroki wskazywał na to, że poruszały się zwinnie i sprawnie. W nocy padało a potem mżyło. Więc tropy najwcześniej mogły powstać dziś rano inaczej deszcz by je zmył a mżawka zniekształciła.

- Gdzieś tu są. Czyli nie takie pajace z tych kuszników jak się wydawało i rogasi rozpoznać umieją. - westchnął uśmiechając się niezbyt wesoło. Po czym splunął przez lewę ramię i ruszył dalej. A dalej natrafili na wnyki. Ustawione w poprzek ścieżki. Świeżo zrobione z niedawno zerwanego łyka. Może w nocy, może dziś rano, najpóźniej wczoraj wieczorem. Zapewne miał być z tego łapacz na zbiegów albo odsiecz. Dla uzbrojonego człowieka nie była to zbyt wielka przeszkoda. Wystarczyłby zwykły nóż aby przeciąć takie proste wnyki. No chyba, że uciekał z rogaczami na karku. Wtedy to mogło być te parę chwil jakie mogło zabraknąć. Albo nie był człowiekiem. Co potwierdził Azur jak się złapał w jeden z takich wnyków i zaczął się nerwowo szarpać i skomleć póki go nie uwolnili. To oraz rozcinanie tych wnyków na tyle ich spowolniło, że dogoniła ich czołówka myśliwych.

- O jesteście. Czekajcie. Szefowa coś chce. - powiedział jeden z nich dając im znać aby się zatrzymali. Szeptana wiadomość powędrowała w tył. Reszta co szła w wydłużonej kolumnie miała o tyle łatwiejsze zadanie, że zwykle ktoś szedł z przodu. Ale też ta gęstniejąca mgła co z każdym pacierzem marszu zdawała się zbliżać i otaczać coraz bardziej działała wszystkim na nerwy. Tak samo jak to, że gdzieś w tej mgle mogły się czaić zwierzoludzie.




https://i.imgur.com/3zMFWt9.jpg


- Co macie? - zapytała szefowa gdy widocznie wiadomość do niej dotarła i sama wyszła na czoło kolumny. Przyjrzała się tym rozciętym sidłom i śladom. Bo gdy szła w środku kolumny to już to było dość mocno zadeptane.

- Nie chcę wam psuć humorów. Ale Alezzia mówi, że w tej mgle jest magia. Albo na tych bagnach. W każdym razie to nie jest taka zwykła mgła. Jednak nie mamy wyjścia. Jak mamy ich uwolnić to trzeba iść dalej. Ale uważajcie na siebie. Dajcie znać jak dotrzecie do tej starej farmy to poczekajcie na nas. - poinformowała swoich zwiadowców zdając sobie chyba sprawę, że nie ma dla nich dobrych wieści. Tak samo jak oni dla niej. Jeśli jednak nie chcieli wracać z pustymi rękami i plamami na sumieniu to tak jak mówiła, trzeba było iść dalej.

- To już niedaleko. Już jesteśmy bliżej jak dalej. Załatwmy to szybko i spadajmy stąd. - szepnął w odpowiedzi Stefan i rozgniótł na szyi komara. Po czym dał znać swojemu ostlandzkiemu imiennikowi aby ruszać dalej. Wznowili swój marsz po tej słabo widocznej i łatwej do zgubienia ścieżce.

W pewnym momencie obaj zwiadowcy zorientowali się, że nie są sami. Może to przez ciche warczenie Azura a może to coś w tej mgle. W sumie nie było pewne ale obaj przystanęli. I nasłuchiwali. Bo widać było może na parę kroków dookoła. I kilka dalszych zamglone zarysy. Ale jak tak przystanęli właśnie w tej mgle usłyszeli to. Kroki. Ktoś tam się ostrożnie skradał w tej mgle. Gdzieś trochę przed nimi. Pewnie gdyby nie ta mgła to może nawet by się już widzieli. A może nie. A tak to było ich słychać. Mała grupka, może nawet pojedynczy ktoś. I jeszcze z boku. Gdzieś tam w mgle. Jakby ich obchodził z boku.

Idący wąską ścieżką piechurzy nie widziele wiele. Plecy paru idących przed nim, kilka dalszych niknących we mgle. Ciche mlaskanie błota gdy wbijało się w nie buty albo wyciągało. Jakieś nikłe klekotanie przedmiotów w sakwach czy przy pasie. Cichy szelest mijanych trzcin i czasem liści jeśli przechodziło się akurat w pobliżu jakiegoś drzewa. Mętny blask mijanych kałuż lub cichy chlupot drobnych fal tam gdzie wody było więcej. Czasem ktoś z maszerujących zakasłał, czasem splunął czy zaklął cicho gdy potknął się czy wszedł w jakieś głębsze błoto. Więc właściwie było dość cicho. Jednak ta mgła działała wszystkim na nerwy i rozglądali się ostrożnie wpatrując się w nią.

Gotthart był jednym z niewielu jacy zorientowali się, że nie jest tu tak całkiem cicho i pusto. Coś w tej mgle i bagnach było. Nic nie dostrzegł ale w tej mlecznej zupie to nie mogło dziwić. Ale na słuch to tak. Wychwycił te ostrożne, skradankowe kroki. Gdzieś z boku kolumny. Ktoś tam się skradał. Może jeden, może dwóch czy trzech. Niezbyt dużo. Przynajmniej tak na słuch. Reszta kolumny czyli te parę osób jakie widział przed i za sobą chyba jeszcze się w tym nie zorientowała bo szli dalej tak jak do tej pory.




Wyprawa łodziami (Tobias)



Jak zaproponował szefowej nie tylko tą “trzecią nogę” ale też łodzie to akurat to jej przypadło do gustu na tyle, że popytała o to tubylców. Rzeczywiście okazało się, że mieli jakieś łodzie. Ale niestety dość małe, zwykle jakieś dłubanki jakich używali rybacy lub do transportu. Były pomyślane na jednego czy dwóch rybaków, ich sieci i połów. Albo na parę osób do rodzinnego transportu chociaż na krótkie dystanse to i pewne cała rodzina by mogła się zapakować na nie. A samych mieczników było prawie półtorej tuzina. No i on Tobias. Bo niebieskowłosa szlachcianka to skwitowała to jakoś tak.

- No niezłe z tymi łodziami. Ale jak to twój pomysł to popłyniesz razem z nimi. - uznała w końcu, że najlepiej jakby pomysłodawca sam spróbował w praktyce swojego pomysłu. I tak na czas tej wyprawy został dokooptowany jako główny zwiadowca do oddziału blondwłosej Theiss. Na więcej grup szefowa wolała się nie rozdzielać. A z tego co mówił i Stefan i tubylcy do tej zatopionej w bagnach farmy łodzią też dało się dostać. Jak się wiedziało jak tam płynąć. A oni wiedzieli. Ale Hochlandczyka to szefowa wolała mieć jako swojego przewodnika gdy mieli ruszać ścieżkami przez te bagna. Więc Theiss dostała cztery łodzie razem ze sternikami w roli przewodników. Bo gdzieś do każdej z tych dłubanek weszło po paru jej ludzi. Ale przygotowania i ustalenia trwały dłużej niż ta droga lądowa więc gdy odbijali od błotnistego brzegu to większość piechurów już znikła we mgle.

- To nic. Łodzią będziemy szybciej. Tylko tam nie da się przybić do samej farmy. Ale podpłyniemy tak blisko jak się da. To jest na takim cyplu, takie zatopione wzgórze. To jak już tam wyjdziecie to nie da się zgubić. Wystarczy iść wzdłuż starych płotów to w końcu traficie do samych budynków. - tłumaczył im jeden ze starszych wieśniaków jaki robił za sternika. Zaś dwóch mieczników złapało jak nie za żerdzie to za wiosła i pomagało poruszać się łodzi. Ale to sternicy nimi kierowali i mówili gdzie płynąć.

Zasadniczo to nie było to za bardzo ekscytujące. Bagno jak bagno. Błoto, mgła, kępy trwa lub podmokłych łąk. Czasem jakaś czapla czy inny ptak, albo jakaś ryba plusnęła pod powierzchnia wody. Nic niezwykłego.

- Oj gęsta dzisiaj ta mgła, oj gęsta. Aż dziwne. Tu zawsze jest jakaś mgła ale środek dnia się zbliża a tu taka zupa… - pokręcił głową ten starszy sternik jaki sterował łodzią Theiss. Nie był więc zdziwiony tym, że jakaś mgła tu jest ale raczej jej gęstością. Ta rzeczywiście z każdym kawałkiem przepłyniętego bagna zdawała się otaczać ich coraz ciaśniejszym kordonem. W końcu płynęli już tylko dzięki orientacji tutejszych. Dla Tobiasa i reszty przybyszy chyba też to był to całkiem nieznany teren. Wielki zamek jakby mijali z pięćdziesięciu kroków to by mogli go przegapić a co tu mówić o jakiejś farmie i to taka co nie miała stać nad samym wybrzeżem.

Ta mgła szarpała nerwy. Niby spokojnie. Nic się właściwie nie działo. Ot, zwierzęce życie na bagnach. Tylko komary były za darmo i w znacznych ilościach. Co chwila rozlegało się jakieś klaskanie gdy czyjaś dłoń próbowała rozgnieść małego, latającego krwiopijcę. Ale świadomość, że gdzieś w tej mgle może być ktoś im wrogi powodowała napięcie. Wedle planu szefowej to ta grupa jaka dotrze pierwsza na farmę miała spróbować odbić tych kuszników. A ta co przybędzie jako druga pójść im w sukurs. Niestety kompletnie nie dało się przewidzieć która z tych grup ma szansę przybyć pierwsza. Ponieważ halabardnicy mogli używać halabard jako “trzeciej nogi” a ludzie Gottharta i Stefana jako zwiadowcy to właściwie przez wykluczenie szermierze Theiss dostali rolę rzecznego komponentu tej wycieczki. No i Tobias także jako pomysłodawca i zwiadowca.

- To już niedaleko. - powiedział ich sternik ale jakoś ciszej niż wcześniej. Napięcie zdawało się udzielać i jemu. Mgła tak zgęstniała, że widzieli pierwszą sąsiednią łódź, drugą już tak sobie a trzecią tylko w zarysie. Ale nawet gdyby się któraś zgubiła to tubylcy wiedzieli dokąd mieli płynąć więc można było liczyć, że spotkają się na miejscu.




https://i.imgur.com/vff6Jy4.jpg


- To tu. Wysiadajcie. Poczekamy na was. Idźcie dalej aż będą te płoty. To strona od pastwiska. Najpierw będzie stodoła i obora, takie duże. A za nimi chata i reszta. Tamci co poszli ze Stefanem to powinni dojść od strony tych chat. - powiedział sternik gdy łódź wpłynęła w przybrzeżne trzciny torując sobie drogę. Obok podobnie cicho podpływali sąsiedzi. W końcu było tak płytko, że nie było sensu dalej płynąć. Ale jak zaczęli zeskakiwać za burtę to nie jeden zaklął. Nogi zapadały się w mule do połowy łydek! A zimna, śmierdząca woda sięgała do połowy uda a jak ktoś miał pecha to i do krocza.

- Cisza! - syknęła Theiss i zrobiło się ciszej. - Idź przodem. Tylko nas nie zgub. - szepnęła do Tobiasa gdy wyszli na płytszą wodę tak, że ta sięgała już do kolan albo połowy łydek. Niestety miecznicy to nie byli ludzie Stefana z jakimi Tobias spędził większość czasu podczas drogi z Lenkster. I nie byli zwiadowcami. Chociaż starali się zachowywać cicho to jednak myśliwy zdawał sobie sprawę, że jeśli tylko ktoś z rogaczy gdzieś jest w pobliżu to pewnie ich prędzej czy później usłyszy. Ale ponoć już byli prawie na miejscu.

Ruszył przed siebie a teren stopniowo się wznosił. Przez co woda szybko zmieniło się w grząskie błoto z jakiej wyrastała całkiem soczysta, zielona trawa. A czasem krzaki. I paliki tych płotów co mówili rybacy. A pod jednym z nich… Znalazł zwierzoludzie. Martwego. Od razu było wiadomo co go zabiło. Bełt kuszy jaki trafił go z takim impetem, że przebył go na wylot i poleciał dalej. Albo to musiała być jakaś ciężka kusza o ogromnej sile rażenia albo zwierzoczłek dostał z bardzo bliska. A sądząc po wyglądzie ciała to może nie przed chwilą ale pewnie i nie w nocy. Może rano. Może trochę wcześniej czy później. W każdym razie ten rogacz był już martwy i nie stanowił zagrożenia.

Ten postój sprawił, że dogoniła go Theiss i jej ludzie. Też zaczęli oglądać marte ciało. Wtedy łucznik zorientował się, że nie są tu sami. Właściwie nic nie zobaczył. Jakieś kawałki dawnych płotów, zdeptana niedawno trawa pastwiska jakie zdziczało do stanu podmokłej łąki. Ale w tej mgłe usłyszał coś. Kroki. Ciche, ostrożne kroki. Jakby się ktoś skradał. Po przeciwnej stronie tego tego podwórza czy łąki. Ale z tej strony co teraz klęczeli przy ubitym zwierzoczłowieku też. Niezbyt wielu. Jeden, dwóch, może trzech. Przynajmniej tak na słuch. Ale to był ktoś ostrożny, kto znał się na podchodzeniu zwierzyny. Albo wroga. Theiss i jej ludzie chyba się jeszcze nie zorientowali. Absorbowało ich truchło i rozglądali się dookoła tej mgły jakby szukając tego kto ustrzelił rogacza. Byli spięci i czujni, starali się zachowywać cicho i ostrożnie. Ale byli miecznikami a nie myśliwymi co od dziecka uczeni byli poruszać się w lesie i podchodzić zwierzynę.



---



Mecha 05


Bagienne podchody we mgle


Testy percepcji (ZRĘ + Spostrzegawczość)

Skradanie I +10 (Gotthart, Stefan, Duivel)
Skradanie II +20 (Tobias)
Spostrzegawczość II +10 (Tobias, Stefan)
Surwiwal I +10 (Gotthart, Tobias, Stefan, Duivel)
Ukrywanie I +10 (Gotthart, Tobias, Stefan, Duivel)
czuły słuch +20 (Gotthart, Tobias, Stefan)
wędrowiec +10 (Gotthart, Tobias, Duivel)



Gotthart 45 + 60 = 105 ; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 105 - 100 = 55; rzut: https://orokos.com/roll/980999 29; 55 - 29 = +26 > ma.suk

Tobias 40 + 80 = 120; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 120 - 100 = 70; rzut: https://orokos.com/roll/981000 39; 70 - 39 = +31 > śr.suk

Stefan 35 + 60 = 95; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 95 - 100 = 45; rzut: https://orokos.com/roll/981001 22; 45 - 22 = +23 > ma.suk

Duivel 50 + 40 = 90; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 90 - 100 = 40; rzut: https://orokos.com/roll/981002 95; 40 - 95 = -55 > du.por

Eitri 20; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 20 - 100 = -30; rzut: https://orokos.com/roll/981003 60; -30 - 60 = -90 > sp.por

Petra 55 + 40 = 95; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 95 - 100 = 45; rzut: https://orokos.com/roll/981004 98; 45 - 98 = -53 du.por
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-06-2023, 20:57   #37
 
mharek's Avatar
 
Reputacja: 1 mharek nie jest za bardzo znany
Porucznik Gotthard Distler nienawidził chodzić po bagnach, a cała ta sytuacja irytowała go niezmiernie. Nie chodziło tylko o jego wypieszczone i wypolerowane buty do jazdy konnej, które teraz przesiąkły zapachem bagiennej zgnilizny i będą zapewne schły przez dobrych kilka dni. Nie chodziło też jedynie o jego złe doświadczenia z walkami na takim podmokłym terenie. I nie chodziło również o durny jego zdaniem pomysł podzielenia skromnych sił jakie miała Petra na dwie drużyny. - Może wyjść ciekawie - skomentował w duchu przedżeźniając głos dowódcy. - Co my kurwa, w teatrze jesteśmy? Chodziło o wszystko na raz. - Na bahnach, iak zaatakujut nas zvirzoludy, to trymaitesie za plecamy halbardnykiv - wydał cicho rozkaz swoim ludzim jeszcze zanim na dobre nie wyruszyli w drogę. - Strzеlаjte z łukiv zza ikh plеtsok. Zvirzoludy nа pеvno zаtаkujuť z dvоkh strоn. Vy trоiе vygljadаjte zа nаtаkоm zza nas! - dodał wskazjąc na trzech kozaków i Aleksieja.

* * *

Przez całą wędrówkę Gotthard milczał, wypatrując wroga i wsłuchując się w odgłosy lasu. Gdy dowiedział się o tym co powiedziała magiczka o nienaturalnym pochodzeniu mgły, cicho zaklął pod nosem. Być może był zbyt przewrażliwiony, ale znowu zaczał wietrzyć jakiś podstęp, pułapkę na niewielkie siły Petry. Wzmógł zatem czujność i gdy usłyszał mlaskający dźwięk, który nasunął mu skojarzenie z końskim kopytem brodzącym w błotnistej kałuży, to nawet nie był zaskoczony. Gwizdnął przeciągle, dając sygnał swoim ludziom, że coś się święci. Aleksiej, Sierioża i Andriej spojrzeli na niego natychmiast, więc wskazał im ręką na kierunek z którego jego zdaniem dochodził ów dźwięk. Nie trwało to dłużej niż sekundę, a w kolejnej był już przy dowódcy halabardników. - Są tam - zakrzyknął wskazując brodą w kierunku mgły. - Czają się.


* * *

Gotthard szybko omiótł wzrokiem pole przyszłej bitwy. Chciał przypilnować, żeby jego kozacy ustawili się możliwie w drugiej linii za halabardnikami, ale zrozumiał, że grząski grunt uniemożliwiał manewry. Dlatego uprzedził trzech z nich i Aleksieja żeby mieli na oku, aby nikt nie zaszedł ich od tyłu. Sam ustawił się gdzieś po środku i wyciągnął swój łuk. Naciągnął go lekko i czekał na pojawienie się pierwszego wroga.
 

Ostatnio edytowane przez mharek : 14-06-2023 o 19:36.
mharek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-06-2023, 00:25   #38
 
Cioldan's Avatar
 
Reputacja: 1 Cioldan nie jest za bardzo znany
Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; wioska Tongruben
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)

Jeszcze przed wyruszeniem, podczas gdy głównodowodząca rozdzielała zadania pośród poruczników, sam uzbierał sporą ilość kamieni i patyków oraz szybko rozejrzał się za jakimś dłuższym kijem, dzięki któremu mógłby skutecznie sprawdzać głębokość mokradeł. Łuk i kołczan miał na plecach, tarcza przy biodrze z lewej strony, szabla natomiast z prawej. Kamyki powpychał w kieszenie spodni, te większe zawinął w koszulę na wysokości brzucha i przytrzymywał lewą ręką, a do prawej wziął długi kij.
- Jeśli mamy jakieś pomocne składniki do leczenia, bądź wszelakie mikstury, to zabierzmy ze sobą.- Ponowił swoją sugestię z początku narady.

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)

Podczas wędrówki elf szedł spokojnie i cicho, mniej więcej w połowie stawki. Rozglądał się uważnie, ale skupiał się też na obserwacji zachowania pozostałych członków grupy. Swoje myśli skoncentrował na rozmyślaniu o tym, że jako elf w ogóle nie znał się na 'czarowaniu', ale za to był spokojny o swoją odporność na chaos... Idąc monotonnie gęsiego i czekając na rozkazy na tyle się rozkojarzył, że niezbyt uważnie wsłuchiwał się w odgłosy zewnątrz jego głowy. W pewnym momencie przyśpieszył, żeby być bliżej Petry i gdy już się zbliżył szepnął do niej
-Szanowna dowódco, jak rozpoznamy, że zbliżamy się do zwierzoludzi, a nie do zaatakowanych kuszników bądź Renate i Tobiasa? Chcemy być cicho, więc przemyśl to proszę, zanim dojdziemy do celu- chciał pociągnąć rozmowę, ale wyprawa stanęła, a do Petry doszła też wiadomość z przodu. Bez wahania poszedł za dowódczynią do przodu.
Nie zdziwił go fakt, że Alezzia wyczuła użycie magii. Niepokoiła go jednak sprawa, że nie było wśród nich nikogo kto umiałby rozproszyć ową magię. Gdy szli dalej, starał się już trzymać z przodu, skupiając się na swoim wzroku i dziwiąc się, że mgła zamiast zelżeć z upływem czasu, to wciąż gęstniała.
Wśród odgłosów swoich kompanów nagle usłyszał gwizdnięcie jednego z towarzyszy, a następnie jak ktoś krzyczy "są tam". Pomyślał, że to niezbyt mądre krzyczeć podczas próby kamuflażu, ale z drugiej strony jeśli ktoś jest tam... tylko kto. Elf dopiero teraz skupił się zmyśle słuchu i zarazem stanął mocno na nogach. Jego plan z kamieniami i tak już nie mógł się udać, więc rzucił (w lewą stronę od kierunku marszu) z dużym impetem wszystkie kamienie, które trzymał do tej pory zawinięte w koszulę, a te z kieszeni wysypał do błota. Następnie sięgnął po łuk i strzałę i wolnym krokiem podążał dalej co chwilę odwracając głowę to w lewo, to w prawo, będąc jednocześnie gotowym do oddania strzału.
 
Cioldan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-06-2023, 19:36   #39
 
Mirekt13's Avatar
 
Reputacja: 1 Mirekt13 nie jest za bardzo znany
Tobias spojrzał na wysiadających z łodzi mieczników i przeklął w duchu. - Szlag, nie widzę szansy podejść niepostrzeżenie do chat z tą hałastrą. Już miał coś powiedzieć ale Theiss go uprzedziła. Zrobiło się trochę ciszej. Kiedy wszyscy już wysiedli poszedł przodem, dając znak ręką Theiss by szli za nim. Ciało zwierzoczłeka nie było niespodzianką, zwłaszcza z dziurą po bełcie. Tobias próbował odczytać - z położenia rany - z którego kierunku mógł paść strzał.
- To nie na moją głowę - pomyślał. Kiedy dotarli do niego miecznicy i przyglądali się ciału nagle coś usłyszał. Odgłosy, jakby ktoś ostrożnie szedł z przeciwnego kierunku - jeżeli to są zwierzoludzie to ja jestem Nocnym Goblinem - pomyślał Tobias. Dał znać wyprostowaną dłonią, domagając się zupełnej ciszy, a kiedy miecznicy stojący najbliżej niego wraz z Theiss - spoglądając się na niego z wyczekiwaniem - wskazał palcem kierunek skąd dobiegały głosy. Ostrożnie wyjął z kołczanu strzałę i założył na cięciwę. - Chyba lepiej się upewnić czy to nie Nasi - przeszło mu przez myśl po czym przytrzymując łuk i strzałę jedną ręką - drugą wyjął z kieszeni trzy kamienie które wziął ze sobą. Niemo oznajmił dowódczyni mieczników co zamierza uczynić po czym rzucił mocno wszystkie w kierunku skąd 'ktoś' podchodził. Nie mógł nimi oczywiście uczynić krzywdy, ale zmylić już być może tak. A kto wie, może 'ktoś' trafiony wyda jakiś dźwięk i może nie będzie to beczenie zwierzoczłeka. Gdy kamienie były w powietrzu Tobias chwycił lotkę i delikatnie napiął łuk.
 
Mirekt13 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-06-2023, 02:42   #40
 
Dekares's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekares nie jest za bardzo znany
Stefan nie był szczególnie szczęśliwy z dyspozycji ich oddziałów, martwiąc się czy miecznicy pewnej pani sierżant nie znajdą się w tarapatach działając samodzielnie, ale nie mógł z drugiej strony narzekać bo posłuchano jego sugestii aby przekonać miejscowych do pomocy w przeprawie przez bagno, no i dowództwo przychyliło się do jego prośby o możliwość poprowadzenia oddziału. Więć obiecał sobie nie zawieść zaufania jakim obdarzyła go przywódczyni. Obecność sierżanta Stefana razem z nim na szpicy wzbudziła w nim mieszane uczucia, z jednej strony widać było, że myśliwy zna się na swojej robocie i w zasadzie nie potrzebuje pomocy przydzielonego im przewodnika w wyznaczaniu drogi. Z drugiej wystawiało to dowódcę jednego z oddziałów na bardzo duże ryzyko jeśli wpadną na w tarapaty, a jego śmierć mogła zdezorganizować nie tylko jego oddział w nadchodzącej walce ale i utrudnić znacząco całą wyprawę po zapasy. W związku z tym Ostlandczyk zdecydował się chronić jego skórę jak tylko się da.
Starał się skupić na swoim zadaniu, systematycznie przypatrując drogę przed sobą i po lewej stronie drogi, czyli tej po której szedł oraz kontrolując w krótkich odstępach czasu czy widzi za nimi następnego w kolejności żołnierza aby w razie czego móc natychmiast przekazać mu sygnał np. o wykrytym niebezpieczeństwie który ten powinien podać dalej po linii. Im dalej zapuszczali się w bagno tym ta część zadania stawała się coraz trudniejsza ze względu na coraz gęstszą mgłę, co wymagało zmniejszania dystansu pomiędzy poszczególnymi żołnierzami. Stefan musiał przyznać także że z początku nie wywiązywał się ze swojego zadania tak dobrze jakby chciał. Pomimo starań nie potrafił się do końca skupić na zadaniu ponieważ jego umysł powracał do przerażających wspomnień z dawnych dni kiedy on i jego kompania pod przywództwem świętej pamięci kapitana Steinera zostali zostawieni na śmierć aby uratować resztę wycofujących się pod naciskiem band mutantów i zwierzoludzi oddziałów imperialnych. Nie był to ostatni raz kiedy walczył ze zwierzoludźmi czy co gorsza widział krwawe efekty ich ataków na podróżnych czy bezbronne wioski ale były to zdecydowanie wspomnienia które nie dawało mu spokoju. Co chwilę nachodziły go wspomnienia zabitych tamtego dnia towarzyszy broni rozpraszając go kompletnie.
Werner Huwke przyjaciel z jego dziesiątki próbujący utrzymać wylewające mu się z brzucha trzewia i błagający aby go nie porzucali na pastwę bestii tylko dobili…Hans Lufte, zawsze pełen wisielczego humoru psotnik rozpłatany niemal na pół przez topór gora… Franz Kupitz przeszyty wł… - Przez swoje rozkojarzenie wpakował się w trzęsawisko w którym ugrzązł po pas, gdyby nie miał w dłoni swojej sprawdzonej włóczni którą zdołał się zaprzeć o stały grunt po boku niechybnie padłby niczym kłoda w bagno pyskiem do przodu i utopił się jak ślepe kocie rzucone w worku do rzeki. Z opresji wyratował go ich przewodnik, jednocześnie klnąc na niego pod nosem, że przecież chwilę wcześniej razem z sierżantem pokazywali aby uważać na to miejsce.
Po tej wpadce Stefan zdecydował się wziąć w garść i skupić na zadaniu zamiast rozpamiętywać dawne porażki. Pomogło mu w tym otrezźwiające dokuczliwe zimno przeszywające go od pasa w dół dzięki kompletnie przemoczonemu ubraniu po wcześniejszej wpadce oraz odmówienie w myślach litanii do Sigmara którą prosił Go o prowadzenie w wykonywanym zadaniu i możliwość pomszczenia poległych towarzyszy.

Starał się odpowiadać na słowa Kolesnikowa bardziej potakującymi kiwnięciami głowy niż słowami aby nie ściągnąć na nich niechcianej uwagi hałasem.
Tym bardziej ruszył Azurowi na pomoc gdy ten zaplątał się w sidła zastawione przez wroga. Ostlandczyk z delikatnością o którą wielu by go nie posądziło uspokajał swojego czworonożnego towarzysza aby ten nie zrobił sobie dodatkowej krzywdy oraz nie narobił więcej hałasu.

No już Azurku, no już cicho, cichutko - szeptał psu do ucha trzymając go za łeb jedną ręką a drugą trzymając nieruchomo jego zaplątaną w sidło łapę kiedy Stefan Kolesnikow przecinał nożem krępujace je pęta.
Informacja o magicznym źródle mgły tylko potwierdziła wcześniejsze przypuszczenia Stefana i skłoniła go do zadania pytania Petrze:
Czy nasza magiczka może spróbować ją rozproszyć albo zlokalizować źródło ją wytwarzające?

***
Stefan nie wiedział co konkretnie powiedziało mu, że przed mini ktoś jest, nauczył się już jednak ufać swojemu przeczuciu w takich sytuacjach i zamarł w bezruchu po czym spojrzał na sierżanta kontem oka na sierżanta i zobaczył że ten także znieruchomiał, co go trochę uspokoiło, przynajmniej nie miał zwid.
Bardzo powoli uniósł w górę lewą dłoń zaciskając ja w pięść jako sygnał dla idących za nimi żołnierzy że mają towarzystwo i że powinni się zatrzymać i przekazać tą komendę po linii
Po tym mając nadzieje, że ktoś w ogóle widzi jego sygnały(bo nie pozwalał sobie na odwrócenie się chociaż na chwilę od potencjalnego zagrożenia aby to sprawdzić) powoli opuścił ramię w dół z rozłożoną równolegle do ziemi dłonią, jednocześnie przyklękając za najbliższą możliwą osłoną jako sygnał do reszty aby się ukryli. Spróbował jak najciszej to możliwe nakazać Azurowi cisze.
Sklął się w duchu orientując się w tej chwili, że przecież przed nimi mogą być Ci kusznicy i że nie wie jak ma ich wywołać aby Ci go nie ustrzelili ze swoich kusz, bo był za głupi aby zapytać idącej z nimi dwójki o potencjalne hasło.
Spojrzał na Kolesnikowa wściekły na własną głupotę po czym, pokazał mu ręką sygnał aby ten go osłaniał i ruszył powoli w kierunku kolejnej osłony zasłaniając się jednocześnie jak najbardziej tarczą przed potencjalnym ostrzałem.
- Raz kozie śmierć, jak co to będę darł się Mirmidia i tyle -pomyślał ruszając naprzód.
 
Dekares jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172