Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2023, 10:13   #36
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - 2521.04.23; wlt; południe

Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; wioska Tongruben
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Wszyscy - osada Tongruben



- No i bądź tu mądry, jak każdy mówi co innego… - westchnęła Petra gdy większość dywagacji ucichła. Wyglądało, że jest w nie lada kropce bo właściwie każdy doradzał co innego. A to na skryto podejść, a to na głośno. A to się rozdzielić, a to iść w kupie. A to puścić zwiadowców przodem, a to nie puszczać ich przodem. A to brać łodzie, a to kije wystrugać albo zostać w wiosce i wozu pilnować… Popatrzyła z siodła na nich wszystkich po kolei a potem ponad ich głowami w głąb. Tam gdzie widać było bagna na jakich skraju stała wioska słynąca z dobrej gliny do wypalania naczyń. Bagna stopniowo były pochłonięte przez mglistą kurtynę jaką skrywała co tam się dzieje dalej. Jednym z niewielu punktów co jako tako się chyba wszyscy zgadzali to to, że nie ma co mitrężyć czasu skoro mają organizować tą misję ratunkową. Bo w tym też raczej panowała zgoda, że wypada pójść tym tileańskim kusznikom z pomocą. Chociaż właśnie te bagna i mgła była im nie w smak.

- Jeśli można psze pani… - odezwał się Kolesnikow jak zwykle usłużnym tonem. To przykuło uwagę szefowej, spojrzała na niego i dała mu znać aby mówił. - Na moje oko nie ma co dywagować. Albo po prostu tam idziemy i spróbujemy ich odbić albo wracajmy na szlak. Nie ma co robić obławy na całe bagna jakbyśmy nie wiadomo jaką armię mieli. Tam da się podejść z innej strony niż od wioski ale to sporo łażenia po bagnach by było. Jak się rozdzielimy to się nie znajdziemy. Może to i mądre aby uderzyć na nich z wszystkich stron no ale prościej będzie po prostu tam pójść i zrobić swoje. - odparł prostolinijnym tonem do szefowej wskazując dłonią w kierunku bagien jakie zaczynały się zaraz za ponurą i błotnistą wioską.

- I lepiej za bardzo się nie rozdzielać. Może ich tam jest trzy na krzyż tych rogaczy. A może jest dużo, dużo więcej. Tak czy inaczej lepiej mieć większą kupę w jednym miejscu. - odezwał się sierżant halabardników a krótkowłosa od mieczników pokiwała twierdząco głową.

- Dobra to zrobimy tak… - szefowa zastanawiała się jeszcze chwilę ale w końcu podjęła jakąś decyzję. I zaczęła wydawać polecenia poszczególnym dowódcom a ci przekazywali je dalej.




Miejsce: pd-zach Ostland; pogranicze z Hochlandem; rz. Wolf; Górski Bród; Mgliste Bagna
Czas: 2521.04.23; Wellentag; południe
Warunki: wioska, rzadka mgła; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; chłodno (0)



Wyprawa ścieżką (wszyscy oprócz Tobiasa)



Szefowa postawiła na szybkość reakcji kosztem namysłu czy przygotowań. Dlatego nie wszystkie sugerowane rozwiązania dało radę zorganizować w tak krótkim czasie. Jak choćby ta “trzecia noga” jaką sugerował Tobias. Jak ktoś na szybko zdołał wyrwać jakąś żerdź z płota, dorwał jakiegoś kija z młodnika czy dostał od kogoś z tubylców to miał. Jak nie to nie. Z halabardnikami był spokój bo trzonki ich halabard też mogły pełnić rolę próbnika terenu przed nimi. Zostało oporządzić się Kozakom Gottharta i myśliwym Stefana. I tak na oko nie każdy z nich zdołał zdobyć coś takiego ale co trzeci czy czwarty zdobył taką czy inną tyczkę. Szlachcianka bowiem przychyliła się do głosów, że lepiej się za bardzo nie rozdzielać i Gottharta z jego Kozakami postanowiła zabrać ze sobą. Przykonały ją argumenty, że od wioski do zatopionej farmy jest na tyle duża odległość, że ewentualna pomoc z jednego tego miejsca do drugiego byłaby na tyle długotrwała, że stawiałaby sens takiej pomocy pod znakiem zapytania. Do tego wolała mieć większość sił pod swoją komendą aby nimi dysponować wedle uznania. Nie licząc komponentu Theiss jaki miał popłynąć łodziami.

Podobnie szlachcianka posłuchała rady i poprosiła tubylców o pomoc w postaci przewodników. Po chwili wahania zgłosiło się paru co mniej więcej wystarczało aby przydzielić jednego na oddział.

Zastanawiała się jeszcze jak ustawić swoje oddziały. Bo z tego co mówił Stefan ale tubylcy potwierdzali to raczej trzeba będzie iść jeden za drugim. Więc będą się ciurkać dość wąskim szeregiem bo tylko na tyle pozwalały ścieżki pomiędzy plamami głębszych mokradeł. Przy różnych i często wykluczających się radach nie było to takie proste. W końcu zdecydowała się posłać przodem obu Stefanów jak czujkę. Tego ostlandzkiego Stefana bo się sam zgłosił na takie rozpoznanie a hochlandzkiego bo sam mówił, że zna drogę i bywał tu wcześniej. Za nimi szedł szereg Hochlandzkich myśliwych z łukami w garści i czasem jakąś żerdzią lub tyczką do macania gruntu przed sobą. A potem reszta. Nieco ubolewano nad tym, że nie da się wystawić bocznego zabezpieczenia no ale poza tymi ścieżkami to widać było podtopione łąki albo plamy trzcinowisk zalane wodą. Czasem nawet nie wyglądały tak źle no ale wedle Stefana czy tubylczych przewodników lepiej było nie ryzykować aby tam wchodzić. Może nie każdy krok oznaczał pogrążenie się po pas w bagnie. Albo głębiej. No ale takie ryzyko było realne. A nawet jak nie to po prostu ciężej się maszerowało gdy się człowiek zapadał po kolana albo do połowy łydek w bagnie i trzeba było walczyć o każdy krok. Ścieżkami szło się lżej i szybciej. Tam błoto sięgało kostek, czasem trzeba było przeskoczyć jakąś kałużę czy głębsze bajoro ale mimo wszystko szło się prawie normalnie. Tym razem marsz był na tyle powolny, że Eitri nie miał trudności z dotrzymaniem kroku długonogom. Zbyt często trzeba było się zatrzymywać a i ostrożność nakazywała nie przeć do siebie tak szybko jak się da.

Petra zdecydowała się zostawić w Tongruben wóz, konie oraz konnych górali do ochrony tego wszystkiego. Sama z widoczną niechęcią zsiadła z końskiego grzbietu przykazując Lotarowi aby pilnował jej konia ale gdy większość oddziałów ruszała błotnistymi ścieżkami to ona ruszyła razem z nimi. Zdjęła tylko ten barwny, czerwono - czarny, wyszywany kożuszek zmieniając go na bardziej brudnoszarym. Nie tak elegancki ale mniej rzucający się w oczy i zapewne “do chodzenia na brudno” a nie na wyjściowo. Wzięła jeszcze kuszę z olstra przy siodle i ruszyła razem ze swoimi żołnierzami. Świetlista dama wyglądała o wiele bardziej elegancko i chociaż szefowa proponowała jej aby ta została to jednak uczona uznała, że jej zdolności medyczne mogą się przydać. No i w razie potrzeby mogła być tłumaczem. Po zastanowieniu von Falkenhorst nie oponowała i pozwoliła jej dołączyć do wyprawy chociaż magister nie sprawiała zbyt bojowego wrażenia.

A potem szli. Szli tymi ścieżkami tak jak to zapowiadał i Stefan i miejscowi. Tak jak zapowiadali to trzeba było iść jeden za drugim. I tak jak zapowiadali im głębiej w te bagna tym mgła robiła się gęstsza. Z początku widać było całą kolumnę. Potem początek lub koniec zaczynał roztapiać się w mgle. W końcu widać było już tylko kilka osób przed albo za sobą. Orientacja zdawała się niemożliwa. Trzeba było zdać się na przewodników jacy szli zwykle na czele każdego oddziału.

- To już niedaleko. Gęsta ta mgła. Dzisiaj coś wyjątkowo gęsta. - szepnął Stefan do Stefana. Szli na czujce i właściwie już nie widzieli reszty kolumny. Ostlandczyk musiał zdać się na Hochlandczyka, że ten wie którędy iść. Bo nie zawsze dla niego samego było to takie oczywiste czy idą jeszcze ścieżką czy nie. Ścieżka to było dość umowne określenie. Nie wszędzie była to wydeptana struga ziemi jak na porządną ścieżkę przystało. Ale widocznie herszt Hochandczyków bywał tu wcześniej bo wskazał na jakieś połamande, obrośnięte mchem i nieco koszmarnie wyglądające drzewo jakby to był dla niego czytelny drogowskaz. Za nimi słyszeli wytłumione odgłosy i klekoty. Parę osób przystosowanych do zwiadu może by poruszało się dyskretnie. Ale kilka dziesiątek piechociarzy na pewno dysrketne nie było. Te wszystkie klamry, sprzączki, torby, manele wszystko to wydawało ciche ale regularne odgłosy. Przynajmniej jak się było myśliwym. Petra bowiem zdecydowała, że póki jest szansa na zaskoczenie wroga to lepiej zachować dyskrecję. Wcale nie było pewne jak to jest z tą przewagą liczebną i która ze stron by ją miała. Na razie szli dalej. Właściwie to towarzyszył im Azur. I sądząc po jego spiętym i czujnym zachowaniu nie czuł się zbyt bezpiecznie. Ale też nie ujadał na obcego więc ten chyba nie powinien być zbyt blisko.

- No i mamy nasze gadziny. - powiedział Stefan do kolegi. Zatrzymał się na chwilę gdy Azur obwąchiwał jakiś kawałek ścieżki. Po chwili obaj mężczyźni widzieli odciśnięte w błocie ślady kopyt. Niby nic niezwykłego, wiele zwierząt zostawiało kopytne ślady. Ale dla wprawnych myśliwych od razu widać było, że istoty jakie je zostawiły poruszały się na dwóch nogach. I miały ciężar mniej więcej dorosłego człowieka. I długie kroki wskazywał na to, że poruszały się zwinnie i sprawnie. W nocy padało a potem mżyło. Więc tropy najwcześniej mogły powstać dziś rano inaczej deszcz by je zmył a mżawka zniekształciła.

- Gdzieś tu są. Czyli nie takie pajace z tych kuszników jak się wydawało i rogasi rozpoznać umieją. - westchnął uśmiechając się niezbyt wesoło. Po czym splunął przez lewę ramię i ruszył dalej. A dalej natrafili na wnyki. Ustawione w poprzek ścieżki. Świeżo zrobione z niedawno zerwanego łyka. Może w nocy, może dziś rano, najpóźniej wczoraj wieczorem. Zapewne miał być z tego łapacz na zbiegów albo odsiecz. Dla uzbrojonego człowieka nie była to zbyt wielka przeszkoda. Wystarczyłby zwykły nóż aby przeciąć takie proste wnyki. No chyba, że uciekał z rogaczami na karku. Wtedy to mogło być te parę chwil jakie mogło zabraknąć. Albo nie był człowiekiem. Co potwierdził Azur jak się złapał w jeden z takich wnyków i zaczął się nerwowo szarpać i skomleć póki go nie uwolnili. To oraz rozcinanie tych wnyków na tyle ich spowolniło, że dogoniła ich czołówka myśliwych.

- O jesteście. Czekajcie. Szefowa coś chce. - powiedział jeden z nich dając im znać aby się zatrzymali. Szeptana wiadomość powędrowała w tył. Reszta co szła w wydłużonej kolumnie miała o tyle łatwiejsze zadanie, że zwykle ktoś szedł z przodu. Ale też ta gęstniejąca mgła co z każdym pacierzem marszu zdawała się zbliżać i otaczać coraz bardziej działała wszystkim na nerwy. Tak samo jak to, że gdzieś w tej mgle mogły się czaić zwierzoludzie.




https://i.imgur.com/3zMFWt9.jpg


- Co macie? - zapytała szefowa gdy widocznie wiadomość do niej dotarła i sama wyszła na czoło kolumny. Przyjrzała się tym rozciętym sidłom i śladom. Bo gdy szła w środku kolumny to już to było dość mocno zadeptane.

- Nie chcę wam psuć humorów. Ale Alezzia mówi, że w tej mgle jest magia. Albo na tych bagnach. W każdym razie to nie jest taka zwykła mgła. Jednak nie mamy wyjścia. Jak mamy ich uwolnić to trzeba iść dalej. Ale uważajcie na siebie. Dajcie znać jak dotrzecie do tej starej farmy to poczekajcie na nas. - poinformowała swoich zwiadowców zdając sobie chyba sprawę, że nie ma dla nich dobrych wieści. Tak samo jak oni dla niej. Jeśli jednak nie chcieli wracać z pustymi rękami i plamami na sumieniu to tak jak mówiła, trzeba było iść dalej.

- To już niedaleko. Już jesteśmy bliżej jak dalej. Załatwmy to szybko i spadajmy stąd. - szepnął w odpowiedzi Stefan i rozgniótł na szyi komara. Po czym dał znać swojemu ostlandzkiemu imiennikowi aby ruszać dalej. Wznowili swój marsz po tej słabo widocznej i łatwej do zgubienia ścieżce.

W pewnym momencie obaj zwiadowcy zorientowali się, że nie są sami. Może to przez ciche warczenie Azura a może to coś w tej mgle. W sumie nie było pewne ale obaj przystanęli. I nasłuchiwali. Bo widać było może na parę kroków dookoła. I kilka dalszych zamglone zarysy. Ale jak tak przystanęli właśnie w tej mgle usłyszeli to. Kroki. Ktoś tam się ostrożnie skradał w tej mgle. Gdzieś trochę przed nimi. Pewnie gdyby nie ta mgła to może nawet by się już widzieli. A może nie. A tak to było ich słychać. Mała grupka, może nawet pojedynczy ktoś. I jeszcze z boku. Gdzieś tam w mgle. Jakby ich obchodził z boku.

Idący wąską ścieżką piechurzy nie widziele wiele. Plecy paru idących przed nim, kilka dalszych niknących we mgle. Ciche mlaskanie błota gdy wbijało się w nie buty albo wyciągało. Jakieś nikłe klekotanie przedmiotów w sakwach czy przy pasie. Cichy szelest mijanych trzcin i czasem liści jeśli przechodziło się akurat w pobliżu jakiegoś drzewa. Mętny blask mijanych kałuż lub cichy chlupot drobnych fal tam gdzie wody było więcej. Czasem ktoś z maszerujących zakasłał, czasem splunął czy zaklął cicho gdy potknął się czy wszedł w jakieś głębsze błoto. Więc właściwie było dość cicho. Jednak ta mgła działała wszystkim na nerwy i rozglądali się ostrożnie wpatrując się w nią.

Gotthart był jednym z niewielu jacy zorientowali się, że nie jest tu tak całkiem cicho i pusto. Coś w tej mgle i bagnach było. Nic nie dostrzegł ale w tej mlecznej zupie to nie mogło dziwić. Ale na słuch to tak. Wychwycił te ostrożne, skradankowe kroki. Gdzieś z boku kolumny. Ktoś tam się skradał. Może jeden, może dwóch czy trzech. Niezbyt dużo. Przynajmniej tak na słuch. Reszta kolumny czyli te parę osób jakie widział przed i za sobą chyba jeszcze się w tym nie zorientowała bo szli dalej tak jak do tej pory.




Wyprawa łodziami (Tobias)



Jak zaproponował szefowej nie tylko tą “trzecią nogę” ale też łodzie to akurat to jej przypadło do gustu na tyle, że popytała o to tubylców. Rzeczywiście okazało się, że mieli jakieś łodzie. Ale niestety dość małe, zwykle jakieś dłubanki jakich używali rybacy lub do transportu. Były pomyślane na jednego czy dwóch rybaków, ich sieci i połów. Albo na parę osób do rodzinnego transportu chociaż na krótkie dystanse to i pewne cała rodzina by mogła się zapakować na nie. A samych mieczników było prawie półtorej tuzina. No i on Tobias. Bo niebieskowłosa szlachcianka to skwitowała to jakoś tak.

- No niezłe z tymi łodziami. Ale jak to twój pomysł to popłyniesz razem z nimi. - uznała w końcu, że najlepiej jakby pomysłodawca sam spróbował w praktyce swojego pomysłu. I tak na czas tej wyprawy został dokooptowany jako główny zwiadowca do oddziału blondwłosej Theiss. Na więcej grup szefowa wolała się nie rozdzielać. A z tego co mówił i Stefan i tubylcy do tej zatopionej w bagnach farmy łodzią też dało się dostać. Jak się wiedziało jak tam płynąć. A oni wiedzieli. Ale Hochlandczyka to szefowa wolała mieć jako swojego przewodnika gdy mieli ruszać ścieżkami przez te bagna. Więc Theiss dostała cztery łodzie razem ze sternikami w roli przewodników. Bo gdzieś do każdej z tych dłubanek weszło po paru jej ludzi. Ale przygotowania i ustalenia trwały dłużej niż ta droga lądowa więc gdy odbijali od błotnistego brzegu to większość piechurów już znikła we mgle.

- To nic. Łodzią będziemy szybciej. Tylko tam nie da się przybić do samej farmy. Ale podpłyniemy tak blisko jak się da. To jest na takim cyplu, takie zatopione wzgórze. To jak już tam wyjdziecie to nie da się zgubić. Wystarczy iść wzdłuż starych płotów to w końcu traficie do samych budynków. - tłumaczył im jeden ze starszych wieśniaków jaki robił za sternika. Zaś dwóch mieczników złapało jak nie za żerdzie to za wiosła i pomagało poruszać się łodzi. Ale to sternicy nimi kierowali i mówili gdzie płynąć.

Zasadniczo to nie było to za bardzo ekscytujące. Bagno jak bagno. Błoto, mgła, kępy trwa lub podmokłych łąk. Czasem jakaś czapla czy inny ptak, albo jakaś ryba plusnęła pod powierzchnia wody. Nic niezwykłego.

- Oj gęsta dzisiaj ta mgła, oj gęsta. Aż dziwne. Tu zawsze jest jakaś mgła ale środek dnia się zbliża a tu taka zupa… - pokręcił głową ten starszy sternik jaki sterował łodzią Theiss. Nie był więc zdziwiony tym, że jakaś mgła tu jest ale raczej jej gęstością. Ta rzeczywiście z każdym kawałkiem przepłyniętego bagna zdawała się otaczać ich coraz ciaśniejszym kordonem. W końcu płynęli już tylko dzięki orientacji tutejszych. Dla Tobiasa i reszty przybyszy chyba też to był to całkiem nieznany teren. Wielki zamek jakby mijali z pięćdziesięciu kroków to by mogli go przegapić a co tu mówić o jakiejś farmie i to taka co nie miała stać nad samym wybrzeżem.

Ta mgła szarpała nerwy. Niby spokojnie. Nic się właściwie nie działo. Ot, zwierzęce życie na bagnach. Tylko komary były za darmo i w znacznych ilościach. Co chwila rozlegało się jakieś klaskanie gdy czyjaś dłoń próbowała rozgnieść małego, latającego krwiopijcę. Ale świadomość, że gdzieś w tej mgle może być ktoś im wrogi powodowała napięcie. Wedle planu szefowej to ta grupa jaka dotrze pierwsza na farmę miała spróbować odbić tych kuszników. A ta co przybędzie jako druga pójść im w sukurs. Niestety kompletnie nie dało się przewidzieć która z tych grup ma szansę przybyć pierwsza. Ponieważ halabardnicy mogli używać halabard jako “trzeciej nogi” a ludzie Gottharta i Stefana jako zwiadowcy to właściwie przez wykluczenie szermierze Theiss dostali rolę rzecznego komponentu tej wycieczki. No i Tobias także jako pomysłodawca i zwiadowca.

- To już niedaleko. - powiedział ich sternik ale jakoś ciszej niż wcześniej. Napięcie zdawało się udzielać i jemu. Mgła tak zgęstniała, że widzieli pierwszą sąsiednią łódź, drugą już tak sobie a trzecią tylko w zarysie. Ale nawet gdyby się któraś zgubiła to tubylcy wiedzieli dokąd mieli płynąć więc można było liczyć, że spotkają się na miejscu.




https://i.imgur.com/vff6Jy4.jpg


- To tu. Wysiadajcie. Poczekamy na was. Idźcie dalej aż będą te płoty. To strona od pastwiska. Najpierw będzie stodoła i obora, takie duże. A za nimi chata i reszta. Tamci co poszli ze Stefanem to powinni dojść od strony tych chat. - powiedział sternik gdy łódź wpłynęła w przybrzeżne trzciny torując sobie drogę. Obok podobnie cicho podpływali sąsiedzi. W końcu było tak płytko, że nie było sensu dalej płynąć. Ale jak zaczęli zeskakiwać za burtę to nie jeden zaklął. Nogi zapadały się w mule do połowy łydek! A zimna, śmierdząca woda sięgała do połowy uda a jak ktoś miał pecha to i do krocza.

- Cisza! - syknęła Theiss i zrobiło się ciszej. - Idź przodem. Tylko nas nie zgub. - szepnęła do Tobiasa gdy wyszli na płytszą wodę tak, że ta sięgała już do kolan albo połowy łydek. Niestety miecznicy to nie byli ludzie Stefana z jakimi Tobias spędził większość czasu podczas drogi z Lenkster. I nie byli zwiadowcami. Chociaż starali się zachowywać cicho to jednak myśliwy zdawał sobie sprawę, że jeśli tylko ktoś z rogaczy gdzieś jest w pobliżu to pewnie ich prędzej czy później usłyszy. Ale ponoć już byli prawie na miejscu.

Ruszył przed siebie a teren stopniowo się wznosił. Przez co woda szybko zmieniło się w grząskie błoto z jakiej wyrastała całkiem soczysta, zielona trawa. A czasem krzaki. I paliki tych płotów co mówili rybacy. A pod jednym z nich… Znalazł zwierzoludzie. Martwego. Od razu było wiadomo co go zabiło. Bełt kuszy jaki trafił go z takim impetem, że przebył go na wylot i poleciał dalej. Albo to musiała być jakaś ciężka kusza o ogromnej sile rażenia albo zwierzoczłek dostał z bardzo bliska. A sądząc po wyglądzie ciała to może nie przed chwilą ale pewnie i nie w nocy. Może rano. Może trochę wcześniej czy później. W każdym razie ten rogacz był już martwy i nie stanowił zagrożenia.

Ten postój sprawił, że dogoniła go Theiss i jej ludzie. Też zaczęli oglądać marte ciało. Wtedy łucznik zorientował się, że nie są tu sami. Właściwie nic nie zobaczył. Jakieś kawałki dawnych płotów, zdeptana niedawno trawa pastwiska jakie zdziczało do stanu podmokłej łąki. Ale w tej mgłe usłyszał coś. Kroki. Ciche, ostrożne kroki. Jakby się ktoś skradał. Po przeciwnej stronie tego tego podwórza czy łąki. Ale z tej strony co teraz klęczeli przy ubitym zwierzoczłowieku też. Niezbyt wielu. Jeden, dwóch, może trzech. Przynajmniej tak na słuch. Ale to był ktoś ostrożny, kto znał się na podchodzeniu zwierzyny. Albo wroga. Theiss i jej ludzie chyba się jeszcze nie zorientowali. Absorbowało ich truchło i rozglądali się dookoła tej mgły jakby szukając tego kto ustrzelił rogacza. Byli spięci i czujni, starali się zachowywać cicho i ostrożnie. Ale byli miecznikami a nie myśliwymi co od dziecka uczeni byli poruszać się w lesie i podchodzić zwierzynę.



---



Mecha 05


Bagienne podchody we mgle


Testy percepcji (ZRĘ + Spostrzegawczość)

Skradanie I +10 (Gotthart, Stefan, Duivel)
Skradanie II +20 (Tobias)
Spostrzegawczość II +10 (Tobias, Stefan)
Surwiwal I +10 (Gotthart, Tobias, Stefan, Duivel)
Ukrywanie I +10 (Gotthart, Tobias, Stefan, Duivel)
czuły słuch +20 (Gotthart, Tobias, Stefan)
wędrowiec +10 (Gotthart, Tobias, Duivel)



Gotthart 45 + 60 = 105 ; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 105 - 100 = 55; rzut: https://orokos.com/roll/980999 29; 55 - 29 = +26 > ma.suk

Tobias 40 + 80 = 120; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 120 - 100 = 70; rzut: https://orokos.com/roll/981000 39; 70 - 39 = +31 > śr.suk

Stefan 35 + 60 = 95; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 95 - 100 = 45; rzut: https://orokos.com/roll/981001 22; 45 - 22 = +23 > ma.suk

Duivel 50 + 40 = 90; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 90 - 100 = 40; rzut: https://orokos.com/roll/981002 95; 40 - 95 = -55 > du.por

Eitri 20; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 20 - 100 = -30; rzut: https://orokos.com/roll/981003 60; -30 - 60 = -90 > sp.por

Petra 55 + 40 = 95; Zwierzoludzie 30 + 70 = 100; 50 + 95 - 100 = 45; rzut: https://orokos.com/roll/981004 98; 45 - 98 = -53 du.por
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem