Porucznik Gotthard Distler nienawidził chodzić po bagnach, a cała ta sytuacja irytowała go niezmiernie. Nie chodziło tylko o jego wypieszczone i wypolerowane buty do jazdy konnej, które teraz przesiąkły zapachem bagiennej zgnilizny i będą zapewne schły przez dobrych kilka dni. Nie chodziło też jedynie o jego złe doświadczenia z walkami na takim podmokłym terenie. I nie chodziło również o durny jego zdaniem pomysł podzielenia skromnych sił jakie miała Petra na dwie drużyny. -
Może wyjść ciekawie - skomentował w duchu przedżeźniając głos dowódcy. -
Co my kurwa, w teatrze jesteśmy? Chodziło o wszystko na raz. -
Na bahnach, iak zaatakujut nas zvirzoludy, to trymaitesie za plecamy halbardnykiv - wydał cicho rozkaz swoim ludzim jeszcze zanim na dobre nie wyruszyli w drogę. -
Strzеlаjte z łukiv zza ikh plеtsok. Zvirzoludy nа pеvno zаtаkujuť z dvоkh strоn. Vy trоiе vygljadаjte zа nаtаkоm zza nas! - dodał wskazjąc na trzech kozaków i Aleksieja.
* * *
Przez całą wędrówkę Gotthard milczał, wypatrując wroga i wsłuchując się w odgłosy lasu. Gdy dowiedział się o tym co powiedziała magiczka o nienaturalnym pochodzeniu mgły, cicho zaklął pod nosem. Być może był zbyt przewrażliwiony, ale znowu zaczał wietrzyć jakiś podstęp, pułapkę na niewielkie siły Petry. Wzmógł zatem czujność i gdy usłyszał mlaskający dźwięk, który nasunął mu skojarzenie z końskim kopytem brodzącym w błotnistej kałuży, to nawet nie był zaskoczony. Gwizdnął przeciągle, dając sygnał swoim ludziom, że coś się święci. Aleksiej, Sierioża i Andriej spojrzeli na niego natychmiast, więc wskazał im ręką na kierunek z którego jego zdaniem dochodził ów dźwięk. Nie trwało to dłużej niż sekundę, a w kolejnej był już przy dowódcy halabardników. -
Są tam - zakrzyknął wskazując brodą w kierunku mgły. -
Czają się.
* * *
Gotthard szybko omiótł wzrokiem pole przyszłej bitwy. Chciał przypilnować, żeby jego kozacy ustawili się możliwie w drugiej linii za halabardnikami, ale zrozumiał, że grząski grunt uniemożliwiał manewry. Dlatego uprzedził trzech z nich i Aleksieja żeby mieli na oku, aby nikt nie zaszedł ich od tyłu. Sam ustawił się gdzieś po środku i wyciągnął swój łuk. Naciągnął go lekko i czekał na pojawienie się pierwszego wroga.