Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2023, 20:14   #136
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Strażnicy ukazali się być łatwiejszymi do manipulacji niż by marzył. Na początku Heinrich obawiał się że przypadkowi strażnicy miejscy okażą się problematyczni. Ciągle tacy mogli się okazać oczywiście, ale przynajmniej pierwsze wrażenie zostało wywołane odpowiednie.
Grupa heretyków jeszcze nie zakończyła akcji, co wymagało od byłego Łowcy Czarownic zatrzymania strażników dłużej, niż by chciał. Nie mógł pozwolić sobie na przekroczenie granicy, jako że bycie umieszczonym w więzieniu mogłoby się skończyć dla niego tragicznie. Byłby w końcu Jednym z pierwszych których by chciano przesłuchać w związku z rabunkiem w świątyni. Wiedział że władze byłyby pod wielką presją, aby odnaleźć winnych i łup, więc najpewniej łapano by się każdego możliwego śladu byleby móc zakończyć śledztwo. Ratusz mógłby także nie szczędzić pieniędzy by komuś opłacić wyrwanie zeznania z podejrzanego. Akcja kultystów wywoła wielkie zamieszanie, a takich rzeczy nie da się po prostu zamieść pod dywan. Heinrich byłby o wiele spokojniejszy, gdyby na ciele nie nosił dowodów konszachtów z Chaosem, które mogły do rabunku doprowadzić w świątyni Manana. A odkrycie mutacji to byłaby najgorsza z możliwych opcji.

Musiał dalej grać i zagadywać strażników. Urozmaicić im ten nudny patrol w lodowatym deszczu.
- Że jaaa bym jej nieee obrócił?! - mężczyzna postawił jeden krok w przód który kosztował go równowagę jaką odzyskał balansując rękoma - Zaraza by s tymi doorogami! Pane! Na wsytkim ozczędzają! - zwrócił się bardziej w kierunku dowódcy patrolu.
Mówił na tyle powoli, aby wydawało się, że jego skołatany mózg próbuję odnaleźć odpowiednie słowa i złączyć je w sensowną treść mimo oparów tego co wypił... lub może i czego się naćpał.

- No byś obrócił. Chyba się w rynsztoku. - burknął ten co widocznie był dowódcą patrolu a jego koledzy zaśmiali się rozbawieni tym przytykiem. Wciąż chyba uważali go za jakiś humorystyczny przerywnik tego nudnego, deszczowego patrolu i byli raczej zaciekawieni i rozbawieni niż podejrzliwi.

- Ty dziadek to już lepiej wracaj pod pierzynę, a nie się samemu po nocy włóczysz i głowę zajętym strażnikom zawracasz. - dorzucił ten drugi ze starszych co niby przyjął surowy ton jakby chciał obsztorcować nocnego włóczykija, ale jakoś bez przekonania i raczej jak przyjacielska porada to zabrzmiało.

- No Inge to nie dasz rady. Ona jest młoda i gorąca. Może harcować całą noc i to nawet z dwoma na raz. To taki dziadek jak ty, jeszcze nawalony to co to dla niej? Przystawka jakaś, a nie zabawa. - ten najmłodszy co trzymał latarnie na swojej halabardzie pokręcił głową jakby nie dowierzał w możliwości nocnego gościa. A w głosie dała mu się wyczuc nutka żalu i tęsknoty gdy mówił o owej gościnnej gospodyni co miała gdzieś tu mieszkać na tej ulicy. Ale też rozbawił kolegów swoją uwagą bo się zaśmiali zgadzając się, że w starciu z nią to ten zmoknięty dziadek nie byłby ich faworytem.

- A to myślita, że jak stary to nie może? Zdziwiliście się ile mogeeem, ile obrciłem! - strzepnął wodę która spływała po kosmetyku włosów - Ja to i CZY na raz! - dumnie wypiął pierś, po chwili za chwilę się na nogach.

- Daj spokój dziadek, nie ośmieszaj się. Gdzie tam ci do Inge stawać. I ani ty ładny, ani bogaty tylko wstydu byś sobie narobił. - ten drugi prychnął i machnął ręką jakby chciał obcemu dać dobrą radę i oszczędzić kłopotów.

- Słyszeliście go jaki amant? Trzy na raz obracał. Ale masz dziadek fantazję. Tylko wiesz jak to obracanie było dwadzieścia lat temu to nieco zbyt dawno aby brać to pod uwagę. - dowódca patrolu prychnął rozbawiony chyba w ogóle nie biorąc na poważnie przechwałek napotkanego włóczykija co wyglądał jak stara, zmokła kura. Do tego chyba niezbyt trzeźwa.

- No ale nie wiadomo. Ona podobno to lubi tak w nocy i z nienacka. A kto to mniejsza z tym. Ja słyszałem, że nawet ladacznice jak mają handre to do niej chodzą. No panie sietzancie no co nam szkodzi podejść? To przeca parę drzwi dalej. Sami się przekonamy jak to z nią jest. - młody za to wydawał się być strasznie ciekawy tej Inge i chyba był gotów skorzystać z okazji aby zweryfikować takie ciekawe plotki co o niej słyszał.

- Właściwe racja Johan. Co nam szkodzi podejść? I może byśmy się u niej ogrzali chociaż chwilę. Leje tak, że mi przeszywalnica na wylot przemokla. Dwa dni będzie wysychać. W taki deszcz to nikt nie łazi. Włamywacze to szlachta, oni się cenią, jaki włamywacz by ruszał swoją wygodną dupe w taką pogodę? - drugi że strażników niespodziewanie poparł prośbę młodego. Chociaż z innych powodów. Szef zaś zastanawiał się chwilę pomagając sobie drapaniem w zarośnięty policzek.

- Co ja wam zrobię chłopaki? Słyszeliście starego. Mamy mieć oczy i uszy otwarte tej nocy, bo nie wiadomo co, ale otwarte. Inaczej w ogóle byśmy nie wyłazili w ten deszcz. No ale prikaz to sami wiecie. - westchnął na uroki nocnej służby i ci pokiwali smutno głową.

- No ale właściwie to mamy nocnego jasia wędrowniczka. Można pójść do obywatelki Inge i zweryfikować jego tożsamość. - powiedział po drugiej chwili zastanowienia. Co wywołało uśmiechy zadowolenia i kolegów. Nieco popchnęli nocnego gościa przed sobą aby mu wskazać kierunek w głąb ulicy i na zachętę po czym ruszyli za nim.

Strażnicy byli wystarczająco rozbawieni, choć niestety cała akcja będzie wymagać od Heinricha trochę kombinowania. Cóż...
- Kcecie ić ze mną w za... za... - wydawał się zapętlić krocząc noga po nodze - No wiecie. Czy lepiej wam stanie nisz mie!

- Patrzcie go jaki junak. Zaraz nam zostanie spalić się ze wstydu i rozdziawiać gęby ze zdziwienia. - prychnął dowódca chyba najmniej z nich wszystkich wierząc w te opowieści napotkanego w środku deszczowej nocy przechodnia.

- No jak może z trzema dziewojami na raz to chyba i z Inge sobie poradzi. - zaśmiał się ten drugi starszy też chyba mocno wątpiąc aby chociaż cień z tych przechwałek zmokniętego, starszego pijusa okazał się prawdą.

- Dobra, to tutaj. Tylko cicho. Bo ona chyba śpi na dole. Ale na górze jej rodzice. - młodszy wskazał na jedne z zamkniętych okiennic na parterze. Nie wyróżniały się czymś szczególnym. Ot podobne jak inne moczone tym nocnym, zimnym deszczem. Trójka strażników rozglądała się chwilę po tym zaułku i mrocznych ścianach. Widocznie wszyscy spali snem sprawiedliwym bo nigdzie nie paliło się światło.

- Ja słyszałem, że ona ma męża. I tak nocami mu rogi dorabia. Dobra młody to był twój pomysł to pukaj. Może wreszcie coś pukniesz tej nocy. - dowódca podzielił się swoją wersją plotek o gospodyni co miała tu mieszkać ale dał znak najmłodszemu z nich aby ją wywołał.

- Męża? Nie męża to chyba nie. Ja słyszałem, że dzieci. Że dzieci ma. Ale, że chłopa to nie. - ten drugi ze starszych zmrużył oczy ale widocznie słyszał o niej jeszcze co innego. Ale zamilkli bo ten z latarnią oddał halabardę koledzę a sam z niekurywaną ekscytacją wymalowaną na twarzy podszedł do okiennicy i chwilę się zbierał. Po czym zapukał. Dwa razy po trzy razy. I czekał. Pozostali mimo wszystko też chyba im się udzieliło to oczekiwanie jakby zaraz jakieś ciekawe przedstawienie miało się zacząć. Ale nic się nie działo. Stali we czterech pośrodku mrocznego zaułka i tak samo jak przed chwilą deszcz ich zalewał.

- Spróbuj jeszcze raz. Pewnie śpi. Środek nocy w końcu. I trochę głośniej. Tylko nie wal na całego aby połowy miasta nie obudzić. W końcu ponoć z kimś tam mieszka a nie, że sama. - poradził mu dowódca. I młody zastukał tak samo jeszcze raz. Trochę głośniej. I znów cisza. Aż usłyszeli jakiś chrobot. Ktoś otwierał okno!

- Idzie! - syknął ucieszony młodziak i z uśmiechem na twarzy niecierpliwie czekał na to co się stanie.

- Byle nie zaczęła od wylania nocnika. - mruknął cierpko ten drugi. Ale już słychać było jak ktoś otworzył okno, potem zamek okiennic i uchylił je. Z wnętrza wyglądała głowa młodej kobiety, niezbyt widoczna w świetle latarni. I niewiele właściwie było widać bo okryła się kocem czy czymś takim. I wzdrygnęła się gdy pewnie poczuła to zimne, deszczowe powietrze.

- Eee… dobry wieczór… - młodemu widocznie skończyła się inwencja bo szybko spojrzał na resztę szukając w nich wsparcia.

- Dobry wieczór. Któż do do mnie puka w środku nocy? - odezwała się kobieta całkiem przyjemnym, młodym głosem. Jakoś nie brzmiało jakby była przestraszona, obrażona czy zdenerwowana. Nawet niezbyt zaspana.

- A dobry wieczór Inge. A bo tu jest ten o. - dowódca wskazał na Heinricha. Więc dziewczyna spojrzała na niego. - I mówi, że da ci radę. - odparł ironicznie ale też nieco z zaciekawieniem. Dziewczę pokiwało głową okrytą kocem czy chustą i spoglądało na niego ciekawie.

- Doprawdy? - zapytała rezolutnie i jakby też jej udzielało się to rozbawienie strażników.

- Oni chcom sie mierzyć. Ja bym dał radę im! Pacz! - to mówiąc fingował, że chce popchnąć młodego w kałużę, ale poplątały mu się nogi i sam plasnął na dłonie w rzeczoną kałużę.

- Ej no uważaj! - jęknął ten najmłodszy. Jakoś nie miał większych kłopotów aby uniknąć tak niezdarnego ataku nawet chyba próbował złapać upadającego dziadka ale na to z kolei okazał się nieco za wolny. Za to był na tyle blisko, że dostał pełnym rozbryzgiem tej rozchlapanej kałuży. Za to Heinrich jeszcze bardziej. Poczuł jak dłonie zanurzają mu się w mokrej, zimnej breji a potem w jeszcze mniej przyjemne uliczne błoto pod spodem.

- Te kolego. Se uważaj. Bo się skończą twoje żarty jak będziesz tak fikał straży miejskiej. - szef patrolu fuknął na niego jakby nieco stracił tego dobrego humoru. Dał znać aby młody pomógł podnieść się do pionu staremu pijusowi co ten uczynił.

- Oj niezdara z ciebie. - powiedziała gospodyni i chyba jako jedyna uznała to przedstawienie za zabawne i humor jej chyba dopisywał bo dało się dostrzec całkiem przyjemny uśmiech na jej licu. - To chcecie się spróbować wszyscy? Czy tylko ten łamaga mnie dzisiaj będzie pocieszał. Bo ta noc taka długa i zimna. A ja jestem taka samotna. Nikt jeszcze mnie nie wybawił dziś w nocy z opresji samotności. - wydawało się jakby te wszystkie plotki o Inge co choćby wcześniej mówili o niej strażnicy okazywały się mieć jakieś podstawy bo bez skrupułów powiodła spojrzeniem po całej grupce i jakoś nie wydawało się jej to peszyć. Wręcz przeciwnie. Nawet wysunęła dłoń spod koca jakby podawała ją do tańca albo pocałunku.

- Dasz radę? Nam wszystkim? - młody nie mógł chyba uwierzyć w to co słyszy. Bo dosłownie oczy otwarły mu się ze zdumienia podobnie jak usta. Zresztą dwaj starsi koledzy chyba też się tego nie spodziewali, bo popatrzyli i z niedowierzaniem i zakłopotaniem na chwilę chociaż tracąc rezon.

Heinrich otrzepał dłonie z wody choć z błota mu się nie udało. Zacharczał jako stary pijus, spojrzał po trzech strażnikach i westchnął.
- Mne w głowie i kościach rypie... tym razem... tym razem waaam odpszszę... Zobcie pani ładnie. - mruknął pocierając własne czoło i brudząc je błotem.

- Co tam mamroczesz? Nie ma co się migać. Taki junak byłeś przed chwilą to zasuwaj. - dowódca zmrużył oczy jakby póbował zrozumieć co ich nocna znajda mruczy niewyraźnie pod nosem. W końcu jednak wskazał na panienkę z okienka co wciąż tam stała tylko po tej suchszej i cieplejszej stronie. Nadal okryta kocem czy jakąś kapotą tak, że poza twarzą niewiele więcej było widać.

- No kawalerowie bo mi tu zimno ciągnie. Nie będę tu tak stać całą noc. Albo zapraszam do siebie albo żegnam. - powiedziała dziewczyna już nieco mniej cieplej jakby dokuczało jej to zimno dochodzące z dżdżystego, nocnego powietrza oraz przedłużające się rozmowy na błotnistej ulicy.

- Modym to trza wsystko pokazać... - niby niezdarnie ruszył w stronę kobiety - No choćta, bo wyztygnie. - spojrzał na strażników poganiając ich ręką.

- No nareszcie. To poczekajcie chwilę, otworzę wam. Tylko cicho. Nie obudźcie mi całego domu. - ucieszyła się dziewczyna i zniknęła im z widoku za zamykanymi okiennicami. Jeszcze było słychać cichy chrobot zamykanych okien a po chwili wszystko ucichło. Znów stali w plamie ciepłego światła latarni na samym środku miejskiego kanionu mroku zalewanego zimnym deszczem. Wsłuchani w stukot spadających kropel.

- A on naprawdę musi? Przecież widać, że się do niczego nie nadaje. Tylko ją wystraszy i pobrudzi. - zapytał najmłodszy z halabardników widocznie uznając nocnego łazika za zbędne ogniwo w tej wizycie u tej miłej pani gospodyni.

- Jego też zaprosiła. Zresztą nie ma co gadać po próżnicy. Zobaczymy co powie. - odparł dowódca patrolu gdy też przez chwilę przyglądał się Heinrichowi jakby chciał ocenić jego siły i możliwości. Przerwało im chrobot w drzwiach i ukazała się sylwetka okryta ciemnym kocem czy podobną płachta.

- To wchodźcie. Tylko cicho. I zdejmijcie buty aby mi błota i śladów nie narobić. Nie chcę mieć przez was kłopotów i roboty. - powiedziała Inge na powitanie pokazując im gestem aby zostawili buty w przedsionku. Przez chwilę zrobiło się tam całkiem tłoczno gdy dali wejść pierwszemu ich gościowi a potem straż weszła za nim. I próbowali zdjąć te buty, odstawić halabardę a lampę wzięli w dłoń co im oświetlała korytarz a potem drogę do sąsiedniego pomieszczenia. Jakie okazało się sypialnią gospodyni. Tu dopiero zrobiło się luźniej.

- Nie wiem czy starczy, ale tu mam kompot. Nie spodziewałam się aż tak licznych gości. - wskazała gestem na stół na jakim stał dzbanek i dwa kubki. Więc musieliby pić z nich na zmianę.

Heinrich zatrzymał strażników na dłużej, ale jednocześnie i siebie też. Na razie analizował zachowanie mężczyzn, sam udając lekko odczuwającego efekty upojenia i odbiło mu się głośno.

Zrobiło się całkiem miło i domowo. Głównie dzięki wysiłkom młodej gospodyni. Chociaż nocna sceneria i przyciszone głosy, ostrożne ruchy dodawały nieco surrealistycznego charakteru tajnej, nocnej schadzki. Jednak w tak sprzyjającej atmosferze szybko przypomniano sobie po co tu przyszli.

- No to Inge. Ten tutaj amant mówił, że da ci radę. Ba! Że pokaże nam wszystkim "jak to się robi" i ponoć potrafi zabawiać się z trzema partnerkami na raz. - Johan wskazał gospodyni na mokrego gościa co nie prezentował się jak wyśniony amant. Ta wciąż odkryta kocem popatrzyła ku niemu z zaciekawieniem. Zsunęła jednak ten materiał z głowy dzięki czemu ukazała się jej młoda, nawet niebrzydka twarz okolona jasnymi blond lokami.

- No zobaczymy. Ale najpierw kawalerze to zapraszam tutaj. - wskazała ku stojącej na taborecie przy łóżku misce i dzbankowi z wodą zachęcając go aby zmył z siebie ten brud i błoto zanim przystąpią do karesów.

Henrich wiedział że będzie ciężko... coraz ciężej...
Powoli i chwiejnie ruszył ku wskazanemu miejscu. Wpierw zanurzył dłonie w wodzie którymi zebrał ją aby wypić breje... a raczej przepłukać nią swoje usta, jakby chcąc zabić zapach alkoholu, po czym wypluł do miski ciecz. Chciał w tym momencie byli widziany jako bardzo nieciekawy model przy możliwości posiadania młodych strażników.

Nie dało się ukryć, że został niejako wywołany do odpowiedzi. Więc uwaga pozostałej czwórki koncentrowała się raczej na nim. Tak strażnicy jak i młoda gospodyni wydawali się ciekawi czy będzie w stanie spełnić swoje buńczuczne zapowiedzi sprzed pacierza gdy na ulicy odgrażał się, że im wszystkim da radę i pokaże jak to się robi. Teraz miał okazję to udowodnić a oni zweryfikować. Inge zaś odrzuciła koc na jedno z krzeseł i została w samym negliżu prezentując swoją całkiem ciekawą sylwetkę.


[MEDIA]https://i.imgur.com/dHIAwWI.jpeg[/MEDIA]


Ruch ten trójka strażników przywitała z uznaniem i ich spojrzenia chętnie przesuwały się po tych młodych, kobiecych kształtach jakie wydawały się im wszystkim miłe i zapraszająco gościnne. Heinrichowi coś zaczęło świtać, że gdzieś, kiedyś któraś z łotrzyc kultystów coś chyba wspominały o dziewczynie jaką mogła być właśnie Inge. Tak sądząc po charakterze i opisie. Ale wcześniej nie było mu to do niczego potrzebne i nie zwrócił na taką plotkę większej uwagę. Teraz mu się przypomniało jak miał trochę czasu aby się nad tym zastanowić. Tak czy siak i tak spotykał ją po raz pierwszy. Ona zaś nieświadoma jego przemyśleń wysunęła nieco jedną zgabną nogę do przodu, złapała się za biodra i obserwowała go trochę zaciekawionym a trochę kpiącym uśmieszkiem. Widocznie miała ochotę się zabawić i czwórka mężczyzn w jej sypialni jakoś jej nie przerażała. Nawet skrępowana się jakoś nie wydawała.

- Się przymierzasz dziadek jak pies do jeża. A taki hucfont byłeś tam na ulicy. Miałeś dać radę Inge i nas zadziwić a teraz co? Strach cię obleciał? - dowódca patrolu za to jawnie szydził z niego jakby się właśnie sprawdzały wątpliwości jakie jeszcze na błotnistej ulicy żywił do znajdy.

- Może mu instrument już nie działa. I nie może stanąć na wysokości zadania. - zaśmiał się cicho ten drugi. Obaj wcale nie wyglądali na wiele młodszych od Heinricha. Może jak młodsi bracia ale w tak dojrzałym wieku to już nie robiło takiej różnicy. Co innego Inge i ten najmłodszy z patrolowców. Ci rzeczywiście byli z młodszego pokolenia.

- A po co on nam tu? Tylko wszystko brudzi i kolejkę zawala. Niech zmiata stąd w podskokach i tak się do niczego nie nadaje. - najmłodszy zaś wydawał się być najbardziej niecierpliwy. I nie ukrywał, że miał ochotę na poznanie tej ponętnej i chętnej gospodyni bliżej więc nie uśmiechały mu się żadne opóźnienia.

- Oj chyba rzeczywiście jesteś zmęczony. Może lepiej wracaj do domu. Tu nie możesz zostać bo rodzice wcześnie wstają i do rana musi być tu cicho, czysto i pusto. - blondynka w nocnym gieźle wydawała się być najprzyjaźniejsza z całej czwórki. Ale też chyba już zaczynała zdradzać zniecierpliwienie i rozczarowanie tym, że potencjalny nowy kochanek coś nie kwapi się do zabawy z nią nawet jak tu tak bardzo stara się być gościnna i przychylna. - Szkoda. Śniło mi się, że będę miała nocnego ogiera z niespodzianką i będziemy się kochać szczerze, gwałtownie i mocno. No ale może to nie o ciebie chodziło. - powiedziała czule i nieco z rozbawieniem przesuwając swoją gładką, kobiecą dłonią po jego policzku, brodzia i ustach. Ale nie chciała już ani dłużej czekać więc dała mu możliwość opuszczenia swojego gościnnego pokładu.

Gość Westchnął I chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia.
- Zabaf motszych... - odparł na pożegnanie idąc do wyjścia ostrożnym krokiem pijanego.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem