Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2023, 09:01   #61
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
- Verryn - przedstawił się zaklinacz. - Jeśli sprawa jest poważna, to lepiej porozmawiać w innym miejscu, niż omawiać wszystko na chybcika - powiedział.
- Miło was poznać, jestem Tenia Chmielna druidka w służbie Wielkiej Matki - Przedstawiła się krasnoludom opierając się o topór, żeby złapać oddech.
- Ano, magik ma racje, wejdźmy do środka, szkoda marnować okazje obejrzenia krasnoludzkiej roboty a my też mamy do was wieści co was mogą zainteresować i interes to się nie godzi tak w progu gadać o ważnych sprawach jeżeli waszmoście zapraszają to nie ma co stać na mrozie, bo ja nie mam odporności tego wielkoluda - Dodała wskazując brodą na giganta.
-Jestem Itkovian- przedstawił się wąsacz.
-Ooo to siak sie jusz lubicie -Hik!- to ja sobie pójdę...- wtrącił się pijany gigant.
-Ej wielkoludzie!- krzyknęła do niego Lira -Dzięki!- posłała mu szczery uśmiech. Er'land puścił jej oczko i zataczając się ruszył w drogę powrotną.
-Czasami mi go żal...- skomentował Lares, odprowadzając go wzrokiem krótką chwilę.
-A potem sobie przypominam, że nasze rasy walczą od wieków i wtedy mi przechodzi...- dodał szybko.
-Na szczęście z nim potraficie się dogadać- wtrącił Salomon -Jesteśmy gotowi. prowadźcie- zwrócił się do pary krasnoludów. Lares skinął mu głową i wszedł do wnętrza windy. Za nim wkroczyła Lira, a następnie cała reszta.
-Postaraj się dobrze zapamiętać ich imiona...- Salomon szepnął Chmielnej na ucho.
Kobieta automatycznie skinęła głową, po chwili zorientowała się w znaczeniu słów Salomona, aby posłać mu mordercze spojrzenie… Po chwili, parsknęła śmiechem który zamaskowała udawanym kaszlem.
Kiedy grupa stała pośrodku ruchomej platformy brodacz położył wielką dłoń na jednej z trzech dźwigni -Może lekko telepać...- ostrzegł Lares, po czym nacisnął dźwignię. Tryby zatrzeszczały, łańcuchy zabrzęczały i platforma zaczęła opuszczać się w dół. Ci, którzy spojrzeli w górę dostrzegli tylko zamykające się wrota, oddzielające wnętrze Kopca Kelvina od korzeni góry...

~***~

Winda prowadziła do niewielkiej ładowni, która z kolei łączyła się z magazynem pełnym różnych beczek i skrzyń. Co dziwiło awanturników to bardzo skromne oddziały krasnoludzkich strażników, których po drodze naliczyli zaledwie pięcioro. Po Kilku chwilach marszu krętymi korytarzami dotarli do pomieszczenia przypominającego żołnierską jadalnię. Kilka dużych stołów, masa krzeseł, parę półek wypełnionych miedzianymi talerzami, obok pojemniki pełne sztućców. W rogu pomieszczenia stał ogromny kocioł, zawieszony na grubych łańcuchach nad paleniskiem w podłożu. Wszystko było słabo oświetlone naftowymi lampami.
-Wybaczcie, to dość skromne powitanie. Nasza kuchnia nie działa już o tej porze...- wytłumaczyła Lira, lecz po chwili na miejscu pojawił się nieuzbrojony krasnolud, niosąc tacę wypełnioną różnymi rodzajami straw poporcjowanych na niewielkie ilości. Odrobina pieczeni, wędzona ryba, garść owoców, gotowane warzywa, oraz niewielka misa orzechów i nasion. Nim goście dobrze się rozsiedli Lira przyniosła dwa dzbany, kładąc je na stole przy którym usiedli.
Druidka uśmiechnęła się - Żadna z nas szlachta czy inne jaśniepaństwo nie spodziewałam się żadnego poczęstunku poza ochroną przed mrozem, ale dziękuje i skorzystam — Powiedziała Tenia powoli sięgając po jedzenie i napitek, postanowiła że Oświecony może mieć trochę racji i za dużo ostatnio mieliła ozorem postanowiła więc słuchać więcej niż gadać.
-Jedzcie, śmiało- odezwał się Lares.
-Niewielu was...- zauważył Salomon -Myślałem, że tego typu fortyfikacji broni większy oddział- rzekł czerwonooki.
-Nie mylisz się. W normalnych okolicznościach jest nas tu zdecydowanie więcej. I to właśnie jest nasz problem- odparła krasnoludzica.
Lira spojrzała na Laresa i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Jakiś tydzień temu nasz posterunek dostał wezwanie do stawiennictwa na pomoc w innej twierdzy. Zgodnie z procedurami, dowódca batalionu ruszył na rozkaz pozostawiając minimum potrzebne do utrzymania bastionu, pod dowództwem swego zastępcy...- wyjaśnił brodacz.
-Niestety niedługo po ich wymarszu nasz inżynier, który tu z nami pozostał, postanowił złamać rozkaz zakazu opuszczania posterunku- dopowiedziała Lira.
-Oczywiście już nie wrócił...- rzekł Lares.
-Dezercja?- zapytał Salomon.
-Nie, głupota. Od dawna prosił o eskortę żołnierzy, by zdobyć jakieś części potrzebne do jednego z jego wynalazków. Podejrzewamy, że kiedy tylko dowódca opuścił posterunek, nasz inżynier skorzystał z okazji, by się wymknąć. Niestety nie wrócił...- Lira wzruszyła ramionami.

-To chyba macie problem z głowy?- spytał Salomon.
-Nie do końca. Nasz dowódca bardzo sobie cenił jego wynalazki i pomysłowość. Ale to jeszcze nie największy problem. Aby wyjść i wrócić musiał skorzystać z kluczy do wrót prowadzących w górne partie Podmroku. Klucze nie mogą trafić w niepożądane ręce- powiedział Lares.
-Nas niestety jest za mało by wyruszyć na poszukiwania...- wtrąciła Lira.
-Czyli innymi słowy chcecie abyśmy go odnaleźli albo zwrócili wam klucz?- zapytał Itkovian, kręcąc wąsem. -Chyba ostatnio z takich robót słyniemy- zaśmiał się lekko zwracając się do towarzyszy.
-Dokładnie- odrzekł Lares.
-Za odnalezienie klucza oferujemy wam równowartość jego wagi w wadze diamentów- wtrąciła krasnoludzica -Za przyprowadzenie inżyniera oferujemy drugie tyle w postaci mieszanki innych kamieni szlachetnych. Mamy rubiny, szafiry, trochę pereł. Sami sobie skompletujecie i wybierzecie- zaproponowała.
-Jak rozumiem to nie będzie to po prostu przyjemny spacerek? Czego będziemy mogli się spodziewać?- odparł wojak.
-To Cholerny Podmrok Itkovianie. Możliwe, że nie spotkacie żywej duszy…- powiedziała Lira.
-Dosłownie. Możecie trafić na nieumarłych, choć nasze oddziały regularnie sprawdzają okoliczne jaskinie w poszukiwaniu jakiejkolwiek obecności- dodał Lares.
-No ale możecie natrafić na zwiadowców Mrocznych elfów, duergary, lub jakąś bestię…- głos znów zabrała Lira. Wypowiedzi krasnoludów przeplatały się i uzupełniały nawzajem jakby wypowiadali jedną myśl przez dwie pary ust.
-Nieopodal północnego korytarza, jakieś dwie drogi marszu od posterunku znajduje się stara fortyfikacja. Niegdyś stacjonowały tam duergary. Wybiliśmy ich co do jednego, zaraz po tym jak się tu ufortyfikowaliśmy- Lira nalała śmiało zacnie pachnącego piwa do drewnianych kubków w kształcie koboldzich łbów.
-Podejrzewamy, że nasz zaginiony polazł właśnie tam, by poszukać jakiejś przeklętej, brakującej części do jednego z jego wynalazków. Cholerny głupiec…- Lares pokręcił głową.

-Co o tym myślicie? Może to być szybki spacer albo dłuższą przygoda - zapytał Itkovian towarzyszy. -My też będziemy mieli do was interes, ale wszystko po kolei - zwrócił się do krasnoludów, dając czas do namysłu dla towarzyszy.
- Na razie brniemy z jednej przygody w drugą - powiedział Verryn - ale nie mam nic przeciwko temu.
-Brzmi dość prosto…- Salomon skomentował zerkając na Thulzssę i Tenię -A do tego w końcu ktoś nam wynagrodzi nasze wysiłki… ale z drugiej strony nawet przedsionek Podmroku to cholernie niebezpieczne miejsce…- dodał, po czym upił kilka łyków piwa -a wy? Co myślicie?- zapytał Druidkę i czystokrwistego.
Tenia westchnęła ciężko:
- Biedna dziewczyna, którą próbujemy uratować przed rozszalałymi kultystami pewnie już nie żyje tak jak mówisz Thulę… Zacna zapłata mnie niewiele obchodzi, choć przydałoby się coś mojemu synowi zostawić, ale zgadzam się na tę robotę nie z powodu zacnej zapłaty, ale dlatego, że nie chce, aby Drowy, duergary czy jakieś inne podziemne cholerstwo przejęło tę twierdzę i zyskało obronny punkt wypadowy na podjazdy a do tego zdajecie się miłymi osobami i nie życzę wam śmierci, a nawet jakbyście nie byli mili to i tak wam śmierci bym nie życzyła - Napiła się jeszcze łyka dobrego krasnoludzkiego ciemnego piwa, aby dać sobie chwilę na zastanowienie.
- Szczerze mówiąc, miałam nadzieje namówić was na pomoc, bo nasz kapłan twierdzi, że to, co robią zawszańcy Malara to nie jakieś kultystyczne szaleństwo, ale faktycznie czeka nas jakiś kataklizm zimowy. Jakieś antyczny potężny byt trzepnął nas przez łby jak próbował wieszczenia a potężny kapłan z niego jest… Ale widzę, że macie swoje problemy i sami potrzebujecie pomocy! Złoto i inne kosztowności brzmią cudnie, ale nie najem się nimi jeżeli nie dotrę do cywilizacji. Czy macie może jakieś mapy Twierdzy Krwawy Potrzask? Dawniej była wasza, a teraz zagnieździły się w niej zapchlone ścierwa, które chce zabić. Druga sprawa, że potrzebujemy zapasów, na podróż mamy drogocenną bransoletę, którą możemy zapłacić. To tyle ode mnie jestem na tak jeżeli chodzi o robotę- Podkreśliła po raz kolejny jakby najważniejsza część wypowiedzi utopiła się pośród jej gadaniny.
Rodzeństwo krasnoludów uważnie wysłuchało tyradę Tenii, a kiedy już skończyła mówić wymienili między sobą krótkie spojrzenie.
-Rozumiemy was. Niestety jesteśmy zobowiązani rozkazami, a te jasno i wyraźnie zabraniają nam opuszczać posterunek za wyjątkiem sytuacji z poza protokołów wyjątkowych- odparła Lira.

-Lecz, jeśli uda wam się przynieść nasze klucze z powrotem, wspomożemy was w inny sposób- głos zabrał Lares -Pozwolimy wam nieodpłatnie uzupełnić zapasy, a także dostaniecie zezwolenie na handel z naszym magazynowym. Mamy skromny zapas mikstur, zaklęć spisanych na pergaminy, oraz trochę świecidełek nasyconych mocą- zaproponował.
-Nigdy nie słyszałam o Krwawym Potrzasku- Lira spojrzała skonsternowana na swego brata.
-To nazwa, którą nadali jej giganci za dawnych czasów. Burum Gra'Badukk. Taką nazwę miała twierdza, kiedy jeszcze nasi w niej stacjonowali- wyjaśnił brodacz -Niestety to było tak dawno temu, że budowla pewnikiem popadła w ruinę i nawet gdyby była mapa czy plany, to raczej na nic by wam się dzisiaj nie przydały- dodał zerkając na każdego z rozmówców po kolei.
-A jaskinie milczenia?- zapytała Lira -Może mogliby dostać się nimi i zaatakować z zaskoczenia?- krasnoludzica upiła łyk piwa.
-Wykluczone. To samobójstwo- odparł stanowczo jej brat -Zostańcie u nas na noc. Mamy wiele wolnych łóżek. Może będą trochę przykrótkie dla niektórych z was ale lepsze to niż spanie na ziemi w chłodnej jaskini- zaproponował awanturnikom.
-Jeśli nie macie nic przeciwko pozwólcie że udam się na spoczynek- odparł wojak wstał pociągnął długi łyk piwa po czym ruszył w wskazanym kierunku. Dotarł do koszar i spojrzał krytycznie na krótkie łóżka. Niewiele się zastanawiając przysunął trzy z nich do siebie, położył się zdejmując jedynie buty po czym zapadł w twardy sen.
- Ja też się chętnie prześpię przed jutrzejszą wyprawą - powiedział zaklinacz, po czym poszedł w ślady kompana.
-Zgadzam sssię. Jesssteśśsmy wykończeni…- dodał od siebie Thulzssa -Musieliśśśmy przez wiele przejśśść tego dnia…-
-Rozumiemy. Udajcie się na spoczynek i porządnie się wyśpijcie. Rankiem, nikt was nie będzie budził abyście mogli odpocząć dokładnie tyle ile wam trzeba- rzekła Lira.
-Poproszę by na kuchni zostały dla was porcje śniadaniowe choć zimne mogą nie być już tak smaczne…- wtrącił Lares.
-To nic. Od kilku dni nie spaliśmy z dachem (w dosłownym tego znaczeniu) nad głowami- dodał od siebie Salomon -Fakt, że nie musimy sami wystawiać kogoś na wartę to prawdziwe błogosławieństwo dla spokojnego snu…- Lira i Lares pożegnali się z awanturnikami, odprowadzając ich wzrokiem za jednym z gwardzistów, który odprowadzał do koszar wcześniej Itkoviana. Posłania były twarde ale nawet wygodne, wszak niewyspany żołnierz mógł być niezbyt efektywny. Koszary były wielką, podłużną komnatą, gdzie krasnoludy odpoczywały, nic ponadto.
Niektórzy z awanturników poszli w ślad za Itkovianem łącząc wolne łóżka w trzy, inni zbyt zmęczeni po prostu kładli się tak jak stali i od razu zapadali w głęboki sen.

~***~

Nie tak całkiem długo po tym jak się położyli, gdzieś z głębi koszarów dobiegł ich dźwięk dzwonu prawdopodobnie obwieszczający zmianę warty. Gości na szczęście nikt nie niepokoił i pozwolono im dalej spać zgodnie zresztą z obietnicą Liry. Krasnoludy, które nocowały w koszarach również były na tyle uprzejme, że zachowywały się nadwyraz cicho.
W końcu przyszedł czas, że towarzysze niedoli zaczęli się wybudzać jeden po drugim, a nim wszyscy w końcu się zebrali dobiegł ich dźwięk dzwonów obwieszczający kolejną zmianę wart.
-Cholera chyba żeśmy pospali aż za bardzo…- skwitował Salomon.
-Jeśli macie takie życzenie, udostępnimy wam łaźnie- odezwał się jeden z brodatych wojaków, który właśnie przybył do koszar.
Kiedy awanturnicy udali się do kuchni, Lira już tam na nich czekała.
-Aj aj! Dobrze was widzieć- powitała ich z werwą.
-Dzień dobry- odparł Salomon -Gdzie twój brat?- spytał od razu
-Lares ma obowiązki, jak każdy członek naszej brygady- odparła krasnoludzica.
-A ty jesteś odpowiedzialna za nas?- spytał czerwonooki.
-Ja jestem tutaj odpowiedzialna za wszystkich- rzekła -Siadajcie. Zaraz podamy posiłek- poleciła żołnierskim tonem. Nie minęło kilka uderzeń serca a ich oczom ukazał się krasnolud z białym czepcem na głowie, z brodą zaplecioną w warkocz. Kucharz przyniósł kilka mis z kaszą z omastą. Do tego ciemny, ziarnisty chleb i usmażony boczek w plastrach. Do tego przyniósł dwa dzbany mleka, oraz półmisek gotowanych na twardo jajek.
-Śmiało najedzcie się do syta- głos Liry zadudnił echem -Nie bójcie się prosić o dokładkę. Pewnie jesteście piekielnie głodni…- dodała. -Kiedy będziecie już gotowi udamy się do północnej bramy i wypuścimy was. Nasi kusznicy są cały czas w pogotowiu, więc gdyby coś poszło nie po waszej myśli wycofajcie się do bram a moi żołnierze zapewnią wam osłonę- kontynuowała - pamiętajcie, że ruszacie w Podmrok. Nie ma znaczenia, że to tylko jego przedsionek. Bądźcie ostrożni na każdym kroku, bo śmierć tylko zaciera kościste łapska by któregoś zabrać do siebie…- miała poważną minę, ale zadanie które powierzała gościom również było poważne, najwyższej rangi.

Nie tracąc czasu, od razu po śniadaniu Lira osobiście odprowadziła śmiałków do bramy. Były to potężne, solidne wrota, zaryglowane dębowymi kłodami. Tuż obok znajdował się posterunek, gdzie przebywało kilkoro krasnoludów.
-Sugeruję rozświetlić sobie drogę zaklęciem. Wiele istot, które tam żyje jest ślepych ale mają doskonały węch. Wyczują naftę czy płonącą pochodnię z oddali- burknął jeden z ciężkozbrojnych kuszników, który dołączył do pochodu. W bramie wmontowane były mniejsze drzwi, które można było otwierać bez odbezpieczania całego, mechanizmu ochronnego.
-To właśnie do tych drzwi klucze zabrał nasz inżynier. Oczywiście mamy zapasowe, którymi zamykamy ale nie możemy pozwolić na to by ktokolwiek miał możliwość otwarcia ich od zewnątrz…- odezwała się Lira, wyciągając zza pazuchy kilka kluczy zawieszonych na żeliwnym kole. Krasnoludzica odbezpieczyła drzwi, a niewielki oddział kuszników stanął za plecami podróżników, zabezpieczając ich wyjście. Masywne drzwi stanęły przed grupą otworem. Ich twarze od razu wysmagał powiew chłodnego wiatru niosąc dziwną woń.
-Pamiętajcie. W razie kłopotów po prostu się wycofajcie- powtórzyła Lira powoli i wyraźnie by mieć pewność, że awanturnicy ją dobrze rozumieją.
-Chyba nie ma co przedłużać…- syknął Thulzssa wystawiając swój rozdwojony język -Ruszszszajmy- dodał i kładąc dłonie na rękojeściach sejmitarów ruszył przodem. Kompani ruszyli za nim, jeden po drugim wychodząc poza mury bezpiecznej warowni. Na pierwszy rzut oka, można było uznać miejsce, w którym się znaleźli za zwyczajną jaskinię. Nic nadzwyczajnego, lecz w powietrzu wisiało coś co nadawało temu miejscu przerażającej aury.
-Są na miejscu…- rzekł Salomon, odwracając się w kierunku muru, gdzie w niewielkich okienkach strzelniczych światło pochodni odbijało się od srebrnych elementów zbroi kuszników.
-No to w drogę…- dodał czerwonooki i ruszył.



Rozdział IV: Wóz albo przewóz




Zdobyte PD:
Itkovian – 2000
Verryn – 2000
Tenia – 2000
Thulzssa - 2000
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline