Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2023, 09:01   #61
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
- Verryn - przedstawił się zaklinacz. - Jeśli sprawa jest poważna, to lepiej porozmawiać w innym miejscu, niż omawiać wszystko na chybcika - powiedział.
- Miło was poznać, jestem Tenia Chmielna druidka w służbie Wielkiej Matki - Przedstawiła się krasnoludom opierając się o topór, żeby złapać oddech.
- Ano, magik ma racje, wejdźmy do środka, szkoda marnować okazje obejrzenia krasnoludzkiej roboty a my też mamy do was wieści co was mogą zainteresować i interes to się nie godzi tak w progu gadać o ważnych sprawach jeżeli waszmoście zapraszają to nie ma co stać na mrozie, bo ja nie mam odporności tego wielkoluda - Dodała wskazując brodą na giganta.
-Jestem Itkovian- przedstawił się wąsacz.
-Ooo to siak sie jusz lubicie -Hik!- to ja sobie pójdę...- wtrącił się pijany gigant.
-Ej wielkoludzie!- krzyknęła do niego Lira -Dzięki!- posłała mu szczery uśmiech. Er'land puścił jej oczko i zataczając się ruszył w drogę powrotną.
-Czasami mi go żal...- skomentował Lares, odprowadzając go wzrokiem krótką chwilę.
-A potem sobie przypominam, że nasze rasy walczą od wieków i wtedy mi przechodzi...- dodał szybko.
-Na szczęście z nim potraficie się dogadać- wtrącił Salomon -Jesteśmy gotowi. prowadźcie- zwrócił się do pary krasnoludów. Lares skinął mu głową i wszedł do wnętrza windy. Za nim wkroczyła Lira, a następnie cała reszta.
-Postaraj się dobrze zapamiętać ich imiona...- Salomon szepnął Chmielnej na ucho.
Kobieta automatycznie skinęła głową, po chwili zorientowała się w znaczeniu słów Salomona, aby posłać mu mordercze spojrzenie… Po chwili, parsknęła śmiechem który zamaskowała udawanym kaszlem.
Kiedy grupa stała pośrodku ruchomej platformy brodacz położył wielką dłoń na jednej z trzech dźwigni -Może lekko telepać...- ostrzegł Lares, po czym nacisnął dźwignię. Tryby zatrzeszczały, łańcuchy zabrzęczały i platforma zaczęła opuszczać się w dół. Ci, którzy spojrzeli w górę dostrzegli tylko zamykające się wrota, oddzielające wnętrze Kopca Kelvina od korzeni góry...

~***~

Winda prowadziła do niewielkiej ładowni, która z kolei łączyła się z magazynem pełnym różnych beczek i skrzyń. Co dziwiło awanturników to bardzo skromne oddziały krasnoludzkich strażników, których po drodze naliczyli zaledwie pięcioro. Po Kilku chwilach marszu krętymi korytarzami dotarli do pomieszczenia przypominającego żołnierską jadalnię. Kilka dużych stołów, masa krzeseł, parę półek wypełnionych miedzianymi talerzami, obok pojemniki pełne sztućców. W rogu pomieszczenia stał ogromny kocioł, zawieszony na grubych łańcuchach nad paleniskiem w podłożu. Wszystko było słabo oświetlone naftowymi lampami.
-Wybaczcie, to dość skromne powitanie. Nasza kuchnia nie działa już o tej porze...- wytłumaczyła Lira, lecz po chwili na miejscu pojawił się nieuzbrojony krasnolud, niosąc tacę wypełnioną różnymi rodzajami straw poporcjowanych na niewielkie ilości. Odrobina pieczeni, wędzona ryba, garść owoców, gotowane warzywa, oraz niewielka misa orzechów i nasion. Nim goście dobrze się rozsiedli Lira przyniosła dwa dzbany, kładąc je na stole przy którym usiedli.
Druidka uśmiechnęła się - Żadna z nas szlachta czy inne jaśniepaństwo nie spodziewałam się żadnego poczęstunku poza ochroną przed mrozem, ale dziękuje i skorzystam — Powiedziała Tenia powoli sięgając po jedzenie i napitek, postanowiła że Oświecony może mieć trochę racji i za dużo ostatnio mieliła ozorem postanowiła więc słuchać więcej niż gadać.
-Jedzcie, śmiało- odezwał się Lares.
-Niewielu was...- zauważył Salomon -Myślałem, że tego typu fortyfikacji broni większy oddział- rzekł czerwonooki.
-Nie mylisz się. W normalnych okolicznościach jest nas tu zdecydowanie więcej. I to właśnie jest nasz problem- odparła krasnoludzica.
Lira spojrzała na Laresa i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Jakiś tydzień temu nasz posterunek dostał wezwanie do stawiennictwa na pomoc w innej twierdzy. Zgodnie z procedurami, dowódca batalionu ruszył na rozkaz pozostawiając minimum potrzebne do utrzymania bastionu, pod dowództwem swego zastępcy...- wyjaśnił brodacz.
-Niestety niedługo po ich wymarszu nasz inżynier, który tu z nami pozostał, postanowił złamać rozkaz zakazu opuszczania posterunku- dopowiedziała Lira.
-Oczywiście już nie wrócił...- rzekł Lares.
-Dezercja?- zapytał Salomon.
-Nie, głupota. Od dawna prosił o eskortę żołnierzy, by zdobyć jakieś części potrzebne do jednego z jego wynalazków. Podejrzewamy, że kiedy tylko dowódca opuścił posterunek, nasz inżynier skorzystał z okazji, by się wymknąć. Niestety nie wrócił...- Lira wzruszyła ramionami.

-To chyba macie problem z głowy?- spytał Salomon.
-Nie do końca. Nasz dowódca bardzo sobie cenił jego wynalazki i pomysłowość. Ale to jeszcze nie największy problem. Aby wyjść i wrócić musiał skorzystać z kluczy do wrót prowadzących w górne partie Podmroku. Klucze nie mogą trafić w niepożądane ręce- powiedział Lares.
-Nas niestety jest za mało by wyruszyć na poszukiwania...- wtrąciła Lira.
-Czyli innymi słowy chcecie abyśmy go odnaleźli albo zwrócili wam klucz?- zapytał Itkovian, kręcąc wąsem. -Chyba ostatnio z takich robót słyniemy- zaśmiał się lekko zwracając się do towarzyszy.
-Dokładnie- odrzekł Lares.
-Za odnalezienie klucza oferujemy wam równowartość jego wagi w wadze diamentów- wtrąciła krasnoludzica -Za przyprowadzenie inżyniera oferujemy drugie tyle w postaci mieszanki innych kamieni szlachetnych. Mamy rubiny, szafiry, trochę pereł. Sami sobie skompletujecie i wybierzecie- zaproponowała.
-Jak rozumiem to nie będzie to po prostu przyjemny spacerek? Czego będziemy mogli się spodziewać?- odparł wojak.
-To Cholerny Podmrok Itkovianie. Możliwe, że nie spotkacie żywej duszy…- powiedziała Lira.
-Dosłownie. Możecie trafić na nieumarłych, choć nasze oddziały regularnie sprawdzają okoliczne jaskinie w poszukiwaniu jakiejkolwiek obecności- dodał Lares.
-No ale możecie natrafić na zwiadowców Mrocznych elfów, duergary, lub jakąś bestię…- głos znów zabrała Lira. Wypowiedzi krasnoludów przeplatały się i uzupełniały nawzajem jakby wypowiadali jedną myśl przez dwie pary ust.
-Nieopodal północnego korytarza, jakieś dwie drogi marszu od posterunku znajduje się stara fortyfikacja. Niegdyś stacjonowały tam duergary. Wybiliśmy ich co do jednego, zaraz po tym jak się tu ufortyfikowaliśmy- Lira nalała śmiało zacnie pachnącego piwa do drewnianych kubków w kształcie koboldzich łbów.
-Podejrzewamy, że nasz zaginiony polazł właśnie tam, by poszukać jakiejś przeklętej, brakującej części do jednego z jego wynalazków. Cholerny głupiec…- Lares pokręcił głową.

-Co o tym myślicie? Może to być szybki spacer albo dłuższą przygoda - zapytał Itkovian towarzyszy. -My też będziemy mieli do was interes, ale wszystko po kolei - zwrócił się do krasnoludów, dając czas do namysłu dla towarzyszy.
- Na razie brniemy z jednej przygody w drugą - powiedział Verryn - ale nie mam nic przeciwko temu.
-Brzmi dość prosto…- Salomon skomentował zerkając na Thulzssę i Tenię -A do tego w końcu ktoś nam wynagrodzi nasze wysiłki… ale z drugiej strony nawet przedsionek Podmroku to cholernie niebezpieczne miejsce…- dodał, po czym upił kilka łyków piwa -a wy? Co myślicie?- zapytał Druidkę i czystokrwistego.
Tenia westchnęła ciężko:
- Biedna dziewczyna, którą próbujemy uratować przed rozszalałymi kultystami pewnie już nie żyje tak jak mówisz Thulę… Zacna zapłata mnie niewiele obchodzi, choć przydałoby się coś mojemu synowi zostawić, ale zgadzam się na tę robotę nie z powodu zacnej zapłaty, ale dlatego, że nie chce, aby Drowy, duergary czy jakieś inne podziemne cholerstwo przejęło tę twierdzę i zyskało obronny punkt wypadowy na podjazdy a do tego zdajecie się miłymi osobami i nie życzę wam śmierci, a nawet jakbyście nie byli mili to i tak wam śmierci bym nie życzyła - Napiła się jeszcze łyka dobrego krasnoludzkiego ciemnego piwa, aby dać sobie chwilę na zastanowienie.
- Szczerze mówiąc, miałam nadzieje namówić was na pomoc, bo nasz kapłan twierdzi, że to, co robią zawszańcy Malara to nie jakieś kultystyczne szaleństwo, ale faktycznie czeka nas jakiś kataklizm zimowy. Jakieś antyczny potężny byt trzepnął nas przez łby jak próbował wieszczenia a potężny kapłan z niego jest… Ale widzę, że macie swoje problemy i sami potrzebujecie pomocy! Złoto i inne kosztowności brzmią cudnie, ale nie najem się nimi jeżeli nie dotrę do cywilizacji. Czy macie może jakieś mapy Twierdzy Krwawy Potrzask? Dawniej była wasza, a teraz zagnieździły się w niej zapchlone ścierwa, które chce zabić. Druga sprawa, że potrzebujemy zapasów, na podróż mamy drogocenną bransoletę, którą możemy zapłacić. To tyle ode mnie jestem na tak jeżeli chodzi o robotę- Podkreśliła po raz kolejny jakby najważniejsza część wypowiedzi utopiła się pośród jej gadaniny.
Rodzeństwo krasnoludów uważnie wysłuchało tyradę Tenii, a kiedy już skończyła mówić wymienili między sobą krótkie spojrzenie.
-Rozumiemy was. Niestety jesteśmy zobowiązani rozkazami, a te jasno i wyraźnie zabraniają nam opuszczać posterunek za wyjątkiem sytuacji z poza protokołów wyjątkowych- odparła Lira.

-Lecz, jeśli uda wam się przynieść nasze klucze z powrotem, wspomożemy was w inny sposób- głos zabrał Lares -Pozwolimy wam nieodpłatnie uzupełnić zapasy, a także dostaniecie zezwolenie na handel z naszym magazynowym. Mamy skromny zapas mikstur, zaklęć spisanych na pergaminy, oraz trochę świecidełek nasyconych mocą- zaproponował.
-Nigdy nie słyszałam o Krwawym Potrzasku- Lira spojrzała skonsternowana na swego brata.
-To nazwa, którą nadali jej giganci za dawnych czasów. Burum Gra'Badukk. Taką nazwę miała twierdza, kiedy jeszcze nasi w niej stacjonowali- wyjaśnił brodacz -Niestety to było tak dawno temu, że budowla pewnikiem popadła w ruinę i nawet gdyby była mapa czy plany, to raczej na nic by wam się dzisiaj nie przydały- dodał zerkając na każdego z rozmówców po kolei.
-A jaskinie milczenia?- zapytała Lira -Może mogliby dostać się nimi i zaatakować z zaskoczenia?- krasnoludzica upiła łyk piwa.
-Wykluczone. To samobójstwo- odparł stanowczo jej brat -Zostańcie u nas na noc. Mamy wiele wolnych łóżek. Może będą trochę przykrótkie dla niektórych z was ale lepsze to niż spanie na ziemi w chłodnej jaskini- zaproponował awanturnikom.
-Jeśli nie macie nic przeciwko pozwólcie że udam się na spoczynek- odparł wojak wstał pociągnął długi łyk piwa po czym ruszył w wskazanym kierunku. Dotarł do koszar i spojrzał krytycznie na krótkie łóżka. Niewiele się zastanawiając przysunął trzy z nich do siebie, położył się zdejmując jedynie buty po czym zapadł w twardy sen.
- Ja też się chętnie prześpię przed jutrzejszą wyprawą - powiedział zaklinacz, po czym poszedł w ślady kompana.
-Zgadzam sssię. Jesssteśśsmy wykończeni…- dodał od siebie Thulzssa -Musieliśśśmy przez wiele przejśśść tego dnia…-
-Rozumiemy. Udajcie się na spoczynek i porządnie się wyśpijcie. Rankiem, nikt was nie będzie budził abyście mogli odpocząć dokładnie tyle ile wam trzeba- rzekła Lira.
-Poproszę by na kuchni zostały dla was porcje śniadaniowe choć zimne mogą nie być już tak smaczne…- wtrącił Lares.
-To nic. Od kilku dni nie spaliśmy z dachem (w dosłownym tego znaczeniu) nad głowami- dodał od siebie Salomon -Fakt, że nie musimy sami wystawiać kogoś na wartę to prawdziwe błogosławieństwo dla spokojnego snu…- Lira i Lares pożegnali się z awanturnikami, odprowadzając ich wzrokiem za jednym z gwardzistów, który odprowadzał do koszar wcześniej Itkoviana. Posłania były twarde ale nawet wygodne, wszak niewyspany żołnierz mógł być niezbyt efektywny. Koszary były wielką, podłużną komnatą, gdzie krasnoludy odpoczywały, nic ponadto.
Niektórzy z awanturników poszli w ślad za Itkovianem łącząc wolne łóżka w trzy, inni zbyt zmęczeni po prostu kładli się tak jak stali i od razu zapadali w głęboki sen.

~***~

Nie tak całkiem długo po tym jak się położyli, gdzieś z głębi koszarów dobiegł ich dźwięk dzwonu prawdopodobnie obwieszczający zmianę warty. Gości na szczęście nikt nie niepokoił i pozwolono im dalej spać zgodnie zresztą z obietnicą Liry. Krasnoludy, które nocowały w koszarach również były na tyle uprzejme, że zachowywały się nadwyraz cicho.
W końcu przyszedł czas, że towarzysze niedoli zaczęli się wybudzać jeden po drugim, a nim wszyscy w końcu się zebrali dobiegł ich dźwięk dzwonów obwieszczający kolejną zmianę wart.
-Cholera chyba żeśmy pospali aż za bardzo…- skwitował Salomon.
-Jeśli macie takie życzenie, udostępnimy wam łaźnie- odezwał się jeden z brodatych wojaków, który właśnie przybył do koszar.
Kiedy awanturnicy udali się do kuchni, Lira już tam na nich czekała.
-Aj aj! Dobrze was widzieć- powitała ich z werwą.
-Dzień dobry- odparł Salomon -Gdzie twój brat?- spytał od razu
-Lares ma obowiązki, jak każdy członek naszej brygady- odparła krasnoludzica.
-A ty jesteś odpowiedzialna za nas?- spytał czerwonooki.
-Ja jestem tutaj odpowiedzialna za wszystkich- rzekła -Siadajcie. Zaraz podamy posiłek- poleciła żołnierskim tonem. Nie minęło kilka uderzeń serca a ich oczom ukazał się krasnolud z białym czepcem na głowie, z brodą zaplecioną w warkocz. Kucharz przyniósł kilka mis z kaszą z omastą. Do tego ciemny, ziarnisty chleb i usmażony boczek w plastrach. Do tego przyniósł dwa dzbany mleka, oraz półmisek gotowanych na twardo jajek.
-Śmiało najedzcie się do syta- głos Liry zadudnił echem -Nie bójcie się prosić o dokładkę. Pewnie jesteście piekielnie głodni…- dodała. -Kiedy będziecie już gotowi udamy się do północnej bramy i wypuścimy was. Nasi kusznicy są cały czas w pogotowiu, więc gdyby coś poszło nie po waszej myśli wycofajcie się do bram a moi żołnierze zapewnią wam osłonę- kontynuowała - pamiętajcie, że ruszacie w Podmrok. Nie ma znaczenia, że to tylko jego przedsionek. Bądźcie ostrożni na każdym kroku, bo śmierć tylko zaciera kościste łapska by któregoś zabrać do siebie…- miała poważną minę, ale zadanie które powierzała gościom również było poważne, najwyższej rangi.

Nie tracąc czasu, od razu po śniadaniu Lira osobiście odprowadziła śmiałków do bramy. Były to potężne, solidne wrota, zaryglowane dębowymi kłodami. Tuż obok znajdował się posterunek, gdzie przebywało kilkoro krasnoludów.
-Sugeruję rozświetlić sobie drogę zaklęciem. Wiele istot, które tam żyje jest ślepych ale mają doskonały węch. Wyczują naftę czy płonącą pochodnię z oddali- burknął jeden z ciężkozbrojnych kuszników, który dołączył do pochodu. W bramie wmontowane były mniejsze drzwi, które można było otwierać bez odbezpieczania całego, mechanizmu ochronnego.
-To właśnie do tych drzwi klucze zabrał nasz inżynier. Oczywiście mamy zapasowe, którymi zamykamy ale nie możemy pozwolić na to by ktokolwiek miał możliwość otwarcia ich od zewnątrz…- odezwała się Lira, wyciągając zza pazuchy kilka kluczy zawieszonych na żeliwnym kole. Krasnoludzica odbezpieczyła drzwi, a niewielki oddział kuszników stanął za plecami podróżników, zabezpieczając ich wyjście. Masywne drzwi stanęły przed grupą otworem. Ich twarze od razu wysmagał powiew chłodnego wiatru niosąc dziwną woń.
-Pamiętajcie. W razie kłopotów po prostu się wycofajcie- powtórzyła Lira powoli i wyraźnie by mieć pewność, że awanturnicy ją dobrze rozumieją.
-Chyba nie ma co przedłużać…- syknął Thulzssa wystawiając swój rozdwojony język -Ruszszszajmy- dodał i kładąc dłonie na rękojeściach sejmitarów ruszył przodem. Kompani ruszyli za nim, jeden po drugim wychodząc poza mury bezpiecznej warowni. Na pierwszy rzut oka, można było uznać miejsce, w którym się znaleźli za zwyczajną jaskinię. Nic nadzwyczajnego, lecz w powietrzu wisiało coś co nadawało temu miejscu przerażającej aury.
-Są na miejscu…- rzekł Salomon, odwracając się w kierunku muru, gdzie w niewielkich okienkach strzelniczych światło pochodni odbijało się od srebrnych elementów zbroi kuszników.
-No to w drogę…- dodał czerwonooki i ruszył.



Rozdział IV: Wóz albo przewóz




Zdobyte PD:
Itkovian – 2000
Verryn – 2000
Tenia – 2000
Thulzssa - 2000
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 22-06-2023, 22:18   #62
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
-Dobra, to jak to robimy?- spytał Salomon -Pochodnia narazi nas na stwory wyczulone na zapach, a światło zaklęcia jest dużo intensywniejsze i będzie nas widać z większej odległości. Nie wspominając o tym, że będziemy musieli ciągle patrzeć pod nogi, żeby hałasu nie narobić- zerknął na każdego z towarzyszy.
Itkovian poprawił rzemienie mocujące tarczę na przedramieniu
-Zakładam, że nie macie jakiegoś magicznego świecidełka lub latarni?- odrzekł wojak, zastanawiając się -Może krasnoludom ostał się jeden z wynalazków inżyniera, który by nam pomógł. Może warto się zawrócić i zapytać?-
-To nie problem. Stworzenie świetlistej sfery To prosty czar. Mogę to zrobić w krótką chwilę. Wnioskuję, że Verryn również- odparł Salomon. Chodzi o to, który rodzaj światła przyniesie nam mniejsze niebezpieczeństwo- dodał szybko.
-Jeśli chodzi o moje doświadczenie to jestem za zaklęciem. W przypadku konfrontacji pochodnia będzie tylko zawadzać. W razie czego zaklęcie można szybko przerwać, a zapachu szybko się nie pozbędziemy- wojak przedstawił swój punkt widzenia.
- Widzę ciemnościach dość dobrze - powiedział zaklinacz - więc to zaklęcie nigdy nie było mi potrzebne - wyjaśnił. - Ale też uważam, że zaklęcie byłoby lepsze niż pochodnia.
-No to przegłosowane...- burknął Salomon, uśmiechając się pod nosem. Czerwonoki sięgnął ręką do jednej z wielu kieszonek wewnątrz płaszcza, wydobywając z niej potrzebny komponent, wypowiedział słowa wyzwalacz i wykonał rękami szybką I prostą sekwencję ruchów, a już sekundę później nad jego głową unosiła się świetlista kula, dzięki której najbliższe kilka metrów wokół zostało rozświetlone.
-Ruszszszajmy...- ponaglił ich Thulzssa. Zadanie, którego się podjęli nie ciążyło na nich presją czasu, lecz przebywanie w Podmroku budziło trwogę w sercu każdego, kto miał, choć odrobinę rozsądku. Droga, którą maszerowali była naturalną jaskinią, której sklepienie znajdowało się tak wysoko, że magiczne światło tam nie sięgało. Inaczej było z szerokościami. Te dynamicznie się zmieniały raz mogąc przepuścić maszerującą armię, a innym razem zaledwie wóz pociągowy. Liczne stalaktyty i stalagmity rzucały przedziwne i nierzadko straszliwe na pozór cienie.
-Wyobraź sobie, że mamy nad głowami całą, cholerną górę...- syknął Salomon do Itkoviana, zrównując się z nim na moment. Po około dwóch godzinach marszu towarzysze dotarli w końcu do miejsca, którego chyba szukali. Ze skalnej ściany wyrastały, na wysokości około sześciu metrów "wyrastała" wieża, która pewnikiem była zaledwie malutkim fragmentem budowli. Wejścia do wnętrza nie odgradzały żadne drzwi. Być może kiedyś, jakieś tu były, lecz od dawna zniknął po nich ślad.
Kompani zbliżyli się do progu i zajrzeli do środka. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegli był wąski korytarz prowadzący w głąb.
-Trzeba ustalić kolejność...- rzucił Salomon.
- Zwykle na czele powinien iść ktoś, kto potrafi wykrywać pułapki i inne niebezpieczeństwa - powiedział Verryn. Nie dodał, iż tradycją było, iż magowie zazwyczaj nie stawali w pierwszej linii.
- Mogę zamienić się w wilczycę i iść przodem jeżeli wy się boicie — Zaproponowała druidka — Na pułapkach się nie znam jeżeli któryś z was ukrywał do tej pory sekretne życie bandziora i złodzieja to najwyższy czas się ujawnić ja nie oceniam — dodała.
Yuan-ti rozglądał się zaciekawionym spojrzeniem po okolicy.
- Ssssłyszałem wiele hissstorii o Podmroku, pewnie ssporo to bujdy, ale podobno ciszsza jesst tutaj gwarantem bezpieczeńssstwa, tak sssamo mrok. - Mówiąc to zmrużył ślepia patrząc na wyczarowane światło. - Nikt z wasss nie ma może latarni z kapturem? - Zapytał swoich towarzyszy - Powinna dać wysstarczająco śświatła dla waszszych oczu, a o wiele mniej będzie nassss widać w tych ciemnośściach. - Nie czekając zbytnio na odpowiedź Thulzssa ustawił się na końcu grupy - Zabezpieczę tyły, jeden wojak z przodu zaraz za węszszącą Tenią, a drugi z tyłu to chyba najbezpieczniejszsze usstawienie. - dodał na koniec.

Towarzysze ustalili kolejność i w końcu mogli ruszyć dalej a dokładnie to głębiej. Idąca przodem Tenia w swej wilczej formie miała wyczulone zmysły, dzięki czemu grupa miała zdecydowanie mniejsze szanse na bycie zaskoczoną przez ukrytych napastników. Niestety żaden z wilczych zmysłów nie był przydatny przy poszukiwaniach mechanicznych pułapek.
Korytarz którym maszerowali był niezmiennie wąski i skręcał pod niewielkim kątem w lewo, jednocześnie pochylając się w dół. Podłoga była tutaj śliska a w powietrzu unosił się smród stęchlizny i wilgoci. Po krótkiej chwili awanturnicy dotarli do pomieszczenia. Okrągła komnata o średnicy około dziesięciu metrów, była niegdyś ozdobiona pięknymi pomnikami, które czasy świetności miały już dawno za sobą. Teraz przypominały pozbawione wyrazu humanoidalne kształty, nic więcej.
Po drugiej stronie tej okrągłej komnaty znajdował się kolejny tunel. Awanturnicy uformowali szyk bojowy spodziewając się wszystkich możliwości.
Za jedną z rzeźb Verryn swym bystrym wzrokiem - spuścizną po elfim rodzicu dostrzegł ledwie widoczną w tym półmroku szklaną, pustą flaszkę. Wystarczyło zrobić kilka kroków, by dostrzec, że charakterystyczne, brązowe szkło, grube ścianki i szeroka szyjka z ustnikiem świadczą, iż jest to wyrób krasnoludzkich rąk. Łudząco podobny do tych, które Verryn widział w warowni brodaczy.
Po drugiej stronie komnaty Itkovian dostał od losu okazję, by wykazać się bystrością. Wąsaty wojak zauważył na ścianie ślady okopcenia, które delikatnie odznaczały się na tle wilgotnych ścian. Ponadto sadza była nadal całkiem świeża. Wojak powiódł wzrokiem za śladami przypalenia i dostrzegł z grubsza jedną, pociągłą linię jakby coś lub ktoś zionął ogniem z punktu A do oddalonego o jakieś dwa metry dalej punktu B.
Była też Tenia, która skupiła swoją uwagę na zapewnieniu kompanom bezpieczeństwa a zatem jej zadaniem było ostrzeżenie ich przed ewentualnymi atakami z niezbadanego jeszcze korytarza. Wilczyca zrobiła kilka kroków bliżej przyglądając się nieufnie jedynej, póki co, możliwej drodze przed nimi. Zapewne ludzkie oczy nie dostrzegłyby tego, lecz wilczy wzrok (z trudem) wyłapał delikatne wibracje powierzchni brukowanej kostki na podłodze. Tenia zjeżyła sierść na grzbiecie badając to krótką chwilę i nagle zrozumiała, że ta wibrująca delikatnymi ruchami kałuża na ich drodze to nic innego jak oczekujący okazji do ataku czarny szlam. Stwór o niezbyt wielkim intelekcie, ale za to z świetnymi predyspozycjami do wykorzystywania warunków zamieszkania na korzyść swojego ukrywania się.
Zaklinacz podniósł flaszeczkę i powąchał.
- Ktoś się tu leczył - powiedział. - Parę dni temu - dodał.
Itkovian pociągnął palcem po ścianie. Nabrał trochę sadzy na palec i roztarł ją w palcach.
- Całkiem świeża, coś tu ktoś używał ognia z tamtego miejsca- wskazał palcem domniemany kierunek- Celował w tym kierunku, i chyba nie trafił- dodał wojak wycierając palce o spodnie.
-Czyli prościej mówiąc, powinnyśmy być jeszcze bardziej czujni- skomentował Salomon -Ruszajmy dalej- dodał szybko.
Towarzysze zebrali się do dalszej drogi. Już mieli ruszyć w kierunku niezbadanego korytarza, gdy dostrzegli najeżoną wilczycę, która warczała z obnażonymi zębiskami. Tenia wiedziała, że taka forma komunikacji w zupełności wystarczy, by ostrzec towarzyszy. Gdyby zaś postanowiła przybrać formę ludzką, jej zaklęcie przemiany poszłoby zwyczajnie na marne.
-Co tam widzisz?- Salomon przykucnął obok druidki, przyglądając się w głąb korytarza.
-Cholera, nic tu nie widzę, czego ona się jeży?- syknął czerwonooki, nie dostrzegając żadnego niebezpieczeństwa.

-Też nic nie widzę, może czają się za rogiem?- odparł Itkovian wyraźnie szykując się do walki. -Musisz Tenia wskazać nam gdzie jest zagrożenie, jeśli jest gdzieś dalej pociągnij raz pazurem po ziemi, jeśli blisko to dwa razy- poprosił.
Wilczyca spojrzała bystrym wzrokiem na wąsatego wojaka, nie przestając obnażać kłów. Pazurzasta łapa przeszurała z charakterystycznym dźwiękiem po brukowanej posadzce.
-Czyli są daleko…- syknął Salomon, lecz nim wypowiedział ostatnią sylabę Tenia zaszurała drugi raz -Blisko? Ale gdzie? Nic nie widzę przecież- rzekł, podniósł się i zrobił dwa kroki w przód by blaskiem świetlistej sfery rozjaśnić głębsze odmęty korytarza. Mimo to kompani nadal nic nie mogli dostrzec, ale Tenia zaczęła warczeć jeszcze głośniej.
-Jebać to!- Salomon w końcu wstał i ruszył zdecydowanym krokiem do przodu. Wilczyca próbowała złapać szczękami rękaw czerwonookiego, lecz nie zdążyła. Mężczyzna sięgał już ręką pod pazuchę, po komponent do jakiegoś zaklęcia, lecz zanim zaczął w ogóle inkantację podłoga pod jego nogami zafalowała energicznie tworząc coś na kształt macki. Nibynóżka szlamu, z którym mieli do czynienia uderzyła Salomona w brzuch z niespodziewanie wielką siłą. Czarny glut, wpełznął na ścianę i zaczął się po niej piąć teraz już wyraźnie się odznaczając na tle muru.
Czarokleta skulił się z bólu. Cios w brzuch odebrał mu dech a śluz, który pozostał na jego szatach zaczął niczym kwas palić materiał szaty i parzyć skórę pod nim
-Aaa! Czemu to tak piecze?!- krzyknął przez zaciśnięte zęby Salomon.
Varryn medykiem nie był, więc kompanowi pomóc nie potrafił. Mógł za to spróbować coś zrobić z paskudztwem, które zaatakowało Salomona. Posłał więc w stronę tego czegoś ognisty pocisk.
Itkovian spojrzał szybko na Salomona
~Będzie żył, ale trzeba uważać na ten kwas ~pomyślał. Wiedział, że w razie oberwania nie zdąży na czas zdjąć zbroi. Toteż odrzucił tarcze obok siebie, sięgną sprawnym ruchem po ciężką kuszę. Postawił ją na ziemi i wyćwiczonym ruchem naciągną ją i załadował bełt. Przycelował w miejsce na ścianie, na którym widniała plama. Wziął głęboki oddech, i powolnym ruchem nacisną spust zwalniając mechanizm. Kusza zatrzeszczał wypuszczając bełt w stronę potwora. Pocisk sięgnął celu, wbił się w glutowate cielsko potwora zatapiając się coraz bardziej.
Thulzssa jednym wprawnym ruchem dobył swoich ostrzy obracając się na pięcie w stronę nowo odkrytego przeciwnika. - Ugh…szszlam…po prostu śśświetnie. - skomentował na głos. Widać było, że z początku chciał ruszyć na przeciwnika bezpośrednio, ale widząc dokładnie to dziwne stworzenie zdecydowanie zmienił zdanie. Nie zastanawiając się dłużej bard zakręcił jednym z sejmitarów, zupełnie jakby chciał nawlec coś na niego. Jednocześnie wysyczał formułę zaklęcia w języku smoków. Uderzenie serca później Yuan-ti nabrał powietrza w płuca, a jego policzki nabrzmiały mocno zupełnie jakby coś się w nich nagromadziło. Bard w końcu zrobił wydech wypuszczając w stronę śluzu chmurę trującego gazu, która otoczyła na moment oleiste cielsko stwora.
Można by pomyśleć, że chmura trucizny raczej nie zaszkodzi ożywionemu, toksycznemu szlamowi, lecz o dziwo ta forma ataku okazała się zabójczo skuteczna. Maź w kontakcie w z otaczającą ją mgiełką morowego oparu zabulgotała i spłynęła na posadzkę przestając wykonywać jakiekolwiek ruchy.
-Skurwysyństwo...- warknął rozjuszony Salomon. Mężczyzna ciągle trzymał się za miejsce na brzuchu, gdzie uderzyła nibynóżka. Zetknięcie z kwasem wypaliło niewielką dziurę w szacie, na szczęście na ciele pozostał tylko czerwony ślad, nic poważniejszego.
-Dobra, co się tak gapicie. Już nie będę więcej wyrywał przed ustalony szyk...- dodał po krótkiej chwili krzywiąc się. Grupa mogła ruszyć dalej. Marsz był powolny i pełen ostrożności. Awanturnicy spoglądali to na podłogę, to na sufit, by nie dać się zaskoczyć w razie gdyby wilczyca nie wyczuła zagrożenia.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 27-06-2023, 08:44   #63
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Korytarz miał kilkanaście metrów, ale w końcu wpadł do większego pomieszczenia jakim była spora komnata. Zdecydowanie większa od poprzedniej i nie miała okrągłej podstawy a prostokątną. W pomieszczeniu śmierdziało stęchlizną i kałem. Ci bardziej wrażliwi na takie połączenie zapachowe musieli przysłaniać nosy dłonią czy rękawem. Trudno było stwierdzić jakiego rodzaju funkcje pełniło ów pomieszczenie. W chwili obecnej przypominało to bardzo starą graciarnię. Było tu kilka szaf, dwa stoliki, parę krzeseł oraz spore regały na książki. Część mebli stała, inne leżały poprzewracane robiąc wrażenie jakby ostatnią rzeczą, która się tutaj wydarzyła była karczemna awantura. Poza masą zbutwiałych rupieci, nie było tu nic cennego ani nic co byłoby warte schylenia się po to.
-Drzwi- Salomon wskazał masywne, żeliwne wrota na prawo -Są uchylone-
-Tu też- odparł ktoś inny wskazując identyczne, dokładnie po przeciwnej stronie pomieszczenia jak w lustrzanym odbiciu, choć te akurat były zamknięte.
-I na końcu komnaty jeszcze jedne- dodał Salomon -Już wiem co tak trąci gównem...- czerwonooki zbliżył się do drzwi po prawej stronie, obok których tuż za progiem leżała kupa fekaliów. Wnosząc po błyskawicznym rekonesansie, wizualnie kał przypominał ludzkie odchody.
-Ile trzeba zeżreć, żeby tyle wysrać...- Salomon jak zwykle nie przebierał w słowach, lecz miał słuszność. Ilość świadczyła o tym, że resztki trafiały tu regularnie, lub też należały do grupy osób.
- Ssstawiałbym, że to raczej arcydzieło grupy osssób. - Skomentował Thulzssa patrząc z niesmakiem na kupę gówna. - No nic…trzeba ssprawdzić każde z drzwi, bo tej sssali już chyba nic ciekawego nie zznajdziemy. - Mówiąc to skierował wzrok w stronę uchylonych drzwi starając się dojrzeć coś przez ich szparę.
Luka była na tyle szeroka, że gdyby Thulzssa tylko chciał to mógłby spokojnie przecisnąć swoją głowę. Kolejny korytarz. Kolejny, pochylony w dół, skręcający niczym spirala. Ta droga prowadziła do niższej kondygnacji budowli, w której znajdowali się awanturnicy.
Verryn podszedł do kolejnych, zamkniętych drzwi, tych po lewej. Chciał sprawdzić, co znajduje się za nimi.
Itkovian stał tylko czujnie obserwując towarzyszy, by w razie czego ruszyć któremuś na pomoc. Jak się szybko okazało drzwi, które otwierał Verryn nie stawiały oporu. Czarokleta z łatwością je otworzył, choć nie dało się tego zrobić bez zawodzenia od dawna nienasmarowanych zawiasów. Za drzwiami zaś znajdował się analogicznie bliźniaczy korytarz. Prowadził w dół spiralnie pod dość sporym kątem. Tutaj zdecydowanie mniej śmierdziało, choć zapach stęchlizny, kurzu, zbutwiałego drewna był wciąż intensywny to jednak bez porównania z smrodem gówna, wydobywającym się z drzwi po przeciwnej stronie.
-Rzut monetą czy raczej idziemy tam, gdzie mniej śmierdzi?- rzekł Salomon unosząc lekko brew.
- Pewnie to drugie - powiedział zaklinacz, równocześnie wypatrując jakichś śladów na podłodze. - Ale mamy jeszcze jedne drzwi do sprawdzenia. - Spojrzał na Itkowiana.
Wojak pochwycił spojrzenie Verryna
-No co? Na mnie nie licz, nawet nie wiesz jak jest ciężko doczyścić zbroję po czymś takim- odparł krzyżując ręce na piersi.
-Tenia, który korytarz wybierasz?- Salomon wbił wzrok w wilczycę, która odpowiedziała bystrym spojrzeniem, po czym rozejrzała się w lewo i prawo na obie pary uchylonych drzwi, w końcu jednak podeszła do nogi Thulzssy i usiadła na przeciwko kupy fekaliów, zerkając do środka korytarza z wywalonym jęzorem.
-Chyba wybrała, ma prawo tym bardziej że idzie na czele naszego pochodu. Trzecie drzwi zostawiłbym zamknięte póki nie zbadamy tych korytarzy. Jeśli w każdym kryje się coś o złym usposobieniu to lepiej nie umożliwiać temu by wzięło nas w "krzyżowy ogień"- wyraził swoje zdanie.
- Te korytarze prowadzą w dół, na niższe kondygnacje, więc lepiej by było nie zostawiać za plecami czegoś, co nam może skoczyć na kark - odpowiedział Verryn - albo stanie na drodze, gdy będziemy uciekać przed czymś groźnym.
- Ale nie będę się spierać - dodał.


Wąsacz rozglądał się za śladami, lub czymkolwiek co mogłoby dać grupie coś do myślenia. Itkovian dostrzegł kilka drobnych szczegółów, które umknęły reszcie kompanii. Po pierwsze drzwi, które sprawdzał Verryn piszczały przy wprawianiu ich w ruch. Grubsza warstwa kurzu na posadzce już za drzwiami mogła świadczyć o tym iż nie były one otwierane tak często jak te po przeciwnej stronie pomieszczenia. Również dzięki sporej warstwie kurzu dało się dostrzec ledwie widoczne ślady buciorów o szerokiej lecz krótkiej podeszwie ~Krasnoludzkie buty~ skojarzył Itkovian. Wojownik dostrzegł również inny szczegół. Kilka śladów kropel wyróżniających się pośród tłustego pyłu zalegającego na posadzce. Być może pot, może jakaś inna ciecz.
Korytarz po drugiej stronie, ten obok fekaliów był mniej zakurzony, a na podłodze były wyraźne ślady użytkowania drzwi, jakby ktoś tędy regularnie przechodził. W niektórych miejscach można było też dostrzec ledwie widoczne ślady bosych stóp, przypominające te które zostawia człowiek lub humanoid podobnych gabarytów.
Wojak przewrócił oczami i ostrożnie stąpając, aby w nic nie wdepnąć ruszył w kierunku trzecich drzwi. Gdy do nich dotarł przystanął i sprawdził swoje obuwie. Zadowolony mruknął coś pod nosem i lekko naparł na drzwi, lecz te nie ustąpiły. -Zamknięte na klucz, więc jeśli nie macie zapasowego klucza czy wytrychu to i tak nie sprawdzimy co się za nimi kryje — odrzekł i uśmiechnął się głupkowato do Verryna.
- Popatrzcie tutaj, widzicie?- wskazał towarzyszom ślady stóp. -Tędy szedł nasz krasnolud, a może raczej biegł. Nie jestem pewien co to za plamy. Tych drzwi z niespodzianką obok raczej bym unikał. Cokolwiek to było wątpię by chciało z nami rozmawiać w drodze do swojego wychodka- dodał na koniec.
- W takim razie nie ulega już wątpliwości, którędy powinniśmy iść - powiedział Verryn. - Panie przodem? - spytał, spoglądając na wilczycę.
Tenia pokiwała pyskiem i ruszyła przodem, co wyglądało dość nienaturalnie w wilczym ciele. Argumenty Itkoviana zdawały się być wystarczające, by przekonać grupę do tego, które drzwi wybrać. Wilczyca w końcu wstała z miejsca i ruszyła przodem z pochyloną do węszenia głową. Korytarz, który musieli pokonać nie był jakoś szczególnie długi. Liczył kilkadziesiąt kroków prowadząc grupę na niższą kondygnację.
-Światło!- syknął w pewnym momencie Salomon. Jaskrawy blask wydobywał się zza ściany o półokrągłym kształcie. Po chwili awanturnicy dotarli do miejsca, skąd było widać źródło światła. Korytarz, którym maszerowali wpadał w końcu w inny, większy i szerszy. Właśnie tam byli źródło światła, zamocowane na końcówce pręta, osadzonego w uchwycie na pochodnię.
-To magiczne światło...- skomentował czerwonooki -Podejdźmy bliżej...- dodał szybko, ponaglając Tenię. W miejscu, gdzie korytarze się łączyły znajdowały się solidne, rozsuwane wrota. Wnioskując po śladach na podłożu, wrota były niedawno otwarte, zostawiając wyróżniającą się bruzdę w warstwie kurzu. Dalszą droga niestety wymagała podjęcia decyzji, czy pójść w prawo, czy w lewo. Rozświetlony korytarz był zgoła inny od tego, którym właśnie przybyli tu awanturnicy. Tam, po drugiej stronie wrót było w miarę czysto, magiczne światło miało źródło osadzone w uchwycie co kilka metrów. Sam korytarz biegł jakieś dziesięć metrów zarówno w prawo jak i w lewo, po czym skręcał za rogiem.
Verryn podszedł do jednego z uchwytów, w którym tkwiła zwykła różdżka, 'zachowująca się' jak magiczna pochodnia, rzucająca światło na ponad dziesięć kroków. I, ku swemu zaskoczeniu, wyciągnął ją bez trudu. A że nie był to przedmiot, jaki można było znaleźć na każdym kroku, więc postanowił się z nią nie rozstawać. A że w tym momencie światła było pod dostatkiem, schował ją najpierw do kieszeni, a że światło przebijało się przez materiał, przełożył ją do plecaka.
Wilczyca pobiegła w lewo, mieli za mało informacji, żeby podjąć świadomą decyzję, więc lepiej było po prostu wybrać kierunek i go szybko sprawdzić niż tracić czas na jałowe rozważania.
Tenia przebiegła kilka metrów, lecz nim dobiegła do zakrętu jej czuły słuch skupił uwagę na dźwiękach płynąć z tamtej właśnie strony. Był to czyjś śpiew. Niezwykle dziwaczny o zniekształconej, bardzo niskiej barwie. Śpiew całkowicie pozbawiony choćby krzty talentu. Sama przyśpiewka brzmiała jakby pochodziła rodem z dożynek bądź innej, wiejskiej zabawy.


Idący za nią zaklinacz też w końcu usłyszał te wokalne popisy.
- Niektórzy zdecydowanie nie powinni śpiewać - powiedział cicho, acz z wyraźnym niesmakiem. - Ale i tak wypadałoby sprawdzić, kto ma taki świetny humor - dodał,po czym ruszył powoli w stronę śpiewaka.
Wilczyca pierwsza dotarła do miejsca, gdzie zakręcał korytarz. Tuż za nią szedł Verryn. Śpiew, który niósł się echem robił się z każdą chwilą głośniejszy, a to oznaczało, że śpiewak zbliżał się w ich kierunku. Tenia wyjrzała za róg, ledwie wychylając wilczy łeb. Widok, który ujrzała szokował i przerażał jednocześnie. Druidka słyszała wiele o obserwatorach, lecz nie spodziewała się, że kiedykolwiek takiego spotka. Lewitujący stwór z ciałem w kształcie zbliżonym do kuli. Bystre, wielkie oko nad paszczą pełną kłów, a także mniejsze oczy umieszczone na czułkach, na szczycie głowy. Dopiero, kiedy Tenia zwróciła na to uwagę dostrzegła, że nie był to Obserwator właściwy, co dało się stwierdzić po tym iż miał tylko cztery czułki z oczami.

 
Halwill jest offline  
Stary 29-06-2023, 10:28   #64
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Stwór poruszał się w ich stronę, lecz w bardzo dziwaczny sposób i na kilku płaszczyznach naraz. Lewitująca głowa kręciła się wokół własnej osi, do tego na przemian unosiła się niemal pod samo sklepienie korytarza, by po chwili pikować w dół tuż ponad posadzkę. No i wędrował od lewej ściany do prawej niczym zataczający się pijak. Wszystkiemu temu towarzyszył śpiew. Ten obraz pełen groteski był jednocześnie śmieszny, żałosny i przerażający, gdyż na ogół obserwatorzy nie miewali dobrych relacji z kimkolwiek. A ten tutaj zachowywał się jak szaleniec. Verryn, podobnie jak wilczyca, tylko na moment wychylił głowę zza rogu, ale to, co ujrzał wystarczyło, by zrezygnował z chęci dalszej wędrówki tym korytarzem. Bez słowa i bez chwili wahania ruszył biegiem w stronę drzwi, zza których przed chwilą wyszli.
-Co jest? Coś tam zobaczył?- warknął Salomon, gdy zaklinacz przebiegł obok niego.
- Coś jak niewydarzony Obserwator! - odparł zaklinacz, który uważał, że zatrudnili ich do odnalezienia zaginionego krasnoluda, a nie do walki z różnymi potworami.
Itkovian sięgnął do plecaka i wyciągnął dwie flaszki. Z jednej pociągnął spory łyk i wyszedł zza zakrętu lekko chwiejnych krokiem nucąc pod nosem.
-Tararara, hik ooo przyjacielu - tu rozłożył ręce w przyjacielskim geście jakby spotkał starego towarzysza -Nie widziałeś naszego towarzysza od butelki hik? Zresztą co tam, nie będziemy na niego czekać, napijesz się? - zapytał szeroko uśmiechnięty wyciągając butelkę w stronę stwora.
Obserwator zatrzymał się w miejscu, wlepiając w Itkoviana wzrok, każdej z pięciu gałek ocznych.
~Nie zna cię…~ usłyszał w głowie wojownik. Ów głos miał piękną muzykalną barwę ~Gdzieś kiedyś usłyszał te słowa "Mój dom - twój dom!"~ stwór ruszył powoli w kierunku wojownika -Wspaniale, wspaniale! To błogosławieństwo! Tyle lat był tu niemal sam a tu nagle gość za gościem!- tym razem stwór nie przemawiał za sprawą telepatii a swojego "realnego", brzydkiego głosu -Wspaniale! Och jak wspaniale! I jeszcze przyniósł mu prezent! Wspaniale!- Obserwator skierował każde ze swych oczu na flaszkę -A co to takiego? Nie! Czekaj! Nie mów!- uśmiechnął się szeroko ukazując groźne i paskudne kły -Lubi zagadki! Czy to produkt ze świata, gdzie nie sięga światło słońca?- uśmiechnął się jeszcze szerzej oczekując odpowiedzi wąsacza.
-Nie, ale kopie jeszcze mocniej- wojak uśmiechnął się jeszcze szerzej, popatrzył chwilę, po czym dodał -Wybacz nie wiem, jak Ci to podać- tu na chwilę posmutniał -Ale po pierwszej kolejce już będę wiedział, jestem Itkovian- przedstawił się.
-On to sługa, ale pan mówił mu też per brzydal, pusty łeb, obsraniec i niewolnik- wyjaśnił Obserwator -Czyli butla pochodzi z powierzchni! Sługa nigdy nie widział powierzchni… Czy zawartość flaszki to wytwór niewolnika, czy istoty wolnej?- zapytał a z ekscytacji o rozwiązywaniu zagadki zaczął delikatnie lawirować lekko się unosząc, by po chwili, opaść by znów się unieść.
Wojak popatrzył na butelkę ściągając brwi
-Dostałem od karczmarza więc chyba istoty wolnej- dodał po chwili może mój towarzysz będzie wiedział -Salomon!- zawołał czaroklete -Pytaszcz tu swój zadek i przynieś przy okazji kolejna butelkę, mamy kolejnego towarzysza- ryknął do pozostałych.
Na wołania Itkoviana odpowiedziało jedynie echo. Obserwator spojrzał w głąb korytarza, a po chwili odwrócił wzrok na swego gościa -Oh! Obsraniec też ma niewidzialnych przyjaciół! Oni wykonują czynności, tak jak obsraniec!- mówił podniecony stwór. Z jego wypowiedzi dało się wywnioskować, iż ma coś nie pokolei w głowie -Dobra, dobra. Itkovian naleje słudze do paszczy! Bez obaw, Sługa nie odgryzie ręki!- dodał, otwierając paszczę jeszcze szerzej.
-Nie to nie- podirytował się wojak -Więcej dla nas- uśmiechnął się, odkorkował drugą butelkę i nalał do paszczy stwora. Sam też wziął kolejny łyk -Mówisz miałeś gościa? Może to nasz poszukiwany towarzysz? Przechodził tędy?- zapytał.
-O tak!- odparł -Był tak samo uprzejmy jak ty. Nadal tu jest- wyjaśnił, a kiedy Itkovian nalał mu zawartości butli do paszczy Obserwator przełknął i wyszczerzył zębiska -Cierpkie…- syknął a każda z gałek ocznych osadzonych na końcu czułka na głowie zawirowała jakby potwór chciał sprawdzić, czy sufit jest na swoim miejscu.
-Czyli tu się podział! Szukamy go już chwilę czasu i myśleliśmy, że się zgubił- odparł pociągając kolejny łyk -Mówisz niedawno? I poszedł tym korytarzem?-
-Hm… mówił, że ktoś go może szukać…- zmierzył Itkoviana wzrokiem od stóp do głów -Czy wy jesteście braćmi?- zapytał niespodziewanie.
-Na brata jestem trochę za duży- zaśmiał się -Ale bliscy nas posłali po niego, aby wrócił do domu.-
-Obsraniec nie rozumie… może dlatego pan mu mówił pusty łeb…- stwór zamyślił się na krótką chwilę. -A znasz jakieś piękne opowieści?- zapytał niespodziewanie.
-Niestety nie, ale mój kompan zna dużo opowieści. Lecz niestety się wstydzi i nie chce przyjść- tu posmutniał -No cóż, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, przynajmniej odnalazłem druha i zyskałem kolejnego- powiedział podsuwając stworowi kolejną butelkę.
-O tak! Nazwał go druhem! O tak! O tak! O tak! Nie martw się tym, że nie znasz żadnych opowieści. Przecież Płomyk zna ich wiele. Pewnie nie raz ci je opowiadał?- stwór niespodziewanie obrócił się brzuchem do góry. Z tej perspektywy był równie brzydki co i z tej naturalnej dla siebie.
-Niestety oddalił się, zanim zdążył jakąś opowiedzieć, między innymi dlatego go szukam- odparł.
-I pewnie za nim tęsknisz?- zapytał, powoli kręcąc się wokół własnej osi.
-Jak widzisz, daleko się oddalił? Może zdążę po niego pójść, zanim skończy się nam butelka?- odrzekł pociągając kolejny łyk.
-Ależ to nie problem. Chcesz to możemy od razu do niego pójść!- zaproponował Obserwator.
-Chodźmy więc- potwierdził głośno tak, aby słychać go było w całym korytarzu.

Verryn nie wiedział, czy podziwiać odwagę Itkowiana, czy bezmiar jego głupoty, ale rozważania na ten temat postanowił pozostawić na później.
Wyszedł zatem zza drzwi i ruszył w stronę Itkoviana i jego nowego przyjaciela od butelki.
- Dzień dobry! - powiedział. - Jestem Verryn.
-Oh! Sługa myślał, że Itkovian zmyślił swego przyjaciela!- Obserwator zakręcił się wokół własnej osi prezentując radość. Tuż za Verrynem, zza rogu wyłonił się Salomon.
-A ja nazywam się Salomon. Miło cię poznać- rzekł czerwonooki.
-Jeszcze jeden!- niemal krzyknął z podniecenia -Im więcej gości tym więcej opowieści! Powiedz Verrynie lub ty Salomonie, znacie może jakieś ciekawe historie?- zapytał wywijając swymi czułkami w dziwaczny sposób -Obsraniec uwielbia historię i opowieści!- rzekł przyjaznym tonem dziecka.
- Dobra hisssstoria nie jesst zła jak to mówią. - odpowiedział bard, wychodząc zza zakrętu ewidentnie rozbawiony zachowaniem dziwoląga. - To mówiszsz kto jessst twoim panem? - zagaił brzydala próbując wyciągnąć informację, która zdecydowanie bardziej go teraz interesowała. Nigdy nie słyszał o upośledzonych obserwatorach, ale bogowie jedni wiedzą jak one powstawały i czy ten nie jest po prostu jakimś nieudanym eksperymentem jakiegoś czarodzieja, czy innego szaleńca. Thulzssa był też wdzięczny Iktovanowi, ponieważ dzięki niemu pokrak przestał drzeć ryja, co dla muzycznego ucha barda było istną katorgą. W międzyczasie Yuan-ti zagestykulował do reszty, że mogą ruszać dalej.
-Więcej i więcej i jeszcze więcej!- krzyknął stwór.
-Jest z nami jeszcze to zwierzątko…- Salomon wskazał Tenię, która wyłoniła się jako ostatnia w postaci wilczycy.
-O! A co to takiego?- Obserwator zakręcił się wokół własnej osi, po czym ominął towarzyszy i przysunął się do wilczycy, uważnie jej się przyglądając. W końcu jednak odwrócił się do pozostałych -Jego pan? Hm…- zastanowił się krótką chwilę -Tak naprawdę to Brzydal nie wie jak Pan ma na imię. Zawsze kazał mówić do siebie "Mój Panie…"- wyjaśnił stwór.
-A gdzie on teraz jest?- wtrącił czerwonooki czarownik.
-Pan Obsrańca wyszedł. Dawno temu. Nie mówił, gdzie idzie. Powiedział tylko "Obsrańcu, Brzydalu pilnujcie drzwi. Nikt nie ma prawa przez nie przejść. Nikt!"- no więc Obsraniec i Brzydal pilnują- odparł, choć nie wiele to wyjaśniło.
- To może ssspróbujeszsz nam go opisssać, hmm? - zasyczał Thulzssa. - Albo powiesz nam jak śsię to wszszystko zaczęło z tobą i twym missstrzem.
- A jakich drzwi pilnujecie? I kto to jest Brzydal? - zapytał Verryn uznając, że to mogą być jeszcze ważniejsze informacje. Przynajmniej w tym momencie.
-Brzydal, Obsraniec to nasz gospodarz- wtrącił Itkovian- Ma wiele imion i wielu z nich używa- dodał czekając na potwierdzenie.
-Oh oh ile pytań!- powiedział Obserwator -Mój Pan, wygląda jak… hm trochę jak ty…- spojrzał na Verryna -Trochę jak ty…- zwrócił się do Itkoviana.
-Drzwi to tajemnica, sekret, gwarancja bezpieczeństwa. Dlatego nikt ich nie może otworzyć. Wy również. Obsraniec służy Panu. Pan kazał pilnować za wszelką cenę. Obsraniec służy. Po to żyje…- odparł zezując na każdego z awanturników po kolei -On to Obsraniec a ten drugi to Brzydal. A nie… chwila… może się pomyliłem… może on to Brzydal a ten drugi to Obsraniec?... Nie pamiętam, Pan zwracał się do nas tak samo…- zakręcił się wokół własnej osi -Ale Pana nie ma. Jesteście wy. No i jest Płomyk!- dodał podekscytowanym głosem.
- Ale przedtem mówiłeś, że nie wolno przez nie przejść - zauważył Verryn. - Otworzyć a przejść to całkiem inne rzeczy - wyjaśnił. - I w końcu jesteś sam, czy jest was dwóch?-
-To… to zależy jak na to spojrzeć…- odrzekł stwór -Tu jest Obsraniec. Brzydal jest z Płomykiem. No i są jeszcze sprzątacze- wyjaśnił -Drzwi są zamknięte. Nie można ich otworzyć. Nie można przez nie przejść. Nie można poznać tajemnic Pana- dodał szybko Obserwator.
- Rozumiem... - Verryn pokiwał głową, ukrywając rozczarowanie. - Czy Brzydal podobny jest do ciebie, czy wygląda inaczej?
-Hm… też ma duże oko, cztery czułki i lubi jeść cebulę… wiec chyba jest podobny do Obsrańca…- odparł po krótkim zastanowieniu.
-A gdzie znajdują się te drzwi? Bo nie chcieliśmy na nie natrafić przypadkiem- zapytał Itkovian obserwatora niewinnym głosem.
Stwór przymrużył wszystkie pary oczu -Drzwi są zamknięte. Drzwi nikt nie otworzy. Nie martwcie się- odrzekł -Ruszajmy! Ruszajmy! Płomyk jest z Brzydalem. Na pewno się ucieszy, że Obsraniec przyprowadził jego przyjaciół!- dodał znów radosnym tonem.

Itkovian popatrzył tylko porozumiewawczo po towarzyszach starając się im zaznaczyć że mijali takie zamknięte drzwi.
Awanturnicy rozumieli, że Obserwator choć zdawał się niezbyt bystrą istotą to mądrze unikał tematu tajemniczych drzwi i tego, co mogło się za nimi kryć. Być może w głowach niektórych rodził się już jakiś plan odnośnie tego tematu, ale chwilowo musiało to poczekać. Stwór w końcu ruszył w stronę "Płomyka" i "Brzydala" kimkolwiek oni byli. Obsraniec poprowadził ich do końca korytarza, gdzie skręcili w prawo i ujrzeli równie długi odcinek chodnika. W połowie długości ów korytarza znajdowały się dwie pary drzwi po lewej i po prawe stronie. Obie pary były szeroko otwarte na zewnątrz. Te po lewej stronie ukazywały niewielki przedsionek i schowaną głębiej komnatę. Drzwi z prawej strony ukazywały zaś salę pełną ciepłego światła świec, z masą rzeźb i obrazów na ścianach.
Awanturnikom nie było dane rozejrzeć się po szczegółach, gdyż Obserwator zatrzymał się przy drzwiach z przedsionkiem -Już blisko, już blisko- powiedział, po czym zakręcił się wokół własnej osi. Kompani minęli niewielki przedsionek, gdzie znajdowały się miotły, wiadra i różne inne narzędzia i sprzęt niezbędny do utrzymania porządku w domu. Kolejne pomieszczenie było zdecydowanie większe i przypominało połączenie kuchni, spiżarni, magazynu oraz izby dla służby. Drewniane meble: łóżka, szafy czy blaty były stare, lecz o dziwo zadbane i czyste. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy były trzy miotły w różnych częściach pomieszczenia, które napędzane jakąś niewidzialną mocą zamiatały posadzkę. Dopiero spojrzenie pod światło świecy, z unoszącym się w tle kurzem pozwalało dostrzec rysy niewidocznej istoty o humanoidalnych kształtach. Niewidzialni służący, których zadaniem było, zapewne dbanie o porządek na włościach, jednocześnie pozostając niezauważanym. Na końcu gospodarczego pomieszczenia, w podłodze znajdował się właz i właśnie obok niego lewitował drugi Obserwator, skupiając swoją uwagę na tym co znajdowało się pod włazem.
-Goście!- krzyknął Obsraniec zwracając uwagę wyglądającego niemal identycznie drugiego stwora. Ten od razu stracił zainteresowanie włazem i błyskawicznie skrócił dystans do gości prowadzonych przez Obsrańca.
-Goście! Jeszcze więcej gości!- krzyknął.
-Tak! Obsraniec przyprowadził!- odparł przewodnik awanturników -Więcej gości, więcej opowieści!- dodał szybko.
-O tak o tak! Więcej opowieści- dialog między potworami był bardzo dziwny i pełen groteski.
-Hej! Co tam się dzieje?!- kompani usłyszeli krzyki spod włazu -Jest tam kto?!- głos ledwie przebijał pełne ekscytacji pokrzykiwania obserwatorów. W podziemnym pomieszczeniu panowała głęboka ciemność, lecz odrobina światła wpadająca przez właz ukazywała siedzącego na ziemi krasnoluda.
Tenia cieszyła się z wilczej formy gdyby nie ona wędrówka przez pokój z gównem nie byłaby przyjemna, lecz dla czułego wilczego nosa było to jak wędrówka przez łąkę w pełnym rozkwicie… Potem spotkali te dziwne stwory! Obseraniec zdecydowanie pasował do dziwnego stworzenia, które z początku wzięła za przerażającego Obserwatora! Wilczyca parsknęła widząc, że po raz kolejny problem rozwiązał alkohol!
~Opoje co do jednego! Dzięki ci niech będą za tą formę Wielka Matko przynajmniej nie muszę rozmawiać z tymi głupimi stworami!~ Pomodliła się w myślach.
Wyglądało jednak na to, że przygłupie Obserwatoro - podobne rodzeństwo było sługami jakiegoś maga, który zostawił swoje laboratorium dawno temu a teraz uwięzili krasnoluda, żeby zabawiał ich historyjkami… Tenia westchnęła i po chwili namysłu porzuciła formę wilczycy. Przemieniła się w kobietę rozkładając ręce w pozie otwartości i z szerokim uśmiechem na twarzy, wykonała druidyczną sztuczkę, aby w kierunku dziwnych braci powiała morska bryza, otulając ich słoną wonią oceanu I tak kończył jej się czas, przez który mogła pozostać w zwierzęcej formie postanowiła więc skorzystać z okazji, aby spróbować rozwiązać problem.
-Dzięki niech wam będą Obesrańcu i bracie Obsersrańca Brzydalu! Wstrętny czarnoksiężnik, który zakochał się we mnie a którego odrzuciłam, gdyż kochałam innego, zazdrosny czarokleta, zmienił mnie z zemsty w wilka! Lecz wasza dobroć i gościnność dla mojego zaginionego adoptowanego brata krasnoluda zdjęła ze mnie tę straszliwą klątwę! - Krzyknęła niczym egzaltowana aktorka z jasełek, która musi być usłyszana na całym rynku bez pomocy magii i skłoniła się przed dwoma stworami.
Chcieli historyjki więc dostaną historyjkę! Inteligencją przypominali jej pięcioletniego synka Artosa, trochę ciekawiło ją, co zostało za tymi drzwiami, ale nie czułaby się dobrze zabijając inteligentne istoty nawet jeżeli były to jeno głupie monstra. Wielka Matka jedna wie, co mag kryjący się w Podmroku mógł zostawić? Może lepiej spić ta dwa monstra? Nie mieli jednak rogu nieskończenie kiepskiego piwa a pewnie warzą więcej niż człowiek… Przerwała jałowe rozmyślania i podbiegła do kraty krzycząc:
-Bracie! Bracie! Myślałam, że zginąłeś na spacerku! Nasi bracia i siostry płaczą za tobą! - Krzyknęła w nadziei, że, krasnoludzki inżynier będzie na tyle sprytny, aby zrozumieć podstęp a Brzydal z Obesrańcem na tyle głupi, aby kupić fortel.
 
Brilchan jest offline  
Stary 01-07-2023, 18:59   #65
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację

-Co?- zapytał zdezorientowany krasnolud -A! Tak! Właśnie tak! Zaginąłem na spacerku! Ale na szczęście mnie odnalazłaś siostro!- zatańczył pod pieśń Tenii -A teraz zrzuć mi linę!- dodał prędko. Salomon od razu sięgnął do plecaka skąd wyjął zwinięty sznur i zrzucił jego koniec w głąb podziemnego pomieszczenia.
-Tak! Teraz wszyscy będziemy razem!- cieszył się Obsraniec kręcąc się wokół własnej osi.
-I będziemy mogli słuchać opowieści o powierzchni!- dodał Brzydal, który dla odmiany unosił się i opadał naprzemiennie. Po krótkiej chwili Krasnolud dołączył do awanturników. Był szczupły i barczysty, miał piwną brodę sięgającą piersi, oraz włosy zaczesane w tył
-Na bogów, spodziewałem się ratunku z rąk mych ziomków...- pokręcił głową ciężko dysząc od męczącej wspinaczki -Nazywam się Dario z klanu Skyaxe, ale wszyscy mówią mi Płomyk- przedstawił się prędko.
-Płomyk! Płomyk!- zawtórował mu Brzydal.
-Tak właśnie. Płomyk. Dziękuję, że mnie stąd wyciągnęliście. Już myślałem, że na zawsze tam zgnije...- rzekł prostując się. Miał na sobie skórzaną kurtę, a na to sięgający kostek płaszcz z licznymi kieszonkami. Pod płaszczem mienił się spory pas przepełniony różnego rodzaju narzędziami. Na plecach trzymał dziwaczne urządzenie, które przypominało najprościej mówiąc połączenie kilkunastolitrowego słoja z plecakiem. Naczynie było wypełnione żółtą cieczą, a z zaworu na jego wierzchu biegł wąż, umocowany na dyszlu przymocowanym do przedramienia Płomyka.
Chmielna przytuliła Płomyka, aby mieć okazje wyszeptać mu do ucha:
- Wynajęto nas, żebyśmy cię uratowali albo odzyskali klucze. Są na ciebie wkurwieni jak cholera… Chce namówić te potwory, żeby z nami poszły wam brakuje ciał a oni są dobrymi stróżami pomóż mi ich przekonać - Poprosiła szeptem następnie zakończyła uścisk i pogłaskała krasnala po głowie jak psa.
- Kochany Brzydalu i Obesrańcu a co powiedzielibyście na coś lepszego niż opowieści ? Może chcielibyście zobaczyć Powierzchnie ? Sądząc, po stanie tego laboratorium wasz Pan odszedł dawno temu, nie wszyscy mają takie szczęście nie starzeć się jak wy… Należą wam się wakacje! Nic się nie stanie, jak pójdziecie na spacerek z nami i poznacie naszą kochaną wdzięczną rodzinkę! - Druidka miała nadzieje, że potworne bliźniaki dadzą się przekonać i albo pójdą na współpracę a krasiami, albo zostaną zabite z pomocą krasnali lub po prostu zamkną im bramę przed gębami! Chociaż miała nadzieje na pierwsze zakończenie historii, bo nie chciała krzywdzić tych przygłupich, osamotnionych stworków.
-Dobra, uspokój no się "siostro"- rzekł Dario, celowo artykułując ostatnie słowo. Brodacz spojrzał na rodzeństwo obserwatorów -Możecie zostawić nas samych na kilka chwil?- zapytał co wzbudziło u stworów autentyczny smutek -Ej, ej! Spokojnie. Tylko krótką chwilę, a potem usłyszycie jakąś nową historię- zapewnił ich. Obsraniec i Brzydal przystali na układ krasnoluda i oddalili się z komnaty.
-Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za wyciągnięcie mnie z tego dołu, ale trochę źle interpretujecie sytuację...- rzekł, po czym zdjął z pleców słój z żółtą cieczą.
-Chcesz?- Salomon wręczył mu flakon z resztką wina z Krańca Świata, na co Dario aż dygnął z wdzięczności.
-Mamy kandydata na mojego najlepszego kumpla...- rzucił żartobliwie. Jego głos był spokojny i melodyjny. Mógłby czytać dzieciakom bajki na dobranoc.
-Po kolei. Nie jestem tutaj ofiarą- wyjaśnił -Zwiedzałem to miejsce za ich pozwoleniem i kiedy złaziłem w dół- wskazał ręką otwarty właz -Skorodowaną drabinkę trafił szlag i spadłem bez możliwości powrotu. Ci spektatorzy byli bardzo życzliwi i pomogli mi przetrwać. Te stwory potrafią stworzyć jadło i wodę. Niestety ich pan nauczył ich kreować tylko i wyłącznie… cebulę… Ale lepsze to niż zdechnąć z głodu- pokręcił głową -Gdyby mieli tu jakąś linę to pewnie zastalibyście mnie w zupełnie innych okolicznościach- kontynuował nie dając innym wejść sobie w słowo.
-Jak wspomniałem te stworzenia to spektatorzy. Dalecy kuzyni Obserwatorów. Ich życie polega na strzeżeniu pana, miejsca, skarbu i tak dalej. W tym konkretnym przypadku są to drzwi. Nigdzie nie pójdą, bo zaklęcie, które ich przywołało wiąże ich z tym miejscem- zrobił szybką przerwę, by upić jeszcze łyk z flakonu Salomona -A jeśli chodzi o mnie to nie musicie mi bajeczek opowiadać. Nigdzie nie wracam. Dobrze wiem, jakie konsekwencje czekają mnie w strażnicy i nie pomoże mi przyjaźń z dowódcą. Lira jest nieugięta i za narażenie jednostki ma prawo mnie nawet ściąć- wyjaśnił, splatając ramiona na piersi.
Druidka wzruszyła ramionami
- To w takim razie daj nam klucze do bramy, przydałoby się, żebyś coś nam dał w podzięce, bo mniej nam zapłacą, ale jak nic nie masz to trudno… Nie życzę ci śmierci, ogromne pieniądze nie zapewnią mi spokojnego snu jeżeli umrzesz. Jestem gotowa skłamać, że znaleźliśmy klucze a ty zginąłeś jeżeli reszta hanzy mnie poprze nie mam nic przeciwko, żebyś został ze swoimi nowymi kolegami ja jestem gotowa poświęcić twoją wagę w złocie za spokój sumienia, ale nie mam tu decydującego głosu — Spojrzała pytająco na resztę drużyny.

-Skoro tak bardzo się ich obawiałeś to po cholerę, żeś wyłaził?- zapytał poirytowany Itkovian.
Krasnolud spojrzał z politowaniem na Tenię. Przez sekundę wyglądał jakby chciał coś odpowiedzieć kobiecie, ale powstrzymał się i zwrócił się w stronę wojownika.
-Bo potrzebowałem tego…- odparł sięgając do jednej z kieszeni w płaszczu, skąd wydobył trybik wielkości srebrnej monety.
-Może, chociaż wy mi się przedstawicie?- zapytał z wyrzutem Verryna i Thulzssę.
-Z resztą nie ważne. Po słowach waszej towarzyszki wnioskuję, że interesuje was zarobek, a nie konwenanse. W porządku. Chcecie kosztowności? W porządku. Ale będziecie musieli na nie zapracować- rzekł posyłając Tenii chłodne spojrzenie.
-Wybacz moje maniery. Nazywam się Itkovian- odparł wyraźnie zmieszany- Po prostu nic mi się nie zgadza z tym co usłyszałem. Twoi znajomkowie mówili, że wyruszyłeś po jakieś części do wynalazków, a teraz gdy Cię znaleźliśmy mówisz mi, że nie masz zamiaru wracać- powiedział gładząc się po wąsie -Już nic nie wiem, chyba mózg mi się gotuje pod tym hełmem - dodał na koniec.
- Verryn - wtrącił zaklinacz.
-Cóż jedno i drugie się zgadza- odrzekł Płomyk raz jeszcze wskazując niewielki trybik -Opuściłem strażnicę, bo potrzebowałem tego do mojego urządzenia… gdybyś tylko mógł to zobaczyć…- pokręcił głową -Ale nie chce tam wracać. Moi pobratymcy każą mi oliwić zawiasy, naprawiać, piec i pomagać kowalowi z naprawą pancerzy. Nie mogę przy nich rozwinąć skrzydeł i dlatego wolę zostać, chociażby tu niż tam wracać. Zwyczajnie się tam duszę, nie wykorzystuje mocy i potencjału, które tkwią w tych rękach- uniósł dłonie do góry -Myślałem, że uda mi się wrócić nim tamci się zorientują. Niestety przez to, że tu utknąłem mój plan się nie powiódł…- wzruszył ramionami z bezsilności -Życie- dodał na koniec z żalem w głosie.
-Skoro plan Ci się nie powiódł to co teraz zrobisz? Wątpię byś tu został na zawsze, a Podmrok to nie jest miejsce dla takiego wynalazcy- zapytał wojak- i tak jak Tenia mówi, musimy co najmniej odzyskać klucz, nie będziemy Cię zmuszać do powrotu jeśli tego nie chcesz…- rzekł Itkovian.
- Jeśli nie możesz z nami wrócić - powiedział Verryn - to, zapewne, miałeś już dosyć czasu, by się zastanowić, co robić dalej i w jaki sposób opuścić to miejsce i znaleźć takie, gdzie twój talent zostanie doceniony. A mi nie zależy aż tak na złocie, bym miał komukolwiek powiedzieć, że nie masz zamiaru wracać. Ani, tym bardziej, prowadzić cię gdziekolwiek na siłę.
-Miałem czas. Miałem go od cholery, ale jak już zauważyliście bracia wymagają sporo uwagi. Kiedy jeden był na służbie na korytarzach, drugi spędzał czas nad włazem. Te istoty potrafią kontaktować się telepatycznie, więc początkowe próby ignorowania ich przynosiły taki efekt, że właziły mi do głowy. Dosłownie. Dobrze, że udało mi się je przekonać do tego by pozwalały mi spać. No i dobrze, że znam kilka ciekawych opowieści- odparł brodacz -Co do mojej przyszłości to tak, mam zamiar wydostać się na powierzchnię. Od lat tam nie byłem. Potrafię bardzo wiele rzeczy naprawić, zreperować, ale również zmontować od podstaw. Gdybyście tylko mogli zobaczyć mój najnowszy wynalazek…- pokręcił głową z zachwytu -Samopoqtarzalna kusza. Mechanizm potrafi wystrzelić dziesięć bełtów bez ładowania. Tyle tylko, że zabrakło tej jedynej części…- pokręcił głową kolejny raz -A to na przykład- wskazał ręką słój z szelkami i przymocowanym do niego wężykiem z dyszlem -To potrafi buchnąć płomieniami. Znaczy potrafiło, do póki nie odpadł mi element z krzemieniem- podrapał się po głowie. Płomyk wziął głęboki wdech -Jest kilka możliwości wyjścia stąd. Po pierwsze jaskinie. Lecz nie znam ich dokładnego rozmieszczenia. No i mogą być zamieszkane przez różne stwory. Po drugie przez strażnicę. Ale tam są moi wkurwieni współplemieńcy. No i Jaskinie Milczenia. Trasa niebezpieczna i odległa…- wzruszył ramionami.
Verryn w ostatniej chwili ugryzł się w język i nie powiedział, co myśli o wynalazkach, w których albo czegoś brakuje, albo coś się psuje w najmniej odpowiednim momencie.
- Czyli to twoje urządzonko zionęło ogniem piętro wyżej... - Było to raczej stwierdzenie niż pytanie. - Co takiego jest w tych Jaskiniach Milczenia? - spytał. - Zapewne droga przez jaskinie, mimo iż mogą tam być różne stwory, jest bezpieczniejsza i szybsza. Naprawisz tego ogniopluja i nic nie stanie ci na drodze. A my oddamy klucz twoim współplemieńcom.

-Jaskinie Milczenia… W naszej mowie to Hass'ak Haraan. Z niewiadomych przyczyn dość spory kawał podziemi jest według moich podejrzeń przesiąknięty spaczoną magią. Żadne dźwięki się tam nie rozchodzą. Mówisz, ale słyszysz się tylko w myślach. Walisz młotem w sklepienie, ale jedyne co czujesz w związku z tym to wibracje na trzonku. Totalna cisza. No i mieszkańcy tych terenów. Bestie. Nieprzyjazne i nieprzyjemne. Wiecznie głodne. Jak to każdy stwór z podmroku…- wzruszył ramionami.
-A czy te jaskinie…- odezwał się Salomon -Czy one przypadkiem nie prowadzą do Krwawego Potrzasku? Zdaję mi się, że Lira coś o tym wspominala…- czerwonooki spojrzał po kompanach.
Kobietę aż zatkało z powodów bezczelności i idiotyzmu krasnala prawie że wpadła w furię! Ostatkami sił zaczęła wściekle szeptać, aby bracia jej nie usłyszeli:
- Jak na kogoś, kto wynajduje rzeczy, jesteś niesamowicie głupi i pyskaty Płomyczku. Ja ci tutaj ratuje życie i rezygnuje z zarobku, a ty mi to chciwość zarzucasz? Gdyby “zależało mi tylko na pieniądzach” to rąbnęłabym cię przez łeb i zaciągnęła za wszarz do twierdzy… Człowiek próbuje być miły i pomagać innym a pierunami z oczu ciskają i obrażają- Warknęła wściekła.
- Jak dla mnie Jaskinie Milczenia to za duże ryzyko i stracimy pomoc pijanego giganta nie opłaca się jak dla mnie Salomonie- Dodała.
-A ja myślałem, że go nie znosisz- odparł czarownik -A wy? Co myślicie?- zwrócił się do reszty awanturników.
- Mi również nie odpowiadają Jaskinie Milczenia - powiedział Verryn.
- Bo nie lubię i nie ufam pijanemu olbrzymowi Salomonie, ale musiałabym być szalona, aby zaprzeczyć jego wartości bojowej. Poza tym zawarliśmy, z gigantem umowę posługując się proporcem mojego pryncypała a opój zadłużył się u klanu krasnoludów na poczet łupów nieuczciwe byłoby łamać dane słowo ze względu na osobiste animozje wobec jego uzależnienia, koniec końców skoro klan krasnoludów uważa, że przejście Jaskinią Milczenia w Podmroku jest zbyt groźne ja nie zamierzam ryzykować naszego życia. Podmrok nie jest miejscem, gdzie można sobie pozwalać na takie ryzyka i ciekawości - Wyjaśniła spokojnym tonem czarownikowi następnie odwróciła się do krasnoludzkiego wynalazcy i za złością w głosie powiedziała:
- Moim zdaniem jesteś kretynem, ale to twoje życie i masz prawo je marnować, jak chcesz, skoro pozwoliłam dzieciakowi zmarnować egzystencje, szukając oświecenia w jaskini, to nie będę stawała na drodze tobie, twojej dezercji, i twojemu skomplikowanemu samobójstwu, oddawaj tylko klucze, bo nie chce, żeby mroczne elfy czy klan twoich czarnoskórych kuzynów albo inne podziemne monstrum dostały warownie i wybiły garnizon ludzi, których porzuciłeś, bo masz muchy w nosie! Wierzę, że każda świadoma istota ma prawo być kretynem, ale nie masz prawa narażać całego regionu na niebezpieczeństwo, bo zaciągnąłeś się do wojska i nie podoba ci się nudna codzienność pracy w garnizonie! Tak miałam nadzieje wcisnąć z ciebie jakieś drobiazg i uświadomić ci, jaką fortunę tracimy będąc dla ciebie sympatycznymi, ale nie jest to z mojej strony chciwość jeno pragmatyzm, bo ryzykujemy dupy walcząc z kultem i jakimś innym chujowym pradawnym złem chcącym sprowadzić wieczną zimę - Zamilkła po dłuższej tyradzie, po chwili introspekcji dodała
- Niech to! Mistrz Oświecony pół trup ma racje! Jestem tak wygadana jak ogrody Chuntei szerokie! Dobra Płomyku wyskakuj z kluczy jeżeli nie masz żadnych mikstur czy innych precjozów, żeby nam dopłacić za udawanie, żeś trup przed twoim klanem to trudno najlepiej rzuć klucze na ziemi to jeżeli jakiś kapłan obejmie nas sferą prawdy będziemy mogli rzec “zabiliśmy czarny szlam, znaleźliśmy klucze na ziemi ”, dawaj nim bliźniacze potwory, się zniecierpliwią! - Poganiała druidka.
-Nie- odparł krótko brodacz -Opuść tę komnatę, bo chcę pomówić z kimś, kto nie uważa się za… Po prostu wyjdź- odparł, ponownie splatając ręce na piersi w oczekiwaniu na ruch druidki.
- Nie zamierzam nigdzie wychodzić idioto i tchórzu a teraz wyskakuj z kluczy pókim dobra, bo zaraz zmienię zdanie, trzepnę cię przez łeb i zaciągnę przed sąd polowy! Na tym świecie dzieją się ważniejsze rzeczy niż jakieś krasnolud idiota, podobno długowieczne rasy powinny być mądrzejsze! Naraziłeś cały region na atak z Podmroku a swój klan i nas na śmierć, bo nie bierzesz odpowiedzialności za własne decyzje, a twoje wynalazki nawet nie działają, ty nieodpowiedzialny niewdzięczny, pokurczu- Wysyczała wściekle opluwając Płomyka śliną.
Krasnolud przypominał jej męża, miała dosyć, tego ile nieodpowiedzialnych istot spotykali na swojej drodze! Chmielna chwyciła za lagę a oczy zaszły jej czerwienią berserkerskiego szału. Jeżeli ktoś z towarzyszy ją uspokoi pewnie zgodzi się na wyprowadzenie z pomieszczenia, ale w tym, momencie głupi krasnal wyprowadził ją z równowagi tak bardzo, że zapomniała, że starczy, aby krzyknął, aby mieli na głowie dwa pomniejsze obserwatory. Zaczęła toczyć pianę z ust! Ten pokraczny wynalazca naraził cały region na tragedie, bo nie potrafił wziąć odpowiedzialności za własne decyzje!
 
Kerm jest offline  
Stary 04-07-2023, 12:29   #66
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Ekhm…- chrząknął Salomon zwracając uwagę wszystkich poza rozjuszoną druidką. Thulzssa, Verryn i Itkovian dostrzegli kątem oka jak Obsraniec i Brzydal powoli przekroczyli próg komnaty
-Spokojnie. Moja siostra tak bardzo się o mnie martwi, że emocje trochę ją przerosły…- Płomyk zwrócił się do stworów zmuszając się do sztucznego uśmiechu. Obserwatorzy pozostali przy drzwiach.
-Chyba źle rozpoczęliśmy naszą znajomość. Zacznijmy od nowa- rzekł do druidki niespodziewanie wyciągając dłoń w jej stronę -Jestem Dario, ale przyjaciele i bliscy mówią mi Płomyk. Może chciałabyś dołączyć do tego zacnego grona?- zapytał kobietę.
Druidka rzuciła pałkę w kąt pokoju wzięła głęboki oddech wyrwała Salomonową flaszkę alkoholu pociągnęła długi łyk po czym, wyraźnie uspokojona uchwyciła przedramię krasnoluda
- Tenia Chmielna druidka i berserkerka w służbie Wielkiej Matki Chuntei, bracie Płomyku odkąd ostatni raz się widzieliśmy przez to, że byłam wilczycą, nauczyłem się walczyć jak północni szaleńcy-wojownicy. Ten czarownik, który mnie przeklął był Malarytą. Ich śmierdzący kult szaleje na powierzchni i morduje elfy, zabili i zgwałcili moją przyjaciółkę i ukryli się w starej warowni. Przepraszam, że cię obraziłam braciszku, nie chcę rozkazywać ci ani ustawiać twojego życia po prostu mam mało cierpliwości, bo chcę dopaść szalonych kultystów. Zemścić się za bycie wilczycą dlatego mi się tak spieszy, cóż zawsze się kłóciliśmy braciszku, po prostu kocham cię i martwię się o ciebie - Uśmiechnęła się i puściła do krasnoluda oko. Część jej gadaniny była na rzecz dwóch Spektatorów, ale przeprosiny brzmiały szczerze. Łatwo jej było udawać kłótnie rodzeństwa, bo miała w takim zachowaniu lata doświadczenia. Wyobraziła sobie po prostu, że rozmawia ze swoim młodszym bratem.
-Nie chowam urazy- odrzekł brodacz -Rozumiem, że cała sytuacja jest mocno stresująca zarówno dla was jak i dla mnie. Proponuję usiąść, wziąć kilka długich wdechów, oraz coś zjeść i pomówić o najbliższej przyszłości. Na spokojnie i bez nerwów. Czy to nie brzmi jak dobry plan?- zapytał z promienistym uśmiechem.
-Jest pewne rozwiązanie, ty chcesz wyruszyć na powierzchnię i szukać przygód, a my szukamy sojuszników- zaczął Itkovian -Idziemy do Krwawej Twierdzy, tam czeka nas walka z Malarytami i pradawnym złem. Każda pomoc się przyda, a zwłaszcza zabawka plująca ogniem. Co ty na to?-zapytał uśmiechając się od ucha do ucha, wyciągając dłoń w stronę Płomyka.
Druidka pokiwała głową i rozsiadła się na ziemi wyjmując swoje mierne zapasy, żeby podzielić się nimi z krasnoludem obrażartym cebulom i potwornymi braćmi postanowiła, że teraz pora, aby pomilczała dając się innym wypowiedzieć.
-Oh…- krasnolud zdawał się być zaskoczony propozycją wojownika -Ja… to naprawdę miłe… tyle tylko, że trudno wam będzie opuścić Podmrok w moim towarzystwie…- był ewidentnie rozgoryczony tym problemem -Na prawdę bardzo bym chciał… ale jak już wspomniałem droga powrotna wiedzie przez strażnicę a pozostałe drogi mogą znajdować się wiele mil stąd…- odparł -Chyba… no chyba, że pomożecie mi dostać się do środka tak by moi współplemieńcy mnie nie zauważyli. Tyle, że to duże ryzyko a całe przedsięwzięcie będzie wymagało solidnego planu…- ostrzegł ich lojalnie.
- To by było najlepsze wyjście - Verryn skinął głową - ale w tym momencie nie bardzo wiem, jak mielibyśmy cię przemycić przez strażnicę. Zapewne trzeba by, w jakiś sposób, odwrócić ich uwagę... -
-Przyprowadźmy tych dwóch- wojak skinął głową w stronę Obsrańca i Brzydala -Odwrócenie uwagi masz gwarantowane- wojak uśmiechnął się szyderczo.
-To by było niegodne. Wbrew pozorom to biedne i samotne stworzenia. Kusznicy naszpikowali by ich bełtami nim ktokolwiek zdążyłby pojąć jak tragicznymi nieszczęśnikami są…- krasnolud spojrzał na Spektatorów z politowaniem.
-Jeśli dacie mi odrobinę czasu to może obmyślę jakiś plan. Jednak nim wrócę będę musiał poprosić was o jeszcze jedną przysługę…- wziął głęboki wdech jak gdyby obawiał się by nie nadwyrężać dobroci nowych znajomków.
-Kiedy badałem te korytarze wyżej natrafiłem na bliźniacze pomieszczenie. Tamto jednak nie było zabezpieczone jak to, w którym obecnie jesteśmy. Natrafiłem tam na grupę grimloków. Próbowałem się wycofać po cichu ale zahaczyłem wężem mego miotacza i spanikowałem. Uciekłem, ale niestety zgubiłem element zapalnika. Bez tego mój wynalazek jest nic nie wart. Z nim natomiast mogę stanowić realne wsparcie w trakcie batalii z większą liczbą wrogów…- spoglądał kolejno na każdego z awanturników próbując wybadać ich stosunek do tego co mówił -Gdybyśmy to odnaleźli to…-

-To mógłbyś puścić z dymem niejednego malarytę…- dokończył za niego Salomon. Płomyk pstryknął palcami potwierdzając ten scenariusz.
-Jeśli odmówicie to oczywiście zrozumiem. Jeden czy dwa grimloki to żadne wyzwanie dla doświadczonych najemników, ale cała grupa może być niebezpieczna…- pozostawił wymowną ciszę, aby dać nowym znajomkom czas do namysłu i odpowiedzi.
- Zgadzam się z tym, żeby nie narażać braci. Płomyk nam tłumaczył, że magia, która ich tu sprowadziła, nie pozwoli im opuścić posterunku, a nie chcę, żeby im się coś stało tylko dlatego, że nie są humanoidami, bo przypominają mi mojego dzieciaka - Druidka nie powiedziała głośno, że do niedawna sama rozważała podobną taktykę.
- Co do twojej prośby Płomyku ja życzę ci jak najlepiej, ale sądzę, że powinniśmy odmówić zgodziłam się na tę misję nie dla pieniędzy, ale dlatego, że nie chce, aby ostoja krasnoludów padła pod naporem sił z Podmroku które zyskałby umocnienie na powierzchni, aby nękać region. Nie mówię, że twoja pomoc czy działający ognio pluj nie byłby przydatny, ale gigant lodowy nawet pojedynczy i pijany w cztery dupy jednak bardziej się nam przysłuży… Szczerze mówiąc nie chcę ryzykować walki z jakimś Podmrocznym czymś czy wchodzenia do sekretnego tunelu gdzie nie wiemy co się czai - Druidka wzruszyła ramionami podsumowując dodała:
- Nie mam pomysłu na przemycenie Płomyka jeżeli wy macie to pomogę, wolałabym po prostu wrócić do warowni z kluczami, odebrać nagrodę, kupić zapasy i ruszyć na wroga, a potem rozwiązać zagrożenie tej wiecznej zimy i bytu, który za tym stoi. Dobrze ci życzę Płomyku, co złego to nie ja, ale jak na mój gust dość już tego błąkania się po Podmroku… Oczywiście, możecie mnie przegłosować - Tym razem ton głosu Chmielnej był o wiele bardziej spolegliwy i spokojny, nawet radosny.
-Nie mówiłem przecież poważnie- wojak zrobił minę jakby zrobił właśnie coś złego.- A teraz tak na poważnie uważam, że powinniśmy pójść. Każda pomoc się nam przyda, a to znajdziemy przysłuży nam się choćby do kupna zapasów. Przysłużymy się także garnizonowi, pozbywając się tych stworów. A myślę, że z pomocą naszych nowo poznanych ziomków, to będzie po prostu spacerek, nikt nie powiedział, że będziemy musieli walczyć.- wojak wyraził swoją opinię.
Thulzssa stał oparty o ścianę i przysłuchiwał się zabawnej wymianie zdań towarzyszy z “rozwijającym skrzydła” krasnoludem. Bard oczywiście przedstawił się w tym samym momencie, kiedy reszta postanowiła podać swoje imiona. Przez chwilę liczył, że Tenia rzeczywiście trzepnie brodacza w łeb i będzie mógł sobie popatrzeć jak oboje biją się po pyskach, ale niestety nagle im się to odwidziało i zaczęli przepraszać się wzajemnie do tego stopnia, że bardowi niemal zrobiło się mdło.
- Prędzej, czy później będziemy muśśsieli zacząć cośś zarabiać, bo za darmo to tylko w pyssk można dostać, a i to nieczęsssto. Sssprzęt się ssam nie zakonserwuje, żołądek nie napełni. Już nie wssspominając, że powoli zacznie nam dosskwierać brak zaklętego oręża. Ten śśluz, który spotkaliśmy to istota, która rozpuszszcza wszyssstko co wejdzie z nią w kontakt. Tylko magiczne przedmioty sssą w sstanie się oprzeć czemuśś takiemu. - wyjaśnił najprościej jak potrafił. - Rozumiem, że nie możeszsz po prostu napissać im lissstu, że nie maszsz zamiaru wrócić? Pewnie jakieśś waszsze zassady każą im ciebie szszukać, co? - zapytał krasnoluda spoglądając na niego przenikliwie swoimi wężowymi oczyma. - W tej kwessti zgadzam śsię z Tenią. Duże ryzyko, a nagroda jesst tak naprawdę znakiem zapytania. Nawet jeśśli znajdziemy ten element to wydosstanie się z tobą pod czujnym okiem twoich pobratymców jesst mało prawdopodobne. - podsumował.
-Rozumiem…- rzekł krasnolud ze smutkiem w głosie. -Tak czy siak pomogliście mi wyjść z tej kabały, jestem wam za to wdzięczny. Wydaje mi się, gdybyście mieli dość motywacji i ochoty to byłby sposób wyprowadzić mnie na powierzchnię przez twierdzę, ale jeśli pomoc giganta jest wam wystarczająca to w pełni to rozumiem. Być może macie racje. Mogę poprosić braci - tu spojrzał na krążących nieopodal Spektatorów -Rozprawimy się z grimlokami lub nie. Nikt z naszej trójki nie ma wiele do stracenia…- skomentował inżynier.
- Uważam, że twoja pomoc byłaby bezcenna - powiedział Verryn - ale mimo motywacji i chęci nie mam pomysłu, jak by cię wyprowadzić przez twierdzę. A co do tych grimloków... może jednak byśmy pomogli? - Spojrzał na Tenię i Thulzssę.

-Ja też myślę, że można spróbować. Zawsze możemy uciekać tutaj, gdyby coś poszło nie po myśli. Nasi przyjaciele nam pomogą…- Salomon spojrzał na krążących gdzieś w tle Spektatorów.
-Myślę, że to jest możliwe, by wydostać się na powierzchnię przez twierdzę. Tylko muszę opracować plan działania. Znam harmonogram zmian wart, myślę, że jestem w stanie to obmyślić- wtrącił krasnolud. - Tyle tylko, że wykonanie planu będzie leżało w waszych rękach…- dodał szybko.
- A czy jesteś pewien, że po twoim zniknięciu rozkład wart się nie zmienił? - spytał Verryn. - No i powiedz coś więcej o tych grimlokach? Ilu ich tam widziałeś?
-Tak. Jestem pewien. Wartownicy zmieniają się co sześć godzin. Grimloków była cała grupa. Zauważyłem kilkunastu, ale nie było czasu doliczyć. No i nie wiem, czy nie ma ich więcej głębiej…- odparł Verrynowi -Myślę, że gdybym miał godzinę lub dwie to byłbym w stanie obmyślić dokładny plan, jeśli chodzi o wyprowadzenie mnie z twierdzy- dodał brodacz.
- Uważam, że powinniśmy spróbować odzyskać tę zagubioną część zapalnika - powiedział zaklinacz. - A potem zobaczymy, czy uda się nam wyprowadzić ciebie - spojrzał na Płomyka - z twierdzy. Oczywiście bez narażania kogokolwiek na jakieś szkody.
- Ja tylko mówię, że powinniśście śsię nauczyć narażać dupssska za cośś więcej niż miły uśśmiech i sssmutna hisstoryjka. - Mówiąc to zerknął kątem oka na pseudo wynalazcę. - I nie, obietnica niessprawdzonego wynalazku, to nie nagroda według mnie. Jeszszcze bym to zrozumiał, gdyby to był jakiśś znany wynalazca, ale nim nie jesst. - Yuan-ti przeleciał spojrzeniem po reszcie towarzyszy. - Do tej pory mieliśście więcej szszczęścia niż rozumu w tych wszszysstkich karkołomnych essskapadach, ale lepiej pamiętajcie, że losss to dziwka, a moneta Pani Szszczęśścia ma zawsze dwie sstrony. - Thulzssa wyszczerzył się pskudnie zanim kontynuował. - Ale jako, że i tak nie mam co robić, to mogę tam z wami pójśść po to gówno, którego tak rozpaczliwie potrzebuje. Tylko nie miejcie mi za złe jak zpriorytezuje przetrwanie własnego dupssska, kiedy ssytuacja sstanie się tragiczna. Ssspokojnie, gdy będziecie brodzić w sswojej krwi i bebechach nie omieszszkam na odchodne rzucić wam jeszszcze pięknego ‘A nie mówiłem?’ zanim magicznie zniknę ze ssceny. - Bard odepchnął się od ściany i stanął gdzieś z boku z rękoma wspartymi na biodrach nie przestając się szczerzyć.
-No cóż Tenia. Wygląda na to, że będziemy musieli wysilić się nieco bardziej opuszczając to miejsce…- Salomon uśmiechnął się do druidki.
-Panie Thulzssa- Dario zwrócił się do czystokrwistego -Rozumiem w pełni pańskie obawy. Rozumiem też motywy zdobycia stabilności i bezpieczeństwa. Rozumiem również że słowo krasnoluda nie ma takiej wartości jaką miało jeszcze sto lat temu, szczególnie z ust dezertera. Ale nie pożałujecie. Jeżeli po drodze uda wam się zdobyć lub natrafić na jakieś skarby to nie będę domagał się sprawiedliwego podziału. Jedynie skromny udział, który zapewni mi nocleg w przydrożnej karczmie i ciepły posiłek!- rzekł dziarskim tonem.
-Opowieści!- upomniał się Obsraniec -Chcemy jakiejś opowieści!- stwór zaczął krążyć wokół grupy. Drugi ze Spektatorów krążył w przeciwnym kierunku -Opowiedzcie historię! Prosimy!- wtrącił Brzydal. Płomyk uśmiechnął się pod nosem. -Jeśli się to uda, to dopiero będzie historia!...- rzekł brodacz z szerokim uśmiechem na twarzy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-07-2023, 20:27   #67
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
~***~

-Ależ jestem podeskcytowany!- Płomyk niemal krzyknął, gdy wraz z nowymi towarzyszami sposobił się do wyprawy, w poszukiwaniu zagubionej części do swego miotacza płomieni. Krasnolud wiedział, że przedsięwzięcie może być ryzykowne i niebezpieczne, ale nie było po nim widać leku czy trwogi.
-Przytrafiło mi się uczestniczyć w kilku wyprawach mych ziomków - krasnoludów ale ich falanga jest tak trudna do rozbicia, że mogę to z perspektywy czasu nazwać spacerkiem…- dodał szybko. Inżynier spojrzał na krążących w pobliżu Spektatorów -Bądźcie w pogotowiu. Nie wiemy, jak nam pójdzie…- zwrócił się do bliźniaków, po czym ruszył po swój plecak - słój napełniony żółtą cieczą.
-Ja mogę pójść przodem. To z mojej inicjatywy się tam pchamy więc największe ryzyko powinienem wziąć na moje barki. Jedyne, nad czym się zastanawiam to czy brać mój miotacz. Noszenie go może narobić niepotrzebnego rumoru, ale z drugiej strony zamontowanie zapalnika zajmie mi trzy, maksymalnie pięć sekund. A kiedy już miotacz będzie sprawny to będzie stanowił silny atut na naszą korzyść. Co Wy o tym myślicie?- zapytał zerkając na kompanów.
- Wiesz, w jakim miejscu go zgubiłeś - powiedział Verryn - więc to chyba dobry pomysł, byś szedł mniej więcej z przodu, chociaż niekoniecznie na czele. A twój miotacz faktycznie może się nam przydać. Lepiej zabierz go z sobą.
Towarzysze ustalili szyk, po czym bezzwłocznie ruszyli w stronę części tej części podziemi, którą zajmowali grimlokowie. Dla większości powierzchniowców, te istoty były nieznane.
-Grimlokowie to potworne stwory. Mówi się, że kiedyś byli niewolnikami Mrocznych elfów- opowiadał Płomyk -Po latach w Podrmoku ich zmysł wzroku został kompletnie zastąpiony słuchem i węchem. Moralność, współczucie czy inne ludzkie cechy zastąpiły bezlitosna siła i żądzą przetrwania, która pozbawiła ich wszelakich skrupułów- mówił krasnolud.
-Ślepi kanibale...- skomentował Salomon.
-Ale bynajmniej nie są to głupie stwory. Pewnie widzieliście kupę gówna, przed wejściem do drugiej części lochów? To nie latryna. W ten sposób się działają profilaktycznie. Gdyby ktoś z was wdepnął w niespodziankę i poszedł korytarzem w stronę ich leża będą w stanie poczuć zapach z odległości kilkudziesięciu metrów. Zdążą się przygotować, a może nawet ukryć i poczekać z atakiem na odpowiedni moment...- Dario nie nosił przy sobie oręża w dosłownym tego słowa znaczeniu, lecz za swoim pasem majsterkowicza miał wepchnięty ogromny klucz wsadowy o regulowanym uścisku, który musiał ważyć chyba z dobre dwa kilogramy. To wystarczało, by waląc kogoś po łbie rozłupać mu czaszkę.
-Na szczęście obca im taktyka, a morale to tylko lęk przed liderem stada. Jeśli powalimy najsilniejszego i największego to resztą prawdopodobnie rozpierzchnie się w mgnieniu oka...- dodał na koniec.
Kompani w końcu dotarli do komnaty, z trzema parami drzwi, tam, gdzie znajdowała się kupa fekaliów.
-Trzymajcie się za mną- polecił Płomyk, po czym pchnął uchylone wcześniej wrota i wziął głęboki wdech.
Płomyk upewnił się, czy wszyscy są gotowi, po czym przekroczył wielkimi krokami gówno leżące na ziemi i ruszył w głąb skrętnego korytarza. Towarzyszący mu awanturnicy szli kilka metrów za krasnoludem, jednak trzymając go w zasięgu wzroku. Po kilku chwilach dotarli do miejsca, gdzie korytarz prostował się i kierował do otwartych na oścież wrót. Wrota były bliźniaczo podobne do tych, za którymi najemnicy spotkali wcześniej Obsrańca. Układ korytarza był również identyczny, układając się w figurę prostokąta. Z wnętrza dobywał się smród potu i zgnilizny, który uderzał w idących kompanów raz po raz wraz z delikatnymi podmuchami wiatru.
-To dziwne...- syknął Salomon, zwracając na siebie uwagę reszty -Przeciąg w zamkniętych podziemiach?...- zauważył, dając reszcie do myślenia.
Dario minął otwartą bramę i skręcił w prawo. W tych korytarzach nie było niewidzialnych sług, które dbałyby o porządek. Nie było też emitujących permanentnie światło różdżek. Płomyk dotarł na róg korytarza i wychylił się, zaglądając dalej. Gestem ręki zatrzymał towarzyszy, a po chwili rekonesansu wrócił do nich.


-W połowie długości korytarza znajduje się istna rupieciarnia. Grimloki powyrzucały tam wszystkie meble z komnat. Właśnie tam zgubiłem zapalnik...- szeptał brodacz -W pobliżu kręci się dwójka tych stworów. To młode osobniki. Wydaje mi się, że trzebaby było się ich pozbyć, bo to mogą być czujki. Nie dam rady szukać zagubionej części nie zwracając na siebie uwagi tej dwójki...- wyjaśnił zerkając na twarz każdego z kompanów po kolei.
- Magiczne pociski mogą załatwić jednego z nich - powiedział cicho zaklinacz.
-Mogę spróbować drugiego zdjąć z kuszy, ale musicie przytrzymać mi tarczę - odparł szeptem Itkovian.
- Ja jestem raczej lepsza na bliskie dystanse, ale mogę przywołać lodowe kolce, które utrudnią im bieg do nas albo spróbować zamienić się w pająka i ukąsić jednego z nich Magiczne pociski z paraliżującym jadem, załatwiłam tak jednego szamana pchlarzy - Zaproponowała własne pomysły i możliwości Tenia.
-Jak na moje te szczawiki to czujki. Jeśli nie trafisz ze swojej kuszy to te skurwysynki zdążą zaalarmować resztę stada- odparł Płomyk -Ale pomysł pająka wydaje się być w porządku. Jeśli ty załatwisz jednego, to może nasi strzelcy wyeliminują drugiego- dywagował brodacz, zerkając to na Tenię to na Verryna.
- W takim razie najpierw atak pająka, a zaraz potem załatwię tego drugiego magicznymi pociskami - powiedział zaklinacz.
- Także raczej walczę w zwarciu. - odpowiedział Yuan-ti przechylając lekko głowę na bok.
- Tak więc wszszysstko w waszszych rękach, oczywiście bez presssji. - wyszczerzył się szeroko.
-Zaczynajmy…- syknął Salomon. Lewitująca, świetlista sfera nad jego głową doskonale rozświetlała korytarz. Zasieg działania zaklęcia był jednak ograniczony, przez to ruchliwe potomstwo grimloków regularnie i naprzemiennie znikało i pojawiało się. Przynajmniej Itkovian to tak odczuwał, który jako jedyny w grupie awanturników nie był zdolny to widzenia w ciemnościach. Oczywiście była również Tenia, ale jej zwierzęce formy miały tak wyczulone zmysły, że druidka oduczyła się polegać na wzroku kiedy zachodziła takowa potrzeba. Chmielna przemieniła się w pająka. To stworzenie budziło odrazę, choć kompani widzieli je już nie raz. Na szczęście skuteczność tej formy była niepodważalna i niezachwiana.
Pajęczyca wspięła się po kamiennej ścianie, a po chwili dreptała cichutko sufitem w głąb korytarza.
-Bądźcie gotowi, jest już blisko…- komentował Płomyk przyglądając się wszystkiemu zza rogu. Tenia minęła kupę rupieci wyrzuconą na środek holu i dotarła do miejsca, gdzie swój czas spędzały dzieciaki grimloków. Gdyby porównać ich do ludzkich dzieci można by oszacować ich wiek na około trzynaście do piętnastu lat. Nieszczęsne, szaroskóre, ślepe stwory.
Pajęczyca powoli zaczęła opuszczać się na nici pajęczej sieci w dół. W tej formie była bezszelestna. Kobieta stanęła na odnóżach za plecami czujek, tak by para grimloków została wzięta w kleszcze.
-Jest gotowa. Rzucaj swe zaklęcie…- Salomon klepnął Verryna w plecy. Zaklinacz od razu wziął się do roboty. Słowa wyzwalacz oraz kilka gestów wspartych naturalną mocą płynącą z komponentu przywołały z świata magii trzy migocące kule, które na rozkaz półelfa zostały posłane w kierunku jednego ze stworów.


Widząc to, Tenia natarła na najbliższego jej oponenta. Niestety młodociany grimlok posiadał jakiś szósty zmysł, instynkt czy jakkolwiek tego nie nazwać. Coś co nakazało mu się odsunąć w bok unikając pajęczego żądła. Sekundę później trzy magicznie przywołane pociski uderzyły w plecy drugiego z "strażników" posyłając go bez życia na posadzkę. Sytuacja zdawała się być opanowana tylko połowicznie. Pozostały przy życiu grimlok od razu sięgnął po leżący obok jego nogi prowizorycznie wykonany topór z ociosanego kamienia, przywiązanego do nogi jednego z krzeseł. Stwór, mimo iż nie posiadał żadnego wyszkolenia w sztuce wojennej o dziwo trafił pajęczycę. Co gorsza, trafił w newralgiczne miejsce, jakim jest odwłok. Druidka poczuła paraliżujący ból, który na sekundę przyćmił jej zmysły.
-Z drogi…- warknął Itkovian widząc co się tam działo. Wąsaty mężczyzna zwinnie niczym elfi łowca przyklęknął na jedno kolano, uniósł kuszę do barku, przytulił policzek do kolby, wycelował i przycisnął spust. Pocisk ze świstem śmignął przez korytarz trafiając grimloka prosto między łopatki. Potwór konał kilka sekund. Być może zawołałby pomocy, gdyby nie fakt, że bełt niemal całkowicie zagłębi się w jego ciele, przebijając płuca i gruchotając klatkę piersiową.
-Nieźle. Myślałem, że ty tylko mieczem wywijasz…- skomentował Salomon.
-Prędko. Szukajcie zapalnika…- Dario przerwał pochwały i ruszył dziarsko w stronę kupy rupieci, gdzie miał leżeć zagubiony element miotacza płomieni. Towarzysze wartko zabrali się do poszukiwań i na szczęście odnaleźli to czego szukali już po krótkiej chwili. Verryn odnalazł część i prędko podał ją krasnoludzkiemu wynalazcy. Brodacz podziękował skinieniem głowy, po czym nie czekając od razu zamontował element w odpowiednie miejsce. Coś kliknęło w mechanizmie i na ustach krasnoluda pojawił się szeroki uśmiech -Mamy to…- syknął z satysfakcją.
- Idziemy dalej i zmierzymy się z pozostałymi? - spytał Verryn, który nie miał nic przeciwko temu, by wytępić całą resztę potworów.
-Z pomocą tego…- Płomyk wskazał skinieniem głowy na dyszel swego miotacza -Pójdzie mam to zdecydowanie łatwiej…- uśmiechnął się zawadiacko.
-Dasz rady iść dalej?- zapytał zmartwiony wojak o towarzyszkę. -Możemy się ich pozbyć i przysłużyć się garnizonowi, może sypną parę groszy więcej. A i świecidełkiem nie pogardzę- wąsacz uśmiechnął się szeroko do kompanów klepiąc Thulzssę po plecach.
Tenia nie mogła mówić w formię pajęczycy, nie chciała jednak porzucać zwierzęcej formy umoczyła więc jedno z odnóży w krwi przebitego bełtem młodego grimloka i krzywymi runami nabazgrała na pobliskim połamanym stoliku:
“Po cholerę ryzykować ? Wracajmy! Mamy to, po co przyszliśmy, nie ma co szukać guza, są ważniejsze rzeczy do roboty!” - Zaszczękała żuwaczkami i spojrzała się na irytujących mężczyzn masą oczu wilczej pajęczycy. Westchnęła w duchu i dopisała “Dam radę, ale nie mamy gwarancji, że ktokolwiek nam zapłaci, zabiliśmy dwa młodziaki a chuj wie co tam jeszcze się kryje! Jak chcecie pójdę z wami, ale niepotrzebne ryzyko- ”
-Ja też jestem za tym, by wracać. Pewnie nic wartościowego tam nie znajdziemy, po za guzem…- wtrącił Salomon, zaraz po tym jak pajęczyca nabazgrała swoje przemyślenia na starym stole -Nie ma sensu ryzykować i tracić sił. Mamy ciężką robotę w krasnoludzkim posterunku do wykonania- dodał szybko -Nie zapominajcie o tym-
- Robota na posterunku z pewnością będzie trudna, ale nie ciężka - stwierdził Verryn. - Wszak nie mamy zamiaru z nikim walczyć.
-No tak… może masz rację… cholera, no dobra. Zróbmy to. Ale z głową. Możemy przygotować jakąś pułapkę, możemy wykorzystać te graciarnię, by skotłować ich w jednym miejscu i odpalić płomienie by dosięgły jak największej liczby grimloków…- skomentował czerwonooki.
Na stole skończyło się miejsce. Tenia umoczyła odnóże w ranie i zaczęła pisać na kamiennym podłożu:
“Naprawdę chcecie iść do leża potworów wybić je tylko dlatego, że są potworami? Krasnoludy płacą nam za klucze i znalezienie Płomyka może nawet zgodzą się zwolnić go z kontraktu wojskowego bez tych zabaw w podchody" - Ostatnie umoczenie pajęczego odnóża, bo krew zaczęła już gęstnieć i nie będzie się nadawać na awaryjny atrament.
 
Halwill jest offline  
Stary 17-07-2023, 14:10   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kobieta zdenerwowała się i wróciła do ludzkiej postaci:
- Wyście się naprawdę z dupami na rozum pozamieniali. Osobiście postrzegam Grimlocki jako część ekosystemu Podmroku. Włażenie do czyjegoś leża i mordowanie całego stada uważam za zbrodnie, co innego jeżeli by zaatakowały posterunek krasnoludzki albo wyszły na powierzchnię mordować inne rasy, albo niszczyć przyrodę, ale wyszukiwać legowiska bestii, aby je prewencyjnie zabić? Toż to czysta głupota! Jestem druidką z powołania i nie podoba mi się takie postępowanie. Krwiożerczość zachowajcie na Malarytów i inne bestie, które spotkamy po drodze do nich.
Wzięła głęboki oddech i głośno westchnęła, aby w końcu ze zbolałą miną dodać:
-Jesteśmy drużyną, potrzebuje waszej pomocy, aby pokonać Malarytów i tę bestię od wiecznej zimy, choć mam ochotę wziąć klucz i iść w cholerę to między bogami a prawdą boję się sama wracać przez te korytarze a polubiłam was wszystkich wbrew pozorom, które stwarzam więc jeżeli się uprzecie na ten zbrodniczy pomysł mam druidyczne błogosławieństwo, które pomoże nam się lepiej ukryć i pójdę z wami, lecz wciąż uważam ten pomysł za poroniony i proszę was o zrezygnowanie z niego- rzekła.
-Rozumiem Cię, nie jest zwolennikiem mordowania wszystkiego, co się rusza, ale w tym przypadku jest to uzasadnione- westchnął ciężko wąsacz - Choć z pozoru niewinne, z czasem urosną w siłę i będę stanowić spore zagrożenie dla posterunku, zwłaszcza że Ci dwaj ich nie zatrzymają- tu wskazał za siebie w kierunku w którym zostawili Spektatorów -Na własnej skórze poczułaś jakie niebezpieczne stwory tu się czają, a te podchodzą stanowczo zbyt blisko zabudowań. Nie zostawią też sprawy tych dwóch, więc na pewno wyruszą w głąb - po tych słowach nastała chwila ciszy. Wojak spojrzał bezpośrednio w oczy druidki tak aby mogła w nich wyczytać jego szczere intencje. -Jest to zło konieczne.- dodał na koniec szeptem, ale na tyle głośnym by każdy go usłyszał.
Chmielna westchnęła, ale pokiwała głową wąsatemu wojownikowi na znak zgody.
Słysząc pompatyczną przemowę Itkoviana Płomyk niemal posmarkał się ze śmiechu
-Nie miej mi za złe mojego rechotu…- znów chrząknął wesoło -Ale te ślepe skurwysyny w niczym nie zagrażają twierdzy krasnoludów…- podniósł prowizoryczny topór jednego z pokonanych -Myślisz, że to wystarczy, żeby rozwalić wzmacniane bramy? Kusznicy wystrzelaliby ich co do jednego zanim w ogóle zdążyliby dobiegnąć do wrót…- dodał z szerokim uśmiechem.
-Wybaczam Ci, ale wiedz, że pycha zgubiła już nie jedną osobę. A z tego co się orientuję liczebność waszego garnizonu znacząco zmalała. Jesteś pewien, że wystarczy ich rąk? - wojak spojrzał śmiertelnie poważnie na krasnoluda. -Byłem na nie jednej wojnie, w której szalę przechylały jednostki z pozoru mało znaczące- pogładził wąsa przypominając sobie lata w których wojował razem ze swoją kompanią.
Dario spoważniał, słuchając wywodu kompana. Kiedy Itkovian skończył, inżynier odchrząknął i spuścił wzrok na podłogę
-Masz rację. Wybaczcie moje żarciki. Jesteśmy w Podmroku. Nawet jeśli te nieszczęsne stwory nie stanowią realnego zagrożenia to już omotane magią drowów czy też mocą jakiegoś łupieżcy umysłów mogą stać się rozpraszaczem, czymś co skupi uwagę kuszników i pozbawi ich pocisków, by właściwe i znaczące siły mogły uderzyć… twój rozsądek mi zaimponował- rzekł z powagą -Załatwmy ich i wracajmy!- dodał na koniec.
-Skoro to już ustaliliśmy, potrzebujemy planu. Płomyku wspominałeś coś o wypadzie ze zbrojnym garnizonem. Znasz te pomieszczenia?- wojak zaczął wypytywać krasnoluda o szczegóły.

-O nie. Niestety to były dawne czasy i inne miejsce. Ale wydaje mi się, że mamy tu identyczny rozstaw pomieszczeń. Wielka komnata za tą ścianą i magazynek na przeciwko- odparł.
-Mamy mało informacji- zamyślił się Itkovian- potrzebujemy dobrego planu. Na początku możemy się ustawić przy drzwiach, w najwęższym punkcie. Do tego przydałoby się posłać kogoś na zwiady, najlepiej kogoś kto nie będzie potrzebował światła i w miarę sprawnie i po cichu to zrobi. Wtedy będziemy mogli obmyślić szczegóły. Są jacyś ochotnicy? -wojak posłał szelmowski uśmiech do kompanów.
- To zależy ile płaciszsz. - odpowiedział z przekąsem Thulzssa. - Widać było, że te sstwory mają jakiśś szszósty zmyssł więc podkradnięcie śśsię będzie pewnie utrudnione. W dodatku to ich teren, więc mogą mieć porozsstawiane gdzieśś ukryte czujki. - Wskazał palcem praktycznie pozbawione oczu monstrum, które przypominało nieco spasionego, bardzo brzydkiego człowieka z długimi uszami i szarą skórą. - Na moje to możemy zapomnieć o dobrym zwiadzie, lepiej iść i wykorzysstać ciassnotę niektórych korytarzy. - zaproponował patrząc po reszcie. - Plusss jesst taki, że jeśśli rzeczywiśście są całkowicie śślepe to nie zobaczą waszszego śświatła. -
-Zakładając że wszystkie stworzenia znajdują się w jednym miejscu to nie byłoby problemu, ale nie znamy ani terenu ani ich rozmieszczenia, a pójście na żywioł to za duże ryzyko- Itkovian prowadził swój wywód intensywnie głaszcząc wąsa. -Tenia, mogłabyś się jeszcze raz zmienić w pająka I zrobić rekonesans?- zwrócił się do druidki.
- Mogę to zrobić jeszcze raz, ale wróciłam do ludzkiej postaci, bo mogę użyć magii natury, aby pomóc nam wszystkim stać się jednością z cieniami i pomóc w ukryciu się mam też błogosławieństwa Chuntei, które mogą zranić grupy wrogów ale jeżeli bardziej potrzeba zwiadowcy to i tego mogę się podjąć… Wydawało mi się, że skoro wybijamy wszystkich to druidyczne czary bardziej się przydadzą chciałam, żebyście wiedzieli, że nie wróciłam do ludzkiej postaci, żeby łatwiej się kłócić - Wyjaśniła z uśmiechem.
-Rozumiem, ale jeżeli będziemy wiedzieć, na czym stoimy, to zabawka Płomyka powinna nam w zupełności wystarczyć. Możemy iść w ciemno, ale wolałabym zminimalizować ryzyko jak najbardziej się da. Bo jeśli natrafimy na dwie grupy jednocześnie to możemy mieć nie lada kłopoty- wyjaśnił wojak. Zrobił kilka kroków, usiadł na krześle i gestem ręki przywołał gromadkę do siebie. Wyciągnął nożyk i zaczął wydrapywać na stole mapę. Miał z tym pewne problemy, gdyż stół się chybotał ze względu na brakującą nogę, ale po chwili towarzysze mieli prowizoryczną mapę - Oto co wiemy, najwęższe miejsce jest tu i tu- wskazał czubkiem ostrza na wejście oraz zakręt -Zakładając, że są to lustrzane odbicia korytarzy, które zwiedzaliśmy, to nie znamy sytuacji po tej stronie- wojak wskazywał po kolei punkty na mapie -Dlatego też proponuję przeprowadzić zwiad. Ale jeśli macie jakieś pomysły to śmiało nie krępujcie się ich przedstawić. Zależy mi na waszej opinii, w końcu siedzimy w tym razem.- posłał szczery uśmiech do zgromadzonych towarzyszy.

-Brzmi sensownie- wtrącił Salomon -Może spróbujemy przygotować jakąś pułapkę?- zapytał kompanów.
- Dobrze więc wilcza pajęczyca melduje się na zwiad - Powiedziała Tenia i po raz kolejny przybrała postać arachnidki. Ruszyła na sufit, żeby ciężej ją było usłyszeć.
Pajęczyca wspięła się na ścianę, a następnie na sufit i ruszyła korytarzem w te części kondygnacji, których grupa jeszcze nie zdołała zwiedzić. Tenia poczłapała cicho jak mysz do miejsca, gdzie korytarz skręcał w lewo. Itkovian miał rację, mówiąc, iż rozkład pomieszczeń jest lustrzanym odbiciem pomieszczeń, w którym spotkali Spektatorów. Druidka dostrzegła dwa znajdujące się dokładnie naprzeciwko siebie przejścia do komnat. Powoli i ostrożnie zbliżyła się do wyłamanych wrót i zajrzała najpierw do tych po prawej stronie. W środku znajdowała się spora komnata, lecz nie dało się stwierdzić jaką funkcję pełniła za czasów swej świetności, gdyż była totalnie zrujnowana. Tenia poczuła dreszcz na karapaksie widząc sporą wyrwę w ścianie, w środku ów komnaty. Wyrwę, która wpadała pod ostrym kątem do naturalnej jaskini.
~Wrota do Podmroku...~ pomyślała. Nie tracąc czasu zerknęła od razu do komnaty po lewej stronie. W środku znajdowała się horda grimloków. Na pierwszy rzut oka było ich około dwa tuziny, z tym że połowę stanowili starcy i dzieci w różnym wieku. Ślepe istoty zdawały się prowadzić normalny jak na swój gatunek tryb życia. Jedni odpoczywali na posłaniach ze skór czy futer. Inni dłubali przy narzędziach, jeszcze inni błąkali się po wielkiej komnacie bez większego celu.
Pajęczyca wróciła do towarzyszy rozerwała czułkami zwłoki pokonanych młodych grimloków, aby uzyskać dostęp do świeżej juchy i zaczęła opisywać to, co ujrzała, aby na końcu dodać własną opinie:
“widząc ile tam jest, dzieci i starców znów nachodzą mnie wątpliwości wszyscy łącznie z Grimlokami jesteśmy dziećmi Wielkiej Matki żyjącymi na Aber - Torilu jej ciele. Nawet pieprzeni Malaryci nie mordują młodziaków i starców! Naprawdę chcecie być mniej honorowi niż pchlarze i palić dzieci i starców?! Po prostu wracajmy i ostrzeżmy twierdzę” - Tym razem nie zamierzała zmieniać formy, ale widok obozu znów poddał w jej sercu wątpliwości co do planów żołnierza.
- To faktycznie nie wygląda na bandę groźnych potworów - powiedział zaklinacz, który również stracił nieco zapału do wybicia Grimloków.
-Co wy pierdolicie? W każdym stadzie, czy grupie tak to wygląda. No, chyba że to grupa umrzyków to co innego…- syknął Salomon wyraźnie poirytowany niezdecydowaniem kompanów -Czy wydaje wam się, że mały ork rodzi się z toporem w łapkach? A może myślicie, że w grupie goblinów nie ma starych okazów, które nie mogąc już walczyć, pomagają w utrzymaniu porządku w obozie? Nie ważne. Możemy pójść i powiedzieć krasnoludom o grimlokach, ale krasnoludy nie będą się litować…- spojrzał na Płomyka -Bez urazy. Ale kiedy nadarzy się okazja, wpadną tu i wybiją ich co do jednego. Decydujcie zatem bo straciliśmy tu sporo czasu…- zrugał kompanów.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-07-2023, 19:37   #69
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Tenia - Pajęczyca umoczyła wszystkie odnóża w posoce w pełni świadoma jak ironiczne jest używanie tej metody komunikacji:
“Pierdol się Salomonie, jestem druidką, nie morduje zielonych ras ani grzyboludów czy innych ras uważanych za “potwory” przez tak zwane cywilizowane rasy! Wielka Matka dba o równowagę pomiędzy ludzkimi miastami a naturą, a to, co uważasz za potwory Salomonuś jest częścią świata zwierząt! Jeżeli potrzebujesz polować sobie w czasie wolnym na ślepe, stare czy młode potwory, żeby poczuć, że masz fiuta między nogami to rób co chcesz! Gówno mnie obchodzi. Co zrobią krasnale? Czy będą mieć ochotę na łaskę! Ja przestrzegam praw mojej bogini jeżeli orki, gobliny czy Grimloki nas zaatakują to je zamorduje, ale nie będę robić prewencyjnej masakry” - Dotknęła ubrudzonym krwią odnóżem, Płomyka zrobiła gest wskazujący drogę do bramy i dopisała obok:
“Jeżeli potrzebujesz palić starców i dzieci, żeby testować, ognio-pluja to proszę bardzo, ale powieś mi na szyi klucze. Zostaje w formie pająka, żeby lepiej wypatrzyć zagrożenia, jeżeli chcesz mojej magii do pomocy w ucieczce to choć ze mną jeżeli nie to wiem, gdzie są te klucze, róbcie co, chcecie!” - Napisała do krasnoluda i zaczęła powoli wędrować w kierunku drzwi, żeby dać reszcie czas na decyzje. Ona swoją podjęła i wiedziała, że jutro obudzi się z czystym sumieniem… Przynajmniej w tej sprawie.
-Nieprzyjemne babsko, wiem…- skomentował Salomon, czując na sobie pytające spojrzenie Płomyka -Nawet nie wiem, po co za nami łazi…- pokręcił głową
-No cóż… bez niej nie mielibyście jak przeczesywać podziemnych korytarzy, pozostając niezauważonym…- odparł mu Dario -No i chyba przyświeca wam ten sam cel - uderzyć w Malarytów bez różnicy co was do tego motywuje- Płomyk wzruszył ramionami -Jak dla mnie to możemy wracać. Pewnie i tak nic ciekawego poza przelaną juchą tam nie znajdziemy. A moi pobratymcy… cóż jeśli dowiedzą się o gnieździe grimloków pewnie prędzej czy później przybędą tu je przegonić- dodał szybko -Nie ma to tamto. Wracajmy, wszak mamy, po co przyszliśmy- podniósł dyszel swego miotacza, do którego zdążył już zamontować zapalnik. Salomon machnął ręką nie widząc sensu wdawać się w dalszą polemikę z upartą druidką, tym bardziej że Verryn również zdawał się mieć coraz większe wątpliwości, a Thulzssa podważał cel tej wyprawy od samego początku. Jedynie Itkovian zdawał się dostrzegać logikę w pozbyciu się tej hołoty. Niestety nikt już nie miał tak twardego stanowiska jak wojownik i każdy z kompanów powoli ruszał w ślad za Chmielną.
Towarzysze wrócili do drugiej części kompleksu podziemnej budowli, gdzie przywitały ich bliźniaki z radości kręcąc się wokół własnej osi z wywalonymi na wierzch jęzorami.
-Wrócili! Czy teraz czas na historię?- krzyknął podniecony Brzydal.
-Tak! Taaaak! Historia!- wtórował mu Obsraniec.
-Niestety. Przybyliśmy aby się pożegnać- odparł im Płomyk, co od razu popsuło nastroje Spektatorów.
-Zbierajcie co tam macie do zabrania i ruszajmy do krasnoludów…- fuknął Salomon, pozostając wciąż bojowo nastawiony po kolejnym spięciu z druidką.
Druidka nie czuła się dobrze oszukując Spektatorów przemieniła się z powrotem w ludzką postać rezygnując z pajęczej przewagi zresztą dziwnie się czuła jako wilcza pajęczyca zanadto bawiła się zwłokami czyżby jakiś wpływ Pajęczej Królowej Loth na tę formę:


-Opowiem wam dwie krótkie bajki, które opowiadali mi w kościele Płaczącego Boga: Pierwsza opowieść.
Była kiedyś w biednej dzielnicy Waterdeep grupka bezdomnych dzieci, nie miały rodziców, ale trzymały się razem szukając jedzenia po śmietnikach, wykonując drobne pracę i opierając się pokusie kradzieży choćby nie wiem jak były głodne! Pomagały sobie nawzajem… Pewnego razu udało im się znaleźć cały chleb, który nie był nawet zgniły, ale lekko zaschnięty! Podszedł do nich żebrak, prosząc, aby się podzielili. Żebrak ów był słaby, chudy ubrany w łachmany, do tego kaszlał i miał wrzody dzieciom przeszło przez myśl, że mógłby od niego uciec, że mógł ich czymś zarazić, przekazać jakąś straszną chorobę a wyglądał tak słabo, że pewnie padnie trupem jutro nawet jeżeli coś zje! Lecz ich dobre serca wygrały z zimnymi kalkulacjami i podszeptami rozsądku. Mimo wielkiego głodu, który same odczuwały i strachu przed złapaniem jakiegoś liszaja zaprosiły starca do swojej bezpiecznej kryjówki w alejce i ugościły go, jakby był jednym z nich… Po posiłku, okraszonym miłą rozmową w przyjaznej atmosferze żebrak powiedział im prawdę o sobie: Był bowiem awatarem Ilatamtera Płaczącego Boga, który testował czystość ich serc! To on podrzucił ten chleb, a w zamian za okazaną dobroć podarował im magiczny obrus, który dwa razy dziennie tworzył mdły, ale syty posiłek zabrał też dzieci do jednej ze swoich świątyń i nakazał kapłanom, aby zapewnili im bezpieczne schronienie, opiekę i edukację i dzieci nie zaznały już głodu ni chłodu w swym życiu! Postąpiły podobnie jak wy którzy mogliście nas skrzywdzić i zaatakować, ale pomogliście i byliście dla nas mili- wzięła głęboki wdech i kontynuowała.
-Druga Historia: Pewien bogaty kupiec, który odziedziczył majątek po rodzicach i go rozwinął krzywdząc, przy tym innych ludzi nigdy nie dzielił się swoimi dobrami, gdyż uważał, że sam ma wszystko. Po śmierci trafił do Dziewięciu Piekieł cierpieć za swe grzechy. Deva Anioł o dobrym sercu chciał pomóc kupcowi. Przejrzał całą historię jego życia i odnalazł wydarzenia kiedy to dał żebrakowi cebulę. Ilatamter jako łaskawy bóg, płaczący za każdą zagubioną duszą, pozwolił aniołowi spróbować uratować kupca, używając jego jedynego dobrego uczynku jako liny, aby wyciągnąć go z piekieł. Kupiec za życia był jednak tak opasły, gdyż objadał się ponad miarę, że jego pośmiertna postać również była gruba i ciężka. Lina stworzona z cebuli zerwała się więc pod nim i pozostał w piekłach gdzie zamieniono dumnego kupca w oślizgłą glizdę! Wy jednak rozumiecie tę prawdę! Pomogliście Płomykowi a z cebuli, którą mu daliście można by stworzyć mocarny łańcuch do niebios! Prawdziwi z was królowie, przyjmiecie więc ode mnie te korony z kwiatków powierzchniowych — Za pomocą prostej magii druidycznej stworzyła dwie korony z polnych kwiatów i nałożyła je na latające kule bliźniaków.
- To takie bajki opowiadają małym druidom? - powiedział z ironią zaklinacz. - Pewnie są niezbyt szczęśliwe, gdy realne życie kopnie je w zadek.
- Te bajki to akurat z casów gdy żyłam z siedmiorgiem rodzeństwa w slumsach Waterdeep z ojcem alkoholikiem i matką mieszczanką zbyt słabą, aby odejść od jebanego opoja nie wiem co się opowiada małym druidom, bo dołączyłam na szkolenie w Złotych Polach już jako młoda kobieta gdy mój przewodnik duchowy zauważył, że bardziej ciągnie mnie do natury, ale kiedyś słyszałam piosenkę, którą uczyli dzieci w świętym Grójcu zaśpiewać wam?- Odpowiedziała zaklinaczowi pytaniem.
- Wolałbym nie, jeśśli łasska. - Odpowiedział bard. - Przez osstatnie dni wysstarczy mi już gwałtu na szsztuce i muzyce w wykonaniu miejssscowych. - Po tych słowach omiótł wzrokiem pozostałych. - Domniemuję, że żadne z wasss nie zna zaklęcia niewidzialnośści? Jeśśli nie, to ssłabo widzę naszsze szszanse przemytu kogokolwiek pod czujnym okiem krassnoludów. -
- Niewidzialności, nie ale moja Pani Matka niedawno udostępniła mi coś całkiem bliskiego magię, która sprawia, że cienie otulają osoby blisko mnie niczym płaszcz… Albo możemy po prostu pogadać i wykupić kontrakt Daria, a nie kombinować jak kobyła pod górę ? - Zaproponowała kobieta.
- Wykupić? Od krasnoludów? - Verryn pokręcił głową. - Nie bardzo sobie to wyobrażam.-
-Zgadzam się…- wtrącił brodacz -Jeśli im powiecie, że mnie znaleźliście to możecie mieć nieprzyjemności związane z przepytywaniem. Ale jeśli powiecie, że mnie znaleźliście i chcecie zapłacić za moją wolność to będzie jak potwarz dla Liry. Na pewno się wkurwi…- dodał szybko.


-Nie możemy go tak po prostu wykupić, Płomyk znasz rozkład tak? Mając klucz możemy wrócić tam w dowolnej chwili. Jeśli uda nam się go odprowadzić nie zauważonego do bramy to będzie już z górki- Itkovian podzielił się spostrzeżeniami z resztą grupy.
Dario przyglądał się swym nowym kompanom, słuchając uważnie co mają do powiedzenia.
-Czy wy się słuchacie nawzajem w ogóle?- zapytał unosząc lekko brew -Przecież mówiłem jak to trzeba zrobić. Krok po kroku…- zamilkł widząc konsternację na twarzach awanturników -Przecież to było dwie godziny temu…- brodacz wziął głęboki wdech -Skupcie się teraz!- klasnął trzy razy w dłonie.
-Skupcie się!- powtórzył za nim Obsraniec.
-Właśnie! Skupcie!- dodał Brzydal.
-Musicie wejść do środka, do twierdzy zdobyć z mojej kwatery zwój niewidzialności, lub napar od kwatermistrza, który jest mi dłużny przysługę. Pomiędzy zmianami wartowników będziecie musieli podać mi ten zwój czy tam napar. Jeden z was musi zostać ze mną, żeby udawać, że zaginął podczas waszych poszukiwań kluczy. Potem będzie udawać, że się odnalazł i wróci pod twierdzę. Ja w tym czasie będę mu towarzyszył pod iluzją niewidzialności. Kiedy krasnoludy wpuszczą was do środka, trzeba będzie mnie od razu wprowadzić do windy i jeden z was będzie musiał wyjechać pod jakimś pretekstem na powierzchnię- brodacz mówił powoli I wyraźnie by mieć pewność, że każdy go rozumie -Macie jakieś pytania?- spytał na koniec.
Itkovian popatrzył na Płomyka drapiąc się po hełmie
-Może rzeczywiście coś wspominałeś, w każdym razie ja pytań nie mam- rzekł.
-Dobry pomysł załatwimy ten zwój a dodatkowo jeżeli będąc niewidzialnym, będziesz około dwadzieścia metrów, blisko mnie to czar druidyczny dodatkowo osłoni twoje kroki. Możemy po prostu kupić napar za pieniądze, które dostaniemy za zwrócenie klucza… Czyli moglibyśmy oddać klucz powiedzieć, że cię nie znaleźliśmy Płomyku, znaleźlibyśmy ci coś, co pozwoli ci być niewidzialnym, zostaniemy na noc w twierdzy, poczekamy na zmianę warty, użyjemy tego zwoju albo naparu, sprawimy, że będziesz niewidzialny, wspomożemy cię moją magią i przekradniemy się, żeby cię wyprowadzić sekretnie z Twierdzy? Czy Dobrze zrozumiałam plan? Przepraszam cię Płomyku… Jestem momentami durna skupiona na religii, naturze oraz walce, nie jestem dobra w planowaniu, tylko w robieniu także z chęcią się poddam pomysłom sprytniejszym ode mnie w tej kwestii. Obiecałam pewnej istocie, nagięcie praw sądzę, że owa istota by się ucieszyła z mojej pomocy więc dodatkowa korzyść i motywacja dla mnie - Wyjaśniła chcąc ustalić wszystko zanim ruszą.
 
Halwill jest offline  
Stary 23-07-2023, 16:00   #70
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
-Czy wszyscy znają plan? Tak? Świetnie, to nie traćmy więcej czasu, i tak za długo tu siedzimy.- Itkovian zadał pytanie nie oczekując odpowiedzi i ruszył w kierunku twierdzy. Po chwili się obrócił -No na co jeszcze czekacie? Idziecie?- zwrócił się do towarzyszy i ruszył w dalszą drogę.
-Było mi bardzo miło z wami spędzić ten czas- Płomyk poklepał Obsrańca i Brzydala tuż nad centralnym okiem -Dziękuję, że nie daliście mi skonać z głodu...-
-Obsraniec i Brzydal też dziękują. Szkoda, że musisz pójść...- odparł jeden z potworów.
-Tak, wielka szkoda. Gdybyś kiedyś chciał wrócić do Obsrańca i Brzydala zawsze z chęcią cię ugościmy!- dodał drugi ze Spektatorów. Reszta grupy również pożegnała się z oszalałymi z samotności stworami, po czym udali się w kierunku wyjścia z budowli.
-To kto z was uraczy mnie swoim towarzystwem w oczekiwaniu na ratunek?- spytał po drodze Dario.
-Zossstane z tobą...- zaproponował Thulzssa, co wyraźnie ucieszyło krasnoluda.
-Wyśmienicie! Mam kilka pytań odnośnie twego rodowodu jeśli pozwolisz... Ale najpierw rzeczy ważne- spojrzał na pozostałych awanturników -Pamiętajcie, że gwardziści na murach zmieniają się co sześć godzin. W kilku miejscach znajdziecie klepsydry, gdyby było wam trudno oszacować ten czas. Kiedy nie ma słońca nad głową, to można się pogubić w tym jaka jest pora dnia...- skomentował, rozumiejąc ból "powierzchniowców".
-O mnie się nie martwcie. Będę czekał pod murem, w momencie gdy strażnicy będą oddawać zmianę. Pamiętajcie by wymyślić jakiś powód by ruszyć do jaskini gigantów, gdy "cudownie ocalały" Thulzssa w końcu się odnajdzie i wejdzie do twierdzy. Muszę dostać się na górę, zanim efekt niewidzialności przestanie działać- podkreślił.
Niedługo później kompani dotarli do miejsca, gdzie delikatna poświata światła z strzelniczych okienek bastionu majaczyła w ciemności.
-Dobra... Tu się rozstaniemy...- rzekł Płomyk, rzucając Thulzssie porozumiewawcze skinienie głowy.
-Powodzenia- dodał szybko. Towarzysze nie tracąc ani chwili od razu ruszyli w kierunku murów twierdzy. Gdy pojawili się w zasięgu wzroku kuszników, do ich uszu dobiegło poruszenie na murach, lecz gdy obrońcy rozpoznali znajome twarze najemników, znów nastała cisza. Kompani dotarli bezpiecznie pod wrota i zanim te stanęły przed nimi otworem, Tenia wydobyła spod kupki kamieni pęk kluczy, które ukrył tu Dario. Mechanizm wrót zatrzeszczał i toporne skrzydło powoli drgnęło, by w końcu ospale ustąpić przed gośćmi. Oczywiście nie obyło się bez komitetu powitalnego składającego się z kilkunastu zbrojnych w towarzystwie Laresa.
-Wróciliście. A gdzie yuan-ti?- spytał od razu zauważając brak Thulzssy.
-Nie wrócił przed nami?- zapytał Itkovian zaniepokojonym głosem. - Musieliśmy się rozdzielić. W jaskiniach coś nas zaatakowało do tego natrafiliśmy na stado Grimlocków. Mam nadzieję że niedługo wróci jeśli nie to wracamy po niego- odrzekł Itkovian wyjawiając pół prawdy o zniknięciu towarzysza.
-Kiedy to się wydarzyło?- zapytał Lares -W sumie to nie ważne. Nawet w tak spokojnych rejonach podmroku podróż w pojedynkę to pewna śmierć…- stwierdził chłodno -Przykro mi, ale powinniście się pogodzić z jego stratą- dodał szybko. Krasnolud zaprosił awanturników do kuchni, by mogli spokojnie usiąść, zjeść coś pożywnego i odzyskać siły. Brama za ich plecami powoli się zamknęła a krasnoludzcy kusznicy opuścili broń, odzyskując odrobinę luzu.
Do stołów szybko podano miski z zimną owsianka przypominającą konsystencją glut. Do tego podano garść owoców i nasion, oraz dzban zbożowej kawy.
-Udało wam się odnaleźć klucze?- zapytał bez ogródek.

Itkovian spojrzał na Tenię, unosząc przy tym brwi i wyciągnął do niej rękę prosząc o klucz. Druidka podała mu go szybko, nie podnosząc przy tym wzroku. -Proszę oto i zaginiony klucz- odparł Itkovian z dumą w głosie, posyłając tym samym szczery uśmiech do Laresa.
Krasnolud odebrał od wojownika brzęczący pęk, uważnie mu się przyjrzał, prawdopodobnie licząc każdy z przyczepionych kluczy.
-Świetna robota…- rzekł, wodząc wzrokiem po twarzach awanturników. -A co z naszym zaginionym inżynierem? Znaleźliście jakieś ślady?- Miał chłodny, pozbawiony emocji wyraz twarzy.
-Jakieś ślady widzieliśmy, kupka kału osmalone ściany, no i ślady stóp prowadzące do leża grimloków. Na wejściu do tegoż leża odzyskaliśmy ten klucz pozbywając się ich czujek, więc nie robiłbym sobie wielkich nadziei, że wasz inżynier do was wróci- Itkovian odpowiedział z obojętną miną wzruszając przy tym ramionami.
Twarz Laresa zdawała się przez dosłownie sekundę rozpromienić.
-Wielka szkoda. Szkoda, że nie mamy pewności, że nie widzieliście zwłok, ale nic to. Grunt, że odzyskaliście klucze. Bardzo wam dziękuję w imieniu swoim i moich współplemieńców- skomentował.
Brodaty wojak skinął głową do jednego ze swych podwładnych, a ten momentalnie odwrócił się na pięcie i zniknął w jednym z korytarzy. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy
pomagier Laresa wrócił niosąc wagę i odważniki. Mężczyzna położył wszystko na blacie jednego ze stołów, a inicjatywę przejął ich lider. Lares podszedł i położył na wadze pęk kluczy, po czym po przeciwnej stronie zaczął kłaść odważniki. Awanturnicy z ciekawością przyglądali się całemu procesowi.
-Trzysta dwadzieścia siedem gramów…- syknął pod nosem -Cóż, słowo to słowo. Proszę zawiadomić dowódczynię i poprosić by wydała z skarbca równowartość kamyków- polecił Lares, na co zbrojny zasalutował i bez tracenia czasu pognał znów gdzieś w głąb twierdzy.
-Powiadacie grimloki?- zagadał bardziej by przerwać niezręczną ciszę, aniżeli z czystej ciekawości co do odbytych przez grupę eksploracji.
- Było ich małe stadko - powiedział Verryn. - W sumie nic ciekawego. Nie warte zainteresowania- odparł zaklinacz.
Lares pokiwał głową
-No cóż małe stadko nie raz potrafi narobić tyle problemów co cała horda jeśli dowodzi nimi dość sprytny lider- powiedział, wodząc wzrokiem po gościach. -Gdzie teraz macie zamiar się udać? Będziecie szukać jeszcze jakiejś pomocy w waszej krucjacie przeciwko likantropom?- zapytał z ciekawości wojak.
-Zaczekamy na naszego towarzysza, jak wróci to ruszymy do giganta. Liczymy na to, że po drodze do Krwawej Twierdzy jeszcze kogoś spotkamy. Posłaliśmy też wiadomość z opisem sytuacji więc mam nadzieję, że wsparcie dotrze- odpowiedział Itkovian.
Lares pokiwał głową na znak, że rozumie. Chwilę później w kuchni pojawił się zbrojny, którego wysłał do swej siostry po nagrodę za wykonane zadanie. Kamienie lekko pobrzękiwały w aksamitnym mieszku z wyszytymi zdobieniami ze złotych nici. Mieszek trafił w ręce Laresa a ten położył go na wadze uprzednio zdejmując z niej odważniki. Waga była idealnie równa. Lares wręczył mieszek Itkovianowi.
-Nie krępuj się. Możesz sprawdzić- powiedział gromko. Wojak wiedział, że krasnoludzkie słowo było warte tyle, co wydobywany przez nich mithril, ale skoro brodacz zachęcał go do tego, postanowił zajrzeć do mieszka. Czerwone, zielone, błękitne i białe kamienie odbijały skromne ilości światła, które dostawały się do środka woreczka. Żaden z awanturników nie znał się na jubilerstwie więc Itkovian uznał, że uwierzy na słowo.

-Dziękuję za waszą pomoc. Odpocznijcie ile tylko będziecie potrzebować i nim ruszycie w dalszą drogę zawiadomcie mnie proszę- polecił gościom -Teraz pozwólcie, że udam się zająć swoimi obowiązkami- dodał szybko, pożegnał ich skinieniem głowy i zostawił samych w kuchni.
Kompani odczekali jeszcze chwilę, po czym zebrali się w grupę
-Dobra!- syknął Salomon -Verryn z Itkovianem pójdą zobaczyć się z tym zarządcą. Tenia mogłaby sprawdzić kwaterę Płomyka. Gdyby napotkała jakieś trudności zawsze może przybrać swoją zwierzęcą formę i jakoś sobie poradzi- dodał -Ja poobserwuje gwardzistów i możliwości wręczenia Płomykowi eliksiru... lub też zwój. Bez różnicy- dodał szybko -Myślę, że nie ma co tracić czasu. Spotkajmy się tu za dwie godziny i obgadamy co udało się ustalić- spojrzał na klepsydrę o której wcześniej wspominał Dario. Piasek był w połowie przesypany, a to oznaczało, że kolejna zmiana wart miała nastąpić za około trzy godziny.
- Może najpierw Tenia sprawdzi, czy można zdobyć ten zwój? - powiedział Verryn. - Kwatermistrz może nie chcieć dać naparu na piękne oczy, a powoływanie się na przysługi... Od razu się domyśli, że Płomyk żyje.
-Tak po prawdzie to sam kazał się na niego powołać…- odrzekł czerwonooki czarownik.
- Wiem, ale wolę uwzględniać i te gorsze, mniej nam sprzyjające okoliczności - odparł zaklinacz.
-Rozumiem- odrzekł czarownik zerkając wymownie na Tenię -Idę zająć się moją częścią tego zadania. Do potem- dodał, po chwili znikając w korytarzu.
- Wolę zacząć od kwatermistrza, szczególnie że skończyły mi się przemiany na dziś -Powiedziała i ruszyła spytać się o zwój czy inny napar niewidzialności jeżeli nic takiego nie będzie na stanie to wtedy zerknie do kwatery Płomyka. Przy okazji zerknie w poszukiwaniu innego przydatnego sprzętu i kupi zapasy na drogę.
- W takim razie zabiorę się z tobą - powiedział Verryn. - Mam nadzieję, że da się to załatwić bez problemów.
- Jasne bez problemu, od razu kupimy zapasy a ty się lepiej poznasz Varrynie czy będzie mieć coś magicznego, co warto kupić - Tenia wolała już zapłacić za ten napar czy zwój niż wzbudzić podejrzenia, że Płomyk żyje i narazić się na gniew brodatego ludu. Nie była dobra, w kłamaniu wolała więc nie ryzykować, że zostanie na kłamstwie przyłapana.
Itkovian odprowadził towarzy wzrokiem. Jako że nie zostało mu przydzielone żadne konkretne zadanie toteż ruszył korytarzami w poszukiwaniu spokojnego miejsca. Gdy już takowe znalazł, rozłożył tam swoje manatki i zabrał się do czyszczenia zbroji i ostrzenia oręża.
Siedziba kwatermistrza była bezpośrednio połączona z magazynem, w którym znajdował się cały sprzęt, którym zarządzał. Drogę wskazali gwardziści, których Verryn i Tenia napotkali po drodze. Drzwi do jego kwatery były zamknięte, ale wystarczyło kilka razy w nie zastukać, by zwrócić uwagę "gospodarza".
-Czego do kurwy nędzy!?- krzyknął zza drzwi tonem głosu jakby ktoś pocierał metalem o bruk. Drzwi stanęły przed nimi otworem i ich oczom ukazał się siwiejący krasnolud z wielgachnymi zakolami, odziany w zwyczajne ubrania, bez elementów uzbrojenia.
Widok druidki i zaklinacza lekko wstrząsnął magazynierem
-A wy to kto?- zapytał nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Mniej więcej goście krasnoludzkiej twierdzy - odparł z poważną miną zaklinacz. - Tenia, Verryn - przedstawił druidkę i siebie. - Załatwialiśmy parę spraw... Odnaleźliśmy zaginione klucze, a przy okazji chcieliśmy sprawdzić, czy możemy kupić ciekawego.
- Mamy pozwolenie szefostwa, klejnoty i złoto. Potrzebujemy: zapasów na podróż do Twierdzy Krwawego Kła, do tego będziemy walczyć ze wściekłymi łakami, kultystami Malara władcy pchlarzy więc przydałoby się coś, co pozwoli nam się lepiej ukryć jeżeli masz coś magicznego co mógłbyś sprzedać Panie Kwatermistrz to też chętnie zerkniemy - Dodała od siebie druidka.
 
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172