Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2023, 18:18   #96
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Musiałam to przyznać. Od kiedy poznałam rytuały i nauczyłam się je przeprowadzać to polubiłam to. Było coś uspokajającego i kojącego w rozrysowywaniu znaczków, wypowiadaniu odpowiednich fraz i osiąganiu przy tym tego specyficznego, wymaganego stanu umysłu. Człowiek przestawał się czuć tak zwyczajnie, codziennie i normalnie a sięgał po coś co zawsze było tuż przed nim czy też przy nim a nie zawsze sobie uświadamiał, że istniało. Dotknięcie nieznanego, które tak naprawdę nie było do końca nieznane a po prostu nie ruszane. Jednak w tym przypadku, przy tym konkretnym rytuale było pewne znaczące “ale”. Podróż astralna. Nie wiem, może po prostu miałam z nią za mało do czynienia i brakowało mi doświadczenia. Albo po prostu nie lubiłam tego, że moje fizyczne ciało leżało sobie gdzieś tam, wystawione na atak a ja w razie zagrożenia nie byłabym w stanie go obronić. Oczywiście ciało astralne też mogło się stać celem ataku, ale w trakcie podróży astralnej kierowałam nim i byłam w stanie użyć moich zdolności, żeby się ukryć albo je ochronić.

Właściwie rzadko korzystałam z tego rytuału co było o tyle dziwne, że jako Fantom często służyłam za zwiadowcę czy infiltratora a dokonywać zwiadu mogłabym i jako ciało fizyczne i jako projekcja astralna, bo zdolności były sprzężone z moich duchem, więc działały, kiedy zajmowałam swoje ciało jak i kiedy je opuszczałam, ale najczęściej wolałam działać na fizycznej płaszczyźnie. Jeśli się nad tym zastanowić to traciłam w ten sposób sporo możliwości.

Oczywiście nie podzieliłam się moimi przemyśleniami z Finchem, żeby sobie nie pomyślał, że się obawiałam podróży. On pewnie spędził tyle samo czasu w astralu co w świecie realnym. Przyjęłam od niego pomoc w postaci energii, którą mi przekazał i przy pomocy rytuału przemknęłam na inną płaszczyznę. Trop w postaci nitki pozostawionej przez istotę, którą chciałam odszukać był bardzo wyraźny. Na tyle wyraźny, że pozwoliłam sobie nie podążyć za nim od razu tylko skorzystać z okazji i bliżej przyjrzeć się Gemmie w kolejnej próbie odszukania odpowiedzi na pytanie kim Młoda tak naprawdę była.

No i oczywiście straszliwie się rozczarowałam, bo po raz kolejny niczego nowego się nie dowiedziałam. Zobaczyłam ją jako światło srebrzysto- szaro- złote, emanowała dość silnie, ale jej moce nie zostały jeszcze rozbudzone tak jak miało to miejsce w przypadku Fincha, którego widziałam przed chwilą i mogłam porównać do emanacji Gemmy.
Aura dziewczynki pokazała mi także jej emocje, splecione ze sobą w dziwny wzór szczęście oraz strach. Widziałam, że w jej aurze było coś nietypowego i mocno magicznego, ale nie wzbudzało to we mnie niepokoju tylko tą wszechobecną irytację, iż nie potrafiłam zrozumieć powodów tej anomalii.

Jak widać nawet spojrzenie na sprawę z nowej, astralnej perspektywy nie pomogło mi zdobyć dodatkowych informacji. Mogłam tylko porównać jej aurę z moją i stwierdziłam, że obie były prawie identyczne. Różniły się tylko siłą emanacji. Takie podobieństwo nie mogło być przypadkowe, ale to już wiedziałam wcześniej.

Zmieniłam więc podejście. Gemma twierdziła, że ktoś się z nią kontaktował. Zaczęłam studiować jej aurę w poszukiwaniu jakiejś obcej ingerencji, jakiś powiązań czy wręcz nałożonej kontroli. I po przejrzeniu wszystkich zwyczajnych sieci sympatii i antypatii łączącej ją z bliskimi osobami znalazłam zanikający powidok czyjejś ingerencji w jestestwo dziewczynki. Magiczny ślad oddziaływania mistycznego, ledwie widoczna mgiełka, która świadczyła o tym, że ktoś zrobił to bardzo dyskretnie i ostrożnie. Mogłabym złapać ten ślad i pójść za nim, ale byłam pewna, że bym go straciła. Ślad był zbyt słaby i zbyt subtelny, bym potrafiła zidentyfikować "sprawcę" i źródło jego mocy. Nie potrafiłam określić czy to było zaklęcie, dar fenomena, czy cokolwiek innego.

Nie miałam innego wyjścia, czy też nie widziałam innego wyjścia. Musiałam, póki co dać sobie z tym spokój i skoncentrowałam się na tropie, którym miałam podążyć.
Złapałam nitkę pozostawioną przez tajemniczą istotę gotowa udać się jej śladem. Wiedziałam, że istniały dwa dostępne sposoby na tropienie jej. Mogłam "schwytać" nić i natychmiast polecieć za jej tropem i wtedy ten, kto pozostawił ślad dowiedziałby się o moim działaniu. Lub mogłam "iść" po śladzie przez świat astralny, narażając się na spotkania z zamieszkującymi go bytami, ale nie zaalarmowałabym tropionej istoty.
Zdecydowałam się użyć sposobu numer jeden, bo uznałam, że lepiej było, aby poszukiwana przeze mnie osoba wiedziała o mojej próbie kontaktu.

Złapałam za nitkę i poczułam, że dotknięcie jej było niczym podłączenie się do światłowodu, takiego istniejącego jeszcze przed Fenomenem. Szarpnięcie przeniosło mnie do dziwnego miejsca. Ujrzałam wokół mnie szaro-czarne konstrukcje z dymu, a przy tym charakterystyczny kształt wielkiego, diabelskiego młyna dawnej atrakcji stolicy UK, czynnej nawet po Fenomenie.
Niedawno, kiedy przeprawiałam się przez rzekę, widziałam, że ta konstrukcja płonęła, tak jak cała stolica.

Wokół mnie niemal natychmiast pojawiły się widmowe, skrzydlate kształty: lśniące sylwetki dwóch lub trzech skrzydlatych aniołów. Wiedziałam, że istoty te potrafiły istnieć jednocześnie w świecie rzeczywistym i w świecie astralnym. Ich rozjarzone ogniem oraz światłem oczy zaczęły przeskakiwać po całym widmowym, zdewastowanym krajobrazie, jakby kogoś lub czegoś szukały. Nie wiedziałam czy to ja czy coś innego tak je zaniepokoiło, ale wiedziałam za to jak się skończy moja przygoda, jeśli mnie dostrzegą. Nie mogłam ich ominąć i pójść dalej, bo mój trop się tutaj kończył. Byłam tam, gdzie miałam dotrzeć. Ten kogo szukałam znajdował się gdzieś blisko. Bardzo możliwe zatem, że to ona tak wzburzyła obecnych tutaj Skrzydlatych jednak to mnie by się oberwało w razie ich ataku.

Sięgnęłam po sporą część energii podarowanej mi przez Fincha i ukształtowałam z niej coś na kształt widmowej istoty. Posłałam ją w takim kierunku, aby Skrzydlaci ją dostrzegli i się nią zainteresowali. Kiedy byłam pewna, że przyciągnęła ich uwagę posłałam ją jeszcze dalej odciągając ich z tego miejsca. Skrzydlaci ruszyli za moją przynętą a ja przemknęłam szybko do miejsca, w którym urywał się mój trop. Wiedziałam, że Skrzydlaci nie dadzą się aż tak długo zwodzić posłaną energią. Na szczęście dla mnie tuż przy diabelskim młynie dostrzegłam zakapturzoną postać z mojej wizji. Postać była bardzo niewyraźna, wręcz niewidzialna i cały czas musiała się ukrywać tuż pod nosami tej dwójki czy trójki aniołów.

Zbliżyłam do niej bardzo ostrożnie starając się nawiązać kontakt tak aby nie czuła się zagrożona próbując w jakiś sposób dać jej znać, że byłam osobą, z którą próbowała się skontaktować.

Postać nie wyglądała na zaskoczoną czy też przestraszoną moim pojawieniem się. Spokojnie skierowała się do jednego z wagoników diabelskiego młyna i siadła w nim. Nadal nie widziałam jej zbyt dobrze.

Ostrożnie zbliżyłam się do tego wagonika. Postać przesunęła się robiąc mi koło siebie miejsce. Bardzo uprzejmie z jej strony.

Przysiadłam się, nadal zachowując sporą ostrożność.

- Chciałaś ze mną porozmawiać, więc jestem. - Pomyślałam do istoty.

Istota odwróciła się w moją stronę i zobaczyłam, iż twarz miała ukrytą za maską ze szkła, w której odbijała się moja twarz. Wykonała nieznaczny ruch dłonią i diabelski młyn ruszył w górę. Nie odpowiedziała mi żadną myślą czy słowem.

Zaskoczyło mnie, że w przestrzeni astralnej moje ciało wyglądało dokładnie tak samo jak w świecie rzeczywistym. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, bo nie miałam okazji oglądać swojego odbicia podczas podróży astralnej tak jak teraz.

Wcześniej myślałam, że jak opuszczasz swoje ciało i masz tylko ciało astralne to twoje ciało astralne wygląda jak spektra, czyli niewyraźny zarys sylwetki, ale w szybie odbijała się dokładnie moja twarz z jej wszystkimi szczegółami. Może tak zawsze to wyglądało tylko nie miałam o tym pojęcia, a może była to specyficzna cecha noszonej przez istotę maski.

W każdym razie siedziałam cicho i czekałam na jakąś reakcję ze strony tej istoty.

Kiedy znalazłyśmy się na samym szczycie, koło nagle zatrzymało się. Spojrzałam w dół, znajdowałyśmy się prawie 30 jardów nad ziemią. Istota dotknęła mojej dłoni i świat wokół nas uległ zmianie. Znajdowałyśmy się w Londynie, ale nie tym zniszczonym tylko pogrążonym w ciemności, rozświetlonym zaledwie światłami z okien domów i innych budynków oraz światłami nielicznych samochodów przemieszczających się przez ulice miasta. Gdzieś nad naszymi głowami przelatywał samolot migocząc punktami pozycyjnych świateł. Wiał silny wiatr.

Rozejrzałam się czujnie próbując połapać się, czy była to jakiegoś rodzaju iluzja czy może też coś całkiem innego.

Odczuwałam wszystko bardzo realnie. Jakbym nagle znalazła się gdzieś indziej lub kiedyś indziej.

- Czy wiesz, gdzie cię zabrałam? - Głos istoty był dokładnie taki sam, jak w wizjach. Trudny do zdefiniowania i określenia.

- To nadal Londyn. – Zaczęłam, pewna swoich słów - Tylko albo w innym czasie albo innej rzeczywistości. – Dokończyłam już mniej zdecydowanie.

- Jak sądzisz, które z tych? – Dopytywała istota.

Rozejrzałam się uważnie po panoramie miasta. Szukałam różnić pomiędzy tym co widziałam tutaj a tym co pamiętałam. Gdyby to był tylko inny czas to nie powinnam znaleźć zbyt wielu różnic, ale jeśli to była także inna rzeczywistość to miasto powinno różnić się większą ilością szczegółów, czymś co powinno mocno rzucać się w oczy.

I doszłam do wniosku, że w sumie wszystko wyglądało nieco inaczej i mogło pasować do obu moich hipotez.

- Trudne pytanie. – Przyznałam - Jest ciemno i niewiele widać. Ciężko dostrzec szczegóły, ale chyba postawiłabym na to, że to inna rzeczywistość, a dokładniej inna ścieżka naszej rzeczywistości. Tak wyglądałby teraz nasz świat, gdyby nie doszło w nim do Fenomenu Noworocznego. - Odpowiedziałam, ale z pewnym wahaniem w głosie.

Zamaskowana osoba nie odpowiedziała, a ja nadal widziałam tylko swoją twarz w szybie. Wagonik stał w miejscu. Wiatr, zimny i przenikliwy, niosący zapowiedź deszczu lub burzy, szarpał gondolą, wprawiając ją w lekkie bujanie.

- A ty? Jeśli to inna rzeczywistość, inna linia znanego ci świata, jak myślisz, co ty w nim robisz? – Pytałam Zamaskowana.

- Mnie tutaj przecież tak naprawdę nie ma. To moje ciało astralne, moja myśl, która może podróżować swobodnie gdziekolwiek zechce. Jeśli gdzieś tam - wskazałam głową miasto w dole - istnieje jakaś Emma to jest człowiekiem związanym z tą rzeczywistością i zapewne robi coś zupełnie innego niż ja, bo nigdy nie odkryła swoich umiejętności Fantoma.

- Jesteś tego pewna? – Dopytywała nieznajoma.

- Nie, nie jestem. – Przyznałam - To tylko moje nie poparte dowodami przypuszczenia.

Wiatr zawył przeciągle. Gondola zabujała się mocniej. Zajęczały mocowania i cała konstrukcja. Czy powinno mnie to przestraszyć?

- Powinnaś być pewna. - Odparła - Masz moc kształtowania tego, co cię otacza. Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś. Jesteś … Rozdarciem.

Jeżeli jej słowa miały być dla mnie swego rodzaju objawieniem to chyba nie takim jaki ona uważała, że będą.

- Jestem też kimś, kto lubi się opierać na dowodach i konkretach, dokładnej analizie posiadanych informacji. Przy moim zamiłowaniu do drobiazgowej oceny sytuacji to chyba nigdy tak do końca nie jestem niczego pewna. - Tym razem w moim głosie pojawiło się zdecydowanie i pewność jakbym mówiła tej istocie: “taka właśnie jestem, pogódź się z tym”.

- Nie jesteś kimś. Jesteś sobą. Jesteś wieloma, ale zarazem jedną. Jesteś zapomniana przez samą siebie i zapomnianą przez innych. Jesteś mną, a ja jestem tobą. W wielu światach, w wielu wymiarach, mijamy się i spotykamy. Ale zawsze jesteśmy tym samym.

Zabrzmiało mi to strasznie niejasno.

- Jak można zapomnieć samą siebie? – Zapytałam.

- Można zapomnieć wszystko. Wszystkich. A zapomnieć prawdziwą siebie jest najłatwiej.

- Dlaczego? – Teraz ja weszłam w tryb pytań.

- Bo kształtują nas inni i to, jak o nas myślą i za kogo nas uważają. I tutaj powoli, chociaż zapewne tego nie czujesz, dochodzimy do sedna naszego spotkania. Bo jak myślisz, czemu cię szukałam?

- A nie jest tak, że mamy przynajmniej dwie twarze, tą, którą widzą inni i tą, którą my sami widzimy? – Wtrąciłam - I nie mam pojęcia, dlaczego mnie szukałaś. Wcześniej myślałam, że się chcesz podzielić jakąś wiedzą, ale to nie był powód twojej próby kontaktu. Chcesz czegoś innego, prawda?

- Ty i ja jesteśmy swoim odbiciem. Masz rację. Każdy ma nawet więcej twarzy, bo przecież każdy kogo znamy, może postrzegać nas w zupełnie inny sposób, co czyni nas w jego świecie zupełnie inną osobą. I tak. Chcę podzielić się z tobą wiedzą o … moim świecie. Naszym świecie. W zamian za wiedzę o twoim świecie. Jestem Zapomniana. Ty też. Nasza … boskość została rozdarta na kawałeczki i aby ją odzyskać powinno się je odnaleźć i połączyć. Teraz, gdy światy zostały Rozdarte, będziemy przyciągać się nawzajem. Odnajdywać. Łączyć. To niebezpieczne, ale i konieczne.

- A co, jeśli ja nie chcę się z nikim łączyć? – Odpowiedziałam szybko - Co, jeśli poczułam się niezależną, odrębną istotą i podoba mi się ten stan? Co, jeśli trudno mi uwierzyć w twoje słowa? - Uśmiechnęłam się lekko do szklanej maski i własnego odbicia.

- Bo jesteś niezależną i odrębną istotą i masz prawo, aby podobał ci się ten stan. To oczywiste. Jednak tak powinno być wtedy, gdy światy są rozdzielone. A kiedy rozdarte zostały zasłony i wszystko przemieszcza się tam, gdzie nie powinno, wtedy wszystko zaczyna się przenikać. Ty i ja, obie jesteśmy … tak po prostu. Wiesz kim byli Zapomniani?

- Szczerze mówiąc to nie bardzo. Skrzydlaci postarali się o to, żeby rzeczywiście zostali zapomniani i mało kto ma wiedzę na ich temat.

- A szukasz tej wiedzy?

- A powinnam?

- Ty musisz zdecydować. Przecież nie mogę tego robić za ciebie.

- Oczywiście, że powinnam. Wiedza prawie zawsze jest użyteczna. Zatem, tak, szukam tej wiedzy. - Przyznałam.

- To dobrze. Bo ja również jej szukam. Możemy pomóc sobie wzajemnie. Zdejmij moją maskę, proszę.

- Czemu nie zrobisz tego sama? – Od razu obudziła się we mnie podejrzliwość.

- Bo to musi być ktoś inny.

- Czy to jakieś niezrozumiałe w moim świecie zasady twojego świata? – Dociekałam.

- Tak. Możemy tak to zdefiniować.

- A może próbujesz mnie w coś wmanipulować wiedząc, że nie znam tych zasad. - Przyjrzałam się jej podejrzliwie i ujrzałam tylko swoją lekko zdziwioną twarz odbitą w lustrzanej masce

- Może. – Przyznała - A może oferuję ci coś, czego nikt inny nie zaoferował. Rozwiązanie.

- To przekonaj mnie, że oferujesz mi coś pozytywnego a nie jakiś wrogi podstęp. Nie wiem, kim jesteś, twierdzisz, że jakąś inną wersją mnie, ale to tylko twoje słowa. Prawda? A ja nawet nie widzę twojej twarzy. A prośba o to, żebym to ja zdjęła ci maskę jest dla mnie w jakiś sposób niepokojąca. – Odpowiedziałam szczerze.

- Nie można odkryć sekretu za kogoś. To musi zrobić tylko ten, kto odkrywa sekret, prawda?

Mimowolnie uśmiechnęłam się rozbawiona. Teraz jeszcze trudniej było mi uwierzyć, że byłyśmy tą samą istotą.
- Znam kogoś, kto też tak sądzi, ale ja tak nie uważam, więc tym bardziej trudno mi uwierzyć, że jesteśmy podobne do siebie.
- Przyszedł mi za to inny pomysł do głowy. – Przyznałam - A co, jeśli zostałaś obłożona klątwą i właśnie dlatego nie możesz zdjąć tej maski i co, jeśli jak ja ci ją zdejmę to ta klątwa przejdzie na mnie i potem ja będę musiała chodzić w tej szklanej masce, aż ktoś nie przejmie jej ode mnie. Tego bym nie chciała.

- Podejrzliwość to cecha, którą ma każde z elementów Rozdarcia - Wagonik zakolebał się na silnym wietrze. - Musimy zaraz stąd uciekać. Wrogowie namierzają nas pomiędzy światami. Nie musisz tego robić. Rozumiem. Możesz wziąć to - wyciągnęła rękę ubraną w ciemną rękawicę, w której trzymała jakiś przedmiot wyglądający niczym kamień, ociosany krzemień, jak pięściaki pierwotnych kultur. - Kiedy będziesz chciała porozmawiać albo podejmiesz decyzję, ten kamień pozwoli ci się ze mną skontaktować.

- Nadal mi nie powiedziałaś jaki to jest świat, a już zamierzasz stąd uciec. - Powiedziałam z lekkim wyrzutem - I jacy wrogowie nas namierzają? Skrzydlaci?

- Tak. Wszędzie to sługi Zwierzchności. A ten świat, miałaś rację, to nasz świat - połączony, twój i mój. Nasz. Nie Rozdarty, ale Scalony. Taki, jaki powinien być.

- I Skrzydlaci rozpoczęli Apokalipsę w każdym ze znanych im światów? Niczego nie pominęli? – Zapytałam.

- Tego nie wiem. Ale mój świat, twój i kilka innych, są przez nie … niszczone. To chyba najlepiej oddaje to, co się z nimi dzieje.

- Jak je scalić w jeden świat? – Dopytywałam.

- Tego nie wiem. Myślę, że ta wiedza jest rozdzielona na wiele części i zapomniana. Nie wiem, jak ją odzyskać.

- A co wiesz? Nie żebym chciała być nieuprzejma, ale to ty prosiłaś mnie o to spotkanie i jak na razie niewiele z tej rozmowy wynika. A jeszcze do tego kończy nam się czas. – Wytknęłam nieznajomej.

- Myślałam, że te spotkanie pozwoli nam się zobaczyć.

- Ty widzisz mnie, ale ja nie widzę ciebie, a nie ufam ci wystarczająco, żeby dotykać twojej maski. - Zauważyłam.

- Więc wezwij mnie, gdy już mi zaufasz. Albo uznasz, że nie masz wyjścia. Rozumiem twoje obawy i szanuję je. Masz jeszcze jakieś pytania? Długo nie uda mi się utrzymać tego miejsca z dala od ich zmysłów. - Wyciągnęła ponownie dłoń z obrobionym krzemieniem w moją stronę.

Z lekką obawą wyciągnęłam rękę po kamień.
- Jak wygląda twój świat? Też miał w nim miejsce Fenomen Noworoczny? I jakie jest twoje miejsce w tym twoim świecie?

- Jestem łowczynią. Poluję na tych, którzy przeniknęli przez Zasłony. Potrafię znikać z ich pola widzenia i wyczucia. Jestem jedną z najlepszych w miejscu, z którego pochodzę.

Zaskoczyła mnie tym.
- Dziwne. – Przyznałam - Nigdy bym nie powiedziała o sobie, że jestem jedną z najlepszych nawet gdybym tak uważała. Jak dla mnie jesteś zbyt inna by być ze mną inną wersją tej samej osoby. Może się mylisz a może po prostu zwyczajnie mnie okłamujesz.

- A może po prostu jesteśmy innymi elementami tych samych puzzli? Albo to ty jesteś inna, niż ja? A może jesteśmy inne, bo …. Pytania mogą mnożyć się w nieskończoność. Jedne po drugich. W koło i w koło, bez końca...

- Ale to nie pomoże mi ci zaufać. – Odparłam.

- Trudno. Zaufanie przychodzi niekiedy z czasem. Co prawda niewiele go mamy, ale… nie wiem, czy ja zaufałabym sobie na twoim miejscu. Ja cię znam. Poznałam lepiej. Więc mi było prościej. A ty. Nie masz powodów, aby mi wierzyć. Rozumiem.

- W jaki sposób mnie poznałaś? - Zapytałam z lekką podejrzliwością.

- Kiedy zaczęło się Rozdarcie śniłam o tobie. Chociaż słowo śniłam chyba nie do końca oddaje to, czego doświadczyłam. Jakby nagle wspomnienia napłynęły do mnie. Nie tylko twoje. Innych … nas. Ciężko mi to wyjaśnić i opisać. Ale ty byłaś w tych … bodźcach najsilniejsza.

- Ja też śniłam o tobie i jeszcze o jednej z nas, ale to nie były wspomnienia, a raczej coś innego. I nie pozwoliło mi poznać was, waszego charakteru czy wyborów jakich musiałyście dokonywać. Nie dziw się, że jestem taka ostrożna z zaufaniem w stosunku do ciebie. Mówisz, że mnie znasz i że chcesz abym ci zaufała, a jednak dobierasz w taki sposób słowa, iż to co mówisz budzi moje wątpliwości. Nie rozumiem tego. Gdybyś mnie naprawdę znała, wiedziałabyś co powiedzieć, żebym ci zaufała.

- Możliwe. Ale czy my naprawdę znamy samych siebie? A może każda z nas jest osobnym bytem, który działa, funkcjonuje w jakiś niepojęty sposób i dopiero, kiedy nastąpiło rozdarcie, mamy świadomość istnienia siebie nawzajem. Nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Wiem jednak kim i czym jestem i kim, i czym ty jesteś dla mnie. To o jedna odpowiedź więcej niż ty ich znasz.

- Nie mówię o filozoficzno-psychologicznych rozważaniach tylko o użytkowym podejściu do tematu. – Zauważyłam - Znasz kogoś i wiesz jakie słowa trafiają do tej osoby, więc używasz ich, jeżeli zależy ci na przekazaniu ważnych dla siebie treści. I tyle.

- Ale to, że jesteśmy sobą nie oznacza, że każda z nas jest taka sama. Najwyraźniej jeszcze nie czas i miejsce, na to, byśmy się zrozumiały.
Szklana maska odwróciła się w moją stronę. Kosz gondoli zaczął powoli opadać w dół.

- Nie powiedziałam, że jesteśmy takie same. - Zaprotestowałam ściskając w dłoni krzemień. - Stwierdziłam, że jeśli mnie znasz to powinnaś wiedzieć jak mnie przekonać, a nie zniechęcać.

- Może tak powinno być, i nie powinnam cię przekonać? Jeśli coś ma się zdarzyć, zdarzy się. Może tak miało zakończyć się nasze spotkanie. Kto to wie? A może tracimy ostatnią szansę, na ocalenie, bo nie potrafimy przemóc swoich słabości. Kto to może tak naprawdę wiedzieć.

Czy powinnam się teraz poczuć winna? Czy rzeczywiście popełniałam ogromny w swoich konsekwencjach błąd?

Koło młyńskie powoli zbliżało się do samego dołu. Światła miasta znikały, jakby pożerane przez cienie i ciemności. Jakby gondola nie tyle zjeżdżała w dół, ale przechodziła z jednego świata do innego, z jednej płaszczyzny bytu, do innej. Postać z lustrzaną maską stawała się coraz mniej wyraźna, coraz bardziej przypominała blaknący cień. Bardziej ją teraz czułam niż widziałam i wiedziałam, że potencjał tej istoty był znacznie silniejszy niż mój. Pewnie nie kłamała o tej najlepszej łowczyni w mieście.

- No cóż, przynajmniej mam to - Podniosłam krzemień do góry - żeby się w razie czego z tobą skontaktować. Wiem, że nie mamy za dużo czasu, ale muszę sobie przemyśleć to co mi powiedziałaś. - Powiedziałam nie wiedząc czy tamta w ogóle mnie jeszcze słyszała czy też mówiłam już sama do siebie.

- Oczywiście, przemyśl – Zdziwiłam się, że jeszcze mi odpowiedziała - a jak poczujesz, że już jest czas albo będziesz chciała pomówić, wystarczy, że przywołasz magię tego kamienia. Bądź w zdrowiu i ostrożna. Bo przeczuwam, że będziesz niedługo potrzebowała wiele mocy i wytrwałości.

Nie odpowiedziałam jej. Zamiast tego skupiłam się na powrocie do swojego ciała. Miałam nadzieję, że uda mi się do niego powrócić bez niespodzianek.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 18-06-2023 o 18:22.
Ravanesh jest offline