Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2023, 22:18   #62
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
-Dobra, to jak to robimy?- spytał Salomon -Pochodnia narazi nas na stwory wyczulone na zapach, a światło zaklęcia jest dużo intensywniejsze i będzie nas widać z większej odległości. Nie wspominając o tym, że będziemy musieli ciągle patrzeć pod nogi, żeby hałasu nie narobić- zerknął na każdego z towarzyszy.
Itkovian poprawił rzemienie mocujące tarczę na przedramieniu
-Zakładam, że nie macie jakiegoś magicznego świecidełka lub latarni?- odrzekł wojak, zastanawiając się -Może krasnoludom ostał się jeden z wynalazków inżyniera, który by nam pomógł. Może warto się zawrócić i zapytać?-
-To nie problem. Stworzenie świetlistej sfery To prosty czar. Mogę to zrobić w krótką chwilę. Wnioskuję, że Verryn również- odparł Salomon. Chodzi o to, który rodzaj światła przyniesie nam mniejsze niebezpieczeństwo- dodał szybko.
-Jeśli chodzi o moje doświadczenie to jestem za zaklęciem. W przypadku konfrontacji pochodnia będzie tylko zawadzać. W razie czego zaklęcie można szybko przerwać, a zapachu szybko się nie pozbędziemy- wojak przedstawił swój punkt widzenia.
- Widzę ciemnościach dość dobrze - powiedział zaklinacz - więc to zaklęcie nigdy nie było mi potrzebne - wyjaśnił. - Ale też uważam, że zaklęcie byłoby lepsze niż pochodnia.
-No to przegłosowane...- burknął Salomon, uśmiechając się pod nosem. Czerwonoki sięgnął ręką do jednej z wielu kieszonek wewnątrz płaszcza, wydobywając z niej potrzebny komponent, wypowiedział słowa wyzwalacz i wykonał rękami szybką I prostą sekwencję ruchów, a już sekundę później nad jego głową unosiła się świetlista kula, dzięki której najbliższe kilka metrów wokół zostało rozświetlone.
-Ruszszszajmy...- ponaglił ich Thulzssa. Zadanie, którego się podjęli nie ciążyło na nich presją czasu, lecz przebywanie w Podmroku budziło trwogę w sercu każdego, kto miał, choć odrobinę rozsądku. Droga, którą maszerowali była naturalną jaskinią, której sklepienie znajdowało się tak wysoko, że magiczne światło tam nie sięgało. Inaczej było z szerokościami. Te dynamicznie się zmieniały raz mogąc przepuścić maszerującą armię, a innym razem zaledwie wóz pociągowy. Liczne stalaktyty i stalagmity rzucały przedziwne i nierzadko straszliwe na pozór cienie.
-Wyobraź sobie, że mamy nad głowami całą, cholerną górę...- syknął Salomon do Itkoviana, zrównując się z nim na moment. Po około dwóch godzinach marszu towarzysze dotarli w końcu do miejsca, którego chyba szukali. Ze skalnej ściany wyrastały, na wysokości około sześciu metrów "wyrastała" wieża, która pewnikiem była zaledwie malutkim fragmentem budowli. Wejścia do wnętrza nie odgradzały żadne drzwi. Być może kiedyś, jakieś tu były, lecz od dawna zniknął po nich ślad.
Kompani zbliżyli się do progu i zajrzeli do środka. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegli był wąski korytarz prowadzący w głąb.
-Trzeba ustalić kolejność...- rzucił Salomon.
- Zwykle na czele powinien iść ktoś, kto potrafi wykrywać pułapki i inne niebezpieczeństwa - powiedział Verryn. Nie dodał, iż tradycją było, iż magowie zazwyczaj nie stawali w pierwszej linii.
- Mogę zamienić się w wilczycę i iść przodem jeżeli wy się boicie — Zaproponowała druidka — Na pułapkach się nie znam jeżeli któryś z was ukrywał do tej pory sekretne życie bandziora i złodzieja to najwyższy czas się ujawnić ja nie oceniam — dodała.
Yuan-ti rozglądał się zaciekawionym spojrzeniem po okolicy.
- Ssssłyszałem wiele hissstorii o Podmroku, pewnie ssporo to bujdy, ale podobno ciszsza jesst tutaj gwarantem bezpieczeńssstwa, tak sssamo mrok. - Mówiąc to zmrużył ślepia patrząc na wyczarowane światło. - Nikt z wasss nie ma może latarni z kapturem? - Zapytał swoich towarzyszy - Powinna dać wysstarczająco śświatła dla waszszych oczu, a o wiele mniej będzie nassss widać w tych ciemnośściach. - Nie czekając zbytnio na odpowiedź Thulzssa ustawił się na końcu grupy - Zabezpieczę tyły, jeden wojak z przodu zaraz za węszszącą Tenią, a drugi z tyłu to chyba najbezpieczniejszsze usstawienie. - dodał na koniec.

Towarzysze ustalili kolejność i w końcu mogli ruszyć dalej a dokładnie to głębiej. Idąca przodem Tenia w swej wilczej formie miała wyczulone zmysły, dzięki czemu grupa miała zdecydowanie mniejsze szanse na bycie zaskoczoną przez ukrytych napastników. Niestety żaden z wilczych zmysłów nie był przydatny przy poszukiwaniach mechanicznych pułapek.
Korytarz którym maszerowali był niezmiennie wąski i skręcał pod niewielkim kątem w lewo, jednocześnie pochylając się w dół. Podłoga była tutaj śliska a w powietrzu unosił się smród stęchlizny i wilgoci. Po krótkiej chwili awanturnicy dotarli do pomieszczenia. Okrągła komnata o średnicy około dziesięciu metrów, była niegdyś ozdobiona pięknymi pomnikami, które czasy świetności miały już dawno za sobą. Teraz przypominały pozbawione wyrazu humanoidalne kształty, nic więcej.
Po drugiej stronie tej okrągłej komnaty znajdował się kolejny tunel. Awanturnicy uformowali szyk bojowy spodziewając się wszystkich możliwości.
Za jedną z rzeźb Verryn swym bystrym wzrokiem - spuścizną po elfim rodzicu dostrzegł ledwie widoczną w tym półmroku szklaną, pustą flaszkę. Wystarczyło zrobić kilka kroków, by dostrzec, że charakterystyczne, brązowe szkło, grube ścianki i szeroka szyjka z ustnikiem świadczą, iż jest to wyrób krasnoludzkich rąk. Łudząco podobny do tych, które Verryn widział w warowni brodaczy.
Po drugiej stronie komnaty Itkovian dostał od losu okazję, by wykazać się bystrością. Wąsaty wojak zauważył na ścianie ślady okopcenia, które delikatnie odznaczały się na tle wilgotnych ścian. Ponadto sadza była nadal całkiem świeża. Wojak powiódł wzrokiem za śladami przypalenia i dostrzegł z grubsza jedną, pociągłą linię jakby coś lub ktoś zionął ogniem z punktu A do oddalonego o jakieś dwa metry dalej punktu B.
Była też Tenia, która skupiła swoją uwagę na zapewnieniu kompanom bezpieczeństwa a zatem jej zadaniem było ostrzeżenie ich przed ewentualnymi atakami z niezbadanego jeszcze korytarza. Wilczyca zrobiła kilka kroków bliżej przyglądając się nieufnie jedynej, póki co, możliwej drodze przed nimi. Zapewne ludzkie oczy nie dostrzegłyby tego, lecz wilczy wzrok (z trudem) wyłapał delikatne wibracje powierzchni brukowanej kostki na podłodze. Tenia zjeżyła sierść na grzbiecie badając to krótką chwilę i nagle zrozumiała, że ta wibrująca delikatnymi ruchami kałuża na ich drodze to nic innego jak oczekujący okazji do ataku czarny szlam. Stwór o niezbyt wielkim intelekcie, ale za to z świetnymi predyspozycjami do wykorzystywania warunków zamieszkania na korzyść swojego ukrywania się.
Zaklinacz podniósł flaszeczkę i powąchał.
- Ktoś się tu leczył - powiedział. - Parę dni temu - dodał.
Itkovian pociągnął palcem po ścianie. Nabrał trochę sadzy na palec i roztarł ją w palcach.
- Całkiem świeża, coś tu ktoś używał ognia z tamtego miejsca- wskazał palcem domniemany kierunek- Celował w tym kierunku, i chyba nie trafił- dodał wojak wycierając palce o spodnie.
-Czyli prościej mówiąc, powinnyśmy być jeszcze bardziej czujni- skomentował Salomon -Ruszajmy dalej- dodał szybko.
Towarzysze zebrali się do dalszej drogi. Już mieli ruszyć w kierunku niezbadanego korytarza, gdy dostrzegli najeżoną wilczycę, która warczała z obnażonymi zębiskami. Tenia wiedziała, że taka forma komunikacji w zupełności wystarczy, by ostrzec towarzyszy. Gdyby zaś postanowiła przybrać formę ludzką, jej zaklęcie przemiany poszłoby zwyczajnie na marne.
-Co tam widzisz?- Salomon przykucnął obok druidki, przyglądając się w głąb korytarza.
-Cholera, nic tu nie widzę, czego ona się jeży?- syknął czerwonooki, nie dostrzegając żadnego niebezpieczeństwa.

-Też nic nie widzę, może czają się za rogiem?- odparł Itkovian wyraźnie szykując się do walki. -Musisz Tenia wskazać nam gdzie jest zagrożenie, jeśli jest gdzieś dalej pociągnij raz pazurem po ziemi, jeśli blisko to dwa razy- poprosił.
Wilczyca spojrzała bystrym wzrokiem na wąsatego wojaka, nie przestając obnażać kłów. Pazurzasta łapa przeszurała z charakterystycznym dźwiękiem po brukowanej posadzce.
-Czyli są daleko…- syknął Salomon, lecz nim wypowiedział ostatnią sylabę Tenia zaszurała drugi raz -Blisko? Ale gdzie? Nic nie widzę przecież- rzekł, podniósł się i zrobił dwa kroki w przód by blaskiem świetlistej sfery rozjaśnić głębsze odmęty korytarza. Mimo to kompani nadal nic nie mogli dostrzec, ale Tenia zaczęła warczeć jeszcze głośniej.
-Jebać to!- Salomon w końcu wstał i ruszył zdecydowanym krokiem do przodu. Wilczyca próbowała złapać szczękami rękaw czerwonookiego, lecz nie zdążyła. Mężczyzna sięgał już ręką pod pazuchę, po komponent do jakiegoś zaklęcia, lecz zanim zaczął w ogóle inkantację podłoga pod jego nogami zafalowała energicznie tworząc coś na kształt macki. Nibynóżka szlamu, z którym mieli do czynienia uderzyła Salomona w brzuch z niespodziewanie wielką siłą. Czarny glut, wpełznął na ścianę i zaczął się po niej piąć teraz już wyraźnie się odznaczając na tle muru.
Czarokleta skulił się z bólu. Cios w brzuch odebrał mu dech a śluz, który pozostał na jego szatach zaczął niczym kwas palić materiał szaty i parzyć skórę pod nim
-Aaa! Czemu to tak piecze?!- krzyknął przez zaciśnięte zęby Salomon.
Varryn medykiem nie był, więc kompanowi pomóc nie potrafił. Mógł za to spróbować coś zrobić z paskudztwem, które zaatakowało Salomona. Posłał więc w stronę tego czegoś ognisty pocisk.
Itkovian spojrzał szybko na Salomona
~Będzie żył, ale trzeba uważać na ten kwas ~pomyślał. Wiedział, że w razie oberwania nie zdąży na czas zdjąć zbroi. Toteż odrzucił tarcze obok siebie, sięgną sprawnym ruchem po ciężką kuszę. Postawił ją na ziemi i wyćwiczonym ruchem naciągną ją i załadował bełt. Przycelował w miejsce na ścianie, na którym widniała plama. Wziął głęboki oddech, i powolnym ruchem nacisną spust zwalniając mechanizm. Kusza zatrzeszczał wypuszczając bełt w stronę potwora. Pocisk sięgnął celu, wbił się w glutowate cielsko potwora zatapiając się coraz bardziej.
Thulzssa jednym wprawnym ruchem dobył swoich ostrzy obracając się na pięcie w stronę nowo odkrytego przeciwnika. - Ugh…szszlam…po prostu śśświetnie. - skomentował na głos. Widać było, że z początku chciał ruszyć na przeciwnika bezpośrednio, ale widząc dokładnie to dziwne stworzenie zdecydowanie zmienił zdanie. Nie zastanawiając się dłużej bard zakręcił jednym z sejmitarów, zupełnie jakby chciał nawlec coś na niego. Jednocześnie wysyczał formułę zaklęcia w języku smoków. Uderzenie serca później Yuan-ti nabrał powietrza w płuca, a jego policzki nabrzmiały mocno zupełnie jakby coś się w nich nagromadziło. Bard w końcu zrobił wydech wypuszczając w stronę śluzu chmurę trującego gazu, która otoczyła na moment oleiste cielsko stwora.
Można by pomyśleć, że chmura trucizny raczej nie zaszkodzi ożywionemu, toksycznemu szlamowi, lecz o dziwo ta forma ataku okazała się zabójczo skuteczna. Maź w kontakcie w z otaczającą ją mgiełką morowego oparu zabulgotała i spłynęła na posadzkę przestając wykonywać jakiekolwiek ruchy.
-Skurwysyństwo...- warknął rozjuszony Salomon. Mężczyzna ciągle trzymał się za miejsce na brzuchu, gdzie uderzyła nibynóżka. Zetknięcie z kwasem wypaliło niewielką dziurę w szacie, na szczęście na ciele pozostał tylko czerwony ślad, nic poważniejszego.
-Dobra, co się tak gapicie. Już nie będę więcej wyrywał przed ustalony szyk...- dodał po krótkiej chwili krzywiąc się. Grupa mogła ruszyć dalej. Marsz był powolny i pełen ostrożności. Awanturnicy spoglądali to na podłogę, to na sufit, by nie dać się zaskoczyć w razie gdyby wilczyca nie wyczuła zagrożenia.
 
Blackvampire jest offline