24-06-2023, 13:52
|
#134 |
| Wizyta w wiosce niziołków była ciekawym doświadczeniem. Amos, choć sam był wysoki i często miał problemy z pomieszczeniami przystosowanymi do mniejszych raz, po raz pierwszy miał okazję poczuć się niczym gigant. Wszystko było takie małe. Zupełnie jakby bawił się dziewczęcymi zabawkowymi lalkami. Z tym, że te lalki były żywe.
Zgodnie z obietnicą złożoną Hamsie, przyglądał się bacznie niziołkom wsłuchując w ich historię. Nie odzywał się jak zwykle pozostawiając rozmowy innym, szukał nieścisłości, kłamstw, wszystkiego co mogłoby zaprzeczyć temu co słyszał, jednak bez większego rezultatu. Opowieść wydawała się spójna, a szamanka szczera. Jeśli wszystko było przygotowane i wyuczone, nie byłby wstanie rozróżnić kłamstwa od prawdy, a konflikt jaszczuroludzi z boggartami faktycznie mógł być pretekstem dla tych pierwszych do poszukania nowych ziem. Natknięcie się na starą moc swoich przodków mogła spotęgować i spaczyć gady, a w poszukiwaniu nowych ziem uderzyli w nowe osiedla cywilizacji.
Całość wydawała się mieć sens, jak już po wszystkim leżał w prowizorycznym namiocie i rozważał.
Następnego dnia udało mu się namówić ich przewodnika do jeszcze jednego wysiłku - wyprowadził ich z bagien nad rzekę. Amos pewnie poradziłby sobie z tym zadaniem, ale obecność kogoś, kto znał okolicę znacząco przyśpieszyła sprawę.
Dalsza droga przebiegła bez większych problemów, jeśli nie liczyć gęsty las, sporadycznie zwalone drzewa, które trzeba było omijać i pajęczyny uparcie próbujące oplątać twarz. Gdy dotarli wreszcie do smolistego bagna smród był nie do wytrzymania. Półork liczył, że w miarę zbliżania się nos przyzwyczai się do smrodu, jednak tak się nie stało. Czuł ostrą woń wwiercająca się w nos. Spojrzał do tyłu widząc, że towarzysze również nie mają łatwo. Ciekawe jak poradzi sobie wypindrzony elf, który do tej pory za punkt honoru chyba postawił sobie dbać o swój nieskazitelny biały płaszcz.
Ruszyli, ostrożnie stawiając kroki by nie wpaść w ukrytą pod warstwą czarnej ziemi i rachitycznej trawy kałużę smoły. Miali białe i żółte kości pradawnych gadów. Niektóre zwykłe, inne monstrualne. Dobrze, że kości leżą martwe, Amos nie miał ochoty nawet wyobrażać sobie walki z takim potworem. Dlatego też pomysł Jina skwitował grymasem obrzydzenia. - Żeby ci tak zostało, łatwiej będzie wybić te pomysły z tej pustej czaszki - syknął tylko, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie. Półork potrafił docenić zdolności swoich towarzyszy. Razem potrafili zdziałać wiele, ale były pewne rzeczy, do których nawet on czuł obrzydzenie - gwałcenie dzieci, gwałcenie kapłanek w świątyniach, czy właśnie nekromancja. Pewnych rzeczy nie robiło się ze względu na konsekwencje, innych po prostu dlatego, że były obrzydliwe, a jeszcze innych z obu powodów.
Poprowadził drużynę kładkami wewnątrz cmentarzyska, gdzie dostrzegli kilku wychudzonych jaczczuroludzi, zupełnie innych niż tych, z którymi mieli do czynienia odkąd postawili nogi na suchym lądzie. - Pogadajmy z nimi. - zgodził się. - Może dajmy im jakieś jedzenie w ramach znaku, że nie mamy złych zamiarów? - Nagle coś mignęło mu na krańcu pola widzenia. - Coś tam jest - powiedział zatrzymując się. - Tam, za tymi kośćmi - wskazał na szczyt jeden z gór kości. Położył jedną ręką na trzonku topora rozglądając się uważniej. - Uważajmy, nie podobają mi się te dźwięki... ani ta okolica... ani oni tam przy ognisku. Edwardzie, jesteś w stanie sprawdzić, czy to nie aby jakaś pułapka magiczna? Iluzja, albo jakaś halucynacja? - |
| |