Tak więc młodzi herosi udali się do Cioci Eda.
Zamówili taksówkę, poczekali na nią i pojechali, w towarzystwie Joan. Ciocia miała swoje biura i apartament w centrum miasta, w jednym z wysokich wieżowców, na samej górze, skąd rozciągał się rozkoszny widok na dystrykt biznesowy Halcyon City.
Ed podszedł do recepcjonistki w wejściu do jej przestrzeni i zaczął tłumaczyć kim jest i co tu robi. Kobieta wysłuchała go i skierowała do drzwi odpowiedniej windy.
W międzyczasie Diana odczuła lekki wstrząs i falę czerwieni przed oczami, układającej się w jakiejś okultystyczne kręgi i wzory. Po krótkiej chwili wrażenie minęło, choć włosy jej stanęły dęba.
Gdy wjechali, ich oczom ukazało się przestronne pomieszczenie. Perskie dywany, wygodne kanapy, i masa obrazków oraz świętych symboli na ścianach. Były tu ikony prawosławne, krzyże i półksiężyce, wschodnie słowa mądrości i spokoju zapisane po arabsku, chińsku i japońsku, posążki uśmiechniętego, pyzatego Buddy w pozycji lotosu, portret „Jezu, ufam Tobie”, nawet jakiś obraz z delfinami witającymi UFO.
- Eddiaszku!!!!!- rozległ się krzyk, gdy tylko weszli do środka. Obwieszona biżuterią, Okami Ra, Ankhami, Pierścieniami Atlantów, w ich stronę ruszyła Afroamerykanka pomiędzy 40 a 60 rokiem życia, pulchna, uśmiechnięta, błyskająca kolczykami, naszyjnikami i okularami.
- Eddiaszku mój Ty kochany! Maleństwo słodziutkie! Jak się miewasz, słodziaku Ty mój?! - spytała, tulając Eda do swej sporej piersi i tarmosząc mu włosy – Jak ja się cieszę, że wpadłeś, słodziątko, to Ty nawet nie wiesz! Herbatki? Ciasteczek? Może lemoniadę wolisz? A Twoi przyjaciele, czego się napiją? Serduszko maleńkie, jak Ty wyrosłeś… - znów zaczęła się rozczulać nad swoim bratankiem. |