Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2023, 22:23   #140
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2519.07.13; abt; przedpołudnie - zmierzch

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; zachodni kierunek; Zchodnie Kamienie; obóz
Czas: 2519.07.12; Aubentag; popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: dzień, pogodnie, d.sil.wiatr; ziąb (0)



Wszyscy



- No to dojeżdżamy. - rzekła czarnowłosa woźnica w zgrzebnej, nierzucającej się w oczy spódnicy. W przeciwieństwie do szaroburego stroju zwykłej robotnicy czy służki była zaskakująco młoda i pogodna. Okazało się, że Łasica całkiem przyzwoicie sobie radzi z lejcami i powożeniem wozem. Chociaż z drugiej strony trudno by było znaleźć kogoś z plebsu kto nie umiałby tak powszechnej czynności. Niemniej wóz zaprzężony w jakąś szkapę okazał się w miarę wygodnym środkiem transportu dla kilkuosobowej grupki i ich zapasów. W grupie przeważały młode kobiety co wzbudziło czujność strażników przy południowej bramie. Uważano ją za najważniejszą bo w końcu wychodziła na błotnistą drogę przez pierwotny las jaka szła mniej wiecej w górę rzeki Salt aż do samego Saltburga, stolicy Nordlandu. Jednak obie łotrzyce zdecydowały, że właśnie tamtędy spróbują się wyrwać z miasta aby nic nikomu nie sugerowało, że w gruncie rzeczy zamierzają objechać potem miasto od zachodu i wcale nie zamierzają wracać przed zmrokiem.

- Tylko mam nadzieję, że nikt nie zabrał ze sobą niczego kompromitującego. Bo mogą nas trzepać. - ostrzegła ich liderka slaaneshytek gdy już skończyli jeść obiad w jej ulubionej tawernie. Nie chciała wpaść przez jakąś durną drobnostkę jaka by mogła wzbudzić czujność strażników.

- Noo… - Lilly odezwała się niepewnie wskazując palcem na swój podołek. Jak tak siedziała z innymi przy jednym ze stołów tawerny to wyglądała jak kolejny gość. A nawet całkiem przyjemna dla oka młoda kobieta o ciekawych i zgrabnych kształtach i rysach twarzy. Oczywiście póki ktoś jej nie zajrzał pod spódnicę. Wtedy jej “spaczenie” jak to mawiano w Imperium lub “błogosławieństwo” jak to mawiał Starszy lub Merga mogło wyjść na jaw. Obie ucharakteryzowane na kogoś innego łotrzyce popatrzyły na nią a potem na siebie.

- Usiądź zaraz za mną. Wtedy będziesz w głębi wozu. A jakby strażnicy kazali wysiadać czy co to rób co mówią. Jak nie będą strasznie wredni to nie powinni robić rewizji osobistej. Chociaż ja sama nie miałabym nic przeciwko jakby jakiś władczy strażnik albo strażniczka mi coś takiego zafundowali no ale tobie to faktycznie lepiej tego unikać. A reszta to zagadujcie i odwracajcie uwagę od Lilly gdyby się coś czepiali. - Łasica po chwili zastanowienia uznała, że gra jest warta świeczki. W końcu inaczej musieliby zostawić Lilly w mieście a chyba nie chciały liliowłosej kamratki pozbawiać takiej wyjątkowej okazji do zabawy. No a poza tym oprócz Sorii to chyba tylko ona mogła dogadać się ze zwierzoludźmi. A Soria miała dotrzeć dopiero wieczorem, może nawet koło północy razem ze szalchetnie urodzonymi kultystkami. Zaś kiedy by się zjawił Gnak i reszta to jeszcze nie było takie pewne.

Potem zaś ruszyli portowymi ulicami tam gdzie łotrzyce miały przygotowany wóz. Skorzystały z męskiej pomocy aby załadowali zapasy na wóz. Głownie wino i jedzenie przez co wyglądało jakby mieli jechać na jakiś piknik. Lub dowieźć zapasy młodym szlachciankom co pojechały w plener. Taką to bajkę wymyśliły łotrzyce co powinno zgrywać się z tym, że naprawdę Pirora ze swoimi szlachetnie urodzonymi koleżankami miały dziś wyjechać w plener.

A gdy się zapakowali Łasica i Burgund siadły na koźle i ta pierwsza trzepnęła lejcami dając zna, ze czas ruszać. Mgła zaczynała rzednąć ale na ulicach panował nie mały rozgadriasz. Joachim miał wrażenie, że powtarzają się sceny z ostatniej zimy gdy po uwolnieniu Mergi zablokowano zawalone śniegiem miasto i dokładnie trzepano szukając zbiegów i ich pomagierów. Teraz też widać było jak tam kogoś strażnicy wloką, gdzie indziej robią kipisz w jakimś lokalu, jakiś kupiec za głośno protestował za zatrzymanie czy sprawdzanie wozu to dostał pięścią w brzuch a strażnicy z mściwą satysfakcją zaczęli wywalać jego towary z gnój zawalający ulicy.

- No, no… Wzięli się chłopcy za robotę… I widzę, że trzepią paserów i kolegów z branży… - mruknęła cicho Burgund widocznie rozpoznając co niektóre adresy czy twarze. Zresztą Łasica też to potwierdzała. Chyba władze poszły tropem szajki przemytników, paserów, włamywaczy i reszty ferajny od nich zaczynając szukać heretyków co ośmielili się podnieść rękę na największą i najwspanialszą świątynie w mieście. A obywatele z racji tego, że podzielali to oburzenie to raczej nie protestowali przeciwko takim poszukiwaniom. Raz, że to z miejsca byłoby podejrzane a dwa to właśnie taka zbrodnia też mogła ich uderzyć osobiście. W końcu nie chodziło o jakąś rezydencję bogatego szlachciura czy kupca ale o dom boży czyli coś wspólnego dla nich wszystkich.

- O zobaczcie! Louiza! - w pewnym momencie Burgund wskazła dyskretnie na jakieś zamieszanie w jakiejś karczmie. I grupkę jaka wyglądała na najemników. Pewnie chodziło o smukłą, blondynkę z wielkim obuchem przewieszonym przez plecy. Prowadziła za ramię jakąś inną kobietę jak strażnik pochwyconego przestępcę.

- Ale farciara… Pewnie rzuci ją o ścianę, przyciśnie i zrobi jej bardzo dokładną rewizję… Może nawet każe jej klęknąć i okazać wolę współpracy… Ale farciara… - rzuciła Łasica rozmarzonym tonem jakby zazdrościła tamtej schwytanej kobiecie. Chociaż nie było pewne czy właśnie to ją czeka to jednak łotrzyca widocznie nic nie miała aby ta silna i smukła łowczyni heretyków właśnie tak z nią postąpiła.

- Lepiej nie kusić losu. Już jesteśmy umówione. - przypomniała jej profilaktycznie Burgund na co czarnowłosa koleżanka przytaknęła, trzepnęła lejcami aby popędzić chabetę i minęła tamtą ciekawą scenkę ze współudziałem swojej krótkotrwałej kochanki o dominującym charakterze.

- O matko jaka kolejka… - westchnęła Burgund gdy okazało się, że przed południowa bramą jest całkiem spora kolejka. Zapewne spowodowana tym, że w przeciwieństwie do zwykłego dnia tym razem strażnicy kazali złazić wszystkim z wozu po czym bez ceregieli włazili na wóz i sprawdzali co wiozą. Zapewne szukając skradzionych ze świątyni fantów jak zauważyły łotrzyce. Ale dostrzegły też, że nie robią chyba rewizji osobistej co dawało nadzieję, że nie zrobią wyjątku dla Lilly o i ile ta im jakoś czymś nie podpadnie.

- Tylko nie róbcie nic głupiego. Po prostu jedziemy z dostawą dla dobrze urodzonych panien z towarzystwa. - uprzedziła Łasica nieco odwracając się na koźle do tyłu aby przypomnieć kolegom i koleżankom jak powinni się zachować podczas sprawdzania. A gdy do tego doszło sprawa zaczęła się dosć rutynowo. Przynajmniej jak na dzisiejsze warunki.

- Wszyscy z wozu! - zakomenderował dowódca strażników tonem nie znoszącym sprzeciwu. Sądząc po szarfach to musiał być oficerem co tylko potwierdzało, że władze traktują sprawę poważnie. Obie łotrzyce bez wahania zwinnie zeskoczyły z wozu i dały znać reszcie aby postępowali zgodnie z poleceniami strażników. Lily starała się nie rzucać w oczy i ukryć gdzieś w środku grupki koleżanek i kolegów. A po chwili jakoś tak się ułożyły, że stanęła za plecami obu bardziej wygadanych koleżanek no i jej przewodniczek po mieście jakie od pół roku wdrażały ją jak powinna poruszać się i zachowywać w mieście. Zaś przedstawiciele władz sprawdzali zawartość wozu. I gdyby tam były jakież zrabowane monety czy klejnoty to pewnie by je znaleźli. Ale te powinny być gdzieś na dnie długiej łodzi jaka obecnie powinna pruć szare fale kierując się ku Norsce. Uwagę strażników jednak wzbudziła zawartość bagaży podróżników. Zawołali oficera i pokazali mu co tam jest.

- A cóż to? Piknik sobie urządzacie? Nie wiecie, że mamy żałobę po naszej czcigodnej księżnej - matce i wszelkie świętowanie jest zabronione? - zapytał dowódca strażników pokazując jedną z butelek wina jaką wyjął z koszyka i przesunął się surowym wzrokiem po grupce czekającą obok wozu.

- Absolutnie! My zawsze oddajemy należną cześć księżnej i komu trzeba. Ostatnio byliśmy na mszy w Festag i słuchaliśmy ojca Absalona. On tak pięknie i silnie przemawia! Mamy prawdziwe szczęście, że ten czcigodny ojciec jest u nas kapłanem. Słyszałam, że nawet na gościach co przyjechali na ten odwołany turniej to robi wrażenie. Ale dzisiaj to my tylko słudzy jesteśmy. To wszystko dla szlachetnie urodzonych panienek wieziemy. One tam plener malarski mają poświęcony oddawaniu czci naszej świętej pamięci czcigodnej matce oraz dobrym bogom. Pan rozumie, że takie znamienite damy nie będą się same kalać swoich wspaniałych dłoni jakimś tam obieraniem, gotowaniem i myciem garów. No i właśnie dlatego tam jedziemy. - Łasica gładko nawijała swoją bajerę płynnie wchodząc w rolę bogobojnej służki którejś z wielkich dam jaka musi spełniać ich polecenia nawet jeśli sama wolałaby zachować się zgodnie z wymogami żałoby.

- I to wszystko zaplanowne już wcześniej było. A tu rano wstajemy, szykujemy wszystko a tu taka straszna wieść o tym co się stało w świątyni. A ledwo byłyśmy tam parę dni temu na mszy! Straszne, że takie rzeczy się dzieją, straszne… - Burgund też gładko weszła w podobną rolę wspierając swoją partnerkę w zbrodni pełnym żalu tonem. Oficer wciąż trzymał tą butelkę wina i przeszywał je obie wzrokiem. Ale jakby zmiękło mu to spojrzenie. Widać było, że się wahał co teraz powinien zrobić. Spojrzał na piknikową zawartość wozu. Dwóch strażników co je sprawdzało rozłożyło ramiona dając znać, że nie znaleźli tam nic niestosownego.

- A do jakich to panienek jedziecie? - zapytał w końcu jakby chciał zyskać na czasie. Albo coś sprawdzić. Łasica bez wahania zaczęła mu sypać samymi znamienitymi nazwiskami poczynając od Kamili van Zee, córki samego kapitana portu czyli jednego z najważniejszych ludzi w mieście a kończąc na Froyi van Hansen, ekscentrycznej córce jednego z najważniejszych rodów w mieście i okolicy. Taka paczka najlepszych nazwisk zrobiła chyba na oficerze jakieś wrażenie ale w pewnym momencie uśmiechnął się chytrze.

- Panna van Hansen powiadasz? Już tam pojechała? Tak? To co tu robi? - uśmiechnął się jakby wygrał jakąś partię gry albo odkrył blef rozmówcy. Wskazał w dal a tam widać było kobietę jaka wierzchem jechała w stronę bramy. Za nią dwóch innych jeźdźców. Froya van Hansen do głowy widocznie sobie nie brała aby stawać w kolejce w tym miejskim gnoju i błocie razem z resztą plebsu. Bez wahania podjechała pod samą bramę i zatrzymała się dopiero przy sprawdzanym wozie i strażnikach. Wyglądała bardzo okazale w swoich wysokich butach i bryczesach do konnej jazdy. Kobietom taki strój zwykle nie przystoił i mężczyźni z dobrych domów sobie na to pozwalali no ale jak się było milady z tak dobrego domu i pozycją to można było sobie pozwolić na pewien poziom ekstrawagancji i fanaberii.

- Pochwalony Leopoldzie. Czy mógłbyś przepuścić mnie przez bramę? - zapytała szlachcianka nawet nie poświęcając uwagi pozostałym. Ale do oficera strażników zwróciła się po imieniu jakby się znali.

- Oczywiście Froyo. A mogę zapytać dokąd się udajesz? Sama rozumiesz jaką trudną mamy sytuację. - oficer zwrócił się do niej z szacunkiem jakby się chciał napawać tym momentem gdzie może pochwalić się swoimi znajomościami.

- Chyba nie podejrzewasz mnie o ten rabunek z zeszłej nocy? - konna blondynka uniosła do góry swoją wypielęgnowaną i umalowaną brew przyjmując jawnie ironiczny oraz rozbawiony ton.

- Absolutnie nie Froyo! Ale sama rozumiesz, takie procedury… Musimy pytać każdego. - zapewnił ją Leopold gorąco po czym przyznał, że to z powodów służbowych pyta a nie, żeby znamienitą damę podejrzewał o takie okropieństwo.

- Jestem umówiona z Kamilą i koleżankami. Twierdzą, że machanie pędzlami może być ciekawsze niż machanie mieczem. Albo polowanie. Albo jazda konna. No i pani matka nalegała abym “wreszcie zaczęła się zachowywać jak na młodą damę przystało”. - odparła konna szlachcianka nieco zgryźliwym tonem ale nie tracąc nic na swojej swobodzie i pewności siebie. Wyglądało jakby plener malarski dla dobrze urodzonych szlachcianek to niekoniecznie był w centrum jej zaintersowań. Zwłaszcza w zestawieniu z paroma jakie wspomniała.

- Pochwalony milady. - gdzieś z boku odezwała się skromna, czarnowłosa robotnica albo służka zwracajac na siebie uwagę o wiele wspanialszej damy. Ta spojrzała na nią i zmrużyła oczy jakby trochę zdziwiona, że ktoś ośmiela się wtrącić w jej rozmowę.

- Katja? Przefarbowałaś włosy. Ledwo cię poznałam. - Froya jednak po chwili zmagania się ze swoją pamięcią dość dobrze rozpoznała niżej urodzoną. I to pomimo inne fryzury i dość szarego wyglądu. Ta ząś dygnęła grzecznie przed wyżej urodzoną. Podobnie jak obecnie blondwłosa Burgund, kryjąca się za ich plecami Lilly i stojaca obok Oksana. Dopiero teraz van Hansen przesunęła się wzrokiem po reszcie stojącej obok wozu grupy wcześniej nie zwracając na nich większej uwagi niż na resztę mijanego miasta.

- Tak milady, przefarbowałam. Za to milady wygląda olśniewająco i dostojnie jak zwykle. I władczo. Aż bym była zaszczycona mogąc milady służyć. - Łasica uśmiechnęła się i przyjęła bardzo pokorny i uległy ton. Oraz przesunęła się wzrokiem po wysokich butach, smukłych udach opiętych bryczesami i trzymanej obok szpicrucie. To chyba spodobało się milady bo się uśmiechnęła zadowolonym z pochlebstwa uśmiechem.

- No to nie jest niemożliwe Katju. A co tu właściwie robisz? - Froya stuknęła się dwa razy końcówką szpicruty po cholewie wysokiego buta i nieco zmrużyła oczy w kocim spojrzeniu.

- Właśnie milady jedziemy na to spotkanie w plenerze. Wieziemy zapasy dla naszych pań. No i abyśmy mogli im służyć jak należy. Ale do tej pory nie wiedziałam, że milady też tam zaszczyci nas swoją obecnością. To będzie dla mnie wielki zaszczyt móc milady usługiwać. Tylko tutaj pan oficer nas właśnie zatrzymał i sprawdza te zapasy. - łotrzyca nie wychodziła ze swojej uległej roli jaką zresztą prywatnie bardzo lubiła. A i czasem też wspominała swój krótkotrwały epizod służby u van Hansenów gdzie zdołała bliżej sie poznać z obecną rozmówczynią i zawsze mówiła o niej bardzo ciepło. Zresztą czasem zdarzało się, że Pirora brała łotrzyce do obdługi przyjęć czy w teatrze czy u siebie na jakichś wernisażach i jak tylko trafiła się okazja odświeżenia znajomości z olśniewającą i władczą milady to Łasica nie omieszkała się tym potem chwalić a wręcz puszyć.

- Doprawdy? - Froya znów uniosła swoją elegancką brew. I spojrzała teraz na swojego znajomego oficera. - Leopoldzie czy twoi ludzie już sprawdzili ten wóz? Jest w nim jakaś kontrabanda czy coś niestsowonego? Nie? No to mam nadzieję, że twoi ludzie nie będą wiecej opóźniać tego ważnego transportu dla naszych znamienitych koleżanek? No i dla mnie. Nie? To cudownie. Do zobaczenia przy następnej okazji. - póki Froya się nie pojawiła to trudno było powiedzieć czy strażnicy jeszcze by się czegoś czepiali wozu i jego obsady czy nie i puściliby ich wolno. Ale jak się zjawiła panna van Hansen i niejako poręczyła za słowa swojej ulubionej służki to chociaż grzecznie pytała swojego kolegę o te procedyry sprawdzajace to i tak jakoś trudno było odnieść wrażenie, że jej życzenia zmieniają się w polecenia. I Leopold szybko zgonił swoich ludzi z wozu po czym dał znak, że jego obsada może znów wsiadać i ruszać dalej. Zaś na Katję spojrzał jakby z zazdrością i zdziwieniem, że taka byle jaka robotnica tak dobrze zna się z jedną z najznamienitszych dam w tym mieście.

Przez bramę przejechali zaraz za Froyą i jej dwoma konnymi jacy jednak nie wtrącali się w rozmowe. Wyglądali jak jej eskorta czy ktoś taki bo byli uzbrojeni i mieli tuniki z krwawym słońcem jakie było herbem van Hansenów.

- Bardzo milady dziękuję za pomoc. Chyba trzymaliby nas cały dzień w tej bramie gdyby nie milady. Jeśli bym tylko mogła jakoś podziękować milady za tą łaskę i pomoc to oczywiście bardzo chętnie. - Łasica wykorzystała moment, że van Hansen na moment zrównała się z kozłek wozu jadąc obok niego aby jej podziękować za tą interwencję. Ta uśmiechnęła się wspaniałomyślnie.

- Chyba coś ci znajdę. A na razie bywaj Katju. Czas rozprostować nieco kości. - szlachcianka znów zmrużyła oczy i wydawało się, że razem z łotrzycą znajdują wspólny język pomiędzy oficjalnymi wierszami. Zwłaszcza jak ponownie postukała szpicrutą w cholewę buta co od razu przykuwało wzrok jej rozmówczyni. Ale w końcu trzepnęła nią w zad konia i ten wspaniały, dorodny ogier wyrwał do przodu galopem. A za nią dwóch jej konnych ochroniarzy. Po chwili znikęli im z oczy za pierwszym zakrętem leśnej drogi.

- Ah, co za wspaniała kobieta! Aż żałuję, że naprawdę nie jedziemy w ten plener. Musimy porozmawiać z naszymi szlachcianeczkami aby częściej organizowały takie zabawy. No sami zobaczcie jacy znamienici goście się potrafią tam zjawiać. - Łasica pozwoliła sobie wreszcie na odkrycie kark i z wyraźną tęsknotą odprowadzała tą dumną i pewną siebie szlachciankę jakiej tak uwielbiała służyć. Zwłaszcza podczas nieoficjalnych spotkań gdzie można było się pobawić szpicrutą czy innymi takimi ciekawymi zabawkami.




https://i.imgur.com/yq8wLgN.jpg



O ile w mieście wraz z przekroczeniem południa mgła już zdążyła się w sporej mierze rozproszyć to tutaj, za miastem, jeszcze kłębiła się w leśnych ostępach. Mimo to wóz wytrwale chybotał się na błotnistych koleinach leśnej drogi. Z początku jechali tą drogą prowadzącą do Saltburga. Potem jednak odbili w lewo w dużo węższą drogę. Tam chabeta wlokła wóz przez ten mglisty las.

- O a tamtędy jedzie się do tej rezydencji Rose co dziewczęta mają dzisiaj ten plener. Ale my jedziemy dalej. - poinformowała ich Łascia gdy jakiś czas później mijali kolejne rozwidlenie dróg. Ale pojechała dalej stopniowo lasem objeżdżając niewidoczne stąd miasto. Aż zajechali na miejsce. W międzyczasie zrobiło się zdrowe popołudnie. Do końca dziennego światła było jeszcze dobre cztery, pięć, może sześć dzwonów. W końcu był środek lata więc dzień był całkiem długi.

O ile zapewne większość z tubylców słyszała chociaż o tym miejscu czy nawet była tu wcześniej to Otto czy Heinrich byli tutaj po raz pierwszy. Miejsce było pozornie kolejną polaną wśród pierwotnego lasu. Ale w oko od razu wpadały wielkie, kamienie postawnione na sztorc. A inne przewalone leżące na płask lub przechylone jakby ktoś próbował je wieki temu wyrwać z posad lub poddały się pod naporem wieków.




https://i.imgur.com/ztHglik.jpg


- To tutaj. Jej zapomniałam jakie to wielkie. Mam nadzieję, że Gnak i reszta nas znajdą. Zresztą jak rozpalimy ognisko to powinni. - Łasica zatrzymała wóz i przez chwilę rozglądała się z zydla po tym skalnym rumowisku. Rzeczywiście czy na polanie, czy między drzewami i krzakami widać było jakieś spore głazy. Prawie zawsze były one porośnięte mchem, wtopione między trawę i krzaki. Stały tu od tak zapomnianych czasów, że rosłe drzewa oplotły co niektóre swoimi korzeniami. Więc trzeba było się rozejrzeć aby już na miejscu znaleźć jakieś miejsce na obóz. W końcu mieli tu zostać na całą noc. W końcu ladacznice wybrały ten główny głaz jaki miał stanowić centralny punkt obozu.




https://i.imgur.com/wVoSt8m.jpg


- O. Ten będzie dobry. Taki pochylony. W sam raz aby tu przykuć jakąś niewolnicę z jakiej będą wszyscy korzystać. - stwierdziła z zadowoleniem Łasica. Chociaż z miejsca zrobił się rwetest bo mogło być więcej niż jedna ochotniczka na taką przykutą niewolnicę. Każda z łotrzyc chętnie zajęłaby to miejsce, Lilly chyba też nie miałaby nic przeciwko a jeszcze zapewne przynajmniej Fabienne byłaby chętna bo przecież też uwielbiała takie zabawy a z tego przydomka “najpodlejsza z podłych” jakie nadała jej Soria była szczególnie dumna. Spór rozstrzygnęła Oksana zauważając, że jak na razie to nie bardzo jest jak kogoś przykuć do tego głazu bo nie ma żadnych wbitych haków ani obręczy. To przykuło uwagę ladacznic ale uznały, że nie po to brały linę aby z niej nie skorzystać.

Humory dopisywały ale trzeba było zabrać się za zrobienie tego obozowiska. Wyprząc i uwiązać konia, przygotować posłania, ognisko, nazbierać drewna na całą noc, potem zapewne kolację. Ale zostało czekanie. Nie do końca było pewne kiedy zjawi się Gnak ze swoją ferajną. Pirora z resztą koleżanek miały przybyć kiedy upewnią się, że ich znamienite koleżanki zapadły w sen. To też jednak nie było na tyle pewne aby umawiać się na konkretny moment. Ot jak się panienki pośpią to ich slaaneshowe kultystki po cichaczy spakują, wsiadą na wóz i przyjadą tutaj. Nocą ta podróż też by pewnie zajęła im z parę pacierzy więc łotrzyce oczekiwały ich późnym wieczorem, koło północy albo po.




https://i.imgur.com/LiwHBLz.jpg


W końcu jednak obóz był gotowy. Ognisko zapłonęło. A dzień zaczynał się mieć ku końcowi. Koleżanki zaczęły szykować kolację gotując coś dobrego w kociołku zawieszonym nad ogniskiem. Nad głowami mienił się czystą, wręcz śnieżną bielą Mannlieb w pełni potwierdzając, że to właśnie tej nocy jest jego pełnia. Zaś nieco dalej, widać było zielonkawy sierp Morrsilieba.

- Mam nadzieję, że Gnak nas nie wystawi. Byłabym zawiedziona. A Fabi to by chyba pękło serduszko. Tak się cieszyła na myśl, że wreszcie będzie miała okazję spróbować się ze zwierzoludźmi. - powiedziała Łasica grzebiąc patykiem w ognisku.

- A jak przyjdą to co robimy? Znaczy w ogóle to wiadomo. Ale czekamy jakoś aż Soria z resztą przyjedzie czy zaczynamy bez nich? - zagaiła Burgund ciekawa jak to by mogło wyglądać. Podmuchała w drewnianą łyżkę i spróbowała przygotowanego gulaszu. Spodziewały się sporo gości więc i gar postawiony na drugim ognisku był całkiem spory. Lilly tutaj okazała się nieoceniona w takich obozowych pracach i jej doświadczenie wyniesione z życia w jaskini i dziczy okazało się przydatne.

- A mnie ciekawią te dwie maje z wczoraj. Ciekawe czy coś takiego jak tutaj byłoby dla nich coś wystarczająco ekscytującym. - zastanawiała się Onyx dorzucając pokrojoną kiełbasę do gotującej się masy.

- Oj to by chyba musiały być już takie jak my. To nie dla byle kogo. Trzeba być już nieźle “zdeprawowanym” aby pisać się na takie zabawy. Z kimś nowym też można no ale to skok na głęboką wodę. Dlatego Pchełki dzisiaj nie zabierałyśmy. Gdyby było bez zwierząt tylko jakaś orgia między nami to pewnie bo Oksana mówi, że ona to taka druga Fabi w takich zabawach no ale jednak jak by zareagowała na zabawę ze zwierzątkami to nie wiadomo. Z tymi dwiema majami z wczoraj to tak samo. Zresztą. Trudno by było ściągnąć rogasi do miasta. Oni ich unikają jak ognia. - Łasica też nadal wydawała się zaciekawiona kim były tajemnicze bogate piękności co wczoraj odwiedziły przybytek rozkoszy w jakim obecnie pracowała ich koleżanka a wcześniej one same ale jednak chociaż wizja zaproszenia nowych koleżanek na taką wyuzdaną orgię jaka się tu szykowała wydawała się jej kusząca to jednak ostrożność to jednak odradzała. Szok taką skalą deprawacji mógł być jednak dla kogoś nie przygotowanego zbyt duży.

- Tak, to prawda. Ja Pchełkę do tej pory traktowałam jako osobistą zabaweczkę. I bardzo dobrze mi się sprawuje w tej roli. Ale na rozszerzenie jej działalności to no cóż, jeszcze o tym nie myślałam. Ale pomyślę, bo jest obiecująca. Więc jak ktoś lubi usłużne i wytresowane zabaweczki to mogę ją polecić. No ale też mnie kusiło aby ją zabrać tutaj ale to chyba mimo wszystko zbyt wysokie ryzyko. Może następnym razem. - Oksana pokiwała głową zgadzając się z opinią koleżanki. Wypowiadała się o ich kamratce z ferajny z pewną nonszalancją ale też i sympatią. Przez chwilę trwała o niej dyskusja bo obie łotrzyce nie mogły się nadziwić, że ich znajoma domina i zwolenniczka Księcia Deprawacji zna prywatnie tą samą koleżankę jaką i one znały ale jakoś nigdy o tym żadna z nich nie wspomniała póki wczoraj wieczorem krawcowa nie przyszła z ich znajomą włamywaczką.

Kolacja trwała wraz ze kończącym się dniem. Gdzie zmierzch zaczynał z wolna zastępować światło dnia. Rozmowy dotyczyły różnych osób i tematów. Wino zaczynało rozwiązywać języki. Dziewczęta wyjęły flety, harmonijki i zaczęły sobie przygrywać, śpiewać i pląsać przy ognisku. Na pohybel żałobie i zakazowi zabaw jakie obowiązywały w mieście. Policzki coraz bardziej się różowiły, dłonie coraz częściej sięgały w różne ciekawe zakamarki drugiej osoby a usta coraz częściej spotykały się z innymi ustami. Robiło się coraz bardziej frywolnie, swobodnie i wesoło gdy w pewnym momencie łotrzyce zamarły. A za nimi reszta. Wpatrzone w kilka sylwetek widocznych gdzieś między drzewami, na skraju widoczności już prawie całkiem nocnego lasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem