Krasnolud był w drodze już od kilku dni. Szedł pieszo. Nie lubił jeździć. Po pierwsze transport kosztował, a Roald nie chciał rozstawać się ze swoim złotem. Po drugie piesza wędrówka budowała kondycję, a tej wojownik nigdy nie ma za dużo.
Roald Twoax był dobrze zbudowanym krasnoludem w sile wieku. Surowe rysy jego twarzy skrywała bujna brązowa broda, momentami wpadająca w rudą. Na torsie krasnoluda połyskiwała wysokiej jakości pełna zbroja płytowa. U jego pasa wisiał solidny, krasnoludzki topór, zaś na plecach długi łuk refleksyjny.
Gdy Roald mijał rogatki miasteczka zaczepił go miejscowy żebrak, prosząc o choćby drobny datek na jedzenie. Krasnolud spojrzał na niego gniewnie, po czym złośliwie zatrząsł swoją sakiewką nie zmieniając tempa marszu.
- Won - rzucił mijając nędzarza.
Oakhurst miał być tylko przystankiem w podróży Roalda. Mimo, że szukał jakiejś przygody, z której mógłby przywieźć sowite łupy, nie spodziewał się, że mógłby ją znaleźć w tej dziurze. Biorąc pod uwagę, że słońce powoli chyliło się już ku zachodowi, skierował swe kroki do "Dzika", miejscowej oberży.
W karczmie zajął miejsce w kącie, siadając tak by mieć widok na całą salę, a w szczególności na drzwi wejściowe. Zamówił piwo i solidny kawał mięsa. Zanim przystąpił do konsumpcji zamienił jeszcze kilka słów z gospodarzem wypytując, ot tak dla pewności, czy w miasteczku nie ma przypadkiem jakiejś pracy godnej, doświadczonego już, wojownika.