Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2023, 16:01   #1
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
[D&D 3.X] Bezsłoneczna Cytadela

Bezsłoneczna Cytadela

“When all of your wishes are granted, many of your dreams will be destroyed.”
― Unknown Arcanist


Widok mieściny – choć może prawdziwszym terminem byłaby „wioska” – nie zapierał dechu w piersiach. Próżno było tu wypatrywać strzelistych wież Suzail czy szlachetnych tradycji oraz wzniosłych ideałów mieszkańców stolicy. W przeciwieństwie do państwa, w którym się znajdował, zaścianek nie posiadał historycznego rodowodu sięgającego tysiące lat wstecz. Został wzniesiony przez garstkę chłopstwa na skrzyżowaniu Starej i Nowej Drogi niespełna pięć dekad temu. W dużej mierze obyło się bez namiestników i królewskich dekretów – półtorej tuzina co istotniejszych budynków oblepiających główny trakt (w tym ratusz, karczma, kuźnia, maleńki dom kupiecki i świątynia Lathandera) najwyraźniej nie zasługiwało na pełną uwagę Cormyrskiej monarchii. Może właśnie dlatego tutejsi ludzie, odczuwając silną potrzebę bezpieczeństwa i wiedząc, że mogą liczyć tylko na siebie, okalali całość zabudowań wysoką na trzy metry drewnianą palisadą. Widoku tej improwizowanej fortyfikacji „dopełniał” afisz tkwiący przy południowej bramie. Był skromny i niedbale wbity tuż pod strażnicą z kamienną dobudówką. Wzdłuż desek, zupełnie poważnie albo w wyniku nagłego ataku sarkazmu, ktoś wypisał kredą takie oto hasło:

Witamy w Oakhurst – najspokojniejszym miasteczku w całym Cormyrze!


Tyle tylko, że reklama ta nieco rozmijała się z rzeczywistością. Przynajmniej ostatnimi czasy, ponieważ jakieś dwa tygodnie wstecz na Oakhurst zaczęło spadać jedno nieszczęście za drugim. Miejscowy kapłan zmarł w tajemniczych okolicznościach, a jego wysłany z Arabel następca zaginął w drodze do swojej nowej parafii. Samo zaginięcie mogło być powiązane z atakami zielonoskórych – te wraz z nadejściem lata zyskały zarówno na częstotliwości, jak i na bezczelności, co martwiło po równi skromnych kupców oraz właścicieli karawan. Do tego wszystkiego dochodziło masowe obumieranie lokalnych upraw, co oczywiście przekładało się na brak plonów – chłopi zrzucali winę to na nieubłagany, lejący się z nieba żar, to znów na różnorakie zabobony. W desperacji burmistrz posłał po druida zamieszkującego pobliski bór Hullack, ale ten odprawił posłańca z niczym, twierdząc, że musi najpierw rozwiązać własne problemy. Co ciekawe, ta lawina nieszczęść nie przyciągnęła też osób, których umiejętności rozwiązywania problemów byłyby oparte na ostrzu miecza bądź mocy zaklęcia. Awanturnicy ogółem omijali Oakhurst, traktując je jedynie jako mało istotny punkt na mapie, niewygodny przystanek w drodze do swojego miejsca przeznaczenia. Pojedynczy wyjątek od tej reguły stanowiła mała grupa podlotków – dwóch mężczyzn i kobieta – którzy zaraz po przybyciu do miasteczka zaczęli deklarować swoją żarliwą chęć pomocy wszystkim wokół. Zastępca władyki skorzystał z ich oferty, nakazując grupie wyplewienie pobliskiego siedliska goblinów, ale choć trójka z powierzonego zadania wywiązała się wzorowo, to wkrótce wszelki ślad po niej zaginął. Chodzą słuchy, że podczas drugiej misji poszukiwaczy przygód ambicje przerosły ich możliwości, a oliwy do ognia dolewa plotka, że jeden z mężczyzn podobno pochodził z rodziny królewskiej. W historyjce tej może kryć się sporo prawdy, szczególnie że parę dni temu do gospody Pod Szarym Dzikiem zawitała dwójka delegatów ze stolicy…



Dzik był drugim co do wielkości budynkiem w mieście. Rozmiarami przewyższał świątynię Lathandera, ustępując tylko ratuszowi miejskiemu. Tawernę zwykle spowijał półmrok, ponieważ dogorywające w kandelabrze świece oraz nieliczne osłonięte pochodnie zwyczajnie nie były w stanie przebić ciemności stworzonej przez uchylone na milimetr drzwi oraz dwie pary zatrzaśniętych na głucho okiennic. Dębowy bar otaczały cztery stołki i – na wypadek nagłego natłoku klientów – stojąca w kącie pusta baryłka. Po prawej od „wodopoju” znajdowały się schody do pokoi gościnnych, a pod nimi beczułki z winem. Natomiast na lewo od oazy szynkarza umiejscowiono kamienny kominek. Brakowało w nim co prawda drwa (a w skutek czego również i płomieni), ale ulokowane nieopodal dwa połatane fotele z podnóżkami dodawały konstrukcji przepychu. Do tego dochodziły cztery okrągłe stoły, każdy z trójką krzeseł oraz łowieckie trofea takie jak łeb jelenia, wyliniała niedźwiedzia skóra oraz wiadro z wetkniętą w nie szczotą. Ogólnie rzecz biorąc, lokal prowadzony przez karczmarza Garona nie był najlepszym miejscem na spędzenie nocy… ale większości przejezdnych jawił się jako pomysł lepszy niż sen pod gołym niebem.


Pewnie dlatego, mimo dość wczesnej pory, tawerna nie mogła narzekać na brak ruchu. Byli oczywiście stali bywalcy, którzy stanowili przekrój lokalnej śmietanki społecznej. Obsiedli wszystkie stołki przy barze, a ich czerwone nosy, tygodniowy zarost i przepocone fizyczną pracą ubrania wyjaśniały wszystkim wkoło, że bardziej zależy im na zgłębieniu tajemnic dna butelki niż na nowych znajomościach. Drugą grupę stanowili przejezdni. Ci ulokowali się zaraz przy schodach, by w razie nadmiaru dobrej zabawy móc bez większych przeszkód trafić do wynajętych pokojów na piętrze. Wyglądali na najętych karawaniarzy, a ich rozmowa była nader chaotyczna. Śmiali się, żartowali i dyskutowali, choć osobom postronnym trudno byłoby doszukać się w tej dyskusji większego ładu czy składu – ot, chyba już nawet na tę chwilę wypili kapkę zbyt wiele płynnego szczęścia. Była też osoba samotnie siedząca przy stole. Ulokowała się w rogu nieopodal zamkniętych okiennic, a członkowie dwóch zbieranin starali się jak tylko mogli, by udawać, że jej nie dostrzegają. Miała na sobie błękitną szatę ze złotymi wykończeniami oraz naciągnięty na głowę kaptur, z pod którego wylewały się czarne włosy. Obok jej krzesła stał sękaty kostur, a na stoliku ustawiła niedopity kufel bliżej niesprecyzowanego trunku oraz stylowo wykończoną deseczkę z podpórką i przypiętym pergaminem. Na tym ostatnim wypisano tylko cztery słowa:

Najemnicy poszukiwani.
Wysokie wynagrodzenie.


 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 30-06-2023 o 05:48.
Highlander jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-06-2023, 13:53   #2
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Krasnolud był w drodze już od kilku dni. Szedł pieszo. Nie lubił jeździć. Po pierwsze transport kosztował, a Roald nie chciał rozstawać się ze swoim złotem. Po drugie piesza wędrówka budowała kondycję, a tej wojownik nigdy nie ma za dużo.
Roald Twoax był dobrze zbudowanym krasnoludem w sile wieku. Surowe rysy jego twarzy skrywała bujna brązowa broda, momentami wpadająca w rudą. Na torsie krasnoluda połyskiwała wysokiej jakości pełna zbroja płytowa. U jego pasa wisiał solidny, krasnoludzki topór, zaś na plecach długi łuk refleksyjny.
Gdy Roald mijał rogatki miasteczka zaczepił go miejscowy żebrak, prosząc o choćby drobny datek na jedzenie. Krasnolud spojrzał na niego gniewnie, po czym złośliwie zatrząsł swoją sakiewką nie zmieniając tempa marszu.
- Won - rzucił mijając nędzarza.
Oakhurst miał być tylko przystankiem w podróży Roalda. Mimo, że szukał jakiejś przygody, z której mógłby przywieźć sowite łupy, nie spodziewał się, że mógłby ją znaleźć w tej dziurze. Biorąc pod uwagę, że słońce powoli chyliło się już ku zachodowi, skierował swe kroki do "Dzika", miejscowej oberży.
W karczmie zajął miejsce w kącie, siadając tak by mieć widok na całą salę, a w szczególności na drzwi wejściowe. Zamówił piwo i solidny kawał mięsa. Zanim przystąpił do konsumpcji zamienił jeszcze kilka słów z gospodarzem wypytując, ot tak dla pewności, czy w miasteczku nie ma przypadkiem jakiejś pracy godnej, doświadczonego już, wojownika.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-06-2023, 12:13   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki mężczyzna, który zbliżał się do bram mieściny, ubrany był niczym wojak, bowiem nosił na sobie koszulkę kolczą i karwasze. Miał też puklerz, nie nosił jednak miecza, a jego broń stanowiła włócznia i lekka kusza. Uzupełnienie stroju stanowiły solidne buty, mogące znieść trudy podróży, ciemne spodnie, tudzież wysokiej jakości płaszcz. Nie to jednak wyróżnialo go spośród tłumu, lecz jasne, srebrne włosy, będące spuścizną po niebiańskich przodkach.

Na widok wypisanego na palisadzie zapewnienia o panującym w okolicy spokoju Raif uśmiechnął się lekko nie do końca wierząc w podobne zapewnienia. Na dodatek idąc w stronę Oakhurst dowiedział się, iż ostatnio miasteczko miało, można by rzec, nieco pecha.
Miał tylko nadzieję, że zdarzenia te nie wpłynęły negatywnie ani na stosunek mieszkańców do przybyszów, ani na ceny w gospodzie. Co prawda jego sakiewka nie świeciła pustkami, ale nie zamierzał rzucać srebrem na prawo i lewo. Bywał niekiedy nierozsądny, ale głupi - nie.

O drogę do gospody pytać nie musiał, bowiem budynek, w którym mieścił się "Dzik", rzucał się w oczy.
Wnętrze gospody nie powalało przepychem, ale Raif podczas swych podroży widywał już gorsze (pod względem wystroju i klienteli) miejsca.
Podszedł do stojącego za kontuarem mężczyzny.
- Kasza, kawał dziczyzny, wino - zamówił posiłek, który miał pełnić rolę obiadu i kolacji zarazem. - No i pokój na noc.
Miał zamiar najpierw porządnie się najeść, a dopiero później dowiedzieć się, komu, do czego i za ile potrzebni są najemnicy.
 
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-06-2023, 22:18   #4
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Drogi prowadzące do Oakhurst nie zawsze były bezpieczne, zwłaszcza ostatnimi czasy. Napady zielonoskórych, potworów czy zwykłych rabusiów nie były niczym nadzwyczajnym. Dlatego kiedy strażnicy przy bramie wypatrzyli pędzący na złamanie karku dyliżans sądzili, że właśnie coś takiego miało miejsce i rzeczony powóz ucieka przed jakimś zagrożeniem. Po szybkiej wymianie zdań i ustaleniu hierarchii dowodzenia (większy dał mniejszemu przed łeb drzewcem włóczni) strażnicy zdecydowali zamknąć bramę na cztery spusty, coby pojazd przypadkiem nie przytargał swoich kłopotów za palisadę i czym prędzej posłano po posiłki, szykując się do jakieś większej akcji, zupełnie nie godnej „najspokojniejszego miasteczka w Cormyrze”.

Ku ich zaskoczeniu pędzący na złamanie karku pojazd nie miał zamiaru taranować bram ich miasteczka. Zamiast tego, w akompaniamencie końskiego kwiku, tuż przed ową bramą zrobił nagły, ostry zwrot i na moment stanął w poprzek drogi. W tej samej chwili ze środka niczym pocisk z balisty wyleciała korpulentna, brodata postać i gruchnęła jak kamień o ziemie, rozrzucając na około przeróżne pakunki, paczki, broń i kilka innych bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów. W ślad za nią z pojazdu poleciał krótka, ale wyjątkowo treściwa i wyszukana wiązanka najgorszych przekleństw i złorzeczeń, w kilku rożnych językach ze wszystkich stron świata. Sam pojazd jak gwałtownie się zatrzymał, tak gwałtownie ruszył w drogę powrotną, najwyraźniej za nic mając los swojego byłego już pasażera.

Powodem tego zamieszania okazał się krasnolud. Jak każdy przedstawiciel swoje rasy, raczej niskopienny, brodaty, żylasty, w trudnym do określanie dla ludzi wieku a teraz jeszcze cały brudny i ukorzony, jakby właśnie wylazł z jednej ze słynnych kopalni swoich ziomków. Brodacz całkiem sprawnie zebrał się na równe nogi, pogroził pięścią za odjeżdżającym pojazdem i począł otrzepywać ubranie, zbierać swoje rzeczy i ogólnie doprowadzać się do porządku. W kilka chwil potrzebnych do tego, aby na miejscu zdarzenia zjawiało się kolejnych trzech strażników, wraz z lokalnym oficerem (łatwo było poznać, bo tylko on miał hełm zamiast słomowego kapelusza), krasnolud dopełnił stereotypu swoje rasy, zakładając na plecy kusze i opierając się na stylisku - a jakże - krasnoludzkiego topora.



Zanim brama otworzyła się i wypadł przez nią kwiat lokalnych wojowników - tylko jeden podtrzymał chlubą tradycje swojej formacji i wyłożył się na twarz, potykać o własną halabardę - brodacz zdążył jeszcze wyciągnąć z kieszeni pogniecionego, grubego skręta i zapalić. Spojrzał w górę, na dumnie wywieszony nad bramą napis.

- No to już kurwa tak jakby nie aktualne… -

*****

Przekonanie strażników, że w najlepszym interesie ich, ich mieściny, królestwa i całego gatunku jest wpuścić go do środka, trwało dosyć długu, ale w końcu po uiszczaniu „opłaty za bałagan” Gog - bo on to był owym pasażerem dyliżansu - dostał się do środka. Osobiście uznał, że w zaistniałych okolicznościach cała sytuacja wyszła całkiem nieźle. Odkąd tylko opuścił te ropiejącą dziurę, która kiedyś była jego domem, pieszym podróżowaniem gardził, za to uwielbiał, jak go wożono. Tych kilku monet dla strażników też nie żałował. W końcu jeszcze niedawno nie były jego, ale za to z pewnością będą jego, jeśli tu dłużej zabawi. Gorzej, że jak już będzie musiał w pośpiechu opuszczą owo „już nie takie spokojne miasteczko w Cormyrze”, trudno będzie mu znaleźć tak dobry i tani (darmo, to zawsze uczciwa cena, zwłaszcza jak sprzedający nie jest jej świadomy) środek transportu.

Teraz zaś stał w „Dziku” i obrzucając przybytek uważnym spojrzeniem stwierdził, że nazwa była bardzo nietrafiona. Żadna szanującą świnia, nawet dzika, nie zamieszkałaby choćby na chwilę w tej brudnej, rozpadającej, cuchnącej dziurze. Jemu za to od razu się spodobało. Szybko zlokalizował też pierwsze źródło zarobku. Z pewnością, godnością i dostojeństwem tak charakterystycznym dla swej rasy (po drodze zwędziwszy komuś kufel ze szczynami lokalnie nazywanymi piwem), skierował swoje kroki do stolika zakapturzonej postaci i przysiadł się bez pytania.

- Gog. - stwierdził na przywitanie, wypuszczając człowiekowi w kaptur kłębek ostrego dymu a widząc jego oczekujące spojrzenie, szybko dodał - Po prostu Gog. Kogo i za ile? -
 
malahaj jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-07-2023, 09:35   #5
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Przy barze co jakiś czas rozlegały się rupieciarskie odgłosy. Wystające zza niego, podrygujące w akompaniamencie stęknięć i warknięć wzniesienie tłuszczu sugerowało, że oberżysta czegoś szuka. Może było to coś tak abstrakcyjnego jak wczorajszy dzień, a może przedmiot równie błahy jak czysty kufel – tak czy siak atmosfera wśród lokalnych miłośników trunków rozwodnionych wydawała się dość napięta. Siedzieli pokornie, spuszczonymi oczyma podziwiając rysy na blacie, bo przecież nikt nie chciał ryzykować (jeszcze gorszego) rozjuszenia właściciela i – o zgrozo – potencjalnej utraty kredytu. Tak się jednak złożyło, że Raif nie był nikim, toteż całkowicie zignorował fakt, że nastrój wokół wodopoju dałoby pokroić się nożem. Jakby nigdy nic złożył swoje zamówienie. W odpowiedzi zza kontuaru – z zadziwiającą jak na swoje rozmiary szybkością – wystrzeliła góra smalcu nieudolnie udająca człowieka.


Wysokość oraz szerokość szynkarza były do siebie zbliżone – ba, uznanie go za śmiertelnie otyłego stanowiłoby najdelikatniejszy z eufemizmów. Miał na sobie poplamioną brązową koszulę pamiętającą czasy poprzedniego monarchy z Cormyrskiej linii oraz szary fartuch, który w sytuacji kryzysowej mógłby zapewne posłużyć jako zapasowy żagiel dla okaleczonego przez sztorm galeonu. Liczne podbródki zadygotały, a z pomiędzy mięsistych warg wydobył się rozgniewany ryk.
- Czego tym razem, k… (!) – Ryknięcie ugrzęzło mu jednak w gardle nim zdążyło w pełni rozwinąć skrzydła. Nastroszył miotełkowy wąsik i z gracją pijanego buhaja zmienił ton. Zapewne dlatego, że oczy pośpiesznie doniosły mózgowi, z kim ich właściciel ma do czynienia.
- K-kaszy, mości panie? Do tego dziczyzna i wino. Już się robi! Alesa! Kasza i mięsiwo – raz! – Garon huknął w stronę na wpół otwartych drzwi pod schodami, na które Raif nie zwrócił do tej pory uwagi. Pewnie dlatego, że w połowie przesłaniały je beczki w stronę, których zaczął powoli acz nieubłaganie przemieszczać się karczmarz.
- Wina zaraz sam na leję – zapewnił białowłosego klienta, przed którym zaraz wylądowała całość zamówienia. Właściciel lokalu dołączył nawet do posiłku swój promienny uśmiech. Moment tej wymuszonej służalczości sprawnie wykorzystał Roald, który, wziąwszy karczmarza z zaskoczenia, zawołał nie tylko za napitkiem i posiłkiem, ale także za źródłem potencjalnego zarobku. Garon wykrzyczał kolejne polecenie w stronę kuchni, po czym skupił całość swej uwagi na brodatym kliencie.
- Mocium panie, Oakhurst to spokojna mieścina… - zaczął tłuścioch, z religijną czcią powtarzając mantrę z szyldu przed palisadą. Jego słowa wydawały się jednak mniej szczere niż uśmiech, który przed chwilą zniknął z pomiędzy pucołowatych policzków. No i chyba sam zdał sobie z tego sprawę, bo szybko zmienił śpiewkę. - Ale tak między nami to ostatnimi czasy nie dzieje się tu za dobrze. Pan porozmawia z tamtą wied… erm, wieszczką w rogu przy okiennicach. Z tą, co to z nią siedzi Pański krewniak. – Mistrzowskie werbalne objaśnienie Garona dopełniła pomoc wizualna w kształcie mięsistego palucha wskazującego konkretny stolik.


Postać z rozmysłem zaciągnęła się wydmuchniętym przez Goga dymem i, rozważywszy jakość palnego przez brodacza cygara, cierpko się uśmiechnęła.
- Fia Sunat. Ale wystarczy Fia. Miło mi. – Dziewczyna ściągnęła z głowy kaptur, po czym kiwnęła nią krasnoludowi na przywitanie. Wiedziała, że podawanie rozmówcy dłoni zapewne wiązałoby się z jej pogruchotaniem, toteż powstrzymała się przed tym konkretnym gestem. - A co do pytania, to wszystko zależy od tego, jak pewnie się dziś, Gogu, czujesz. – Rzuciła przelotnie spojrzeniem w stronę baru. - No i od tego, ilu siepaczy uda nam się uzbierać, bo chociaż sprawiasz wrażenie... „zaradnego”, to nie chciałabym nikogo bezsensownie narażać. Ale chyba dopisuje nam dziś obydwojgu szczęście. Poczekajmy chwilę. Jeszcze piwa? – Najwyraźniej uznając ostatnie pytanie za retoryczne, podrzuciła ku górze złotą monetę. Jej wirujący blask pośród mętnego światła lokalu od razu przykuł uwagę szynkarza, który praktycznie rzucił się w kierunku pustych kufli. Ale Gog nie mógł jasno stwierdzić, co bardziej dyrygowało otyłym mężczyzną. Chciwość? Czy może raczej strach?
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 03-07-2023 o 11:55.
Highlander jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-07-2023, 10:11   #6
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Gog uśmiechnął się pod nosem, widząc kogo skrywał kaptur. Kobieta. Do tego całkiem do rzeczy. Cała ta kupa krowiego nawozu, w przypływach czarnego humoru nazywana miastem, właśnie nabierała nowego uroku. Kobieta, karczma, drinki i niepozorna fiolka w jego kieszeni. Kto wie, może nawet mu się poszczęści… Aż musiał się dyskretnie podrapać w krocze pod karczemnym stołem.

- Pewny? Jestem siebie tak samo pewny, jak tego, że coś naszczało do tego piwa. A potem w nim zdechło. - rzekł z krzywym uśmiecham, po czym sięgnął po przyniesiony przez największą kostkę smalcu jaką w życiu widział kufel. Za jednym pociągnięciem opróżnił go do połowy, po czym zajrzał podejrzliwie do środka.

- A nie mówiłem! - stwierdził, jakby oznajmiał coś równie oczywistego, jak fakt, że karczmarz zjadał klientów, którzy zbyt długo zalegali z płatnościami. W całości. Rozparł się wygodniej na zydlu i z wyrazem błogości na twarzy dokończył piwo, od razu zamawiając następne. W końcu nie on rzucał złotem pod sufit, więc uznał, że i nie on płaci. Tak, sprawy układają się coraz lepiej…
 
malahaj jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-07-2023, 16:26   #7
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Tłuścioch ewidentnie nie nadawał się na karczmarza. Ale może lepszego po prostu nie mieli... Nie tylko był chamem, ale i obrzydliwym lizusem. Roaldowi aż się jeść odechciało. Przez chwilę. Bo drugą rzeczą po złocie, którą uwielbiał krasnolud był porządny posiłek. Mięsiwo było nawet niczego sobie, za to napitek... No może nie były to szczyny, tak jak twierdził jego pobratymca, siedzący przy stole z ewentualną pracodawczynią, ale chrzczone to piwsko było na pewno i to tak od serca. Ogólnie cały przybytek spaślaka w oczach Roalda nie prezentował się jakoś szczególnie. Taka, zwyczajna, wsiowa karczma z lichymi pokojami dla biedoty. To w sumie akurat dobrze, bo chociaż będzie tanio. Zresztą i tak zawsze brał najtańsze. Nie z biedy, ale ze skąpstwa.

Gdy tak sobie sączył rozwodnione piwo i przegryzał mięsiwem, rozważając czy paniusia będzie miała jakieś zadanie godne jego topora, znaczy się na tyle dobrze płatne żeby tego topora dobywać, Twoax zobaczył błysk złotej monety, którą ta zręcznie podrzuciła. Niechybnie był to znak od samego Abbathora by sprawą jednak się zainteresować. Chciwy krasnolud długo się nie namyślał. Szybko przysiadł się do jej stolika.
- Witam damę i Ciebie bracie - skłonił się kobiecie, a do Goga wyciągnął potężne łapsko - jestem Roald Twoax, wojownik. Podobno Pani szanowna ma jakąś pracę dla takich jak ja?
Gdy wypowiedział słowa powitania, oczy krasnoluda zaświeciły się jeszcze mocniej. Dopiero teraz dojrzał bowiem stojącą obok kobiety tabliczkę z napisem "coś tam coś tam - wysokie wynagrodzenie" - mam fart - pomyślał.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 03-07-2023 o 16:43.
Pliman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-07-2023, 13:57   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ani karczma, ani jej właściciel nie sprawiali zbyt dobrego wrażenia, jednak o tym, co postawiono na stół Raif nie mógł powiedzieć niczego złego, jako że jedzenie było nie tylko zdatne do jedzenia, ale nawet całkiem smaczne, zaś wino, jak na takie zadupie, można było uznać za całkiem dobre.
Być może na tę ocenę miało wpływ parę ostatnich dni, gdy wędrował samotnie i musiał żywić się suchym prowiantem, ale narzekać nie zamierzał.

Raif zajął się konsumpcją, ale jedzenie nie uciekało z talerza, więc nie musiał mu poświęcać całej uwagi. Miał czas, by miedzy kęsem jedzenia a łykiem wina poobserwować otoczenie, a przede wszystkim innych klientów. Nie dało się ukryć, że jedyną ciekawą osobą w całej izbie była kobieta, którą karczmarz nazwał wieszczką, przełknąwszy wcześniej bardziej obraźliwe określenie.

Potencjalna zleceniodawczyni była najładniejszą osobą ze wszystkich, od jakich Raif przyjmował kiedykolwiek zlecenia. Co nie znaczyło, że zlecenie to może być milsze, prostsze czy też lepiej płatne od innych.
O tym jednak musiał się przekonać osobiście.

- Raif Nathos - przedstawił się. - Mag bojowy - dodał. - Kogo pani poszukuje i do jakiej roboty?
 
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-07-2023, 15:27   #9
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Roaldzie. Raifie. – kobieta od razu przeszła na „ty”, kiwnęła głową na powitanie dwójce nowych interesantów i wskazała im wolne krzesła. Zahaczyła jeszcze wzrokiem o Goga, jakby ten stanowił ostatni rząd cyfr w skomplikowanym matematycznym równaniu i… uśmiechnęła się. Pragmatycznie, bardziej do siebie samej niż do trójki mężczyzn, najwyraźniej usatysfakcjonowana otrzymanym właśnie wynikiem. Jej dłoń zanurkowała w połacie błękitnej szaty i wydobyła zeń mały, brązowy notatnik. Paznokieć kciuka zagłębił się między zbitek kartek, rozwierając go na odpowiedniej stronie. Fia położyła kajecik na stole, by ułatwić doń wgląd swoim nowym znajomym. Na dwóch wybranych przez właścicielkę karteluchach widniał – wcale niezgorszy, choć pośpiesznie wykonany – szkic świątyni. Była ona na tyle pospolita, że mogła w zasadzie należeć do jakiegokolwiek bóstwa i tylko witrażyk ze słońcem okalającym swym blaskiem połacie bujnych pół jasno precyzował, że patronem tego świętego przybytku jest Lathander. Parodiując gest pukania, Sunat zabębniła opuszkiem palca o węglowy zarys drzwi.


- Nim zajmiemy się problemami wagi państwowej, chciałabym sprawdzić waszą umiejętność pracy zespołowej… a tak się składa, że mamy tu coś odpowiedniego. Niezwróconą pozycję biblioteczną – stwierdziła enigmatycznie, najwyraźniej sącząc satysfakcję z budowanego napięcia.
- Jakiś czas temu z kolekcji pewnej ważnej, szarej głowy zniknęła dość poważna lektura. Chociaż ktoś inny zapewne użyłby słowa „niebezpieczna” i nietrudno pojąć, dlaczego. Kniga pojawiała się to tu, to znów tam, aż znalazła się w posiadaniu lokalnego kleryka. Nie minął tydzień, a kapłanowi się zmarło. Nagle. Rzekomo śmiercią naturalną, ale szczerze w to wątpię. Słudzy Pana Poranka zawsze próbują wszystkim dyrygować. To ich konik. Spokój, ład, porządek… kontrola. Tylko, że najnowszego narybku najwidoczniej okiełznać się nieudało. – Fia rozłożyła dłonie w parodii bezradności. Ton jej głosu sugerował, że snucie tej opowiastki sprawia jej niemałą gratkę. Podjęła kwestię ponownie:

- Mer zamknął świątynię na głucho i natychmiast posłał po nowego przedstawiciela kleru. Tylko, że ten zgubił się gdzieś po drodze. Może i lepiej dla niego. Nie wiem, co dokładnie wydarzyło się wewnątrz budynku. Lub co dzieje się nadal, bo „małe myszki” doniosły mi, że nocami z środka dochodzą puknięcia i zgrzytnięcia. Wiem za to, że z każdym dniem wokół budowli natężają się mistyczne zawirowania. Oraz że oryginalny właściciel chce odzyskać tę książkę. A jeżeli po drodze do niej uda nam się zapobiec zniknięciu połowy osady w wyniku implozji niestabilnych magicznych energii, tym lepiej dla wszystkich zainteresowanych – prestiż dla mnie, a dla was pełniejsze sakiewki.

Nachyliła się nad stołem, splatając palce w pajęczynkę.
- Nadal zainteresowani? Oferuję dwadzieścia pięć sztuk platyny na głowę i… niech stracę. Dla osłody dorzucę jeszcze jakąś drobną magiczną błyskotkę z moich prywatnych zasobów. – Sunat w końcu zamilkła. Teraz wodziła oczyma po tkwiących przed nią męskich obliczach, starając się wysondować reakcję rozmówców na swój przydługi, antyautorytarny i balansujących na krawędzi ordynarności wywód. Lubiła prowokować, co do tego nie było wątpliwości.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri

Ostatnio edytowane przez Highlander : 22-04-2024 o 12:14.
Highlander jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-07-2023, 04:58   #10
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- Trzydzieści, droga Pani. Trzydzieści sztuk platyny i ani grosza mniej - odezwał się Roald - może i zgodziłbym się na proponowaną przez Panią stawkę gdyby kompania była lepsza. Znaczy się towarzystwo Pani jak i drugiego krasnoluda odpowiada mi w zupełności. Niemniej jednak nie widzę sensu brania ze sobą tego... chłystka - spojrzał wymownie na Raifa - na co taki goguś może nam się przydać? Tylko będzie go trzeba niańczyć. A przy pierwszych większych kłopotach zapewne ucieknie i schowa się w jakimś kącie - warknął, po czym zagryzł mięsiwem i pociągnął z kufla.

Roald wypowiedział swoje - nie do końca prawdziwe - zdanie na temat potencjalnych towarzyszy. Bo przecież ludzka kobieta w grupie także nie była mu w smak. No ale miał nadzieję, że nie będzie brała udziału w akcji, a po za tym to ona płaciła. Prawda była taka, że Twoax najlepiej czuł się w towarzystwie innych krasnoludów, niemniej nad dobór kompanów przedkładał zyski. Dwadzieścia pięć sztuk platyny i obiecany bonus nie było złą ofertą i nawet jeśli musiał w związku z tym pracować w międzygatunkowym gronie, zapewne by jej nie odrzucił. Niemniej jednak zawsze warto utargować parę groszy. Albo chociaż spróbować.

- Jesteś przynajmniej w stanie unieść broń, pięknisiu? - krasnolud odezwał się z przekąsem do Raifa.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 08-07-2023 o 05:34.
Pliman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172