|
Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości... |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-06-2023, 16:01 | #1 |
Reputacja: 1 | [D&D 3.X] Bezsłoneczna Cytadela Bezsłoneczna Cytadela
__________________ Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master. - Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri Ostatnio edytowane przez Highlander : 30-06-2023 o 05:48. |
29-06-2023, 13:53 | #2 |
Reputacja: 1 |
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |
30-06-2023, 12:13 | #3 |
Administrator Reputacja: 1 | Wysoki mężczyzna, który zbliżał się do bram mieściny, ubrany był niczym wojak, bowiem nosił na sobie koszulkę kolczą i karwasze. Miał też puklerz, nie nosił jednak miecza, a jego broń stanowiła włócznia i lekka kusza. Uzupełnienie stroju stanowiły solidne buty, mogące znieść trudy podróży, ciemne spodnie, tudzież wysokiej jakości płaszcz. Nie to jednak wyróżnialo go spośród tłumu, lecz jasne, srebrne włosy, będące spuścizną po niebiańskich przodkach. |
30-06-2023, 22:18 | #4 |
Reputacja: 1 | Drogi prowadzące do Oakhurst nie zawsze były bezpieczne, zwłaszcza ostatnimi czasy. Napady zielonoskórych, potworów czy zwykłych rabusiów nie były niczym nadzwyczajnym. Dlatego kiedy strażnicy przy bramie wypatrzyli pędzący na złamanie karku dyliżans sądzili, że właśnie coś takiego miało miejsce i rzeczony powóz ucieka przed jakimś zagrożeniem. Po szybkiej wymianie zdań i ustaleniu hierarchii dowodzenia (większy dał mniejszemu przed łeb drzewcem włóczni) strażnicy zdecydowali zamknąć bramę na cztery spusty, coby pojazd przypadkiem nie przytargał swoich kłopotów za palisadę i czym prędzej posłano po posiłki, szykując się do jakieś większej akcji, zupełnie nie godnej „najspokojniejszego miasteczka w Cormyrze”. Ku ich zaskoczeniu pędzący na złamanie karku pojazd nie miał zamiaru taranować bram ich miasteczka. Zamiast tego, w akompaniamencie końskiego kwiku, tuż przed ową bramą zrobił nagły, ostry zwrot i na moment stanął w poprzek drogi. W tej samej chwili ze środka niczym pocisk z balisty wyleciała korpulentna, brodata postać i gruchnęła jak kamień o ziemie, rozrzucając na około przeróżne pakunki, paczki, broń i kilka innych bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów. W ślad za nią z pojazdu poleciał krótka, ale wyjątkowo treściwa i wyszukana wiązanka najgorszych przekleństw i złorzeczeń, w kilku rożnych językach ze wszystkich stron świata. Sam pojazd jak gwałtownie się zatrzymał, tak gwałtownie ruszył w drogę powrotną, najwyraźniej za nic mając los swojego byłego już pasażera. Powodem tego zamieszania okazał się krasnolud. Jak każdy przedstawiciel swoje rasy, raczej niskopienny, brodaty, żylasty, w trudnym do określanie dla ludzi wieku a teraz jeszcze cały brudny i ukorzony, jakby właśnie wylazł z jednej ze słynnych kopalni swoich ziomków. Brodacz całkiem sprawnie zebrał się na równe nogi, pogroził pięścią za odjeżdżającym pojazdem i począł otrzepywać ubranie, zbierać swoje rzeczy i ogólnie doprowadzać się do porządku. W kilka chwil potrzebnych do tego, aby na miejscu zdarzenia zjawiało się kolejnych trzech strażników, wraz z lokalnym oficerem (łatwo było poznać, bo tylko on miał hełm zamiast słomowego kapelusza), krasnolud dopełnił stereotypu swoje rasy, zakładając na plecy kusze i opierając się na stylisku - a jakże - krasnoludzkiego topora. Zanim brama otworzyła się i wypadł przez nią kwiat lokalnych wojowników - tylko jeden podtrzymał chlubą tradycje swojej formacji i wyłożył się na twarz, potykać o własną halabardę - brodacz zdążył jeszcze wyciągnąć z kieszeni pogniecionego, grubego skręta i zapalić. Spojrzał w górę, na dumnie wywieszony nad bramą napis. - No to już kurwa tak jakby nie aktualne… - ***** Przekonanie strażników, że w najlepszym interesie ich, ich mieściny, królestwa i całego gatunku jest wpuścić go do środka, trwało dosyć długu, ale w końcu po uiszczaniu „opłaty za bałagan” Gog - bo on to był owym pasażerem dyliżansu - dostał się do środka. Osobiście uznał, że w zaistniałych okolicznościach cała sytuacja wyszła całkiem nieźle. Odkąd tylko opuścił te ropiejącą dziurę, która kiedyś była jego domem, pieszym podróżowaniem gardził, za to uwielbiał, jak go wożono. Tych kilku monet dla strażników też nie żałował. W końcu jeszcze niedawno nie były jego, ale za to z pewnością będą jego, jeśli tu dłużej zabawi. Gorzej, że jak już będzie musiał w pośpiechu opuszczą owo „już nie takie spokojne miasteczko w Cormyrze”, trudno będzie mu znaleźć tak dobry i tani (darmo, to zawsze uczciwa cena, zwłaszcza jak sprzedający nie jest jej świadomy) środek transportu. Teraz zaś stał w „Dziku” i obrzucając przybytek uważnym spojrzeniem stwierdził, że nazwa była bardzo nietrafiona. Żadna szanującą świnia, nawet dzika, nie zamieszkałaby choćby na chwilę w tej brudnej, rozpadającej, cuchnącej dziurze. Jemu za to od razu się spodobało. Szybko zlokalizował też pierwsze źródło zarobku. Z pewnością, godnością i dostojeństwem tak charakterystycznym dla swej rasy (po drodze zwędziwszy komuś kufel ze szczynami lokalnie nazywanymi piwem), skierował swoje kroki do stolika zakapturzonej postaci i przysiadł się bez pytania. - Gog. - stwierdził na przywitanie, wypuszczając człowiekowi w kaptur kłębek ostrego dymu a widząc jego oczekujące spojrzenie, szybko dodał - Po prostu Gog. Kogo i za ile? - |
03-07-2023, 09:35 | #5 |
Reputacja: 1 | Przy barze co jakiś czas rozlegały się rupieciarskie odgłosy. Wystające zza niego, podrygujące w akompaniamencie stęknięć i warknięć wzniesienie tłuszczu sugerowało, że oberżysta czegoś szuka. Może było to coś tak abstrakcyjnego jak wczorajszy dzień, a może przedmiot równie błahy jak czysty kufel – tak czy siak atmosfera wśród lokalnych miłośników trunków rozwodnionych wydawała się dość napięta. Siedzieli pokornie, spuszczonymi oczyma podziwiając rysy na blacie, bo przecież nikt nie chciał ryzykować (jeszcze gorszego) rozjuszenia właściciela i – o zgrozo – potencjalnej utraty kredytu. Tak się jednak złożyło, że Raif nie był nikim, toteż całkowicie zignorował fakt, że nastrój wokół wodopoju dałoby pokroić się nożem. Jakby nigdy nic złożył swoje zamówienie. W odpowiedzi zza kontuaru – z zadziwiającą jak na swoje rozmiary szybkością – wystrzeliła góra smalcu nieudolnie udająca człowieka.
__________________ Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master. - Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri Ostatnio edytowane przez Highlander : 03-07-2023 o 11:55. |
03-07-2023, 10:11 | #6 |
Reputacja: 1 | Gog uśmiechnął się pod nosem, widząc kogo skrywał kaptur. Kobieta. Do tego całkiem do rzeczy. Cała ta kupa krowiego nawozu, w przypływach czarnego humoru nazywana miastem, właśnie nabierała nowego uroku. Kobieta, karczma, drinki i niepozorna fiolka w jego kieszeni. Kto wie, może nawet mu się poszczęści… Aż musiał się dyskretnie podrapać w krocze pod karczemnym stołem. - Pewny? Jestem siebie tak samo pewny, jak tego, że coś naszczało do tego piwa. A potem w nim zdechło. - rzekł z krzywym uśmiecham, po czym sięgnął po przyniesiony przez największą kostkę smalcu jaką w życiu widział kufel. Za jednym pociągnięciem opróżnił go do połowy, po czym zajrzał podejrzliwie do środka. - A nie mówiłem! - stwierdził, jakby oznajmiał coś równie oczywistego, jak fakt, że karczmarz zjadał klientów, którzy zbyt długo zalegali z płatnościami. W całości. Rozparł się wygodniej na zydlu i z wyrazem błogości na twarzy dokończył piwo, od razu zamawiając następne. W końcu nie on rzucał złotem pod sufit, więc uznał, że i nie on płaci. Tak, sprawy układają się coraz lepiej… |
03-07-2023, 16:26 | #7 |
Reputacja: 1 | Tłuścioch ewidentnie nie nadawał się na karczmarza. Ale może lepszego po prostu nie mieli... Nie tylko był chamem, ale i obrzydliwym lizusem. Roaldowi aż się jeść odechciało. Przez chwilę. Bo drugą rzeczą po złocie, którą uwielbiał krasnolud był porządny posiłek. Mięsiwo było nawet niczego sobie, za to napitek... No może nie były to szczyny, tak jak twierdził jego pobratymca, siedzący przy stole z ewentualną pracodawczynią, ale chrzczone to piwsko było na pewno i to tak od serca. Ogólnie cały przybytek spaślaka w oczach Roalda nie prezentował się jakoś szczególnie. Taka, zwyczajna, wsiowa karczma z lichymi pokojami dla biedoty. To w sumie akurat dobrze, bo chociaż będzie tanio. Zresztą i tak zawsze brał najtańsze. Nie z biedy, ale ze skąpstwa. Gdy tak sobie sączył rozwodnione piwo i przegryzał mięsiwem, rozważając czy paniusia będzie miała jakieś zadanie godne jego topora, znaczy się na tyle dobrze płatne żeby tego topora dobywać, Twoax zobaczył błysk złotej monety, którą ta zręcznie podrzuciła. Niechybnie był to znak od samego Abbathora by sprawą jednak się zainteresować. Chciwy krasnolud długo się nie namyślał. Szybko przysiadł się do jej stolika. - Witam damę i Ciebie bracie - skłonił się kobiecie, a do Goga wyciągnął potężne łapsko - jestem Roald Twoax, wojownik. Podobno Pani szanowna ma jakąś pracę dla takich jak ja? Gdy wypowiedział słowa powitania, oczy krasnoluda zaświeciły się jeszcze mocniej. Dopiero teraz dojrzał bowiem stojącą obok kobiety tabliczkę z napisem "coś tam coś tam - wysokie wynagrodzenie" - mam fart - pomyślał.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? Ostatnio edytowane przez Pliman : 03-07-2023 o 16:43. |
04-07-2023, 13:57 | #8 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
07-07-2023, 15:27 | #9 |
Reputacja: 1 | - Roaldzie. Raifie. – kobieta od razu przeszła na „ty”, kiwnęła głową na powitanie dwójce nowych interesantów i wskazała im wolne krzesła. Zahaczyła jeszcze wzrokiem o Goga, jakby ten stanowił ostatni rząd cyfr w skomplikowanym matematycznym równaniu i… uśmiechnęła się. Pragmatycznie, bardziej do siebie samej niż do trójki mężczyzn, najwyraźniej usatysfakcjonowana otrzymanym właśnie wynikiem. Jej dłoń zanurkowała w połacie błękitnej szaty i wydobyła zeń mały, brązowy notatnik. Paznokieć kciuka zagłębił się między zbitek kartek, rozwierając go na odpowiedniej stronie. Fia położyła kajecik na stole, by ułatwić doń wgląd swoim nowym znajomym. Na dwóch wybranych przez właścicielkę karteluchach widniał – wcale niezgorszy, choć pośpiesznie wykonany – szkic świątyni. Była ona na tyle pospolita, że mogła w zasadzie należeć do jakiegokolwiek bóstwa i tylko witrażyk ze słońcem okalającym swym blaskiem połacie bujnych pół jasno precyzował, że patronem tego świętego przybytku jest Lathander. Parodiując gest pukania, Sunat zabębniła opuszkiem palca o węglowy zarys drzwi.
__________________ Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master. - Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri Ostatnio edytowane przez Highlander : 22-04-2024 o 12:14. |
08-07-2023, 04:58 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? Ostatnio edytowane przez Pliman : 08-07-2023 o 05:34. |
| |