Wszedł w nią od tyłu gwałtownie, gdy nie była na to jeszcze gotowa. Krzyknęła. Z bólu i zaskoczenia. Chciała go z siebie zrzucić, lecz przycisnął ją własnym ciałem. Objął szyję w kleszcze palców i przydusił aż musiała walczyć o oddech. Napierał na nią brutalnie i ostro. Przestała się opierać kilka minut później a po następnych paru minutach, gdy szczytował, jęczała cicho z rozkoszy.
Po wszystkim leżeli spoceni obok siebie w skotłowanej, atłasowej pościeli.
- Nigdy taki nie byłeś - Li Wong obróciła się w jego stronę, podparła się na łokciu i palcem zaczęła gładzić jego policzek. - To dlatego, że byłam dla ciebie ostatnio taka niedobra? Dlatego, że za bardzo naciskałam?
Vicente przymknął oczy. Paznokieć drażnił policzek. Czuł, jak ponownie dostaje erekcji.
- Nie... - odparł cicho. Odchrząknął. - Nie. Problemy na ECHO.
- Ale poradzisz sobie? Jak zawsze?
- Tak. Jak zawsze - potwierdził.
- Przepraszam jeśli byłam dla ciebie niedobra - szepnęła mu wprost do ucha a jej ręka przesunęła się po linii jego szyi, klatce piersiowej i powędrowała w dół brzucha, - po prostu ta egzystencja tutaj...
Odsunął się od niej. Usiadł na skraju łóżka.
- Wiem. Pracuję nad tym. - Odwrócił się do niej i pocałował w czoło. - Muszę już iść. Audytorka robi przyjęcie. Zauważyliby moją nieobecność.
- Tak. Idź już.
Wstał.
- Vicente?
Popatrzył na nią.
- Kocham cię Vicente. Mam tylko ciebie.
- Ja ciebie też Li... - Chciał już odejść, ale w ostatnim impulsie spytał. - Masz jeszcze tą sukienkę na ramiączkach?
Przysunęła się. Dłonią zaczęła gładzić jego tors.
- Chciałbyś, żebym ją włożyła dla ciebie następnym razem?
Przytaknął i przed odejściem posmakował jej ust.