Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2023, 11:10   #103
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BARRY

Serce pompowało krew jak dzikie. Dudniło pod czaszką Barryego.
Wokół niego zebrało się sześć ośnieżonych postaci. Zamaskowanych. Nieludzkich. Trzymających go pewnymi, silnymi rękami.

Barry nie słyszał przebiegu negocjacji. Był zbyt przerażony, by skupić się na słowach. Chociaż, jako pisarz, powinien chyba bardziej na nie uważać.

- Dobra. Zostawimy go tutaj i wychodzimy. Zabierzcie go i wystawcie Karen.

Te słowa były niczym zimna woda w upalny dzień. Niosły nadzieję. Szansę na nowe życie.

Tym bardziej Nathaniel był zaszokowany, gdy na skinienie głową „szefa” jeden z morderców zasłonił mu usta dłonią i przejechał Barry’emu ostrzem noża po gardle, tłumiąc krzyk.

Pisarz zachłysnął się, rozpaczliwie zaczął szarpać, niczym zwierzę w panice, ale wtedy przywódca wbił mu bez wahania ostrze noża w oko, z siłą, która zabiła go na miejscu.

Nie widział już, jak dwaj oprawcy cicho położyli jego martwe ciało na ziemi, a potem trzech z nich wyszło na zewnątrz, a pozostała trójka zajęła pozycje przy ścianach, blisko wejścia do apartamentu nr 02. Czekali z bronią w dłoniach: czekan i dwa noże gotowe do przelania krwi i odebrania kolejnych żyć.

Martwe oczy pisarza wpatrywały się w sufit, w miejscu, gdzie ciało zawlekli wcześniej dwaj zabójcy.

ANDY, JOEL, JAKE, IVA, ICHIKA

Andy pozostawił negocjacje innym. Wykorzystując okazję i czas zajął się przygotowaniem jakiejkolwiek broni. Czegoś, co mogło chociaż w jakimś tam stopniu, zwiększyć ich szanse na przetrwanie. Prowizoryczna włócznia z kija od szczotki i kawałka poroża jelenia wyglądała żałośnie, ale tez groźnie. Wbita w czyjeś ciało mogła narobić odpowiedniej krzywdy. No i dawała dystans.

Jake dochodził do siebie, trzymając rozładowaną broń w rękach. W razie czego jej ciężar i poręczność czyniły z niej całkiem dobrą maczugę. Rana nadal bolała.

Iva czuła się zagubiona i przerażona. Nie chciała umierać. Nie zaszlachtowana przez bandę szaleńców gdzieś, na jakimś górskim odludziu. Ta myśl była porażająca.

Ichika nadal nie mogła uspokoić się po wewnętrznej rozmowie jaką niedawno przeprowadziła. Jej własne demony nie chciały pójść spać. Chociaż obiekt jej fascynacji – Karen – najwyraźniej znów straciła przytomność. Nic dziwnego. Była nieźle pokiereszowana. Na samo wspomnienie krwi, którą nie tak dawno widziała wyciekającą z ciała dziewczyny, Ichika poczuła dziwne podniecenie.

Joel przejął na siebie ciężar negocjacji. Wiedział, że nie może zaufać słowom napastników. Że kiedy tylko otworzą drzwi, ci spróbują się wedrzeć do środka i zamordują ich wszystkich. To byli szaleńcy. Wierzący w krwawe ofiary maniacy, którzy najwyraźniej spełniali tutaj i teraz swą najmroczniejsza i najbardziej obrzydliwą perwersję.

Jakież było zatem jego zdziwienie, gdy szef napastników odpowiedział.

- Dobra. Zostawimy go tutaj i wychodzimy. Zabierzcie go i wystawcie Karen.

A potem, za drzwiami zrobiło się cicho, a za oknami, po dłuższej chwili pojawiły się trzy niespokojne cienie. Zjawy w maskach i ciemnych kurtkach zimowych, ledwie widoczne przez mrok i ośnieżone, pokryte z zewnątrz lodem okna.

- Jesteśmy tutaj – przez śwista wiatru i okna ledwie rozpoznali głos lidera, z którym walczyli na korytarzu.
Był blisko okna, ale nie na tyle blisko, aby mogli mu zagrozić, ani on nie mógł zagrozić im.

NATHANIEL

O dziwo Tim nie oponował, kiedy Nathaniel ujął rewolwer.

Powtarzał coś tylko nerwowo, a radiostacja za jego plecami strzelała iskrami i dymiła. Sprzęt był niezdatny do użycia.

- Oni tutaj są – słowa Tima stały się bardziej zrozumiałe. – Musimy schować się w piwnicy. Moja rodzina nie jest bezpieczna.

Spojrzał na Nathaniela poczerwieniałymi oczami.

- To szaleńcy. Ale wiedzą coś, czego nie wie nikt.

Tim podniósł się z klęczek i spojrzał na broń w ręku Nathaniela.

- Dobrze. Lepiej żebyś ty ja miał. Ona już raz mnie…

Nagle twarz zastygła mu w grymasie gniewu.

- Goście! Musimy ich uratować. Kazałem im się zamknąć w apartamencie nr 02. To największy i najlepszy pokój. Z nocnymi oknami i drzwiami. Ale…

Spojrzał na Nahaniela z poważną miną.

- Musimy się rozdzielić. Jeden z nas zabierze moją żonę i córkę do piwnicy, a drugi spróbuje pomóc tym ludziom. Którą cześć bierzesz na siebie?
 
Armiel jest offline