03-07-2023, 03:15 | #101 |
Reputacja: 1 |
|
05-07-2023, 10:00 | #102 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
09-07-2023, 11:10 | #103 |
Reputacja: 1 | BARRY Serce pompowało krew jak dzikie. Dudniło pod czaszką Barryego. Wokół niego zebrało się sześć ośnieżonych postaci. Zamaskowanych. Nieludzkich. Trzymających go pewnymi, silnymi rękami. Barry nie słyszał przebiegu negocjacji. Był zbyt przerażony, by skupić się na słowach. Chociaż, jako pisarz, powinien chyba bardziej na nie uważać. - Dobra. Zostawimy go tutaj i wychodzimy. Zabierzcie go i wystawcie Karen. Te słowa były niczym zimna woda w upalny dzień. Niosły nadzieję. Szansę na nowe życie. Tym bardziej Nathaniel był zaszokowany, gdy na skinienie głową „szefa” jeden z morderców zasłonił mu usta dłonią i przejechał Barry’emu ostrzem noża po gardle, tłumiąc krzyk. Pisarz zachłysnął się, rozpaczliwie zaczął szarpać, niczym zwierzę w panice, ale wtedy przywódca wbił mu bez wahania ostrze noża w oko, z siłą, która zabiła go na miejscu. Nie widział już, jak dwaj oprawcy cicho położyli jego martwe ciało na ziemi, a potem trzech z nich wyszło na zewnątrz, a pozostała trójka zajęła pozycje przy ścianach, blisko wejścia do apartamentu nr 02. Czekali z bronią w dłoniach: czekan i dwa noże gotowe do przelania krwi i odebrania kolejnych żyć. Martwe oczy pisarza wpatrywały się w sufit, w miejscu, gdzie ciało zawlekli wcześniej dwaj zabójcy. ANDY, JOEL, JAKE, IVA, ICHIKA Andy pozostawił negocjacje innym. Wykorzystując okazję i czas zajął się przygotowaniem jakiejkolwiek broni. Czegoś, co mogło chociaż w jakimś tam stopniu, zwiększyć ich szanse na przetrwanie. Prowizoryczna włócznia z kija od szczotki i kawałka poroża jelenia wyglądała żałośnie, ale tez groźnie. Wbita w czyjeś ciało mogła narobić odpowiedniej krzywdy. No i dawała dystans. Jake dochodził do siebie, trzymając rozładowaną broń w rękach. W razie czego jej ciężar i poręczność czyniły z niej całkiem dobrą maczugę. Rana nadal bolała. Iva czuła się zagubiona i przerażona. Nie chciała umierać. Nie zaszlachtowana przez bandę szaleńców gdzieś, na jakimś górskim odludziu. Ta myśl była porażająca. Ichika nadal nie mogła uspokoić się po wewnętrznej rozmowie jaką niedawno przeprowadziła. Jej własne demony nie chciały pójść spać. Chociaż obiekt jej fascynacji – Karen – najwyraźniej znów straciła przytomność. Nic dziwnego. Była nieźle pokiereszowana. Na samo wspomnienie krwi, którą nie tak dawno widziała wyciekającą z ciała dziewczyny, Ichika poczuła dziwne podniecenie. Joel przejął na siebie ciężar negocjacji. Wiedział, że nie może zaufać słowom napastników. Że kiedy tylko otworzą drzwi, ci spróbują się wedrzeć do środka i zamordują ich wszystkich. To byli szaleńcy. Wierzący w krwawe ofiary maniacy, którzy najwyraźniej spełniali tutaj i teraz swą najmroczniejsza i najbardziej obrzydliwą perwersję. Jakież było zatem jego zdziwienie, gdy szef napastników odpowiedział. - Dobra. Zostawimy go tutaj i wychodzimy. Zabierzcie go i wystawcie Karen. A potem, za drzwiami zrobiło się cicho, a za oknami, po dłuższej chwili pojawiły się trzy niespokojne cienie. Zjawy w maskach i ciemnych kurtkach zimowych, ledwie widoczne przez mrok i ośnieżone, pokryte z zewnątrz lodem okna. - Jesteśmy tutaj – przez śwista wiatru i okna ledwie rozpoznali głos lidera, z którym walczyli na korytarzu. Był blisko okna, ale nie na tyle blisko, aby mogli mu zagrozić, ani on nie mógł zagrozić im. NATHANIEL O dziwo Tim nie oponował, kiedy Nathaniel ujął rewolwer. Powtarzał coś tylko nerwowo, a radiostacja za jego plecami strzelała iskrami i dymiła. Sprzęt był niezdatny do użycia. - Oni tutaj są – słowa Tima stały się bardziej zrozumiałe. – Musimy schować się w piwnicy. Moja rodzina nie jest bezpieczna. Spojrzał na Nathaniela poczerwieniałymi oczami. - To szaleńcy. Ale wiedzą coś, czego nie wie nikt. Tim podniósł się z klęczek i spojrzał na broń w ręku Nathaniela. - Dobrze. Lepiej żebyś ty ja miał. Ona już raz mnie… Nagle twarz zastygła mu w grymasie gniewu. - Goście! Musimy ich uratować. Kazałem im się zamknąć w apartamencie nr 02. To największy i najlepszy pokój. Z nocnymi oknami i drzwiami. Ale… Spojrzał na Nahaniela z poważną miną. - Musimy się rozdzielić. Jeden z nas zabierze moją żonę i córkę do piwnicy, a drugi spróbuje pomóc tym ludziom. Którą cześć bierzesz na siebie? |
14-07-2023, 15:48 | #104 |
Reputacja: 1 | Iva podczas negocjacji Joela instynktownie odsunęła się od drzwi zatrzaśniętego od wewnątrz apartamentu, jakby próbując zaprosić swoich towarzyszy do otwarcia ich na oścież i odzyskania, dla niej, uciszonego przez napastników, Barrego. Im rozmowa trwała dłużej, tym Iv obsesyjniej wpatrywała się w próg pokoju czekając, aż stanie w nich cały i zdrowy, uwielbiany przez miliony, Barry. Gdy od ośnieżonego okna rozległo się zniekształcone nawoływanie:
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." Ostatnio edytowane przez rudaad : 14-07-2023 o 15:51. Powód: interpunkcja |
15-07-2023, 00:51 | #105 |
Northman Reputacja: 1 | Andy spojrzał na włócznię z miotłowego kija z osadzonym rogiem z wieńca jelenia wirginijskiego. Oręż wyglądał komicznie i zupełnie nie pasował do powagi sytuacji. Na szczęście rzeczywistość jest taka, jaką się kreuje, więc nadal była nadzieja, że ta prowizoryczna broń dystansowa mogła okazać się skuteczna. O ile wariaci nie sięgną po rewolwery, o których zdaje się wspomniała ranna lekarka. Oni są cholernie pojebani, chciał powiedzieć krzyczącej blondynce, i że Barremu już nic nie pomoże… Ale powstrzymał się. Póki nie biegła otworzyć drzwi lub okna, to nie było potrzeby dokładać jej oczywistościami że Barry, na którym jak wydać bardzo jej zależało, nie wyjdzie z tego z życiem. Popatrzył na Joela i pokręcił przecząco głową. - Nie otwieracie okien. Te skurwysyny nie dotrzymają żadnego słowa. Gdyby napastnicy wdarli się do środka to jedynym sensownym miejscem do postawienia ostatniej obrony zdawała się być antresola. Broniąc schodów z włócznią, była przynajmniej przewaga terenu. To pomyślawszy, postanowił zanieść ranną lekarkę na górę.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
15-07-2023, 09:54 | #106 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
16-07-2023, 02:37 | #107 |
Reputacja: 1 |
|
16-07-2023, 08:14 | #108 |
Reputacja: 1 | ANDY, JOEL, JAKE, IVA, ICHIKA Iva krzyknęła, ale z drugiej strony nikt jej nie odpowiedział. To przedłużające się milczenie było wyraźnym sygnałem, że coś jest nie tak. Cholernie nie tak. Z każdą dłużącą się sekundą, gdy jego pocące się dłonie, zaciskały się na drążku zaimprowizowanej dzidy, Andy był coraz bardziej przekonany, że szaleńcy nie mieli zamiaru dotrzymać słowa. Jake i Joel milczeli. Jake nawet siedział cicho od dłuższego czasu. Usiadł na krześle i wyglądał na kogoś, kto za chwilę miał odpłynąć. Czyżby jego rany były poważniejsze, niż im się wydawało? Nie mieli czasu teraz tego sprawdzać. I wtedy, Ichika, ta nie rzucająca się w oczy, cicha, trochę dziwna, młoda kobieta zaczęła coś wykrzykiwać. Słowa, które w jakiś niezrozumiały sposób budziły irracjonalną obawę u reszty ludzi. Ithaqua. Czyżby wiatr zawył silniej, gdy wypowiedziała to imię? Ithaqua. Uderzenie w okno wybiło szybę. Kolejne uderzenie zaczęły niszczyć drzwi na taras, na szczęście zabezpieczone kratę, o czym szaleńcy jeszcze nie mieli pojęcia. W tym samym czasie ktoś zaczął rąbać drzwi do apartamentu. Te sama, o które stoczyli tak zaciętą potyczkę. Ciosy czegoś co na pewno było czekanem do wspinaczki i chyba czegoś, co było siekierą, spadały w okolice zamka. Dla Jake’a, który wszak był specjalistą w tej dziedzinie, było jasne, że szaleńcy sforsują w ten sposób zabezpieczenie bardzo szybko. Mimo, że same drzwi były mocne, to jednak zamek w nich miał zapewnić prywatność, a nie „pokój bezpieczeństwa”. Był standardowym mechanizmem zapadkowym z którym on, Jake, poradziłby sobie w niecałą minutę. Siłowe rozwiązanie rozwiąże ten problem wolniej, ale na pewno drzwi puszczą i szaleńcy wejdą do środka. A potem zaczną zabijać. Co do tego nikt nie miał wątpliwości. Ichika zrozumiała swój błąd w momencie, kiedy zaczął się atak. Kobiecy głos. Pani nie pan. A dla tych fanatyków było to coś, co wzbudziło ich gniew, dziką wściekłość, żądzę krwi, którą teraz okazywali niszcząc okna i próbując wedrzeć się do środka. Mieli krótką chwilę aby przygotować się do nieuchronnej walki. Co najmniej troje szaleńców rozbijało szyby i okiennice, ale ich prawdziwym celem było odcięcie im drogi ucieczki. Co najmniej trójka innych rozbijała drzwi. Było pewne, ze to właśnie ci ze środka wejdą do apartamentu nr 02 pierwsi. Ich niedoszła ofiara, Karen, nadal pozostawała nieprzytomna. NATHANIEL Ruszyli w dół schodów. Tim pierwszy. Nathaniel za jego plecami. Naładowana broń w rękach młodzieńca dodawała pewności siebie. Odwagi. Rewolwer był ciężki, masywny, dobrze leżał w dłoni. Pensjonat był teraz cichy. Tylko zawodzący wiatr wypełniał korytarze swoim jękliwym zaśpiewem. Światła awaryjne wypełniały zakręty i rogi cieniami. Cieniami, które budziły wręcz atawistyczny lęk Nathaniela. Do pokoju w którym została żona Tima i jego córka doszli szybko. Kobiety były tam. Angie obejmowała Ewę ramionami, a niepełnosprawna intelektualnie dziewczyna wpatrywała się w czarną plamę na ścianie wielkimi, przerażonymi oczami. - Już spokojnie, dziecino – łagodziła jej lęk matka. – To tylko cień. Zwykły cień. Nie musisz się go bać. - To ja, dziewczyny – powiedział Tim wchodząc do pokoju. – Nathan zabierze was w bezpieczne miejsce. A ja załatwię jeszcze jedną sprawę i zaraz wracam. Angie, musisz mi zaufać i zaufać chłopakowi. Po załamaniu nerwowym Tima nie było już śladu. Teraz mówił spokojnie i rzeczowo. - On zaprowadzi was tam, gdzie przeczekacie tę sytuację. Angie, skarbie, musisz zadbać o Ewę. Dasz radę. - Dam. Krótka i rzeczowa odpowiedź. - Idźcie do piwnicy. Zadbaj o nie. Zejście do piwni było naprzeciwko pokoju właścicieli. Tim pomógł Angie wyprowadzić obie kobiety, a potem, uspakajając Ewę, razem z nimi zeszli po zimnych, betonowych schodach do piwnicy. Nathaniel był w niej nie raz. Trzymali tutaj różne rzeczy. Zapasowy agregat. Paliwo – wbrew przepisom bezpieczeństwa. Narty, różne rupieci. Była też kotłownia z zapasem drewna na zimę, wielki piec, magazyn z rupieciami typu zapasowe żarówki, bezpieczniki, kable, śruby. Był też mały warsztat, na którym można było przeprowadzić co prostsze działania mechaniczne. - Zabierz je do szatni. Szatnią nazywali tę część w piwnicy, w której trzymali zapasowe kombinezony, gdzie stały dwie solidne pralki i suszarki na rzeczy z pensjonatu i regały z zapasowymi zmianami pościeli. Była to zawsze najcieplejsza część piwnicy, zaraz za piecem. - Schowajcie się i nie wychodźcie, chociaż nie wiem co. Ja spróbuję wyjść drugimi schodami, wejść na piętro. Są tam małe drzwi dla służby prowadzące na antresolę apartamentu 02. Goście raczej ich nie zobaczą, bo staraliśmy się, aby nie przeszkadzały im w odpoczynku. Z ich strony wyglądają raczej jak fragment ściany. Od strony korytarza podobnie. Spróbuję ich tamtędy wyciągnąć. |
17-07-2023, 16:54 | #109 |
Reputacja: 1 | Joel nie był w stanie podjąć żadnej sensownej decyzji. Zarówno opuszczenie apartamentu jak i pozostanie w nim stanowiło olbrzymie ryzyko. Problem rozwiązał się sam, w chwili gdy napastnicy rzucili się jak wściekłe zwierzęta do okien i drzwi. Gdyby nauczyciel nie posłuchał Ivy i Andego a Ichika nie wykrzyczała imienia krwawego bóstwa, pewnie by w końcu wyszedł na korytarz. Cisza jaka odpowiedziała Ivie gdy nawoływała Barrego zmroziła Larsena. Wysysała nadzieję, w jej miejsce wstrzykiwała w krwiobieg czysty strach. |
19-07-2023, 03:26 | #110 |
Northman Reputacja: 1 | Dutton był przy rannej lekarce, kiedy zaczęło się wściekłe rąbanie drzwi i okiennic. Szykował się do wzięcia młodej kobiety na ręce, aby zanieść na górę. Czas jednak kończył się… Nie chciał mieć nieprzytomnej lekarki w ramionach idąc ku schodom na antresolę, o których balustradę oparł włócznię, kiedy do środka wedrą się rządni mordu wariaci. A zaatakowali za szybko! Nawet woda nie zdążyła się zagotować! Chinky ich swym krzykiem wprawiła w furię. Musiał działać. Szybko podejmować decyzje. Przyszłość nie będzie na niego czekała bezczynnie. Nie był gotowy na śmierć, ani na kolejną walkę. A tym razem już nie z jednym, lecz kilkoma szaleńcami. Spojrzał jeszcze raz na twarz nieprzytomnej. A niech tam. Zaryzykował. Uniósł jej bezwładne ciało z kanapy i spiesząc ruszył ku schodom. Ciężar lekarki może nie był wielki, lecz okaleczona dłoń przypomniała bólem z podwójną mocą o sobie. Jeśli mu się uda zostawić Karen na piętrze, a drzwi wytrzymają nim zbiegnie na dół, to dołączy do obrony wejścia. W innym wypadku planował walczyć na schodach.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |