Gog z litościwym uśmiechem, godnym kogoś, kto obserwował bosonogie, chłopskie dzieciaki obkładające się wzajemnie końskich kupami na wiejskiej drodze, przysłuchiwał się przekomarzaniom swoich nowych towarzyszy. Wbrew słowom swego pobratymca, dobrze widział błysk w ich oczach na wspomnienie o stawce za zadanie i nie miał najmniejszych wątpliwości, że Fia właśnie znalazła swoją ekipę siepaczy. W rzeczy samej sam też się cieszył z tak licznie kompani. Głównie dlatego, że wynagrodzenie miało być wypłacane „na głowę” a to znaczyło, że ogólna suma gotówki, która przejdzie na własność kompani stawała się znacząca. Jej późniejsza redystrybucja pomiędzy jej członków, z jego doświadczania, była kwestią mocna wtórną, umowną i płynną… - Są naprawdę uroczy, nieprawdaż? - szepnął do kobiety ściszonym głosem, uprzednio przesuwając znacząc w jej kierunku swój stołek. - Dajmy im chwile na rozstrzygniecie tej małej sprzeczki kocha… znaczy, partnerów biznesowych, hehehe… Tak, no a tym czasem powiedz, jakie masz plany względem aktualnych lokatorów świątyni? Wiesz, jestem dogłębnie wstrząśnięty takim brakiem poszanowania dla cudzej własności, szczególnie jeśli idzie o księgi… -
Gog był w tej chwile nawet szczery, bo jak wiadomo dobra książka może człowiekowi starczyć i na pól roku a krasnoludowi, to może nawet i na miesiąc. - …ale zakładam, że pomimo tragicznego końca poprzedniego lokatora, możemy tam spotkać jednak kogoś, kto uzna owe dzieło, za część spadku po nieodżałowanym duchownym i akurat odkrył z nim najbliższe pokrewieństwo. No i pozostaje kwestia pozostałych przedmiotów, które tam się znajdują, a jakby pozwolić się im marnować w zamkniętej świątyni, to jak obrazić jej… eee, tego jak, mu tam mówiłaś, że było… no, jej patrona oczywiście. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda? -
Gog pociągnął kolejnego łyka i wypuścił kilka nieregularnych kółek gryzącego dymu, ku sklepieniu. Zastanawiał się przez chwile, czy to jest już właściwy moment, żeby położyć jej łapsko na kolanie i zamówić kolejnego drinka, ale uznał, że jest jeszcze za mało intymnie. Zamiast tego wyszczerzył się do niej, jak mu się zawsze zdawało, swoim najbardziej szelmowskim i zabójczym uśmiecham lśniąco białych zębów. - To, kiedy zaczynamy? - |