Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2023, 11:01   #25
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Bitwy mają to do siebie, że generalnie opierają się na szeregu zasad. Znawcy strategii i taktyki, sztuki wojennej, wykładowcy każdej akademii wojskowej w Imperium i poza jego granicami od wieków debatowali nad kwestią różnych zasad panujących na polu bitwy. Jednak od czego by ich dysputa się nie zaczynała i jakich pól bitewnych by nie dotyczyła zawsze kończyła się konkluzją, że bitwa to burdel, chaos i jeszcze więcej chaosu w jednym.

To co rozpętało się w biesiadnej było tego najlepszym przykładem. Coś co zapoczątkował jeden wystrzał z samopału naraz wybuchło niczym napęczniały wrzód tryskając na wszystkie strony agresją, brutalnością i bezwzględną walką o przetrwanie. A fakt, że z zewnątrz do tej awantury chcieli dołączyć się kolejni, nie wróżył najlepiej tym, którzy w „Ostoi” przyszli tego wieczoru w nadziei na kufel zimnego ale i przaśne opowieści ze szlaku. Choć prawie pewnym było, że to co teraz tu się działo, będzie w niedalekiej przyszłości przedmiotem opowieści w innych karczmach, zajazdach, oberżach i przydrożnych szynkach. I nie tylko. Nie co dzień w końcu tłuszcza zabija inkwizytora i podnosi zbroją rękę na prawowitego suwerena.

No, może poza ostatnimi czasy w Wissenlandzie. O tym co w ostatnich czasach działo się w krainie można by pisać eseje. Ba, zapewne takie będą w przyszłości pisane. Jednak dla tych, którzy w tych krwawych czasach znaleźli się na ziemiach objętych tą krwawą zawieruchą świat stanął na głowie a granat co i rusz lądował w szambie. Bo coraz częściej nie ważne już było po której jest się stronie a wyłącznie to, że się gdzieś jest. Bo gówno zawsze rąbało w koło i nie brało jeńców. Ci, którzy tego wieczora znaleźli się w „Ostoi”, o ile wcześniej mieli na ten temat inne zdanie, musieli zrewidować swoje poglądy błyskawicznie.

Tupik widział Wusterburg i początki rewolucji na własne oczy. Jakoś tak ostatnio los sprawiał, że lądował w samym środku każdej wartej uwagi awantury. Zapewne był to powód do przyszłej refleksji nad sensem życia, obranym kierunkiem i podjętymi decyzjami, ale tu i teraz liczyło się przetrwanie. Przeżycie. A złamana ręka, którą nieudolnie wepchnął za pazuchę nie przybliżała go do tego planu minimum. Z sercem w gardle, zbryzgany posoką, osłaniając się tarczą przemykał pod stołami kryjąc się przed każdym, bo miał doskonale świadomość że jest teraz łatwym celem. Z wzrokiem wbitym w plecy Ademara i szczelinę przejścia na zaplecze. I modlitwą do wszystkich bogów jacy przyszli mu na myśl na ustach. Byle dalej od tego burdelu. Byle dalej…

Pablo ruszył na pomoc Helmutowi uderzeniem bicza odwracając uwagę topornika od swej niedoszłej ofiary. Kątem oka dostrzegł, że lord gna na wyprzódki ku Guntherowi upatrując w nim ostatniej deski ratunku. Uskoczył przed zdradzieckim ciosem jakiegoś chmyza, którego pała miast jego głowę rozbiła stojący opodal dzban chlapiąc w koło okowitą i skorupami. Bydlak podszedł go z tyłu odcinając od dającej nadzieję na ocalenie szczeliny za szynkwasem. Stallmeister nie czekał na poprawkę tylko doskoczył do chama i wyrżnął go sierpowym w pysk. Chciał poprawić gdy uświadomił sobie, że nieopatrznie odwrócił się plecami do topornika. W ułamku chwili zrozumiał, że nie był to dobry wybór…

Elma spoglądała z góry na burdel jaki rozpętał się w biesiadnej zaskoczona gwałtownością i brutalnością starcia. Naraz wszyscy walczyli z wszystkimi. Nie… Lord Ademar rzucił się za szynkwas do ucieczki, jego przyboczny łamignat runął już pod nawałnicą ciosów. Podobnie jak inkwizytor i kilkoro jej towarzyszy podróży. Z okiennic leciały drzazgi, słychać było huk wystrzałów. To towarzysze paniątka próbowali wedrzeć się do zamkniętej izby by ocalić swego pana. Pana, którego od kilku wściekłych, żądnych pomsty i krwi wieśniaków, dzielił samotny Pablo. Wymachujący niezdarnie biczem w ferworze krwawej zawieruchy. „Biczem?” pomyślała trzeźwo Elma świadoma, że ciasnota pomieszczenia nie sprzyja tak wykwintnym zabawom. Elma sięgnęła po kolejną strzałę biorąc za cel sznur utrzymujący pod powałą potężny kandelabr pełen świec. Gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że gdyby udało jej się go strącić na ziemię mogło by to spotęgować chaos na dole, może nawet wywołać jakiś pożar. A chaos z całą pewnością zwiększyłby jej szansę na ucieczkę. Na chwilę zamarła z napiętą cięciwa i językiem wystawionym jak dziecko, kiedy węgiełkiem kreśli coś na kamieniu. Zwolniona cięciwa zabrzęczała znajomo.

Helmut poczuł na ciele chłopa którym się przysłonił potężny cios topornika. Aż wydusiło mu powietrze z płuc. Wiedział, że oto właśnie wyrwał się z łap Morra, ale wiedział też, że nie ocali się leżąc cały czas jak ofiara. Topornik stracił na chwilę zainteresowanie jego osobą, co Helmut wykorzystał wyszarpując garłacz rękoma lepkimi od krwi. Drżącą ręką uniósł broń i wycelował mierząc w skurwysyna z toporem, który właśnie wznosił swój oręż do ataku na Stallmaistera. Nie namyślając się długo Klaike wypalił po raz drugi z satysfakcją widząc roztrzaskującą się niczym dojrzały arbuz głowę napastnika. Chwila wytchnienia i nagła świadomość, że oto w jednej chwili został w tej zawierusze… bezbronny. Z potworną raną ziejąca w udzie. Raną, która nie dawała wielkich nadziei na przeżycie. Uniósł się nieco na łokciach próbując ocenić sytuację i naraz…

Ogromny kandelabr runął w dół grzebiąc pod swoimi rozłożystymi ramionami dwóch wieśniaków, przewracając gnającego za szynkwas do wyjścia na zaplecze Pablo, przewracając dwa stoły i trzy ławy. W trzasku pękających naczyń, bryzgających dań i napitków, buchających naraz płomieni z podpalonej okowity w oberży rozpętało się piekło. Tupik rozpaczliwym skokiem umknął przed padająca ławą kątem oka łowiąc wyłamane okiennice i pojawiającą się w szczelinie postać w pancerzu. Za nią mignęły mu kolejne, ale nie tracił czasu na obserwacje. Pomknął na złamanie karku ku zapleczu w przejściu do którego zniknęli już i Gunther i Ademar. Pablo deptał mu po piętach odcinając się dwóm postępującym za nim wieśniakom wyrwanym komuś złomkiem siekiery. Elma stojąca na galerii już wcześniej uznała, że czas spierdalać i tylko krzyknęła do dumającego nad tym co czynić rajtara „Chodu!’. Mknęła ku izbom, chcąc dostać się do jakiegoś okienka na tyłach. Byle dalej od biesiadnej.

Helmut… czołgał się i wył. Płonąca okowita kapała ze stołu raz po raz spadając na jego poranione ciało, ale zaciął się. Nie mógł sobie pozwolić na wszechogarniającą słabość. Z determinacją weterana, który z niejednego pieca chleb jadł, z determinacją człowieka, który do wszystkiego w życiu doszedł pracą własnych rąk, parł przed siebie, byle dalej od epicentrum płomieni. Byle dalej od okien i przeciskających się przez nie ludzi. Byle dalej od śmierci. Chciał żyć. W tej właśnie chwili jak nigdy w życiu poczuł, że to nie jest jeszcze ta chwila. Miał tyle spraw do załatwienia, takie plany, takie marzenia. Miał…


***

„Ostoja” nadludzkim wysiłkiem ludzi Lorda Ademara została uratowana. Płomienie strawiły część ław i stołów, osmoliły ściany i zamieniły szynkwas oraz zdobiące ściany makaty w pogorzelisko, ale samej oberży nie stało się nic więcej. Można by rzec, że Guntherowi „się upiekło”, ale nie było zbyt wielu chętnych do tego, by wchodzić mu w oczy z takim sformułowaniem. To, że nikt mu bliski nie przypłacił tej przygody życiem zakrawało na cud. Trudno jednak było oczekiwać dziękczynnych modłów ze strony Lorda Ademara i jego świty, która poniewczasie dotarła na plac boju tej chłopskiej zasadzki. Połapani zbuntowani chłopi zawiśli na pobliskim dębie jeszcze przed świtem. Kilku obcych ludzi, którzy stanęli w obronie lorda chroniąc go przed wściekłością tłumu i walnie przyczyniając się do uratowania mu życia, Ademar sowicie wynagrodził dając każdemu z nich tłustą kiesę w której każdy znalazł kilkanaście karli i niemało srebra. Ich rany zaś kazał zaopatrzyć i obiecał opiekę na swoim zamku dopóki nie wrócą do pełni zdrowia. Iście po pańsku.

Szczególną wdzięcznością obdarzył pewnego rajtara, którego uznał za dowódcę salwujących go bohaterów. Choć byli tacy, co patrzyli krzywo na ten rozmach atencji jaśnie wielmożnego pana lorda słusznie uważając, że ów rajtar nie uczynił nic wielkiego.


Zawistnicy.

***

KONIEC


***


Kończąc tak nagłe niniejszą sesję zwalniam Wasze postacie. Każdy z Was może z powodzeniem dodać sobie 100XD. Nie liczę indywidualnie, bo mieliśmy przerwę, ale myślę że ten 1 rozwój jest jak najbardziej na miejscu po całym zajściu.


Pozdrawiam i do zabaczenia w przyszłości.

b
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline