Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2023, 20:27   #67
Halwill
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
~***~

-Ależ jestem podeskcytowany!- Płomyk niemal krzyknął, gdy wraz z nowymi towarzyszami sposobił się do wyprawy, w poszukiwaniu zagubionej części do swego miotacza płomieni. Krasnolud wiedział, że przedsięwzięcie może być ryzykowne i niebezpieczne, ale nie było po nim widać leku czy trwogi.
-Przytrafiło mi się uczestniczyć w kilku wyprawach mych ziomków - krasnoludów ale ich falanga jest tak trudna do rozbicia, że mogę to z perspektywy czasu nazwać spacerkiem…- dodał szybko. Inżynier spojrzał na krążących w pobliżu Spektatorów -Bądźcie w pogotowiu. Nie wiemy, jak nam pójdzie…- zwrócił się do bliźniaków, po czym ruszył po swój plecak - słój napełniony żółtą cieczą.
-Ja mogę pójść przodem. To z mojej inicjatywy się tam pchamy więc największe ryzyko powinienem wziąć na moje barki. Jedyne, nad czym się zastanawiam to czy brać mój miotacz. Noszenie go może narobić niepotrzebnego rumoru, ale z drugiej strony zamontowanie zapalnika zajmie mi trzy, maksymalnie pięć sekund. A kiedy już miotacz będzie sprawny to będzie stanowił silny atut na naszą korzyść. Co Wy o tym myślicie?- zapytał zerkając na kompanów.
- Wiesz, w jakim miejscu go zgubiłeś - powiedział Verryn - więc to chyba dobry pomysł, byś szedł mniej więcej z przodu, chociaż niekoniecznie na czele. A twój miotacz faktycznie może się nam przydać. Lepiej zabierz go z sobą.
Towarzysze ustalili szyk, po czym bezzwłocznie ruszyli w stronę części tej części podziemi, którą zajmowali grimlokowie. Dla większości powierzchniowców, te istoty były nieznane.
-Grimlokowie to potworne stwory. Mówi się, że kiedyś byli niewolnikami Mrocznych elfów- opowiadał Płomyk -Po latach w Podrmoku ich zmysł wzroku został kompletnie zastąpiony słuchem i węchem. Moralność, współczucie czy inne ludzkie cechy zastąpiły bezlitosna siła i żądzą przetrwania, która pozbawiła ich wszelakich skrupułów- mówił krasnolud.
-Ślepi kanibale...- skomentował Salomon.
-Ale bynajmniej nie są to głupie stwory. Pewnie widzieliście kupę gówna, przed wejściem do drugiej części lochów? To nie latryna. W ten sposób się działają profilaktycznie. Gdyby ktoś z was wdepnął w niespodziankę i poszedł korytarzem w stronę ich leża będą w stanie poczuć zapach z odległości kilkudziesięciu metrów. Zdążą się przygotować, a może nawet ukryć i poczekać z atakiem na odpowiedni moment...- Dario nie nosił przy sobie oręża w dosłownym tego słowa znaczeniu, lecz za swoim pasem majsterkowicza miał wepchnięty ogromny klucz wsadowy o regulowanym uścisku, który musiał ważyć chyba z dobre dwa kilogramy. To wystarczało, by waląc kogoś po łbie rozłupać mu czaszkę.
-Na szczęście obca im taktyka, a morale to tylko lęk przed liderem stada. Jeśli powalimy najsilniejszego i największego to resztą prawdopodobnie rozpierzchnie się w mgnieniu oka...- dodał na koniec.
Kompani w końcu dotarli do komnaty, z trzema parami drzwi, tam, gdzie znajdowała się kupa fekaliów.
-Trzymajcie się za mną- polecił Płomyk, po czym pchnął uchylone wcześniej wrota i wziął głęboki wdech.
Płomyk upewnił się, czy wszyscy są gotowi, po czym przekroczył wielkimi krokami gówno leżące na ziemi i ruszył w głąb skrętnego korytarza. Towarzyszący mu awanturnicy szli kilka metrów za krasnoludem, jednak trzymając go w zasięgu wzroku. Po kilku chwilach dotarli do miejsca, gdzie korytarz prostował się i kierował do otwartych na oścież wrót. Wrota były bliźniaczo podobne do tych, za którymi najemnicy spotkali wcześniej Obsrańca. Układ korytarza był również identyczny, układając się w figurę prostokąta. Z wnętrza dobywał się smród potu i zgnilizny, który uderzał w idących kompanów raz po raz wraz z delikatnymi podmuchami wiatru.
-To dziwne...- syknął Salomon, zwracając na siebie uwagę reszty -Przeciąg w zamkniętych podziemiach?...- zauważył, dając reszcie do myślenia.
Dario minął otwartą bramę i skręcił w prawo. W tych korytarzach nie było niewidzialnych sług, które dbałyby o porządek. Nie było też emitujących permanentnie światło różdżek. Płomyk dotarł na róg korytarza i wychylił się, zaglądając dalej. Gestem ręki zatrzymał towarzyszy, a po chwili rekonesansu wrócił do nich.


-W połowie długości korytarza znajduje się istna rupieciarnia. Grimloki powyrzucały tam wszystkie meble z komnat. Właśnie tam zgubiłem zapalnik...- szeptał brodacz -W pobliżu kręci się dwójka tych stworów. To młode osobniki. Wydaje mi się, że trzebaby było się ich pozbyć, bo to mogą być czujki. Nie dam rady szukać zagubionej części nie zwracając na siebie uwagi tej dwójki...- wyjaśnił zerkając na twarz każdego z kompanów po kolei.
- Magiczne pociski mogą załatwić jednego z nich - powiedział cicho zaklinacz.
-Mogę spróbować drugiego zdjąć z kuszy, ale musicie przytrzymać mi tarczę - odparł szeptem Itkovian.
- Ja jestem raczej lepsza na bliskie dystanse, ale mogę przywołać lodowe kolce, które utrudnią im bieg do nas albo spróbować zamienić się w pająka i ukąsić jednego z nich Magiczne pociski z paraliżującym jadem, załatwiłam tak jednego szamana pchlarzy - Zaproponowała własne pomysły i możliwości Tenia.
-Jak na moje te szczawiki to czujki. Jeśli nie trafisz ze swojej kuszy to te skurwysynki zdążą zaalarmować resztę stada- odparł Płomyk -Ale pomysł pająka wydaje się być w porządku. Jeśli ty załatwisz jednego, to może nasi strzelcy wyeliminują drugiego- dywagował brodacz, zerkając to na Tenię to na Verryna.
- W takim razie najpierw atak pająka, a zaraz potem załatwię tego drugiego magicznymi pociskami - powiedział zaklinacz.
- Także raczej walczę w zwarciu. - odpowiedział Yuan-ti przechylając lekko głowę na bok.
- Tak więc wszszysstko w waszszych rękach, oczywiście bez presssji. - wyszczerzył się szeroko.
-Zaczynajmy…- syknął Salomon. Lewitująca, świetlista sfera nad jego głową doskonale rozświetlała korytarz. Zasieg działania zaklęcia był jednak ograniczony, przez to ruchliwe potomstwo grimloków regularnie i naprzemiennie znikało i pojawiało się. Przynajmniej Itkovian to tak odczuwał, który jako jedyny w grupie awanturników nie był zdolny to widzenia w ciemnościach. Oczywiście była również Tenia, ale jej zwierzęce formy miały tak wyczulone zmysły, że druidka oduczyła się polegać na wzroku kiedy zachodziła takowa potrzeba. Chmielna przemieniła się w pająka. To stworzenie budziło odrazę, choć kompani widzieli je już nie raz. Na szczęście skuteczność tej formy była niepodważalna i niezachwiana.
Pajęczyca wspięła się po kamiennej ścianie, a po chwili dreptała cichutko sufitem w głąb korytarza.
-Bądźcie gotowi, jest już blisko…- komentował Płomyk przyglądając się wszystkiemu zza rogu. Tenia minęła kupę rupieci wyrzuconą na środek holu i dotarła do miejsca, gdzie swój czas spędzały dzieciaki grimloków. Gdyby porównać ich do ludzkich dzieci można by oszacować ich wiek na około trzynaście do piętnastu lat. Nieszczęsne, szaroskóre, ślepe stwory.
Pajęczyca powoli zaczęła opuszczać się na nici pajęczej sieci w dół. W tej formie była bezszelestna. Kobieta stanęła na odnóżach za plecami czujek, tak by para grimloków została wzięta w kleszcze.
-Jest gotowa. Rzucaj swe zaklęcie…- Salomon klepnął Verryna w plecy. Zaklinacz od razu wziął się do roboty. Słowa wyzwalacz oraz kilka gestów wspartych naturalną mocą płynącą z komponentu przywołały z świata magii trzy migocące kule, które na rozkaz półelfa zostały posłane w kierunku jednego ze stworów.


Widząc to, Tenia natarła na najbliższego jej oponenta. Niestety młodociany grimlok posiadał jakiś szósty zmysł, instynkt czy jakkolwiek tego nie nazwać. Coś co nakazało mu się odsunąć w bok unikając pajęczego żądła. Sekundę później trzy magicznie przywołane pociski uderzyły w plecy drugiego z "strażników" posyłając go bez życia na posadzkę. Sytuacja zdawała się być opanowana tylko połowicznie. Pozostały przy życiu grimlok od razu sięgnął po leżący obok jego nogi prowizorycznie wykonany topór z ociosanego kamienia, przywiązanego do nogi jednego z krzeseł. Stwór, mimo iż nie posiadał żadnego wyszkolenia w sztuce wojennej o dziwo trafił pajęczycę. Co gorsza, trafił w newralgiczne miejsce, jakim jest odwłok. Druidka poczuła paraliżujący ból, który na sekundę przyćmił jej zmysły.
-Z drogi…- warknął Itkovian widząc co się tam działo. Wąsaty mężczyzna zwinnie niczym elfi łowca przyklęknął na jedno kolano, uniósł kuszę do barku, przytulił policzek do kolby, wycelował i przycisnął spust. Pocisk ze świstem śmignął przez korytarz trafiając grimloka prosto między łopatki. Potwór konał kilka sekund. Być może zawołałby pomocy, gdyby nie fakt, że bełt niemal całkowicie zagłębi się w jego ciele, przebijając płuca i gruchotając klatkę piersiową.
-Nieźle. Myślałem, że ty tylko mieczem wywijasz…- skomentował Salomon.
-Prędko. Szukajcie zapalnika…- Dario przerwał pochwały i ruszył dziarsko w stronę kupy rupieci, gdzie miał leżeć zagubiony element miotacza płomieni. Towarzysze wartko zabrali się do poszukiwań i na szczęście odnaleźli to czego szukali już po krótkiej chwili. Verryn odnalazł część i prędko podał ją krasnoludzkiemu wynalazcy. Brodacz podziękował skinieniem głowy, po czym nie czekając od razu zamontował element w odpowiednie miejsce. Coś kliknęło w mechanizmie i na ustach krasnoluda pojawił się szeroki uśmiech -Mamy to…- syknął z satysfakcją.
- Idziemy dalej i zmierzymy się z pozostałymi? - spytał Verryn, który nie miał nic przeciwko temu, by wytępić całą resztę potworów.
-Z pomocą tego…- Płomyk wskazał skinieniem głowy na dyszel swego miotacza -Pójdzie mam to zdecydowanie łatwiej…- uśmiechnął się zawadiacko.
-Dasz rady iść dalej?- zapytał zmartwiony wojak o towarzyszkę. -Możemy się ich pozbyć i przysłużyć się garnizonowi, może sypną parę groszy więcej. A i świecidełkiem nie pogardzę- wąsacz uśmiechnął się szeroko do kompanów klepiąc Thulzssę po plecach.
Tenia nie mogła mówić w formię pajęczycy, nie chciała jednak porzucać zwierzęcej formy umoczyła więc jedno z odnóży w krwi przebitego bełtem młodego grimloka i krzywymi runami nabazgrała na pobliskim połamanym stoliku:
“Po cholerę ryzykować ? Wracajmy! Mamy to, po co przyszliśmy, nie ma co szukać guza, są ważniejsze rzeczy do roboty!” - Zaszczękała żuwaczkami i spojrzała się na irytujących mężczyzn masą oczu wilczej pajęczycy. Westchnęła w duchu i dopisała “Dam radę, ale nie mamy gwarancji, że ktokolwiek nam zapłaci, zabiliśmy dwa młodziaki a chuj wie co tam jeszcze się kryje! Jak chcecie pójdę z wami, ale niepotrzebne ryzyko- ”
-Ja też jestem za tym, by wracać. Pewnie nic wartościowego tam nie znajdziemy, po za guzem…- wtrącił Salomon, zaraz po tym jak pajęczyca nabazgrała swoje przemyślenia na starym stole -Nie ma sensu ryzykować i tracić sił. Mamy ciężką robotę w krasnoludzkim posterunku do wykonania- dodał szybko -Nie zapominajcie o tym-
- Robota na posterunku z pewnością będzie trudna, ale nie ciężka - stwierdził Verryn. - Wszak nie mamy zamiaru z nikim walczyć.
-No tak… może masz rację… cholera, no dobra. Zróbmy to. Ale z głową. Możemy przygotować jakąś pułapkę, możemy wykorzystać te graciarnię, by skotłować ich w jednym miejscu i odpalić płomienie by dosięgły jak największej liczby grimloków…- skomentował czerwonooki.
Na stole skończyło się miejsce. Tenia umoczyła odnóże w ranie i zaczęła pisać na kamiennym podłożu:
“Naprawdę chcecie iść do leża potworów wybić je tylko dlatego, że są potworami? Krasnoludy płacą nam za klucze i znalezienie Płomyka może nawet zgodzą się zwolnić go z kontraktu wojskowego bez tych zabaw w podchody" - Ostatnie umoczenie pajęczego odnóża, bo krew zaczęła już gęstnieć i nie będzie się nadawać na awaryjny atrament.
 
Halwill jest offline