Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2023, 23:58   #339
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Cichutko, bo delikatnie stawiając na podłodze nagie stopy, zbliżyła się do kolejnego pokoju zamkniętego za shoji. Zapukała w nie, pytając łagodnym tonem głosu - Ki-ri-su-kun, czyżbyś jeszcze spał?

Cisza była odpowiedzią. Długa cisza. Leiko przyłożyła ucho do papierowych drzwi i usłyszała ciche chrapanie.
Tak… Kirisu jeszcze spał.

Zapukała jeszcze raz, odrobinę bardziej natarczywie. Jednak gdy i to nie zmąciło snu młodzika, wtedy pozwoliła sobie na trochę bezczelności.
Ostrożnie rozchyliła shoji i wślizgnęła się do środka.

- Później, później… - wymamrotał młodzian sądząc, że to jakaś służka wślizgnęła się tu ze śniadaniem. Bardziej apetycznym niż ona sama. Bo gdyby spodziewał się kogoś atrakcyjnego, otworzyłby chociaż oczy. A tak tylko nakrył głowę posłaniem.

Leiko uśmiechnęła się łagodnie. Nie była służką, aby wystraszyć się gniewu niewyspanego łowcy Oni. Nie uciekła pochylona w przepraszających pokłonach. Wprost przeciwnie - po zasunięciu za sobą shoji, bezszelestnie zbliżyła się do Płomyczka tak nieświadomego towarzystwa, które przyszło zaburzyć mu sen oraz słodkie marzenia o wspólnych dniach spędzanych w stolicy.

Przysiadła tuż obok, na wysokości jego ukrytej głowy. Dłonią musnęła kosmyki jego uroczo rozczochranych włosów.

- Dużo później? - zapytała cichym pomrukiem, takim który nie wybudza gwałtownie, a leniwie wkrada się do snu.

- Moożesz się… przyłączyć - ziewnął młodzian powoli otwierając oczy. Spojrzał zaskoczony na Leiko i usiadł gwałtownie. Po czym poczochrał się po włosach, dodając po namyśle - Możesz się przyłączyć do mnie.

- Och? A co zamierzasz, Kirisu-kun?
- zapytała łowczyni z niewinnością, która przyprawiłaby jej najbliższych sojuszników o ironiczne uśmieszki.
Powolnym spojrzeniem zmierzyła siedzącego młodzika, co w końcu zaowocowało kiwnięciem głową w zrozumieniu. - Zapewne masz ochotę na śniadanie, ne?

- W zasadzie… to…
- Nie. To chciał powiedzieć. To i pewnie jakieś bezczelne i żartobliwie zaproszenie dla Leiko pod futon. Widziała to w jego oczach i postawie ciała. Niestety, nim Kirisu zdołał wymyślić takie zaproszenie, brzuch go zdradził i żołądek zaburczał mu głośno. - ...tak. Chyba tak. Chyba mam.

Unosząc kraniec rękawa do swych ust, Leiko przesłoniła nim delikatny uśmiech zakradający się w kąciki jej warg.
- Ale pozwolisz, że…zatrzymam cię jeszcze chwilę tylko dla siebie? Miałam nadzieję, że uda nam się porozmawiać bez ciekawskich uszu naszych towarzyszy - mruknęła enigmatycznie. A w razie gdyby rozmowa nie była zbyt kusząca dla gorącokrwistego młodzika, to spojrzała na niego spod wachlarzy swych rzęs, dodając ciszej - Tylko we dwoje.

- Hai
- Kirisu skinął głową energicznie. - Oczywiście… jak najdłużej, jeśli chcesz.
Niewątpliwie “tylko we dwoje” podziałało na jego wyobraźnię.

Przeurocze było to tęskne pragnienie, które łowczyni zawsze widziała w oczach Płomyczka. Jakże odmienne od bezczelnego i pewnego siebie wzroku jej tygrysa. Właściwie to zarówno Kirisu , jak i Yasuro, chociaż nie mogli się od siebie już bardziej różnić, zachwycali się nią w podobny sposób – z pokornego dystansu, wyczekując choćby jednego jej gestu pozwalającego na większą poufałość. Nawet Płomyczek, a przecież dobrze zaprawiony bojach, których nagrodą była rozkosz kobiecego ciała, spijał z jej ust każdy przejaw zainteresowania. Jaka szkoda, że będzie musiała skruszyć jego nadzieje na wspólnie spędzane chwile…

- Nie mogę z Tobą wrócić do Miyaushiro - powiedziała Leiko wprost, po czym szybko uniosła dłoń, aby uciszyć wzbierające w młodziku zaskoczenie. - Nie mogę wrócić przynajmniej przez kilka najbliższych dni. Musisz mu zaufać Kirisu-kun, że mam ku temu swoje powody.

- Jak to?
- wydusił z siebie zszokowany młodzian. - Czemu? Ależ… ja przecież nie muszę wracać do Miyaushiro… mogę z tobą…
Wyraźnie nie tego się po niej spodziewał. I nie bardzo wiedział jak zareagować na jej słowa. W końcu jednak otrząsnął się i stanowczo rzekł - W takim razie ja też się tam nie udaję. Muszę być z tobą, by bronić cię przed wrogami.

- Bronić mnie? Bez… broni, Kirisu-kun?
- przypomniała mu Maruiken łagodnym tonem - Klan wysłał tutaj tak wielu ashigaru, że w razie pojawienia się Oni nawet nie będę musiała ruszać palcem. Iye, nie potrzebuję strażnika. Wiesz jednak, czego nie zastąpi mi żaden bushi ani samuraj Hachisuka? - Chłodnymi koniuszkami palców musnęła policzek młodzika. - Przyjaznej twarzy, kiedy już przybędę do Miyaushiro.

- Ale po co się wybierasz? I gdzie?
- dopytywał się Kirisu niepocieszony tym obrotem sytuacji. - Co się stało? Coś się musiało wydarzyć. Wczoraj długo cię nie było.

- Jesteś bardzo przenikliwy, Kirisu-kun
- pochwaliła go Leikoz urokliwym uśmiechem. - Podróżujemy w zbyt dużym gronie, abym mogła swobodnie o wszystkim rozmawiać. Ale skoro teraz jesteśmy tylko we dwoje, to mogę ci zdradzić mój sekret. A nawet dwa.

Ten sam uśmiech, który co dopiero rozjaśnił jej twarz w tak przyjemnym dla oczu widok, zniknął za jednym mrugnięciem, pozostawiając ją enigmatyczną, pogrążoną w zamyśleniu. Przechyliła głowę nasłuchując wszelkich odgłosów z korytarza. Dopiero potem zaczęła mówić cicho i nieśpiesznie. - Wczoraj spotkałam moją przyjaciółkę, która przybyła tutaj ze stolicy, i spędziłyśmy wieczór na wymienianiu się plotkami. Opowiadała o Miyaushiro pogrążonym w żałobie za tymi, którzy zginęli tamtej nocy w Shimodzie. Klan stracił wielu ashigaru i samurajów…

Sięgnęła dłonią ku swemu dekoltowi, palcami dotykając nagiej skóry w geście tak samo rzewnym, co i perfekcyjnie wypracowanym, aby utrudniał pełne skupienie się na jej słowach. Westchnęła zbierając śmiałość do wypowiedzenia kolejnych słów - Ale śmierć jednego z tych ostatnich nie jest związana z rytuałem. Tylko ze mną. To ja mam jego krew na rękach.

Kirisu był wyraźnie zaskoczony tą informacją. Rozejrzał się podejrzliwie dookoła jakby spodziewał się uszu wystających z każdej ściany. Mógł mieć trochę racji, wszak ściany oparte na drewnianej ramie pokrytej papierem ryżowym nie tłumiły dźwięków.
- Jak to się stało? Kogo zabiłaś? Czemu? - dopytywał się bardzo cicho młodzian.

- Pamiętasz jak nas rozdzielono w Miyaushiro i każdej grupie do Shimody przewodził samuraj klanu, ne? Moją prowadził Hirami Kasan. - Spotkanie z wężookim mężczyzną, choć paskudne na wiele sposobów, nie było tak przeraźliwe jak koszmary, które nawiedziły Shimodę w noc rytuału. A mimo to teraz Leiko przywołała tamten strach z świątyni. Przyciemnił on jej oczy. Sprawił, że imię samuraja wypowiadała szeptem ciężkim od wstrętu.

- Napotkane Oni zmusiły nas do rozdzielenia się, a on kierowany honorem i dobrym sercem samuraja, postanowił wziąć na swe barki odszukanie mnie. Ale Kasan wcale nie był honorowy, Kirisu-kun. Ani dobry, ani sprawiedliwy. Ani delikatny - wysyczała zaciskając dłoń na eri tworzącym dekolt jej kimona. - Hai, zdołał mnie odszukać. Uznał, że należy mu się za to nagroda, więc próbował mi wyrządzić największą krzywdę, jaką mężczyzna może sprawić kobiecie. Chciał siłą zdobyć moje ciało.

- I… co się stało… potem?
- zapytał zarówno zszokowany jak i zaciekawiony młodzik.

- Zabiłam go, zanim zdołał zaspokoić swoją żądzę - odparła łowczyni beznamiętnym tonem, choć subtelne skrzywienie się jednego kącika jej warg zdradzało jej tłumioną pogardę wobec samuraja. - Spotkałam na swej drodze wiele demonów, i chociaż on nie był jednym z nich, to jego zachowanie było gorsze od niejednej bestii. Dlatego nie czuję w sercu żalu za tym, co zrobiłam. Zasłużył na to.

Rozluźniła uścisk swoich palców na kołnierzu tworzącym tak wdzięczny dekolt jej kimona, po czym odruchowo wygładziła materiał w tym miejscu. Podniosło spojrzenie na Płomyczka, mówiąc - Ale teraz obawiam się, że Hachisuka zwrócą swoje dociekliwe oczy ku okolicznościom jego śmierci. Z pewnością wiedzą, że nie dotarł do Shimody.

- Ale przecież… chyba nie wiedzą… reszty, prawda? To czemu mieliby sądzić, że ty… akurat go zabiłaś?
- zapytał cicho Kirisu i zaczął rozważać różne opcje. - Więc… może lepiej jak oboje uciekniemy stąd? Skryjemy się w górach, udamy do innej prowincji? Hachisuka nie dosięgną nas tam, gdzie rządzi wrogi im klan, prawda?

- Ja…też myślałam nad ucieczką. Jednak będzie to ostatni krok, jeśli wszystko inne zawiedzie
- odparła Leiko, spokojnym głosem ostudzając krew rozpalającą się w żyłach młodzika. - Najpierw chcę się dowiedzieć jak wiele Hachisuka wiedzą, i kogo podejrzewają o jego śmierć. Będzie to wymagało subtelności, dlatego nie mogę wkroczyć do miasta w towarzystwie twoim lub wdowy Asano. Zbyt łatwo zostałabym rozpoznana przez klan, bądź naszych znajomych łowców.

Nareszcie uśmiech powrócił na usta kobiety, nawet jeśli był on delikatny i głównym jego celem było pocieszenie samego Płomyczka.

- Ale nie martw się o mnie, Kirisu-kun - mówiła dalej, szeptem zdradzając mu plan łowczyni Oni, który niekoniecznie w pełni pokrywał się z planem samej Maruiken. - Tak się dobrze składa, że moja droga przyjaciółka jest znawczynią dobierania masek i przyjmowania nowych ról. Posiada własną trupę teatralną, więc ukryję się wśród nich i na spokojnie będę mogła posłuchać plotek krążących po uliczkach Miyaushiro.

- Ale… przecież możemy… we dwójkę… się ukrywać
- próbował oponować młody łowca, ale marną miał argumentację. Wyraźnie nie podobało mu się to, że jego… prawie żona zniknie mu gdzieś w mieście.

- Jesteś wybitnym i znanym łowcą Oni. Wątpię, aby jakakolwiek maska zdołała ukryć wspaniałość Kirisu Płomienia - Leiko dobrze wiedziała co powiedzieć, aby nieco utemperować zawziętość młodzika. Komplementy uciszały czujność, zręcznie odwracały uwagę ku milszym tematom.

- Poza tym mam dla ciebie zadanie przyjemniejsze od przebieranek i słuchania plotek. Zadbaj o bezpieczeństwo i dobry nastrój wdowy Asano, Kirisu-kun. Wspominała, że chętnie nas ugości na swoich ziemiach, a więc taka znajomość może się bardzo przydać w razie ucieczki, ne? - Przechyliła głowę spoglądając z zadowoleniem, nawet troszkę dumą, która ją rozpierała przy wypowiadaniu kolejnych słów - Zdradziła mi też w sekrecie, że wprost przepada za twoimi opowieściami z łowów.

- Hai.
- Nic co Leiko mówiła, jakoś nie potrafiło pocieszyć młodzika. Niemniej… przynajmniej jej argumenty wydawały się docierać do niego. Wyraźnie zasmucony i pozbawiony entuzjazmu Kirisu mruknął tylko - Hai. Masz rację.

Niestety łowczyni nie posiadała w zanadrzu wieści mogących poprawić ponury nastrój młodzika. Kolejne wypowiadane przez nią słowa były tylko dodatkowymi kroplami dolewanymi do jego czarki pełnej niezadowolenia.

- W tych… zaistniałych okolicznościach najlepiej będzie, jeśli nie wspomnisz nikomu o tym, że spotkaliśmy się po nocy rytuału. Takie nasze rozdzielenie mogłoby wydać się komuś dziwne i podejrzane. Również mój problem z samurajem musi pozostać tylko naszym sekretem… - urwała nim ta jego czarka całkiem się przelała. Z wdziękiem machnęła ręką, dodając z ulgą w głosie - Och, ale przecież tego nawet nie muszę mówić. Dobrze wiem, że potrafisz dotrzymać tajemnicy, mój słodki partnerze.

- Oczywiście że będę milczał
- odparł żarliwie Kirisu, a Leiko… mu nie wierzyła. Młodzik, mimo niemal psiej lojalności wobec niej, był wszak impulsywny i łasy na kobiece wdzięki. Łowczyni dobrze zdawała sobie sprawę, że pierwsza lepsza kunoichi wycisnęłaby z niego wszystkie sekrety. Że najlepiej byłoby go po prostu… zabić upozorowując wypadek. Że był on słabym ogniwem. Niemniej… Maruiken zapłaciła za dużą cenę za jego życie. Ubicie Kirisu przekreślałoby jej poświęcenie i czyniło dług zaciągnięty wobec Pajęczycy marnotrawstwem zasobów. Wszak ulegając zachciankom Sakusei mogłaby zyskać coś lepszego dla siebie.

Pozostało jej więc jedynie uśmiechem maskować swoje własne rozterki i mieć nadzieję, że Kirisu nie stanie się dla niej kosztownym błędem w przyszłości.




***




Sofun był tam, gdzie się spodziewała. Swoją sylwetką blokował drogę do swojej Pani, masywny i osłonięty zbroją wzbudzał popłoch u służek, ale i ciekawość. Co się bowiem kryło pod tym pancerzem poza umięśnioną sylwetką, co się kryło za jego wiecznym milczeniem? Maruiken wiedziała co nieco, ale i ona nie miała w pełni pojęcia.
Nic więc dziwnego, że mijające mu służki rzucały mu powłóczyste spojrzenia i przyspieszały kroku zauważone. Tajemnica potrafi być mocnym afrodyzjakiem. Leiko mogła to potwierdzić z własnego doświadczenia.

Jednak nie podzielała zafascynowania służek. Zbyt wiele,choć nadal była to zaledwie krztyna, wiedziała o nim, jego Pani i jej pozostałych pupilkach, aby miała w Sofunie widzieć mężczyznę. Przedziwną, interesującą oraz dość…niepokojącą kreaturę - hai, ale nie mężczyznę wzbudzającego pożądanie. Bo czy na pewno nim był? Co się kryło pod tą samurajską zbroją? Być może odwłok i kilka par odnóży? A może, na podobieństwo Kasana, całe jego ciało składało się z setek małych pajączków?

Łowczyni wzdrygnęła się się i palcami przesunęła po swojej szyi, która na samą myśl zaczęła ją łaskotać jakimś niewidzialnym paproszkiem lub włoskiem. Nieprzyjemne wrażenie. Nie powinna zbyt głęboko zatapiać się w rozmyślaniach nad naturą Pajęczycy i jej pupilków. I bez tego ten sojusz już był wystarczająco cudaczny. A teraz jeszcze musiała pozwolić pozwolić się ugryźć jej yojimbo. Hai, bywała gryziona, sama również kąsała. Ale zawsze w namiętnych uniesieniach, nie…aby zostać "posmakowaną" niczym kawałek mięsa.

Westchnęła cicho. Odczekała aż zniknie jej z oczu kolejna służka, po czym podeszła do rosłego yojimbo swojej sojuszniczki.

- Sofun-san. Asano-san wspomniała, że… - "że masz mnie ugryźć"? Czegoś takiego Leiko nie powiedziałaby nawet do swojego ulubionego kochanka. Była to całkiem nowa dla niej sytuacja, więc na szybko znalazła w myślach odpowiedniejsze słowa do wypowiedzenia szeptem. - ...że powinniśmy porozmawiać. Na osobności.

Samuraj skinął głową powoli i wskazał na nią, a potem na korytarz. Dając jej tym znać żeby poszła przodem i poprowadziła go tam, gdzie.. według niej będą na osobności. Co łowczyni uczyniła wchodząc z mężczyzną do pokoju swojego ronina, pustego obecnie.
Gdy się tam znaleźli, Sofun w milczeniu czekał na jej słowa lub gest.

Kobieta rozejrzała się szybko po pokoju, a potem odwróciła się ku swemu towarzyszowi. Rzadko zdarzało jej się odczuwać brak komfortu będąc sam na sam z mężczyzną. Ale właśnie - z mężczyzną, takim z krwi, kości i mięśni. I zwykle również z ustami.

- Podobno…musisz posmakować mojej dłoni, aby później móc mnie łatwo znaleźć - odezwała się powoli, nadal nie do końca wierząc we własne słowa. - Dobrze zrozumiałam?

Sofun nie odezwał się, bo choć potrafił, to mówić nie lubił. Jedynie skinął w milczeniu głową. Górujący nad nią yojimbo był trochę niepokojący, także dlatego że nie widząc jego twarzy nie mogła odczytać jego emocji.

Jego milczenie nie pomagało łowczyni w oswojeniu się z tą sytuacją. Gdyby nie był pupilkiem Pajęczycy, która sama nie dawała jeszcze Leiko zbyt wielu powodów do niepokoju, to obecność Sofuna z pewnością zmusiłaby ją do instynktownego cofnięcia się o kilka kroków.

- Często zdarza ci się gryźć kogoś na polecenie Sakusei-san? - zapytała, mimo wszystko starając się go zachęcić do rozmowy, głównie w celu ukojenia własnego poddenerwowania. Powoli zaczęła zagarniać długi rękaw kimona, aby w pełni odsłonić swoją lewą dłoń i nadgarstek.

Pokręcił głową w zaprzeczeniu. Przyglądał się jej dłoni i pochwycił ją delikatnie. Uniósł ku twarzy nachylając głowę, drugą dłonią podniósł nieco maskę hełmu, spod której wychynęły dwie włochate… wypustki zakończone kłami. Bez ostrzeżenia wbiły się one w dłoń Leiko powodując ból, a potem… dziwna błogość rozlała się po jej ciele. Uśmiechnęła się zmysłowo – może nie taki potwór straszny. Może mimo pewnych cech, owadzich cech, jest coś rozkosznego ukrytego pod tą samurajską zbroją.
Och, nie poczuła nagłej chęci do rozpusty, ale pewną ciekawość już tak. Rozsądna część umysłu łowczyni podpowiadała jej, że to wszystko efekt jadu jaki jej wstrzyknięto. I to wystarczało, by panować nad sobą i swoimi uczuciami. I pokusami.

Wypustki z kłami schowały się pod maskę, którą Sofun opuścił zachowując w tajemnicy pełny wygląd swojej twarzy.

- Ghothofe - wydusił z siebie.

Leiko odruchowo sięgnęła do dłoni i palcami rozmasowała miejsce na skórze, które Sofun przebił swoimi kłami.

- Hai, dobrze - odezwała się nieco drżącym głosem, próbując się otrząsnąć z tego doświadczenia. Nie wiedziała, co innego powiedzieć. Podziękować mu? Znajomość zasad dobrego zachowania nie przygotowała jej na sytuację, w której będzie "smakowana" przez yojimbo potężnej Tsuchigumo.
Koniec końców zdecydowała się tylko skinąć głową, mówiąc przy tym - Wyjdź pierwszy. Nie powinniśmy dawać Płomieniowi zbyt wielu powodów do podejrzeń.

Sofun skinął głową i powoli wyszedł, zostawiając kobietę samą wraz z jej mieszaniną uczuć, po części jej własnych, po części wywołanym jadem.

Leiko opuściła wzrok na swoją dłoń, spodziewając się zobaczyć jątrzącą się ranę. Ale jak się okazało – rozmasowywała jedynie wrażenie pozostałe po ukąszeniu. Nie pozostał po nim nawet najmniejszy ślad. Sakusei oraz jej pupilki, choć swym zachowaniem nieraz przyprawiali ją o dreszcze niepokoju, bywali również bardzo subtelni.
Tym lepiej dla niej. Ostatnie czego teraz potrzebowała, to zaprzątać sobie głowę kolejnymi wyjaśnieniami dla Płomyczka. Było ich już dzisiaj zbyt wiele, a przecież ten dzień ledwo co się zaczął. Odnosiła wrażenie, że zaledwie co dopiero obudziła się w ciepłych ramionach ronina, a już zdążyła zaplanować niektóre szczegóły swojej… poniekąd skomplikowanej wizyty w Miyaushiro.

Ten poranek okazał się wyjątkowo absorbujący już od pierwszego rozsunięcia shoji i wyjścia z pokoju. A jednak były to ostatnie chwile względnego spokoju przed trudnościami, jakie miała napotkać po nałożeniu maski i wkroczeniu w samo gniazdo klanu.
Ostatnie chwile spędzone w skórze łowczyni demonów.

 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem