Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2023, 06:24   #141
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Z jaszczurzego gardła wyrwał się tryumfalny okrzyk - musiał to być odruch, gdyż po chwili przerodził się w ryk frustracji.
- Czemu?! Czemu nie dacie nam szukać śmierci?! - warknęła ma stojącego obok półorka. Pełna wściekłości trzymała swą broń, wyraźnie gotowa do dalszej walki.
- Bo mamy do Ciebie sprawę, a ci którzy są pod twoja opieką nie chcieli z nami rozmawiać. - odpowiedział spokojnie Amos. Nadal trzymał broń ostrzem lekko w dół pozwalając krwi spływać na ziemię.
- Jaką sprawę - w głosie Achahut wciąż słychać było gniew, ale powoli udzielał się jej spokój rozmówcy.

Zod wstrząsnął głową otrząsając się z chwilowego szoku na nagłą agresję alchemika. To było tak bardzo… wbrew wizji Jina jaką Zod miał w swojej głowie. Uznał, że kiedy indziej zapyta. Zwrócił się do Achahut.
- My… - zaczął mało zręcznie - chcielibyśmy się więcej dowiedzieć o co chodzi z twoimi ludźmi i boggartami. Ta wojna między naszymi ludami jest… niepotrzebna. Chyba… na pewno z naszej strony. I chcielibyśmy ją przerwać… dobrze mówię, panowie? - zapytał ze szczerą niepewnością czy dobrze wyraża myśli drużyny. [/i]
- Wracamy do twoich, czy będziemy gadać tu w smrodzie tej całej pieprzonej aparatury alchemicznej? - spytał Amos wskazując na rozkładające się zwłoki dinozaura, pichcącego Jina i zombi rozwalającego to co zostało z roztopionego ciała. Półork nie chciał nawet pytać co alchemik wyprawia. Im mniej wiedział, tym mniejszą miał pokusę na odseparowanie głowy od torsu jednym, płynnym cięciem.
Zamiast tego schował broń i dotknął dłonią jednego ze skomplikowanych wzorów tatuaży na swoim ciele. Ten zamigotał wyzwalając magiczną energię, która rozeszła się po całym ciele, momentalnie łagodząc olbrzymie siniaki w miejscu gdzie Amos dostał ogonem dinozaura.
Mag zgodził się skinieniem głowy zarówno na propozycję Amosa i na pytanie Zoda.
-Tak, mamy trochę do obgadania, wygodniej będzie się tym zająć na siedząco niż stojąc przy zwłokach młotogona.
Achahut spojrzała na zwłoki z obrzydzeniem widocznym nawet na gadziej twarzy, po czym napięte ramiona opadły. Ruszyła w stronę swoich towarzyszy, z drużyną za plecami, pozostawiając tylko Jina pracującego przy aparaturze.
- My też nie chcieliśmy walczyć z przybyszami zza morza, dlatego Mówca Bagien wygnał nas z plemienia, a bez plemienia nie ma życia. Odpowiem na wasze pytania, ale pod jednym warunkiem - stwierdziła, gdy już dotarli na miejsce - Jeden z was da mi potem śmierć, którą mi odebraliście. Honorową, w pojedynku -
- Jeśli nie chcesz żyć. - Amos wzruszył ramionami. - Ale nie lepiej odzyskać swój klan, lub założyć nowy? Na przykład w zgodzie z ludzmi i Song’O -
-Tak jak mówi Amos, życie nie musi się kończyć tak szybko. W końcu nie tylko śmierć jest honorowa. Być może żyjąc zdołali byście właśnie stworzyć nowy klan czy naprowadzić stary na lepszą drogę oszczędzając wiele żyć, czy to nie przyniosłoby wam więcej honoru niż śmierć?
Jaszczuroludka spojrzała na nich ponuro. Ciężko było odczytać emocje z gadziej twarzy, ale można było odnieść wrażenie, że zawód miesza się na niej z nadzieją.
- Miękkoskórzy zawsze za dużo gadają - warknęła do swoich pobratymców, a ci odsunęli się bez słowa, robiąc miejsce przy ogniu - To co chcecie wiedzieć? - rzuciła, okładając swoje terbutje w jednoznacznym geście.
-Wstępnie chcielibyśmy zapytać o waszą wersję zdarzeń. Wiemy tylko że zaatakowali was Boggardzi, wasz szaman znalazł ruiny w których odkrył jak uzyskać moc błyskawic i zaczął posyłać swoich na osady miękkoskórych. Zastanawialiśmy się czy jest jakaś szansa na powstrzymanie agresji?
Mag rozsiadł się wygodnie, spojrzał po broni jaszczuroludzi i zaczął grzebać w swoich rzeczach.
- Tak, śmierć tego pierzastogrzbietego tchórza Darutheka. To on przekonał wodza do ataków na wasze siedliska. My się sprzeciwiliśmy, więc nas wygnał - odpowiedziała Achahut.
- Opowiedz o tym Darutheku? I ustalmy jak możemy razem odzyskać wasz klan! - powiedział Amos siadając obok jaszczuroludzi.
- Jak to się stało, że zostaliście wygnani, jak wasz klan wyglądał wcześniej, jakie plany ma obecny wódz? -
- Daruthek – rzuciła gniewnie, jakby to było przekleństwo - On był pierwszy urodzony po wojnie, w ruinach. Przeżył jako jedyny z wylęgu, ale zmieniony. Włada potężną magią, i chce podbojów, bez honoru – stwierdziła - Żaboludy wygrały, zabiły wiele Dzieci Bagien i zajęły ich tereny. Wódz ślepo słucha szamana, prowadzi plemię do zguby –
Zod myślał dłuższą chwilę.
- Ktoś jeszcze myśli jak wy, tylko nie miał jaj aby powiedzieć to na głos… znaczy… nie miał odwagi? - poprawił się nie wiedząc czy idiom ma rację bytu u jaszczuroludzi - To nie brzmi jakby całe plemię było tak dogłębnie człeko… nienawistne?
Achahut wzruszyła ramionami.
- Może. Dzieci Bagien nie sprzeciwią się wodzowi czy szamanowi. Wiedzą, że wtedy skończą jak my - powiedziała ponuro, patrząc na swoich milczących towarzyszy - Nie powinno się zdradzać własnego plemienia. Przybysze nie powinni się panoszyć, ale wojna z nimi nie ma honoru, niesie tylko śmierć i zgubę -
Mag przestał grzebać w swoich rzeczach i zwrócił się w końcu do Achahut
-Rozumiem że w tą okolicę przychodzi się tylko po śmierć? Normalnie wasz lud się w tą okolicę nie zapuszcza? Czy możecie nam wskazać gdzie znajduje się wasza wioska?
- Tak, to miejsce na umieranie, żywi nie powinni tu przychodzić -
po tych słowach jaszczuroludka zamilkła na dłuższą chwilę - Powiem wam, gdzie leży świątynia, ale tylko jeśli przyrzekniecie, że oszczędzicie Dzieci Bagien i będziecie zabijać niesprowokowani. To Daruthek i jego sługi chcą wojny, innych można przekonać.
Mag pogładził się przez chwilę po brodzie w chwili zastanowienia.
-Jest to coś co możemy przyrzec. Ale czy wy możecie przyrzec że poprowadzicie dzieci bagien ku lepszej przyszłości? Bez zbędnej wojny?
- My już nie żyjemy, wygnano nas z plemienia. A bez plemienia nie ma życia -
odparła gorzko Achahut - Nie mogę nic obiecywać za Dzieci Bagien.
- Jeśli powiesz jak się przekraść do Darutheka, zgładzony go bez narażania plemienia na straty, ale ktoś musi ich poprowadzić. Bez wodza mogą chcieć się rzucić na nas, a my wyrąbiemy sobie drogę ku wolności. -
odpowiedział beznamiętnie Amos. Było w jego posturze i pozornie beznamiętnym głosie coś strasznego. Jakby wybicie plemienia nie stanowiło żadnego dylematu moralnego… jakby robił to wcześniej. Być może wlasnie ten brak emocji w rozmowie o wyrzynaniu niewinnych był najbardziej przerażający.
- Kto był wodzem przed Daruthkiem? Ty? - spytał.
Jaszczuroludka pokręciła głową.
- On jest szamanem, a wodzem jest Shathva. Mówca obiecał jej, że Dzieci Bagien będą rządzić tymi terenami, jeśli będzie go słuchać, więc robi co jej rozkaże. Może zdołacie ją przekonać, ale ci idący razem z Daruthekiem muszą umrzeć, żeby plemię mogło przetrwać -
- I ta Shathva posłucha zabójców szamana?
- Jeszcze go nie zabiliście
- Ale zanim pójdziemy go zabić chcielibyśmy wiedzieć czy to zadziała… jeśli szaman zginie nie dałoby to wam przynajmniej szansy powrotu do plemienia?
Jaszczuroludka milczała przez dłuższą chwilę.
- Chyba - odpowiedziała w końcu, choć niepewnie - Wódz może przyjąć nas z powrotem, jeśli uzna to za właściwe - powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała nutka nadziei. Pozostali także unieśli głowy, jakby nagle rozmowa zaczęła ich jednak interesować.
- Może jest to warte przynajmniej spróbowania? Jeśli się nie uda to to nie tak, że śmierć wam ucieknie… ale jeśli by się powiodło…
-Czyli wystarczy że szaman umrze, a wódz uzna że jego droga była zła? Pytanie tylko jak możemy wyeliminować szamana tak żeby całe plemię nie rzuciło się do walki, nie macie może jakiś tradycji do wyzwania przeciwnika na pojedynek czy czegoś takiego?
- Tylko Dziecko Bagien może wyzwać wodza. A Mówcy Bagien są dla Dzieci nietykalni.

Mag delikatnie westchnął słysząc odpowiedź.
-To ta opcja odpada.. w takim razie czy możecie nam przekazać jakąś przydatną wiedzę? Jeśli wy pomożecie nam my możemy spróbować pomóc wam wrócić do plemienia i nawiązać pokój między waszym plemieniem, a naszym.
Jaszczuroludka ponownie wzruszyła ramionami.
- Wiecie już dużo. Czego jeszcze chcecie?
-Jeśli jak mówicie musimy się pozbyć też ludzi szamana, czy wiecie coś o tym gdzie zostali wysłani i jakich taktyk mogą próbować? Może to znacznie ułatwić zadanie.. i w sumie to nam raczej nie będzie potrzebne, jeśli jesteście w stanie jeszcze wykrzesać w sobie trochę nadziei na dalsze życie i powrót do plemienia przyjmijcie ten dar.

Mag wyciągnął do Achahut terbutje który znaleźli w studni w forcie który był pierwszym na co się natknęli po wyjściu z miasta.
- Dzieci nigdy nie atakowały cudzych wiosek, więc pewnie robią to jak przy polowaniu na dużego zwierza. Zrobić zasadzkę, okrążyć, powalić - Achahut spojrzała na broń - Zabiliście jedno z Dzieci, a teraz dajecie mi jego broń? Ona bardziej przyda się żywym.
-Nie jest to broń po martwym, znaleźliśmy ją w studni w miejscu zaatakowanym przez ludzi szamana.
- Nie rozumiem. Żaden wojownik plemienia nie wyrzuciłby swojej broni. Ale to nie ma znaczenia. Nie przyjmę jej, niech służy żywym.
- Hmm.. nie będę naciskać w takim wypadku -
mag schował broń.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem