Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-07-2023, 06:24   #141
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Z jaszczurzego gardła wyrwał się tryumfalny okrzyk - musiał to być odruch, gdyż po chwili przerodził się w ryk frustracji.
- Czemu?! Czemu nie dacie nam szukać śmierci?! - warknęła ma stojącego obok półorka. Pełna wściekłości trzymała swą broń, wyraźnie gotowa do dalszej walki.
- Bo mamy do Ciebie sprawę, a ci którzy są pod twoja opieką nie chcieli z nami rozmawiać. - odpowiedział spokojnie Amos. Nadal trzymał broń ostrzem lekko w dół pozwalając krwi spływać na ziemię.
- Jaką sprawę - w głosie Achahut wciąż słychać było gniew, ale powoli udzielał się jej spokój rozmówcy.

Zod wstrząsnął głową otrząsając się z chwilowego szoku na nagłą agresję alchemika. To było tak bardzo… wbrew wizji Jina jaką Zod miał w swojej głowie. Uznał, że kiedy indziej zapyta. Zwrócił się do Achahut.
- My… - zaczął mało zręcznie - chcielibyśmy się więcej dowiedzieć o co chodzi z twoimi ludźmi i boggartami. Ta wojna między naszymi ludami jest… niepotrzebna. Chyba… na pewno z naszej strony. I chcielibyśmy ją przerwać… dobrze mówię, panowie? - zapytał ze szczerą niepewnością czy dobrze wyraża myśli drużyny. [/i]
- Wracamy do twoich, czy będziemy gadać tu w smrodzie tej całej pieprzonej aparatury alchemicznej? - spytał Amos wskazując na rozkładające się zwłoki dinozaura, pichcącego Jina i zombi rozwalającego to co zostało z roztopionego ciała. Półork nie chciał nawet pytać co alchemik wyprawia. Im mniej wiedział, tym mniejszą miał pokusę na odseparowanie głowy od torsu jednym, płynnym cięciem.
Zamiast tego schował broń i dotknął dłonią jednego ze skomplikowanych wzorów tatuaży na swoim ciele. Ten zamigotał wyzwalając magiczną energię, która rozeszła się po całym ciele, momentalnie łagodząc olbrzymie siniaki w miejscu gdzie Amos dostał ogonem dinozaura.
Mag zgodził się skinieniem głowy zarówno na propozycję Amosa i na pytanie Zoda.
-Tak, mamy trochę do obgadania, wygodniej będzie się tym zająć na siedząco niż stojąc przy zwłokach młotogona.
Achahut spojrzała na zwłoki z obrzydzeniem widocznym nawet na gadziej twarzy, po czym napięte ramiona opadły. Ruszyła w stronę swoich towarzyszy, z drużyną za plecami, pozostawiając tylko Jina pracującego przy aparaturze.
- My też nie chcieliśmy walczyć z przybyszami zza morza, dlatego Mówca Bagien wygnał nas z plemienia, a bez plemienia nie ma życia. Odpowiem na wasze pytania, ale pod jednym warunkiem - stwierdziła, gdy już dotarli na miejsce - Jeden z was da mi potem śmierć, którą mi odebraliście. Honorową, w pojedynku -
- Jeśli nie chcesz żyć. - Amos wzruszył ramionami. - Ale nie lepiej odzyskać swój klan, lub założyć nowy? Na przykład w zgodzie z ludzmi i Song’O -
-Tak jak mówi Amos, życie nie musi się kończyć tak szybko. W końcu nie tylko śmierć jest honorowa. Być może żyjąc zdołali byście właśnie stworzyć nowy klan czy naprowadzić stary na lepszą drogę oszczędzając wiele żyć, czy to nie przyniosłoby wam więcej honoru niż śmierć?
Jaszczuroludka spojrzała na nich ponuro. Ciężko było odczytać emocje z gadziej twarzy, ale można było odnieść wrażenie, że zawód miesza się na niej z nadzieją.
- Miękkoskórzy zawsze za dużo gadają - warknęła do swoich pobratymców, a ci odsunęli się bez słowa, robiąc miejsce przy ogniu - To co chcecie wiedzieć? - rzuciła, okładając swoje terbutje w jednoznacznym geście.
-Wstępnie chcielibyśmy zapytać o waszą wersję zdarzeń. Wiemy tylko że zaatakowali was Boggardzi, wasz szaman znalazł ruiny w których odkrył jak uzyskać moc błyskawic i zaczął posyłać swoich na osady miękkoskórych. Zastanawialiśmy się czy jest jakaś szansa na powstrzymanie agresji?
Mag rozsiadł się wygodnie, spojrzał po broni jaszczuroludzi i zaczął grzebać w swoich rzeczach.
- Tak, śmierć tego pierzastogrzbietego tchórza Darutheka. To on przekonał wodza do ataków na wasze siedliska. My się sprzeciwiliśmy, więc nas wygnał - odpowiedziała Achahut.
- Opowiedz o tym Darutheku? I ustalmy jak możemy razem odzyskać wasz klan! - powiedział Amos siadając obok jaszczuroludzi.
- Jak to się stało, że zostaliście wygnani, jak wasz klan wyglądał wcześniej, jakie plany ma obecny wódz? -
- Daruthek – rzuciła gniewnie, jakby to było przekleństwo - On był pierwszy urodzony po wojnie, w ruinach. Przeżył jako jedyny z wylęgu, ale zmieniony. Włada potężną magią, i chce podbojów, bez honoru – stwierdziła - Żaboludy wygrały, zabiły wiele Dzieci Bagien i zajęły ich tereny. Wódz ślepo słucha szamana, prowadzi plemię do zguby –
Zod myślał dłuższą chwilę.
- Ktoś jeszcze myśli jak wy, tylko nie miał jaj aby powiedzieć to na głos… znaczy… nie miał odwagi? - poprawił się nie wiedząc czy idiom ma rację bytu u jaszczuroludzi - To nie brzmi jakby całe plemię było tak dogłębnie człeko… nienawistne?
Achahut wzruszyła ramionami.
- Może. Dzieci Bagien nie sprzeciwią się wodzowi czy szamanowi. Wiedzą, że wtedy skończą jak my - powiedziała ponuro, patrząc na swoich milczących towarzyszy - Nie powinno się zdradzać własnego plemienia. Przybysze nie powinni się panoszyć, ale wojna z nimi nie ma honoru, niesie tylko śmierć i zgubę -
Mag przestał grzebać w swoich rzeczach i zwrócił się w końcu do Achahut
-Rozumiem że w tą okolicę przychodzi się tylko po śmierć? Normalnie wasz lud się w tą okolicę nie zapuszcza? Czy możecie nam wskazać gdzie znajduje się wasza wioska?
- Tak, to miejsce na umieranie, żywi nie powinni tu przychodzić -
po tych słowach jaszczuroludka zamilkła na dłuższą chwilę - Powiem wam, gdzie leży świątynia, ale tylko jeśli przyrzekniecie, że oszczędzicie Dzieci Bagien i będziecie zabijać niesprowokowani. To Daruthek i jego sługi chcą wojny, innych można przekonać.
Mag pogładził się przez chwilę po brodzie w chwili zastanowienia.
-Jest to coś co możemy przyrzec. Ale czy wy możecie przyrzec że poprowadzicie dzieci bagien ku lepszej przyszłości? Bez zbędnej wojny?
- My już nie żyjemy, wygnano nas z plemienia. A bez plemienia nie ma życia -
odparła gorzko Achahut - Nie mogę nic obiecywać za Dzieci Bagien.
- Jeśli powiesz jak się przekraść do Darutheka, zgładzony go bez narażania plemienia na straty, ale ktoś musi ich poprowadzić. Bez wodza mogą chcieć się rzucić na nas, a my wyrąbiemy sobie drogę ku wolności. -
odpowiedział beznamiętnie Amos. Było w jego posturze i pozornie beznamiętnym głosie coś strasznego. Jakby wybicie plemienia nie stanowiło żadnego dylematu moralnego… jakby robił to wcześniej. Być może wlasnie ten brak emocji w rozmowie o wyrzynaniu niewinnych był najbardziej przerażający.
- Kto był wodzem przed Daruthkiem? Ty? - spytał.
Jaszczuroludka pokręciła głową.
- On jest szamanem, a wodzem jest Shathva. Mówca obiecał jej, że Dzieci Bagien będą rządzić tymi terenami, jeśli będzie go słuchać, więc robi co jej rozkaże. Może zdołacie ją przekonać, ale ci idący razem z Daruthekiem muszą umrzeć, żeby plemię mogło przetrwać -
- I ta Shathva posłucha zabójców szamana?
- Jeszcze go nie zabiliście
- Ale zanim pójdziemy go zabić chcielibyśmy wiedzieć czy to zadziała… jeśli szaman zginie nie dałoby to wam przynajmniej szansy powrotu do plemienia?
Jaszczuroludka milczała przez dłuższą chwilę.
- Chyba - odpowiedziała w końcu, choć niepewnie - Wódz może przyjąć nas z powrotem, jeśli uzna to za właściwe - powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała nutka nadziei. Pozostali także unieśli głowy, jakby nagle rozmowa zaczęła ich jednak interesować.
- Może jest to warte przynajmniej spróbowania? Jeśli się nie uda to to nie tak, że śmierć wam ucieknie… ale jeśli by się powiodło…
-Czyli wystarczy że szaman umrze, a wódz uzna że jego droga była zła? Pytanie tylko jak możemy wyeliminować szamana tak żeby całe plemię nie rzuciło się do walki, nie macie może jakiś tradycji do wyzwania przeciwnika na pojedynek czy czegoś takiego?
- Tylko Dziecko Bagien może wyzwać wodza. A Mówcy Bagien są dla Dzieci nietykalni.

Mag delikatnie westchnął słysząc odpowiedź.
-To ta opcja odpada.. w takim razie czy możecie nam przekazać jakąś przydatną wiedzę? Jeśli wy pomożecie nam my możemy spróbować pomóc wam wrócić do plemienia i nawiązać pokój między waszym plemieniem, a naszym.
Jaszczuroludka ponownie wzruszyła ramionami.
- Wiecie już dużo. Czego jeszcze chcecie?
-Jeśli jak mówicie musimy się pozbyć też ludzi szamana, czy wiecie coś o tym gdzie zostali wysłani i jakich taktyk mogą próbować? Może to znacznie ułatwić zadanie.. i w sumie to nam raczej nie będzie potrzebne, jeśli jesteście w stanie jeszcze wykrzesać w sobie trochę nadziei na dalsze życie i powrót do plemienia przyjmijcie ten dar.

Mag wyciągnął do Achahut terbutje który znaleźli w studni w forcie który był pierwszym na co się natknęli po wyjściu z miasta.
- Dzieci nigdy nie atakowały cudzych wiosek, więc pewnie robią to jak przy polowaniu na dużego zwierza. Zrobić zasadzkę, okrążyć, powalić - Achahut spojrzała na broń - Zabiliście jedno z Dzieci, a teraz dajecie mi jego broń? Ona bardziej przyda się żywym.
-Nie jest to broń po martwym, znaleźliśmy ją w studni w miejscu zaatakowanym przez ludzi szamana.
- Nie rozumiem. Żaden wojownik plemienia nie wyrzuciłby swojej broni. Ale to nie ma znaczenia. Nie przyjmę jej, niech służy żywym.
- Hmm.. nie będę naciskać w takim wypadku -
mag schował broń.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-07-2023, 16:25   #142
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Podczas gdy drużyna była zajęta rozmową z pełnymi depresji jaszczuroludziami, Jin zajęty był sprzątaniem swojego bałaganu. Rozmiar dinozaura był, jak przystało na tą grupę zwięrząt, monumentalny i nekrochemista wiedział że nie może sobie pozwolić na błąd. Nie mógł pozwolić na to by nekromancja przejęła to ciało, bo to mogło oznaczać śmierć całego, pełnego różnorodności, biomu. Byłoby to skrajny brak odpowiedzialności i niepowetowana strata dla tego regionu.

Dlatego siedział nad małym alchemicznym palnikiem, mieszając substraty, tworząc coraz więcej żrącego kwasu, wzmocnionego o jego znajomość magii i alchemii, podczas gdy jego lojalny nieumarły nieprzerwanie atakował ciało Młotogona. Co kilka minut Jin brał kolejną porcję żrącego płynu i bogato oblewał skwierczące w świetle dnia ciało. Proces ten generował gęstę chmury śmierdzącego dymu, wyciskające łzy z oczu i kaszel z gardła, ale nie pozwolił sobie na przerwę.

***

W końcu skończył. Z młotogona została rdzawa plama na wilgotnej ziemi. Mniejsze kości z pomocą swego nieumarłego sługi zmielił w moździerzu, większe rozrzucił po okolicy, tak aby nie było szansy by się zreformowały. Jedną, mniej więcej rozmiaru małej pałki, zachował.

Pokryty kryształami zombie-jaszczuroludź wyglądał tragicznie. Kończyny górne miał starte do łokci. W paszczy większość zębów była powyłamywana, ciało od powtarzalnych eksplozji było dziurawe jak sito.

- Połóż się. - zakomenderował alchemik, siegając do bandoliera po swoje narzędzia chirurgiczne. Z mozołem i pietyzmem zaczął szyć ciało nieumarłego. Nie chciał stracić tego sługi. Nie chciał być odsłonięty tutaj, w środku dżungli, bez użytecznego ciała które mogło posłużyć jako tarcza.

Po kilku minutach westchnął delikatnie patrząc na swoje dzieło. Naprawił wszystko co mógł… ale nie było to dość. Zwłoki ledwo trzymały się w całości. Potrzebował czegoś więcej, źródła ciała które mogło zastąpić to co zniszczył.

Coś co żywym przychodziło z taką łatwością, nieumarłym umykało. Prosta umiejętność tworzenia czegoś nowego, nowej tkanki z starych materiałów. Z żywności, powietrza, wody i słońca. A on wciąż nie wiedział dlaczego, dlaczego zmarli nie mogą robić tego co żywi.

***

- Widzę że sporo mnie ominęło. - stwierdził nekromanta, gdy towarzysze zreferowali mu co ustalili w trakcie rozmowy z jaszczuroludziami - Sytuacja klaruje się coraz bardziej, przypuszczam że to dość informacji by pan gubernator był chętny zapłacić nam za usługi, ale… - alchemik zawiesił na chwilę głos wyraźnie nad czymś myśląc - Możemy wrócić do Pridon’s Heart, albo spróbować odwiedzić jeszcze ruiny. Jeśli się nie mylę były na zachód od nas i leżą nad rzeką. Może dalibyśmy radę sklecić jakąś tratwę i popłynąć tam rzeką? - zaproponował alchemik.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-07-2023, 11:54   #143
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Nie rozumiem. Żaden wojownik plemienia nie wyrzuciłby swojej broni...
Słowa chwilę rezonowały w głowie Zoda nim w końcu przemówił.
- Czy… ktoś może prowokować kolonistów przeciwko jaszczuroludziom? - zapytał powoli ale chwilę potem podniósł głowę - Po drodze tutaj spotkaliśmy kilku jaszczuroludzi którzy zamordowali rodzinę żyjącą w lesie. Były tam dzieci. Wszyscy byli toturowani… dziś pół nocy śnił mi się chłopak złamany w pół tak mocno, że brzuch mu się otworzył i wątroba wypłynęła. Miał może osiem lat… to połowa dorosłości… jeśli ludzie dojrzewają inaczej niż wy…- dodał aby nie dopuścić do nieporozumienia - To jest nienawiść. Ciężka. Gorejąca nienawiść ludzi którzy czują się skrzywdzeni. Czy twoi ludzie aż tak nas nienawidzą? A może ktoś kto z ambicji nieskażonej sumieniem mógłby się do tego posunąć? - zapytał mając nadzieję, z całej swojej siły, że nie są w wojnie z całą kulturą zdolną do takich okrucieństw jakich byli świadkami.
 
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-07-2023, 11:09   #144
 
EdwardDragon's Avatar
 
Reputacja: 1 EdwardDragon nie jest za bardzo znany
-Bardziej spodziewam się że rzeczywiście to ludzie szamana zmienili lekko zasady jakim podąża plemie żeby to ludzie narobili sobie kolejnych wrogów..
Odpowiedział krótko Zodowi, skrzywił się na jego wspomnienia widoków zmasakrowanych ludzi i mając nadzieje na pozbycie się tych wizji zajął swój umysł innym tematem.
-Tak, to zdecydowanie by przyspieszyło naszą podróż. Nie ma chyba co wracać drogą którą przyszliśmy jeśli możemy delikatnie zboczyć z kursu i załatwić coś po drodze a nie sądzę żeby nasze informacje były w stanie aż tak wpłynąć na losy ludzi żebyśmy musieli się z nimi aż tak śpieszyć, a może zdołamy odkryć coś jeszcze? Jedyny problem jest taki że no.. nie za bardzo potrafię pływać.. także trzeba by uważać żeby nie wpaść.. zwłaszcza że pewnie żyją tu jakieś krokodyle czy piranie..
 
EdwardDragon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-08-2023, 20:03   #145
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
wspólnie z Zaalaos

Nekromanta nie grzeszył sprawnością fizyczną, więc budowa “łodzi” nie była jego mocną stroną. Co prawda jego nieumarły mógł wykonać znaczną część prostej, fizycznej pracy, ale nie chciał nadmiernie irytować Amosa. O tyle o ile reszta drużyny sprawiała wrażenie obojętnych, albo nawet zadowolonych z dodatkowych “ciał” między nimi a szponami okolicznej fauny, to pirat dość wyraźnie dawał znać co myśli na ten temat.

Zamiast tego Jin wykazał się swoim alchemicznym kunsztem, rozstawiając po raz kolejny swoje mobilne laboratorium i zabierając się za syntezę silnego kleju. Kilka rudymentarnych zmian w składzie jego produktu sprawiło że worki normalnie uwalniające substancję zasychającą w ułamku sekundy i równie szybko kruszejącą, zmieniły się w coś co potrzebowało kilkunastu minut na “chwycenie”, ale trzymało kilka godzin… chyba. Nie miał wcześniej okazji tego testować.

Skleił dwie spore gałęzie na krzyż jako prototyp i ruszył w kierunku pirata.

- Panie Amos? Klej powinien trzymać niemal dowolne ciała stałe razem przez kilka godzin.
Myślisz że możemy to wykorzystać?

- Po prostu Amos - odpowiedział półork odrywając się na moment od rąbania drwa. Spojrzał na sklejone gałęzie w milczeniu, po czym wrócił do rąbania.
- Wrzuć do wody, zobaczymy jak mocno będzie trzymać namoknięte drewno. - powiędział w przerwie między uderzeniami.
Potrzebowali co najmniej kilku solidnych konarów, które nie tylko pomieściłyby ich, ale również utrzymały ciężki pancerz Zoda nad powierzchnią.
- Bardziej przyda się coś, co zwiększy naszą wyporność - dodał napierając barkiem na drzewno, które trzasło przyjemnie i runęło w dół. Półork otarł pot z czoła. - Albo chociaż Zoda. Nie bez powodu na statkach nosi się lekkie pancerze. -
Alchemik kiwnął głową i wrócił do swojej aparatury. Może uda mu się wykorzystać chłodzący efekt saletry amonowej do stworzenia kilku bloków lodu? Oczywiście musiałby je w czasie całej podróży regularnie odświeżać, ale nie powinno być to nic z czym nie dałby sobie rady.

Cały proces był niemal banalnie prosty. Wystarczyło wrzucić jeden z przygotowanych wcześniej alchemicznych granatów do wody by uzyskać sporo lodu, choć był poszatkowany przez sam wybuch. Około pół godziny zajęło alchemikowi zmodyfikowanie ich tak aby osłonka poddawała się ciśnieniu szybciej, tworząc w ten sposób poszarpane klocki z lodu. Teraz wystarczyło tylko zrobić to samo kiedy tratwa będzie na wodzie.
W tym czasie Amos z pomocą Zoda ścieli i ociosali konary i żerdzie, ułożyli je przy brzegu i związali linami. Półork stanął na nic sprawdzając sile konstrukcji. Wyglądało to nieźle, biorąc poprawkę, dwóch ludzi w miejsce Zoda, powinni mieć odpowiednią wyporność. Upewnieniu się, że sklejone przed godziną gałęzie pozostaja sklejone, wojownik stwierdził, że nie zaszkodzi dodatkowa ochrona i na wszelki wypadek poprosił jeszcze Jina o zlepienie całości swoją substancją alchemiczną. Samemu ruszył w poszukiwaniu długie żerdzi, którą mógłby się odpychać, czegoś co mogło ujść za ster i czterech pagajów. Gdy wrócił, mogli wreszcie przetestować tratwę i spróbować spłynąć w dol rzeki.
 
psionik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-08-2023, 11:47   #146
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Na słowa Zoda jaszczuroludzie obnażyli kły, oddychając przez nozdrza – w tym gadzim grymasie Amos odczytał mieszaninę obrzydzenia i gniewu.
- Zabić młode? – Achahut rzuciła z niedowierzaniem - Niszczenie jaj to zbrodnia, nieważne czyjego są plemienia –
Na sugestię Edwarda warknęła cicho - Daruthek jest… - zamilkła, szukając słowa albo opanowując złość - …spaczony. I spacza innych. Miękkoskórzy nie wadzili się z Dziećmi Bagien, nie atakowali lęgowisk. Gdyby Dzieci potrzebowały ich terenów, zaatakowałyby honorowo, zabijając wojowników, ale nie młode – pokręciła głową.

***

Zostawiwszy jaszczuroludzi w ich depresyjnym stanie (choć może z drobną iskierką nadziei), bohaterowie opuścili smołowe pola, kierując się w stronę brzegu rzeki. Pomysł Jina został przyjęty bez sprzeciwów, ale większość pracy przypadła już Amosowi, który jako jedyny miał jakieś marynistyczne doświadczenie. Mając wsparcie w postaci Zodowego toporzyska i alchemicznych wynalazków, położenie i przycięcie, a następnie połączenie ich w jedną konstrukcję zajęło ledwie parę godzin. Słońce dopiero zbliżało się do zenitu, gdy na wodę opuszczona została solidna tratwa, na której spokojnie zmieściła się czwórka awanturników. Spoglądający nieco lękliwie na głębiny Edward zauważył, że większość mieszkańców rzeki trzyma się od nich z daleka – zapewne był to efekt schłodzenia wody preparatami Jina, co najwyraźniej nie podobało się ciepłolubnym rybom.

Spływ wartkim nurtem Koriru był wspaniałą odmianą po przedzieraniu się przez gęstą dżunglę. Duchota i wilgoć ustąpiły miejsca mocnemu wiatrowi, który skutecznie łagodził lejący się z nieba żar – w innej sytuacji byłaby to przyjemna i relaksująca podróż. Nie płynęli jednak na tyle szybko, by umknąć latającym zmorom tropikalnych klimatów – komary atakowały całymi chmarami, biorąc ich za łatwe do upolowania ofiary i jakimś cudem przeciwstawiając się pędowi powietrza. Była to jednak łatwa do zniesienia niedogodność w porównaniu do ostatnich dni, i mogli pozwolić sobie na nieco odpoczynku.
Oczywiście, nie był to prościutki spacerek – Amos uwijał się, miejscami z trudem sterując tym prowizorycznym wehikułem i nie szczędził przekleństw w dyrygowaniu swoją „załogą”. Półorkowi nie można było jednak odmówić umiejętności żeglarskich, cały czas działał pewnie, kilkukrotnie ratując ich tratwę przed wpadnięciem na mieliznę lub wystające z wody konary. Z większością takich niespodzianek musieli sobie radzić głównie na początku podróży, zanim wypłynęli z zakola na prosty odcinek prowadzący bezpośrednio do morza. Później nurt rozszerzał się i zwalniał nieco, więc pozostawało głównie trzymać się kursu i nie zbliżać do brzegów, obserwując kłębiące się w oddali burzowe chmury.
Podróż ta trwała znacznie krócej niż pieszy marsz przez gęstwiny i nocą tego samego dnia drużyna była już niemal u samego ujścia rzeki do morza. Od kilku mil teren na brzegach podnosił się, więc teraz płynęli płytkim wąwozem, z wąziutkim pasem ziemi przechodzącym w kilkunastometrowe ściany klifów. Pamiętali dobrze, że ta część wybrzeża, znajdująca się na północ od Pridon’s Hearth, wygląda tak na całej swojej szerokości, więc piesza podróż wymagałaby odnalezienia jakiegoś parowu lub wspinaczki na górę. Chmury zasłaniały większość nocnego nieba, ale księżyc co jakiś czas wyłaniał się, dając dość światła, by bohaterowie mogli dostrzec szczyty klifów, porośnięte znacznie rzadszą roślinnością niż głębiny dżungli, przetrzebioną dodatkowo przez sztorm sprzed kilku dni. Ale nawet w momentach zupełnej ciemności widzieli słaby, ledwie widoczny zielonkawy poblask gdzieś na południowy zachód od nich. Jego źródło ujawniło się, gdy podpłynęli bliżej, a księżyc ponownie łaskawie rozjaśnił nieco mroki nocy.
Tuż przy krawędzi klifu, nad samym brzegiem morza stała masywna kamienna budowla, większa nawet od świątyni Abadara w Pridon’s Hearth. A przynajmniej tak musiało być eony temu, gdyż teraz pozostały z niej jedynie fragmenty potężnych, zaokrąglonych ścian, wciąż opierających się niszczycielskiemu działaniu czasu i żywiołów. Kształt murów sugerował, że kiedyś musiała być okrągła, i naprawdę przeogromna – zanim księżyc znów zniknął za chmurami dało się dostrzec, że nawet tworzące ją kamienie były imponujących rozmiarów. I to one właśnie wydawały się lśnić tym bladym, zielonkawym blaskiem.
Dotarcie do ujścia rzeki kończyło najprostszy etap drogi powrotnej – kontynuowanie spływu oznaczało wiosłowanie i nierówną walkę z morskimi prądami, a porzucenie jej wymagało już powrotu pieszo wybrzeżem.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-08-2023, 06:44   #147
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Podróż w dół rzeki była strzałem w dziesiątkę. Amos dwoił się i troił by utrzymać ich na wodzie, Jin musiał przyznać że ten znał się na swojej robocie. Był wyjątkowo zadowolony z uzyskanego efektu, oszczędzili mnóstwo czasu… ale teraz czekała ich albo walka z klifami na które musieli się wspiąć, albo stawienie wyzwania oceanowi. A całość w marnym świetle księżyca i gwiazd, oraz tajemniczych ruin, rozsiewających swój blask w nocy.

Nekrochemista czuł ciężką do opanowania ciekawość. Ruiny mogły skrywać sekrety sprzed tysięcy lat, cywilizacji która się narodziła, przeżyła swoją złotą erę i upadła nim Cheliax powstał z jego opresyjnym systemem prawnym. Kto mógł wiedzieć jakie sekrety kryją się we wnętrzu tego zabytku? I choć to medycyna była dziedziną w której przodował to każdy rodzaj wiedzy był przez niego pożądany. Sam proces zdobywania jej był niemal najwyższą wartością moralną, tuż za walką ze śmiercią i chorobą.

- Nie wydaje mi się żeby tratwa poradziła sobie na otwartej wodzie. Proponuję przybić do lądu, spędzić noc na brzegu i jutro rano znaleźć podejście w górę klifu. - nekromanta wyraził swoją opinię, z wyraźnym powątpiewaniem patrząc w dół rzeki i dalej na otwarty ocean.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-08-2023, 14:24   #148
 
EdwardDragon's Avatar
 
Reputacja: 1 EdwardDragon nie jest za bardzo znany
Edward na tratwie zachowywał się dwojako, z jednej strony wykonywał wszelkie polecenia i widocznie obawiał się możliwości wpadnięcia do wody, z drugiej w każdej chwili w jakiej nie było większego zagrożenia i udawało mu się przestać myśleć o nieuniknionej śmierci czuł się całkiem odprężony, a sam spływ wydawał się jak na poziom ostatnich dni całkiem przyjemny.

Gdy w końcu dostrzegli ruiny już zaczęła zżerać go ciekawość na temat tego co może się w nich znajdować, jednak jeszcze bardziej zżerało go zmęczenie, nawet nie wyobrażał sobie jak musiał się czuć Amos po tym całym wysiłku..

Po słowach Jina, sam też spojrzał w dalszą drogę nim wrócił wzrokiem do towarzyszy.
-Zgodzę się co do odpoczynku, ale czy nie dalibyśmy radę podpłynąć później przy brzegu? Jak już będziemy wracać?
 
EdwardDragon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-08-2023, 16:23   #149
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Podróż na tratwie była mieszanym przeżyciem. Na pewno miło gdy podróż wykonywana jest przez prądy rzeczne, zamiast własne nogi, ale… ilekroć żołądek podchodził mu do gardła i smakował żółć stawał mu przed oczami ten chłopak złamany w pół.
- Niebiosa, dajcie by był już martwy gdy to się stało… - wyszeptał w kierunku chmur w lepszym momencie. Starał się nie dać po sobie poznać jak źle znosi podróż. Maska wiele pomagała, ale nie wiedział na ile mowa ciała go nie zdradzała.

- Cokolwiek Amos powie o tratwie to ja mu wierzę - odpowiedział na propozycję Edwarda, w ten sposób wypisując się z ciągu decyzyjnego. Przez te kilka godzin nauczył się ufać półorkowi w tym temacie.[/i]
 
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-08-2023, 15:35   #150
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Amos nie wyraził sprzeciwu, więc zgodnie z sugestią Jina, bohaterowie znaleźli pod skalnym nawisem klifu szerszy kawałek plaży, na którym zdołali rozbić obóz. Gdy Amos z Zodem wyciągali tratwę na brzeg, Edward znalazł kilka konarów wyrzuconych dawno temu na brzeg – były na tyle suche, by nadawać się do rozpalenia niewielkiego ogniska. Piekąc nad płomieniami złowione w trakcie spływu ryby, suszyli jednocześnie swoje ubrania, skryci bezpiecznie przed deszczem, który rozpadał się na zewnątrz. Gdzieś w oddali, na pełnym morzu, co jakiś czas rozbłyskały pioruny.

Alchemik korzystał z nawisu, wciskając się jak nagłębiej by uciec przed wodą. Wyglądał mizernie. O tyle o ile sama podróż przez dżunglę nie była dla niego specjalnie męcząca - w końcu miał silnych towarzyszy torujących mu drogę, a morderczy upał był łatwo niwelowany przez jego mrożące alchemiczne wyroby, to atak wszechobecnej wody wywoływał u niego niemały dyskomfort.
- Nikt z szanownych panów pewnie nie zna zaklęć tworzący pozawymiarowe przestrzenie mieszkalne, prawda? - spytał bez nadziei w głosie - Żałuję że nie ma tutaj mojego ojca. Nie musielibyśmy się męczyć na deszczu.
- Przestań narzekać nekromanto - odezwał się Amos smażąc rybę. Miał powiedzieć, że odrobina kapiącej wody jeszcze nikogo nie zabiła, ale przypomniał sobie pewne tortury w pewnym zapomnianym przez bogów porcie. Zamiast tego rzucił. - Słyszałem taki dowcip o nekromancie. “Pomszczę mojego brata!” krzyczy drużynowy wojownik. “Masz mój łuk” - odpowiada elf. “I mój topór”, wtóruje krasnolud. “I swojego brata” odzywa się nekromanta! HA! - półork zaśmiał się ze swojego własnego dowcipu sprawdzając patykiem poziom wysmażenia ryb. Jin przewrócił oczami. Słyszał ten żart więcej niż raz.
- Jutro czeka nas trochę wspinaczki, dobrze byłoby odpocząć i zastanowić się jak chcemy wrócić do Pridon’s Hearth. -
- Proponuję sprawdzić jeszcze ruiny i wrócić wzdłuż brzegu. - odpowiedział alchemik - Zaliczymy przy tym miejsce w którym zaginęło Kobaltowe Oko i pomożemy ludziom którzy tam utknęli. Unikniemy też przebijania się przez najgęstszą florę.
- Dla mnie brzmi w porządku - odpowiedział Zod, po czym dodał - Ja znam żart z serii o narkomancie w sądzie w sprawie morderstwa… “Czy ktoś przywołuje jeszcze jakichś świadków?”, na co nekromanta “Przywołuje ofiarę… - Zod zachichotał się pod maską póki nie utracił nadziei, że ktoś do niego dołączy w śmiechu - Ech… zbyt dużo ten żart traci na tłumaczeniu z elfiego… - westchnął zrezygnowany.

***

Mimo niepokojącego zielonkawego blasku emitowanego przez ruinę, co jakiś czas widzialnego ledwo nad skrajem klifu, noc minęła drużynie spokojnie. Z samego rana, zaraz po uprzątnięciu obozowiska, zaczęli rozglądać się za łagodnym podejściem z plaży na górę. Niestety niczego takiego nie znaleźli, pozostała im więc wspinaczka po blisko pionowej skale. Amos wyruszył pierwszy, wyszukując miejsce najbardziej poznaczone wystającymi ze ścian korzeniami, i obwiązany linami wdrapał się na sam szczyt klifu. Pozostałym, dzięki przywiązanej do najbliższego drzewa i spuszczonej im linie, poszło znacznie łatwiej – jedynie idący na końcu Jin miał nieco trudności, czego efektem na szczęście były jedynie ubłocone spodnie i nieco zerwanego naskórka na dłoni.

Widok z klifu prezentował się imponująco. Ciągnące się na setki mil, szargane wiatrem zupełnie dziewicze wybrzeże, poznaczone jedynie nielicznymi, pełnymi zieleni wysepkami, oraz ciemne morze z wciąż kotłującymi się nad nim burzowymi chmurami. Edwardowi kojarzyło się to z rycinami o Oku Abendego – tylko ten wieczny sztorm był setki mil na północ stąd, prawda? Szum fal uderzających o podnóże klifu i chłodna bryza, niosąca słone kropelki wody niosły to specyficzne uczucie orzeźwienia, jakiego nie można było uświadczyć nigdzie poza morskimi wybrzeżami. Bohaterowie z przyjemnością wdychali rześkie powietrze, idąc przez przetrzebiony przez niedawny wiatr las – dziesiątki mniejszych drzew zostało powalonych przez silne podmuchy, tworząc spore prześwity w dżungli. Przeskakując przez któryś z kolei pień, w końcu dostrzegli to, do czego zmierzali.

Stojąca przy samiutkiej krawędzi klifu ruina z bliska robiła jeszcze bardziej niesamowite wrażenie. Została z niej tylko mocno zarośnięta połówka muru sięgająca kilkunastu metrów, ale nawet ten fragment miał ponad dwadzieścia metrów średnicy! Pojedyncze, pokryte pnączami kamienie były wielokrotnie większe od takich używanych we współczesnych miastach, a do tego emitowały pełgającą zielonkawą poświatę, praktycznie niewidoczną w blasku dnia. Ktokolwiek ją zbudował (a z tego, czego domyślali się Jin i Edward, były to cyklopy z pradawnej, poprzedzającej nawet Azlant cywilizacji Ghol-Gan), musiał dysponować nie tylko masywnymi rozmiarami, potężną magią, utrzymującą się całe tysiąclecia, ale także zamiłowaniem do sztuki. Wewnętrzna część ścian była bowiem pokryta pięknymi, i co niezwykłe, wciąż wyraźnymi malunkami i rzeźbieniami przedstawiającymi jednookie postacie, żeglujące po morzach i obserwujące rozgwieżdżone niebo. Z pewnością tworzyły one jakąś historię, która niestety urywała się, przerwana przez nieubłagany upływ czasu. Obraz przedstawiający postać z rozłożonymi dłońmi pod piktogramami przedstawiającymi słońce i księżyc znajdował się przy fragmencie schodów o wielkich stopniach, prowadzących w głąb ziemi – przejście było jednak zasłonięte częściowo przez gruz, a częściowo przez gęste pnącza.

Resztki wieży dalej stanowiły dobrą osłonę przed wiatrem i innymi warunkami pogodowymi, dlatego żaden z bohaterów nie był zaskoczony, gdy po krótkim rozejrzeniu się zauważyli ślady bytności istot rozumnych. Zod odnalazł wciśnięty między stertę i gruzu sporych rozmiarów pakunek, zawierający kilka harpunów, sieci rybackie oraz rozkładający się stojak do suszenia ryb. Edward, oglądając malunki, dostrzegł kilka małych, i nieporównanie brzydszych, rysunków przedstawiających ogoniaste postacie łowiące rekiny i piekące wielkie kawały mięsa na ogniu. Amos dostrzegł wśród nich także znacznie świeższe ryciny, przedstawiające niewielką rzekę oraz jakąś budowlę wraz z kilkoma punktami odniesienia. Z pewnością mapa ta wskazywała położenie jakiegoś ważnego miejsca, ale brakowało jej oznaczeń i była nieczytelna w szerszym kontekście. A przynajmniej byłaby, gdyby nie niedawna rozmowa z Achahut i wskazówki dane przez jaszczuroludkę, dobrze pokrywające się z tym, co półork miał przed oczami. Mieli jasną drogę do ruin zamieszkiwanych przez Dzieci Bagien. Amos już miał ogłosić to towarzyszom, gdy coś zwróciło jego uwagę – pnącza pokrywające środkową część ściany poruszały się bardzo powoli. I nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie robiły tego pod wiatr…

Jin, który w tym czasie oglądał znalezione obok schodów oczyszczone gładko gnaty, w których rozpoznał kości piszczelowe jaszczuroludzi, również zauważył podobny ruch pnączy porastających stertę gruzu nad nimi. Nie potrzebował więcej niż sekundy, by domyśleć się, co jest jego przyczyną, i zmroziło mu to krew w żyłach. Ruiny porośnięte były przez mordorośl – podstępną, mięsożerną roślinę, duszącą niczego nie spodziewające się ofiary.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172