- Jasne, sprawdzę tylko czy mam wolny termin w kalendarzu… -
Gog uśmiechał się pyszałkowacie, po czym uznał, że sprawa jest już w zasadzie przesądzona. Nie chciał jednak, aby dziewoja uznała, że jest za łatwy. Podobno one to lubią.
Widząc, że ich pracodawczyni zebrała się do siebie, Gog również udał się na zewnątrz i poczekał tam na swoich nowych towarzyszy. Kiedy w końcu się zjawili od razu zaczął od wyjaśnienia sobie kilku ważnych spraw, skoro byli już na osobności. - Dobra Panowie, skoro już jesteśmy na osobności, trzeba byśmy sobie wyjaśnili kilka ważnych spraw. Wybieramy się razem na misje, zapewne niebezpieczną. Pewnie będziemy musieli razem z czymś walczymy, nadstawić karku jeden za drugiego, może nawet zaryzykować życie w imię ratowani towarzysza. Dlatego nie może być między nami nieporozumień a już szczególnie w sprawach najwrażliwszych. Chciałem wam powiedzieć, mimo, że znamy się krótko, to możecie na mnie liczyć a i Ja widzę, że mogę liczyć na Was. Jedno jednak musi być jasne od samego początku.
Gog zrobił wyraźną pauzę i obdarzył ich obydwu poważnym spojrzeniem coby nie było wątpliwości, że zaraz powie coś, co jest dla niego bardzo ważne a może i najważniejsze. - Ja rucham pierwszy. -
Oznajmił to tonem twardym i zdecydowanym, jak to tylko krasnoludy potrafią. Po chwili jednak widząc ich zagubione spojrzenia, postanowił, że musi jednak pewne rzeczy uzasadnić i wyjaśnić, to co oczywiste, bo widać było, że są w tym sprawach nie obyci. - No chyba jasne jest, że laska na mnie leci i ją rączki świerzbią, więc kim My jesteśmy aby stawiać na drodze jej marzeniom? Poza tym nie musicie się o nic martwić. Ja nie jestem samoluby i niczego wam nie odmówię. Możecie korzystać do woli, w kocu Panna nie jest z mydła i się nie rozpuści od nadmiernego używania. Po prostu istotna jest dla mnie kolejność. Sami rozumiecie, higiena i te sprawy... Dalej możecie to już ustalić między sobą…
Gog spojrzał najpierw na Roalada, potem na Ralfa, potem znów na swego pobratymca i znowu na Ralfa. - No dobra, czyli zostajemy tylko my dwaj… - powiedział do człowieka, po czym zmierzył go spojrzeniem do stóp do głów i z powrotem. - Jakoś się dogadamy… - stwierdził ze słabo skrywaną mieszaniną rozbawienia i politowania.
W końcu Gogo uznał sprawę z załatwianą i przeszedł do zagadnień zwianych z ich najnowszym zleceniem. - Dobra, to skoro mamy to za sobą, to można wziąć się do roboty. Na początek proponuje zasięgnąć języka w wśród miejscowych o całą sprawę. Nasza Panna macha nam przed nosem jakimiś tam pieczęciami i wydaje się pewna siebie, ale zanim przejdziemy do działania, dobrze wiedzieć jak na nasze poczynią zareagują miejscowi i sprawdzić, czy pomimo wyglądu swojego i tej dziury, wiedzą coś użytecznego. Takie wieści można zabrać na ogół w karczmach, burdelach, u burmistrza, na targu czy u inksiejszych sklepikarzy lub u jakieś lokalnego szefa straży.
- Dla szybszego załatwienia sprawy promuje się rozdzielić i spotkać tu za powiedzmy dwie godziny. Omówmy co każdy z nas się dowiedział i zdecydujemy co dalej.
- W karczmie już byliśmy i nie sądzę, aby poza beczką smalcu dało się coś z tego wieprza wycisnąć, burdelu tu chyba nie ma a od razu mówię, że ze strażą nie gadam. Nawet Ja mam jakiś zasady i pewnych rzeczy się brzydzę. Pójdę do ratusza, czy innej stodoły, która za niego tu służy i pogadam z lokalnym władyką. W sumie ta instytucja niewiele różni się od burdelu, więc to tak jakby moje klimaty.
- Wam zostawiam pozostałe dwie opcje. |