Gog spojrzał na swojego pobratymca z mieszaniną zaskoczenia i politowania. Przez chwilę poczuł się jak ojciec dojrzewającego syna, którego matka właśnie zagoniła go, aby wytłumaczył gówniakowi „te sprawy”, bo idzie na pierwszą randkę. Już miał otwierać usta i powiedzieć mu, że na takie sytuacje są pewne zabezpieczania a ludzcy magowie to znają nawet takie jedno fajne zaklęcie, ale wcześnie wtrącił się magik. - Co?! -
Gog przez chwile był wyraźnie zaskoczony wyjaśnieniami Raifa, zaraz jednak na twarzy zagościł mu wyraz głębokiego zrozumienia problemu. - Znaczy, że zgrywa niedostępną. Rozumiem… Cóż, to w sumie było do przewidzenia… - Z głębokiego zamyślenia wyrwał go widok wyrazu twarzy magika - Ohh, nie martw się. Wytłumaczę Ci jak to działa, jak podrośniesz. Za to, co do całej reszty masz rację. Nie należy mówić nikomu zbyt otwarcie o naszym zadaniu, zanim nie dowiemy się czegoś więcej i nie potwierdzimy jej wersji. Zwłaszcza przedstawicielom władzy. Co zaś się tyczy zapłaty i ewentualnych problemów z rozliczeniami, to cóż… -
Gog wypluł z ust niedopałek cygara, wyciągnął skądś następne i wielgachnym nożem ostentacyjnie uciął końcówkę. Odprowadził ją wzrokiem, kiedy spadała na zimie i splunął zielono brązową flegmą. - Na „takie” sprawy też są zabezpieczenia... - |