Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2023, 16:00   #70
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
-Czy wszyscy znają plan? Tak? Świetnie, to nie traćmy więcej czasu, i tak za długo tu siedzimy.- Itkovian zadał pytanie nie oczekując odpowiedzi i ruszył w kierunku twierdzy. Po chwili się obrócił -No na co jeszcze czekacie? Idziecie?- zwrócił się do towarzyszy i ruszył w dalszą drogę.
-Było mi bardzo miło z wami spędzić ten czas- Płomyk poklepał Obsrańca i Brzydala tuż nad centralnym okiem -Dziękuję, że nie daliście mi skonać z głodu...-
-Obsraniec i Brzydal też dziękują. Szkoda, że musisz pójść...- odparł jeden z potworów.
-Tak, wielka szkoda. Gdybyś kiedyś chciał wrócić do Obsrańca i Brzydala zawsze z chęcią cię ugościmy!- dodał drugi ze Spektatorów. Reszta grupy również pożegnała się z oszalałymi z samotności stworami, po czym udali się w kierunku wyjścia z budowli.
-To kto z was uraczy mnie swoim towarzystwem w oczekiwaniu na ratunek?- spytał po drodze Dario.
-Zossstane z tobą...- zaproponował Thulzssa, co wyraźnie ucieszyło krasnoluda.
-Wyśmienicie! Mam kilka pytań odnośnie twego rodowodu jeśli pozwolisz... Ale najpierw rzeczy ważne- spojrzał na pozostałych awanturników -Pamiętajcie, że gwardziści na murach zmieniają się co sześć godzin. W kilku miejscach znajdziecie klepsydry, gdyby było wam trudno oszacować ten czas. Kiedy nie ma słońca nad głową, to można się pogubić w tym jaka jest pora dnia...- skomentował, rozumiejąc ból "powierzchniowców".
-O mnie się nie martwcie. Będę czekał pod murem, w momencie gdy strażnicy będą oddawać zmianę. Pamiętajcie by wymyślić jakiś powód by ruszyć do jaskini gigantów, gdy "cudownie ocalały" Thulzssa w końcu się odnajdzie i wejdzie do twierdzy. Muszę dostać się na górę, zanim efekt niewidzialności przestanie działać- podkreślił.
Niedługo później kompani dotarli do miejsca, gdzie delikatna poświata światła z strzelniczych okienek bastionu majaczyła w ciemności.
-Dobra... Tu się rozstaniemy...- rzekł Płomyk, rzucając Thulzssie porozumiewawcze skinienie głowy.
-Powodzenia- dodał szybko. Towarzysze nie tracąc ani chwili od razu ruszyli w kierunku murów twierdzy. Gdy pojawili się w zasięgu wzroku kuszników, do ich uszu dobiegło poruszenie na murach, lecz gdy obrońcy rozpoznali znajome twarze najemników, znów nastała cisza. Kompani dotarli bezpiecznie pod wrota i zanim te stanęły przed nimi otworem, Tenia wydobyła spod kupki kamieni pęk kluczy, które ukrył tu Dario. Mechanizm wrót zatrzeszczał i toporne skrzydło powoli drgnęło, by w końcu ospale ustąpić przed gośćmi. Oczywiście nie obyło się bez komitetu powitalnego składającego się z kilkunastu zbrojnych w towarzystwie Laresa.
-Wróciliście. A gdzie yuan-ti?- spytał od razu zauważając brak Thulzssy.
-Nie wrócił przed nami?- zapytał Itkovian zaniepokojonym głosem. - Musieliśmy się rozdzielić. W jaskiniach coś nas zaatakowało do tego natrafiliśmy na stado Grimlocków. Mam nadzieję że niedługo wróci jeśli nie to wracamy po niego- odrzekł Itkovian wyjawiając pół prawdy o zniknięciu towarzysza.
-Kiedy to się wydarzyło?- zapytał Lares -W sumie to nie ważne. Nawet w tak spokojnych rejonach podmroku podróż w pojedynkę to pewna śmierć…- stwierdził chłodno -Przykro mi, ale powinniście się pogodzić z jego stratą- dodał szybko. Krasnolud zaprosił awanturników do kuchni, by mogli spokojnie usiąść, zjeść coś pożywnego i odzyskać siły. Brama za ich plecami powoli się zamknęła a krasnoludzcy kusznicy opuścili broń, odzyskując odrobinę luzu.
Do stołów szybko podano miski z zimną owsianka przypominającą konsystencją glut. Do tego podano garść owoców i nasion, oraz dzban zbożowej kawy.
-Udało wam się odnaleźć klucze?- zapytał bez ogródek.

Itkovian spojrzał na Tenię, unosząc przy tym brwi i wyciągnął do niej rękę prosząc o klucz. Druidka podała mu go szybko, nie podnosząc przy tym wzroku. -Proszę oto i zaginiony klucz- odparł Itkovian z dumą w głosie, posyłając tym samym szczery uśmiech do Laresa.
Krasnolud odebrał od wojownika brzęczący pęk, uważnie mu się przyjrzał, prawdopodobnie licząc każdy z przyczepionych kluczy.
-Świetna robota…- rzekł, wodząc wzrokiem po twarzach awanturników. -A co z naszym zaginionym inżynierem? Znaleźliście jakieś ślady?- Miał chłodny, pozbawiony emocji wyraz twarzy.
-Jakieś ślady widzieliśmy, kupka kału osmalone ściany, no i ślady stóp prowadzące do leża grimloków. Na wejściu do tegoż leża odzyskaliśmy ten klucz pozbywając się ich czujek, więc nie robiłbym sobie wielkich nadziei, że wasz inżynier do was wróci- Itkovian odpowiedział z obojętną miną wzruszając przy tym ramionami.
Twarz Laresa zdawała się przez dosłownie sekundę rozpromienić.
-Wielka szkoda. Szkoda, że nie mamy pewności, że nie widzieliście zwłok, ale nic to. Grunt, że odzyskaliście klucze. Bardzo wam dziękuję w imieniu swoim i moich współplemieńców- skomentował.
Brodaty wojak skinął głową do jednego ze swych podwładnych, a ten momentalnie odwrócił się na pięcie i zniknął w jednym z korytarzy. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy
pomagier Laresa wrócił niosąc wagę i odważniki. Mężczyzna położył wszystko na blacie jednego ze stołów, a inicjatywę przejął ich lider. Lares podszedł i położył na wadze pęk kluczy, po czym po przeciwnej stronie zaczął kłaść odważniki. Awanturnicy z ciekawością przyglądali się całemu procesowi.
-Trzysta dwadzieścia siedem gramów…- syknął pod nosem -Cóż, słowo to słowo. Proszę zawiadomić dowódczynię i poprosić by wydała z skarbca równowartość kamyków- polecił Lares, na co zbrojny zasalutował i bez tracenia czasu pognał znów gdzieś w głąb twierdzy.
-Powiadacie grimloki?- zagadał bardziej by przerwać niezręczną ciszę, aniżeli z czystej ciekawości co do odbytych przez grupę eksploracji.
- Było ich małe stadko - powiedział Verryn. - W sumie nic ciekawego. Nie warte zainteresowania- odparł zaklinacz.
Lares pokiwał głową
-No cóż małe stadko nie raz potrafi narobić tyle problemów co cała horda jeśli dowodzi nimi dość sprytny lider- powiedział, wodząc wzrokiem po gościach. -Gdzie teraz macie zamiar się udać? Będziecie szukać jeszcze jakiejś pomocy w waszej krucjacie przeciwko likantropom?- zapytał z ciekawości wojak.
-Zaczekamy na naszego towarzysza, jak wróci to ruszymy do giganta. Liczymy na to, że po drodze do Krwawej Twierdzy jeszcze kogoś spotkamy. Posłaliśmy też wiadomość z opisem sytuacji więc mam nadzieję, że wsparcie dotrze- odpowiedział Itkovian.
Lares pokiwał głową na znak, że rozumie. Chwilę później w kuchni pojawił się zbrojny, którego wysłał do swej siostry po nagrodę za wykonane zadanie. Kamienie lekko pobrzękiwały w aksamitnym mieszku z wyszytymi zdobieniami ze złotych nici. Mieszek trafił w ręce Laresa a ten położył go na wadze uprzednio zdejmując z niej odważniki. Waga była idealnie równa. Lares wręczył mieszek Itkovianowi.
-Nie krępuj się. Możesz sprawdzić- powiedział gromko. Wojak wiedział, że krasnoludzkie słowo było warte tyle, co wydobywany przez nich mithril, ale skoro brodacz zachęcał go do tego, postanowił zajrzeć do mieszka. Czerwone, zielone, błękitne i białe kamienie odbijały skromne ilości światła, które dostawały się do środka woreczka. Żaden z awanturników nie znał się na jubilerstwie więc Itkovian uznał, że uwierzy na słowo.

-Dziękuję za waszą pomoc. Odpocznijcie ile tylko będziecie potrzebować i nim ruszycie w dalszą drogę zawiadomcie mnie proszę- polecił gościom -Teraz pozwólcie, że udam się zająć swoimi obowiązkami- dodał szybko, pożegnał ich skinieniem głowy i zostawił samych w kuchni.
Kompani odczekali jeszcze chwilę, po czym zebrali się w grupę
-Dobra!- syknął Salomon -Verryn z Itkovianem pójdą zobaczyć się z tym zarządcą. Tenia mogłaby sprawdzić kwaterę Płomyka. Gdyby napotkała jakieś trudności zawsze może przybrać swoją zwierzęcą formę i jakoś sobie poradzi- dodał -Ja poobserwuje gwardzistów i możliwości wręczenia Płomykowi eliksiru... lub też zwój. Bez różnicy- dodał szybko -Myślę, że nie ma co tracić czasu. Spotkajmy się tu za dwie godziny i obgadamy co udało się ustalić- spojrzał na klepsydrę o której wcześniej wspominał Dario. Piasek był w połowie przesypany, a to oznaczało, że kolejna zmiana wart miała nastąpić za około trzy godziny.
- Może najpierw Tenia sprawdzi, czy można zdobyć ten zwój? - powiedział Verryn. - Kwatermistrz może nie chcieć dać naparu na piękne oczy, a powoływanie się na przysługi... Od razu się domyśli, że Płomyk żyje.
-Tak po prawdzie to sam kazał się na niego powołać…- odrzekł czerwonooki czarownik.
- Wiem, ale wolę uwzględniać i te gorsze, mniej nam sprzyjające okoliczności - odparł zaklinacz.
-Rozumiem- odrzekł czarownik zerkając wymownie na Tenię -Idę zająć się moją częścią tego zadania. Do potem- dodał, po chwili znikając w korytarzu.
- Wolę zacząć od kwatermistrza, szczególnie że skończyły mi się przemiany na dziś -Powiedziała i ruszyła spytać się o zwój czy inny napar niewidzialności jeżeli nic takiego nie będzie na stanie to wtedy zerknie do kwatery Płomyka. Przy okazji zerknie w poszukiwaniu innego przydatnego sprzętu i kupi zapasy na drogę.
- W takim razie zabiorę się z tobą - powiedział Verryn. - Mam nadzieję, że da się to załatwić bez problemów.
- Jasne bez problemu, od razu kupimy zapasy a ty się lepiej poznasz Varrynie czy będzie mieć coś magicznego, co warto kupić - Tenia wolała już zapłacić za ten napar czy zwój niż wzbudzić podejrzenia, że Płomyk żyje i narazić się na gniew brodatego ludu. Nie była dobra, w kłamaniu wolała więc nie ryzykować, że zostanie na kłamstwie przyłapana.
Itkovian odprowadził towarzy wzrokiem. Jako że nie zostało mu przydzielone żadne konkretne zadanie toteż ruszył korytarzami w poszukiwaniu spokojnego miejsca. Gdy już takowe znalazł, rozłożył tam swoje manatki i zabrał się do czyszczenia zbroji i ostrzenia oręża.
Siedziba kwatermistrza była bezpośrednio połączona z magazynem, w którym znajdował się cały sprzęt, którym zarządzał. Drogę wskazali gwardziści, których Verryn i Tenia napotkali po drodze. Drzwi do jego kwatery były zamknięte, ale wystarczyło kilka razy w nie zastukać, by zwrócić uwagę "gospodarza".
-Czego do kurwy nędzy!?- krzyknął zza drzwi tonem głosu jakby ktoś pocierał metalem o bruk. Drzwi stanęły przed nimi otworem i ich oczom ukazał się siwiejący krasnolud z wielgachnymi zakolami, odziany w zwyczajne ubrania, bez elementów uzbrojenia.
Widok druidki i zaklinacza lekko wstrząsnął magazynierem
-A wy to kto?- zapytał nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Mniej więcej goście krasnoludzkiej twierdzy - odparł z poważną miną zaklinacz. - Tenia, Verryn - przedstawił druidkę i siebie. - Załatwialiśmy parę spraw... Odnaleźliśmy zaginione klucze, a przy okazji chcieliśmy sprawdzić, czy możemy kupić ciekawego.
- Mamy pozwolenie szefostwa, klejnoty i złoto. Potrzebujemy: zapasów na podróż do Twierdzy Krwawego Kła, do tego będziemy walczyć ze wściekłymi łakami, kultystami Malara władcy pchlarzy więc przydałoby się coś, co pozwoli nam się lepiej ukryć jeżeli masz coś magicznego co mógłbyś sprzedać Panie Kwatermistrz to też chętnie zerkniemy - Dodała od siebie druidka.
 
Brilchan jest offline