Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2007, 17:59   #119
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Półelf przykucnął umieszczając miskę przy drabince, do której przywiązał ową miedniczkę, sznurkiem tak, by kamyczki wpadały idealnie do środka, na gąbkę, nie wydając większego hałasu.
Ponownie wskoczył na drabinkę, wchodząc na szczyt oraz zasuwając właz za sobą, po czym zszedł ponownie na dno, gdzie poczekał chwilę aż wzrok przyzwyczai mu się do ciemności, co nastąpiło bardzo szybko. Już po chwili był gotowy do zwiadu kanałów. Ruszył śmiałym krokiem, delikatnie stawiając nogi, by nie wydawać żadnego dźwięku.
Półelf szybko posuwał się do przodu, lustrując otoczenie. Za nim i na granicy widzialności, przed nim, był prosty korytarz bez wnęk oraz zakrętów. Nie było możliwości, żeby ktoś idący w jego stronę, niezależnie czy od tyłu czy od przodu, przemknął się niezauważony lub nieusłyszany.
Ciekawe jak radzi sobie Aquodayro... Pewnie gdyby ktoś próbował iść za mną, starzec by go usmażył, po czym powrócił na dawną pozycję. Z tej odległości ogień powinienem zobaczyć lub usłyszeć krzyki...-pomyślał bezustannie podążając do przodu, gdy zauważył rozwidlenie korytarzy. Przystanął i zastanowił się chwilę gdzie iść i jak oznaczyć trasę.
Proszek odpada, ponieważ bardzo łatwo go zmyć...-pomyślał przyglądając się gwałtownie zakręcającej ścianie, którą pogładził ręką dokładnie na krawędzi. Chciał wyczuć jakiekolwiek charakterystyczne cechy owej ściany, lecz niczego nie znalazł. Ponownie się rozejrzał, ale nie było tu niczego godnego uwagi.
Chyba jednak będę musiał skorzystać z tego proszku-pomyślał sięgając po woreczek, ale jego wzrok napotkał średniej wielkości kamień.
Może wyłupię małą dziurę tym kamieniem. Tyko musi być ona na małej wysokości, żeby nie można jej było zobaczyć. Najlepiej usytuować ją tuż przy podłodze i wgłębienie musi być delikatne, ledwie dostrzegalne-pomyślał i chwytając kamień, zaczął skrobać małą kreskę, którą potem zmoczył wodą, by zmyć jasne drobinki i sprawić, żeby owe wgłębienie było mało widoczne.
Veinsteel wstał i spojrzał na swoje dzieło, przypatrując się. Rzeczywiście było tak mało widoczne, że przypatrując się ledwie dostrzegał znak.
Trzymając "narzędzie" w ręku skręcił w korytarz na lewo, gdzie pokonał kilka zakrętów i natknął sie na ślepą uliczkę. Stał przed ścianą, widząc średniej wielkości otwór, który był suchy. Przykucnął przy nim, po czym zajrzał do środka, lecz było tam ciemno i niczego nie dojrzał.
Około metr szerokości... wysokości na oko metr. Po co komu takie wielkie ujście? Być może często są tu ulewne deszcze lub jest to zabezpieczenie przed wiosennymi roztopami... W takim razie powinien być duży właz z ogromnymi otworami. Sprawdźmy-pomyślał, kładąc się na suchym kamiennym wgłębieniu na wodę, nachylonym pod pewnym kątem tak, by woda miała dogodniejszy spływ. Zaczął czołgać się do przodu, a miejsca wystarczyło na tyle, by móc swobodnie podnieść głowę oraz unieść się lekko na łokciach. Po chwili doszedł do końca spływu, gdzie przez spore otwory dużej studzienki ściekowej, wpadało światło. Niezdarnie odwrócił się na plecy, po czym uniósł się na rękach, wyglądając na zewnątrz.
To chyba jakiś zaułek... Nie wielu ludzi tędy chodzi, a przynajmniej teraz. Nachylenie terenu sprawia, że duża część wody spływa tutaj i spada na dół. To jest ewentualna droga ucieczki, ale Kelgar i Mallun nie dadzą rady tędy przejść. Trudności będzie miał też Tantalion, a szczególnie przy złamaniu się tutaj...-pomyślał.
Czas... ile czasu zajmie nam przejście tędy-pomyślał, powracając na brzuch oraz odwracając się powoli.
-Czas start-szepnął, po czym zaczął odliczać sekundy i czołgać się w dosyć szybkim tempie. Naliczył około trzydzieści sekund, gdy wyszedł z tunelu.
Doliczyć około dwadzieścia sekund ze względu na zmęczenie oraz czołganie się pod górę. Wtedy musiałoby nastąpić rozdzielenie na dwie grupy, czyli ja, Peredhil, Aquodayro i ewentualnie Falco, a druga grupa to Tantalion, Kelgar, Mallun, Adrila oraz ewentualnie Falco. Wszystko zależy od rozmiarów tego ostatniego-pomyślał, wracając tym samym korytarzem, z którego przyszedł, a następnie zaznaczył go literą "u" oraz cyfrą "1", po czym poszedł zwiedzić kolejny korytarz. Uwadze Veina nie uszło delikatne obniżanie terenu tak, że wracając do czarodzieja, szedłby delikatnie pod górę.
W umyśle Półelfa rysowały się plany kanałów i wiedział już co spotka na ich końcu.
Zapewne będzie to kolejny właz prowadzący niżej-pomyślał. Szedł przez chwilę, po czym natknął się na kolejną ślepą uliczkę, ale bez otworu jaki był po przeciwnej stronie kanałów, więc szybko wrócił na rozwidlenie, a ten korytarz oznaczył małym "x". Ruszył w ostatnią drogę jaka mu została, czyli na wprost od korytarza, z którego przyszedł.
Tym razem korytarz wielokrotnie zakręcał, lecz rozgałęzienie trafiło się dopiero po pewnym czasie.
Vein zobaczył korytarz wiodący w prawo i w lewo. Wydawało się, że kąty pomiędzy ścianami tunelu miały koło dziewięćdziesięciu stopni. Półelf wybrał korytarz na lewo, a podłoże zaczęło lekko piąć się do góry.
Tędy dojdę do pałacu, gdyż stamtąd woda musi spływać, a nie wpływać-pomyślał i zobaczył, że w najniższym miejscu podłoża znajduje się kolejna studzienka prowadząca na niższy poziom, lecz była stosunkowo mała.
Veinsteel szedł dalej, a po chwili doszedł do włazu znajdującego się dosyć wysoko nad nim, a prowadziła tam drabinka. Wspiął się po niej i wyjrzał, by zobaczyć co jest wyżej, a widząc to, uśmiechnął się.
To niewątpliwie jest jakaś część pałacu. Niestety nie potrafię tego rozpoznać-pomyślał, schodząc.
Jest alternatywna droga ucieczki dla jednej grupy, ale dla drugiej już nie. Trzeba poszukać.
Jeździec szybko cofnął się do rozgałęzienia, po czym poszedł drugą drogą. Korytarz był bardzo kręty i sam w sobie zaczął tworzyć swego rodzaju mały labirynt i Półelf musiał znaczyć drogi, by wiedzieć gdzie iść. W pewnym momencie napotykając ślepą uliczkę, zaklął i oparł się o ścianę.
-W takim tempie nie dotrę tam do jutra-szepnął do siebie.
-Mimo wszystko, jeżeli będę tu stał to naprawdę zajmie mi to sporo czasu-mruknął, po czym ruszył dalej.
Cierpliwie wchodził w każdy korytarz, sprawdzając go i znacząc, a po niedługim czasie doszedł do wyjścia z owego przeklętego labiryntu i zobaczył przed sobą kręty korytarz. Poszedł nim i zobaczył jeszcze jedno rozwidlenie dróg. Poszedł korytarzem w prawo, który był równie kręty, co poprzedni, a na jego końcu było jedynie spore wyjście. Gdy doszedł do wyjścia, zobaczył, że jest tuż za murami miasta.
Droga ucieczki dla drugiej grupy-pomyślał, uśmiechając się, po czym zawrócił i oznaczył ten tunel przy rozwidleniu, literą "u" oraz cyfrą "2".
Ruszył zbadać kolejną drogę, która okazała się być równie prosta jak ta, którą szedł na początku, zaś gdy doszedł do jej końca, ponownie uśmiechnął się szeroko, widząc ślepą uliczkę oraz właz do zejścia na niższy poziom.
Chwycił kratę obiema rękami i z niejakim trudem uniósł ją, odsłaniając otwór oraz pierwszy szczebel drabinki.
Jeźdźca uderzył jeszcze gorszy odór niż ten panujący na obecnym poziomie, lecz szybko się do tego przyzwyczaił i ostrożnie zszedł po śliskich, metalowych szczeblach w dół.
Było tam jeszcze ciemniej niż na wyższym poziomie, więc Półelf musiał włożyć niejaki wysiłek w normalne widzenie, a gdy już to osiągnął, mina mu zrzedła.
-Znowu cholerny labirynt!-powiedział, starając się mówić cicho.
Nagle z tyłu dobiegł go jakiś głos. Odwrócił się na pięcie wyjmując miecz, lecz niczego nie zauważył. Poszedł więc w tamtą stronę, pamiętając o oznaczaniu korytarzy.
Po pewnym czasie okazało się, że jest w tym miejscu sam, a korytarze są mało rozległe, ale nie znalazł wyjścia stamtąd.
Tutaj łatwo można zgubić pościg-pomyślał wracając po do wyjścia. Wspiął się po drabince i zasunął właz, a następnie ruszył do wyjścia, pragnąc wyjść z tego cuchnącego miejsca. Droga powrotna zajęła mu dużo mniej czasu, ponieważ nie oznaczał i nie badał innych korytarzy, tylko kierował się prosto do wyjścia.
Gdy stał już przy wyjściu z kanałów, jego uwagę przyciągnęła miska, którą zostawił. Było w niej pełno kamyczków.
Dwa, cztery, osiem, dwanaście, szesnaście, dwadzieścia, dwadzieścia cztery, dwadzieścia osiem, trzydzieści jeden. To by oznaczało, że na zewnątrz nie jest bezpiecznie. Policzę jeszcze raz-pomyślał , zaczynając liczyć. Niewątpliwie w misce leżało trzydzieści jeden małych kamyczków.
Trzeba poczekać-myślał opierając się o ścianę.
W pewnym momencie przypomniało mu się, że miał rozsypać proszek, więc szybko poszukał wzrokiem jakiejś wnęki. Znalazł ją, a było to małe zagłębienie w murze. Brakowało tam cegły, ale było tam zbyt płasko, więc Półelf cicho wyskrobał zagłębienie, gdzie wsypał proszek, jednak najpierw upewnił się, że wsypuje właściwy, gdyż miał dwa woreczki. Gdy już jeden z nich, ten właściwy, stracił swoją zawartość, Veinsteel zakrył zakłębienie kamieniem, którym oznaczał korytarze.
Odsunął się i spojrzał na owe miejsce.
Proszku nie widać. Odkryjemy kamień i będziemy wiedzieli czy to jest to-pomyślał, uśmiechając się do siebie. Rozsypał tylko na początku korytarza, by oznaczyć, że całe tunele były bezpieczne podczas jego zwiadu.
Po jakimś czasie, gdy Vein zaczął martwić się, że starcowi zabrakło kamieni albo mu się coś stało, spadł jeden kamień. Półelf zaczekał jeszcze chwilę, ale nic się nie działo, wiec odwiązał i odsunął miednicę, po czym wdrapał się na drabinkę i podniósł właz, tworząc otwór, którym można było przejść.
Szybko wyszedł z kanałów, zamykając studzienkę, po czym rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył, więc schował się za śmieciami. Nagle coś zaszeleściło, ale tego czegoś nie było widać.
Aquodayro-pomyślał.
-To ty czarodzieju?-wyszeptał w kierunku tego kogoś.
-A kto by inny?-odezwał się głos niewątpliwie należący do starca.
-Jest wszystko co potrzeba, a nawet jeszcze więcej-rzekł tajemniczo.
-Wyjaśnię później, a teraz stań się widzialny. To również wyjaśnię później-wyszeptał i zobaczył jak czarodziej się pojawia.
-Idziemy do slumsów-rzekł lakonicznie, chwytając pęknięty kubek, po czym wynurzył się zza śmieci.
-Wychodź Greg, tam już niczego nie ma. Te bogate cholery nie wyrzucają cenniejszych rzecz niż my, tylko jest ich więcej-rzekł głosem starego mężczyzny.
Ruszył alejką, powłócząc nogami. Po chwili dołączył do niego Aquodayro, a Vein nic nie powiedział tylko kluczył między budynkami, wracając przez targ.
Ktoś nas śledzi. Bardzo dobrze. Tak jak być powinno. Może uda się zastawić pułapkę-pomyślał uśmiechając się niewidocznie. Półelf postanowił obejść targ, gdyż szpiedzy nie mogli ich zgubić. W pewnym momencie schował się błyskawicznie we wnęce, pociągając za sobą starca, a następnie przytknął palec wskazujący do ust.
Czekali tak jakiś czas, ale nikt nie szedł, nikt nie wydawał głosów. W pewnym momencie Veinsteel dał znak, że pora iść.
Po niedługim czasie znaleźli się w slumsach, gdzie Aquodayro został pociągnięty przez Półelfa, by obaj udawali żebraków. Na to również nikt nie dał się złapać, więc wstał i ruszyli ponownie. Vein kluczył między budynkami, zastawiając coraz to nową pułapkę, lecz nikt się nie złapał, ale mimo wszystko czuł na sobie niepożądany wzrok.
Pakujecie się w kolejną z moich pułapek, ale najrozleglejszą-uśmiechnął się delikatnie, spuszczając głowę i patrząc na swoje stopy.
Weszli na jedną z ruchliwszych ulic, gdzie zobaczył owego chłopaka, do którego mrugnął spod kaptura, nie patrząc na niego. On również nie spojrzał na Veina, ale uśmiechnął się delikatnie, na potwierdzenie, że zrozumiał oraz rozpoznał.
Po pewnym czasie doszli do karczmy, czując na sobie wzrok szpiegów.
-Proszę Greg, ja stawiam. Napijemy się pół szklanki piwa, jeżeli te siki można nazwać piwem-powiedział, wpuszczając starca, a następnie wchodząc sam, a następnie zamknął drzwi.
-Czego się gapisz leniwy Krasnoludzie! Do pracy!-rzekł do Malluna, po czym mrugnął rozpoznawczo.
-Chodź Greg. Nie będziemy siedzieć wśród hołoty leniwych Karłów!-powiedział do Aquodayro, ciągnąc go na górę, zaś po drodze minął Peredhila i Adrilę.
-Patrz Greg gdzie żeśmy trafili! Nie dość, że syf, leniwe Krasnoludy, beznadziejne, ale tanie piwo to jeszcze ta rozpusta! Idźcie stąd! Obmacujcie się gdzie indziej!-rzekł pozornie zdegustowany żebrak-Veinsteel, a następnie wszedł do pokoju razem ze starcem.
-Nareszcie-powiedział swoim normalnym głosem, zdejmując śmierdzące szaty, a następnie szybko zmył z siebie brud oraz smród, który naniósł.
-Też się umyj i zdejmij kaptur. A i wyczyść kostur. Trzeba sprawiać pozory, że nie było nas tam, gdzie podawaliśmy się za kogoś innego-mówił to bardzo cicho.
-Ściany mogą mieć uszy-mruknął, po czym wyszedł.
Na dole zobaczył Peredhila, Adrilę i Malluna, gdzie przysiadł się bez słowa.
-Przepraszam. Kamuflaż-szepnął, po czym wstał i zamówił kufel piwa, z którym wrócił do stolika.
Chwilę później przyszedł czarodziej, a następnie Kelgar i Tantalion.
Zaczął Tantalion, ale Vein szybko i dyskretnie go uciszył.
-Udawaj, że nic nie mówisz. Najlepiej nad kuflem piwa-rzekł cicho, upijając łyk.
-Eltios nie był zbyt rozmowny, ale za to kazał sobie słono płacić. Jedyna przydatna informacja jakiej udzielił, oprócz tego, że Falco jest dobrze strzeżony, dotyczyła jego planowanej egzekucji za około dwa tygodnie, podczas jakiegoś smoczego święta. Zła wiadomość jest taka, że byliśmy śledzeni. Co prawda złapaliśmy szpiega i przesłuchaliśmy, ale w drodze powrotnej do karczmy został śmiertelnie postrzelony z kuszy przez nieznanego sprawcę. Wniosek jest prosty: mieliśmy więcej niż jeden ogon, a to oznacza, że prawdopodobnie wiedziano o naszym przybyciu do Madbar. Słowa tego mężczyzny, o liście gończym wydanym na ciebie Mallunie, też nie wydają się być przesadzone. Nie jesteśmy tu bezpieczni. Im szybciej znajdziemy nowe lokum, tym lepiej-stwierdził.
-Wbrew pozorom do nocy jesteśmy tu bezpieczniejsi niż gdziekolwiek na świecie, ale o tym później. Ściany mają uszy-mruknął.
-Razem z Aquodayro czuliśmy, że byliśmy śledzeni, więc postanowiliśmy zastawić pułapkę. Niestety nie dał się w nią złapać, ponieważ szybko zaatakował i nie czekał na nic. Czarodziej zrobił z niego żywą pochodnię, a strażnicy to zauważyli, więc uciekliśmy na targ, gdzie zgubiliśmy ich w tłumie. Kluczyliśmy między domami w ciemnych alejkach, gdzie doszliśmy do włazu, gdzie wszedłem. Aquodayro stał na straży. W tunelach zobaczyłem dwie drogi ucieczki, ale tylko przy podziale na grupy. Ja, czarodziej i Peredhil wchodzilibyśmy w pierwszą drogę. Reszta nie da rady. Wejście do pałacu jest na końcu. Nie potrafiłem rozpoznać gdzie wychodzi studzienka, ale nie ma wątpliwości, że były to dolne piętra pałacu. Droga ucieczki dla drugiej grupy wiedzie trochę poza miasto. Wiedzie tam labirynt. Kolejna droga wiedzie na jeszcze niższy poziom. Jest tam kolejny labirynt. Jest gdzie zgubić ewentualny pościg. Drogi są oznaczone-mówił tak cicho, że pozostali musieli się nachylać, żeby usłyszeć jego relacje, zaś ostatnie zdanie wypowiedział jeszcze ciszej, więc wszyscy musieli się natrudzić, by zrozumieć o co mu chodziło. Wszystko mówił nad kuflem piwa, żeby przykryć usta. Mogą bowiem być ludzie czytający z ruchów warg.
Półelf spojrzał po wszystkich czy zrozumieli i wiedział, że tak, więc mówił dalej.
-W drodze powrotnej rozsypałem proszek i znalazłem kilkadziesiąt kamyczków w misce. To był system alarmowy dla mnie. Zadziałał. Trzy kamienie na alarm, jeden na odwołanie. Akurat trafiłem na chwilę alarmu. Wyszedłem, a już po chwili byliśmy śledzeni. Zastawialiśmy pułapki, ale nikt się nie złapał. Graliśmy aż do wejścia do pokoju-zakończył, po czym odezwał się Mallun.
-Jest gorzej niż myślałem... Miałem nadzieję, że nie będą bas aż tak pilnować. Rozmawiałem z moim przyjacielem. Powiedział, że załatwił nam schronienie, dlatego dzisiaj w nocy się tam przeniesiemy. Wszystko zaczyna nabierać nie bezpiecznego tępa. Jedyna dobra wiadomość to to, że Falco jeszcze żyje. Przynajmniej jeszcze 2 tygodnie-stwierdził Krasnolud zaczynając się pakować.
-Zaczekaj Krasnoludzie. To, że nas śledzili to bardzo dobrze, ponieważ już o nas wiedzieli wcześniej, więc nie mogliśmy przepaść jak kamień w wodę. To by było podejrzane i ściągnęłoby na nas armię, czego nie chcemy. Muszą wiedzieć gdzie jesteśmy. Z chwilą, w której znikniemy, będziemy musieli uwolnić CEL, a potem błyskawicznie uciec. To jest ryzykowne posunięcie, ale nie ma innego niż ryzykownego, więc czas się rozluźnić, ale nie za bardzo-mruknął popijając piwo, po czym Mallun poszedł się pakować, a Vein rozparł na krześle. Siedział tak pijąc przez jakąś godzinę, po czym poszedł się przespać.
Wszedł do pokoju, a następnie położył się na łóżku. W pokoju był Mallun, więc nie obawiał się zasnąć.

Veinsteel obudził się przed godziną 23, po czym wstał szybko i już był gotowy do drogi, zaś po chwili wyszli z karczmy. Mallun prowadził ciemnymi uliczkami w kierunku slumsów, a Vein osłaniał tyły. W pewnym momencie do Veinsteela dołączył Tantalion.
-Nie wiem jak ty, przyjacielu, ale ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ktoś depcze nam po piętach. Jeśli nasi wrogowie wykryją tajne schronienie Malluna, wtedy będziemy w poważnych tarapatach. Może powinniśmy zaczaić się gdzieś po drodze i zobaczyć czy mamy opiekunów, hmm?-powiedział.
-Jak wykryją to będziemy musieli szybciej przystąpić do wykonania misji. Ruszylibyśmy tej samej nocy, kiedy nastąpiłby ewentualny atak. Jeżeli nikt nie zaatakuje to musimy zgubić prześladowców i zacząć misję. Nic więcej, ale nie zawadzi zastawić pułapki-mruknął nie patrząc na rozmówcę.
-Jak znajdziesz kryjówkę to ukryj się, a ja będę w pogotowiu-szepnął, a gdy Tantalion się odłączył, Vein po jakimś czasie schował się również z napiętym łukiem i sztyletem w ręku. Schował się za kontenerem na śmieci. Nagle usłyszał kroki, więc zaczął celować, ale kiedy zauważył żebraczkę, zwolnił strzałę z cięciwy i schował ją do kołczanu, a łuk założył na plecy, lecz sztyletu nie schował. Przyglądał się tylko całej sytuacji.
-Posuń się. Myślisz, że to tylko twoje leże? Byłam tu już wczoraj-rzekła.
-Oczywiście, już robię miejsce-po tych słowach ruszył za pozostałymi, a gdy doszedł do kontenera, wyłonił się Vein i razem z Łowcą dołączył do pozostałych, a następnie odłączył się od Półelfa i poszedł do Malluna.
Po jakimś czasie doszli do slumsów, gdzie poszli do zachodniej części dzielnicy do muru, gdzie stała szopa.
-To tam-rzekł cicho Krasnolud, a następnie wszedł do środka. Ostatni wchodził Veinsteel, zamykając za sobą drzwi. Zobaczył jak Karzeł odsuwa szafę, odsłaniając ukryte pomieszczenie, a Jeździec wchodząc do niego, zasunął mebel. W pomieszczeniu stało sześć starych, zniszczonych łóżek oraz stół.
-Rozgośćcie się znowu musimy trzymać warty. Kelgar ty pierwszy-rzekł Mallun.
Mordinan podszedł do Kelgara, a następnie powiedział mu.
-Następny niech wstanie Tantalion-spojrzał na Łowcę, który zasnął z kataną.
-Kolejna Adrila, Peredhil, Aquodayro, ja, Mallun-rzekł, układając się w łóżku w drugim rogu, naprzeciwko wejścia zastawionego szafą, a następnie usnął. Był gotowy na atak, mimo snu, gdyż był to sen wyuczony. Taki w jaki zapadał zawsze.
 
Alaron Elessedil jest offline