Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2023, 09:47   #118
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ANDY

Wróg działał bezmyślnie. Jak szaleniec lub wściekłe zwierzę, które zerwało się ze smyczy. Dzikość i furia jednak wygasła z każdą tętniącą szkarłatem strugą, która opuszczała jego szyję.

W końcu szaleniec popełnił błąd, który Andy wykorzystał, napierając włócznią na wroga, spychając go w dół. Maniak potknął się lub pośliznął na własnej krwi – nie było to istotne. Ważne było, ż poleciał w dół, raptem sześć albo siedem schodków, ale utracona równowaga spowodowała, że znalazł się na plecach.

Andy ruszył na niego.

IVA

Nieświadom tego faktu Iva szarpała ścianę, zrywając kawałki drewna i swój paznokieć. Jej palec spłynął krwią, ale to nie zmieniało niczego.

Iva chciała wykopać sobie norkę, zanurzyć się w nią i ukryć przed całym światem.

Nie zobaczyła, jak leżąca obok niej Karen otwiera oczy. Nie zobaczyła, jak podnosi się, najpierw na czworakach, podtrzymując ściany, a potem prostuje na chwiejnych nogach.

ICHIKA

Umysł Ichiki pracował na dziwnym poziomie. Percepcja wydawała się być odmieniona. Bardziej pierwotna. Atawistyczna. Jak u drapieżnika lub myśliwego. Albo jak u ofiary lub łownej zwierzyny.

Wejście na antresolę rozpatrywane jako schody było ryzykowne.

Ale ona była drobna i zwinna. Kanap, wyskok i złapanie się brzegu antresoli, a potem podciągnięcie na górę również wydawało się być opcją.

Tylko zrobienie tego z kawałkiem szkła w dłoni było nie tyle niewykonalne co ryzykowne.

JOEL

Joel wysilił cały swój kunszt aktorski i całą swoją wolę, aby udać zabitego i nieprzytomnego. Z jednej strony było to trudne – bo rana bolała go jak skurczysyn, z drugiej jednak wręcz proste – bo za chwilę mógł i tak stracić przytomność z bólu.

Zamknął oczy poddając się swojemu planowi ale jednocześnie usiłując samokontrolą utrzymać się na powierzchni świadomości.

Pod zamkniętymi powiekami tańczyły mu powidoki. Wirowały czerwone rozbryzgi i plamy o nieregularnych kształtach, trochę niczym obrazy wykorzystywane w teście Rorschacha. Do uszu Joela docierały odgłosy jego własnego serca i tego, co działo się wokół.

Sapanie ludzi na schodach, odgłosy mlaszczących uderzeń gdzieś obok niego, wyjcie wiatru za oknami, nawoływania morderców z zewnątrz, jęknięcie kogoś na antresoli. Dziki, gulgoczący odgłos bólu poprzedzony dziwacznym dźwiękiem – mięsistym i lepkim.

ANDY, ICHIKA

Andy dopadł próbującego wstać typa. Wiedząc, że nie może do tego dopuścić, Andy uderzył. Róg jelenia wbił się tym razem w bebechy zamaskowanego mordercy. Ten krzyknął, zagulgotał i wyciągnął się na podłodze wyłożonej pięknym , teraz przesiąkniętym krwią dywanie.

Andy wiedział, że to już koniec. Że jakkolwiek zawziętym i wytrzymałym skurwielem nie jest szaleniec, nie podniesie się już z ziemi. Wyszarpnął swoją broń, która – niestety – uległa uszkodzeniu. Róg pozostał nadal wbity w brzuch konającego, a drzewce w rękach Andyego.

Tymczasem przy drzwiach facet, któremu strzał z dubeltówki niemal wyrwał plecy, odrzucił precz zaimprowizowaną maczugę. Szaleniec odwrócił się od Tima, który leżał nieruchomo, ze zmasakrowaną, okrwawioną twarzą, i spojrzał na Andyego.

To była szansa Ichiki. Nie musiała już manewrować, skakać i wspinać się. Schody na antresolę były wolne.

Maniak zrobił dwa susy w stronę Andyego. Ten cofnął się instynktownie przyjmując pozycje obronną – wyciągając drzewce szczotki w jego stronę. Ichika mogła zrealizować swój plan i przemknęła się na antresole, gdzie ujrzała kompletnie zagubioną Ivę i Karen, która jakimś cudem wstała.

Szaleniec z przestrzelonymi plecami wrzasnął i ruszył do ataku, ale po jednym kroku upadł twarzą do ziemi i już się nie poruszył. Postrzał w końcu okazał się być efektywny, przynajmniej tak to wyglądało.

W apartamencie numer 02 zapanowała cisza przerywana tylko jękliwym, płaczliwym skowytem wiatru za oknami, i mamrotaniem Tima, który leżał na ziemi, ale jeszcze żył.
 
Armiel jest offline