19-07-2023, 20:02 | #111 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." Ostatnio edytowane przez rudaad : 19-07-2023 o 20:08. |
23-07-2023, 04:46 | #112 |
Reputacja: 1 |
|
23-07-2023, 10:09 | #113 |
Reputacja: 1 | NATHANIEL Szatnia była pełna różnych rzeczy. Od proszków i płynów do prania w plastykowych opakowaniach, po szklane butelki po różnych napojach, głównie wysokoprocentowych. Chłodna piwnica była cichym miejscem. Tylko od czasu do czasu gdzieś, przez systemy wentylacyjne, dało się słyszeć jękliwe odgłosy. Może zawodzenie wiatru, może czyjś krzyk, może wrzask bólu zniekształcony przez wąskie kominy powietrzne. Z każdym co głośniejszym dźwiękiem Eva dostawała ataku paniki i Angi musiała się nią zajmować niemal przez cały czas. Za to Nathaniel miał tam wiele rzeczy, które mogły mu się przydać. Gdy był w połowie montowania jakiejś pułapki, która sobie wykombinował, poczuł dziwne, niepokojące zimno obok siebie. Miał wrażenie, jakby nagle temperatura spadła o dobre kilkanaście stopni. Żarówki zamigotały, zaiskrzyły, a potem – jedna po drugiej – pękły z trzaskiem rozsypywanego szkła. Wrzask Ewy, nim Angie zasłoniła jej usta, był tak głośny, że musieli go słyszeć wszyscy w pensjonacie. ANDY, JOEL, JAKE, IVA, ICHIKA Serca biły im jak dzikie. Ręce niespokojnie drżały, z każdym rąbnięciem o drzwi. W momencie, gdy Andyemu udało się wtargać nieprzytomną Karen na antresolę i położyć niedaleko wkulonej w kąt Ivy, drewno przy zamku w końcu ustąpiło. Ktoś uderzył w drzwi – zapewne uderzając w nie czymś ciężkim, masywnym – niczym taranem. Zamek puścił i drzwi wpadły do środka. Zaczęła się nierówna walka. JOEL Joel zaatakował sypiąc żarem na maskę pierwszego napastnika, który wtargnął do środka, a potem uderzył go w głowę. Metalowa łopata do żaru była dość ciężka a uderzenie zadane z pełną furią i strachem. Zamaskowany morderca zachwiał się i upadł – nieprzytomny lub martwy, ale kolejny, ominął go zwinnym ruchem i wbił zaskoczonemu Joelowi długi nóż prosto w brzuch. Ból odepchnął go w tył, pod ścianę. Z przerażeniem spojrzał na swoje ręce zalewane krwią i sterczącą mu z brzucha rękojeść noża. Osunął się na ziemię. Nożownik już się nim nie przejmował. Wtargnął do pomieszczenia, pozostawiając półprzytomnego ale żywego Joela pod ścianą. Za nim, do pokoju wskoczył jego kompan uzbrojony w czekan do górskiej wspinaczki. JAKE Jake od pewnego czasu czuł się już słaby. Kiedy drzwi puściły stał jak wryty. Adrenalina uderzyła w jego żyły, kiedy ruszył na niego uzbrojony w czekan wróg. W instynktownym odruchy chwycił coś, co miał pod ręką i próbował się obronić. Daremnie. Wróg sprawnie zablokował jego atak, a następnie wyprowadził jedno, precyzyjne i mordercze uderzenie. Ostry dziób czekana wbił się w skroń Jake’a. Morderca wyrwał ostrze, a Jake upadł na ziemię tryskając wokół fontanną czerwonej, tętniczej krwi niczym w horrorze z tanimi efektami specjalnymi. ANDY Andy z rozpaczą zobaczył, jak w jednej chwili dwaj obrońcy padają na ziemię. Z tego co ocenił Jake zginął na miejscu, a Joel został poważnie ranny. Mężczyzna z czekanem ruszył w stronę antresoli. Szybko jednak przekonał się, że włócznia, którą zrobił Andy daje mu przewagę. Kilka pchnięć i napastnik musiał odskakiwać w tył, o mało nie spadając ze schodów. W tym czasie drugi z wrogów ruszył w stronę drzwi prowadzących na taras. Tych samych, które zabezpieczała krata mająca powstrzymać większe drapieżniki i złodziei. Cel trzeciego mordercy był oczywisty – chciał otworzyć przejście dla tych dwóch lub trzech, którzy zostali na zewnątrz. Ale, niestety, Andy nie mógł nic na to poradzić, zajęty obroną schodów. To był impas. On trzymał na dystans mordercę, a morderca nie zdołał, jak na razie, przechytrzyć jego obrony. Kilka razy próbował schwycić drzewce zaimprowizowanej broni, ale Andyemu udawało się cofnąć ją w odpowiednim momencie. Poraniona ręka bolała, jak diabli, ale adrenalina i starch robiły swoje i Andy walczył, niczym lew. IVA Iva nie widziała wtargnięcia wrogów. Skuliła się w kącie antresoli licząc na to, że nawet gdy zabiją resztę obrońców, wrogowie nie znajdą jej lub dadzą jej spokój. Przecież nie stanowiła żadnego zagrożenia. Nie byłą nikim ważnym. Nie widziała ich, wiec ona nie widziała ich. Odgłosy walki brzmiały dla niej jak coś generational i odległego. Coś, co jej nie dotyczyło. ICHIKA Ichika stała gdzieś pośród tego chaosu zupełnie zignorowana przez wrogów. Czy to Ihaqua ją ochroniła. A może ten bezruch w ich oczach zrobił z niej bezbronna ofiarę, którą można zając się później. Ujrzała śmierć Jake’a. Widział krew tryskającą niczym karmazynowa fontanna. Widziała jak życie uciekło z jego oczu, gdy padł tak, że jego twarz wpatrywała się a jej twarz w tych ostatnich sekundach jego życia. Widziała Andyego broniącego schodów z desperacją, która za jakiś czas stanie się niewiele wartą. Widziała Joela, który siadł na ziemi, pod ścianą, blady, próbujący powstrzymać krew z brzucha. Widziała też, że jeden z intruzów nie ruszał się. Nie wiedziała jak, ale czuła, że wróg jest bardzo poważnie ranny, możliwe że nawet konający. I zobaczyła kogoś jeszcze. W drzwiach stanął Tim. Właściciel „Czystego śniegu”. Był uzbrojony w strzelbę ze skróconą lufą. Nie zastanawiając się zbyt długo uniósł broń do strzału i wypalił w plecy tego, który próbował otworzyć kratę. Dwa wielkie, krwawe kwiaty, wykwitły na plecach intruza, który odwrócił się i ruszył, niczym rozjuszone zwierzę, zupełnie nic sobie nie robiąc z ran, na Tima. ANDY Huk wystrzału zaskoczył nie tylko ich, ale również wroga z czekanem. Na ułamek sekundy stracił koncentrację, a wtedy Andy uderzył swoją włócznią. Jelenie poroże wbiło się w szyję wroga, który poleciał w tył. Z gardła polała się krew. Ale, mimo sikającej czerwienią rany, wróg nie odpuścił. Zupełnie ignorując zagrożenie natarł na schody, swoją furią zmuszając Andyego do wycofani się. Widział tylko, jak postrzelony przez Tima wróg dopadł właściciela i jak obaj zaczęli siłować się w progu. JOEL Joel też widział postrzał wroga i jego nieludzką wręcz szarzę na Tima. Widział, jak obaj mężczyźni siłują się w progu. W końcu Tim upadł, a wróg wyrwaną mu z ręki strzelbą, uderzył Tima w głowę. A potem zaczął okładać po głowie, używając strzelby, niczym maczugi. Joel był najbliżej. Mógł zainterweniować, chociaż to zapewne nie wyjdzie mu na zdrowie. Słony, metaliczny smak krwi w ustach sugerował, że nie jest z nim najlepiej. Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-07-2023 o 06:01. |
23-07-2023, 17:35 | #114 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
24-07-2023, 06:05 | #115 |
Northman Reputacja: 1 | Andy nie miał innego wyboru jak tylko postawić wszystko na jedną kartę. Może i mógł próbować trzymać na dystans śmiertelnie rannego wroga, bo powiedzmy sobie szczerze, czegokolwiek szaleniec naćpał się nie zważając na nic, to z każdą sekundą zapewne był bliżej utraty najpierw sił, później świadomości, a chwilę później życia. Przebita szyja to zazwyczaj rana nie do załatania bez poważnej operacji. A facet zdawał się w swoim szale nawet nie próbować tamować krwotoku, choćby i uciskiem dłoni. Jednak czekanie aż wariat osłabnie i tak było bardziej na niekorzyść. Z każdą sekundą mogło być jeszcze gorzej. Za chwilę, jeśli nie zginie od ciosu czekanem, będzie walczył z dwoma psychopatami, bo ile można kolbą strzelby masakrować głowę Tima?! A zaraz potem z resztą popaprańców, którzy przybiegną z powrotem. Zresztą… Co miał do stracenia prócz tego co chcieli mu odebrać? Walczył o życie swoje i innych prawdopodobnie już i tak będąc trupem. Nie miał złudzeń, że ktoś mu daruje życie. Nawet polna mysz nie mając wyboru wyłącza strach, aby zagryźć większego drapieżnika. Musiał zabić drania z przebitym gardłem, aby potem dopaść skurwysyna siedzącego w progu apartamentu na trupie właściciela „Czystego Śniegu”. Może była jeszcze szansa dla Joela? Gdyby tylko udało mu się zaciągnąć go na piętro. Może nawet uda się jakoś zabarykadować drzwi? Nadzieja matką głupich. Furiat napierał na schody a Dutton cofał się krok po kroku ustępując pola, wchodząc coraz wyżej i wyżej. Musiał jednak w końcu zaatakować. I wtedy uderzył pchnięciem. A gdyby tamten uniknął, to idąc za ciosem jak walec chciał oprzeć kij o poręcze balustrady, skrócić dystans i zepchnąć rannego impetem grawitacji i naporem własnego ciała. Ranny lecąc do tyłu mógł nie mieć jak ochraniać głowy i karku. I oby go skręcił!
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 24-07-2023 o 06:07. |
27-07-2023, 15:25 | #116 |
Reputacja: 1 |
|
28-07-2023, 21:29 | #117 |
Reputacja: 1 | Gdy tylko Andy wtargał ranną dziewczynę na antresolę Iv odskoczyła od nich jak oparzona.
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." |
30-07-2023, 09:47 | #118 |
Reputacja: 1 | ANDY Wróg działał bezmyślnie. Jak szaleniec lub wściekłe zwierzę, które zerwało się ze smyczy. Dzikość i furia jednak wygasła z każdą tętniącą szkarłatem strugą, która opuszczała jego szyję. W końcu szaleniec popełnił błąd, który Andy wykorzystał, napierając włócznią na wroga, spychając go w dół. Maniak potknął się lub pośliznął na własnej krwi – nie było to istotne. Ważne było, ż poleciał w dół, raptem sześć albo siedem schodków, ale utracona równowaga spowodowała, że znalazł się na plecach. Andy ruszył na niego. IVA Nieświadom tego faktu Iva szarpała ścianę, zrywając kawałki drewna i swój paznokieć. Jej palec spłynął krwią, ale to nie zmieniało niczego. Iva chciała wykopać sobie norkę, zanurzyć się w nią i ukryć przed całym światem. Nie zobaczyła, jak leżąca obok niej Karen otwiera oczy. Nie zobaczyła, jak podnosi się, najpierw na czworakach, podtrzymując ściany, a potem prostuje na chwiejnych nogach. ICHIKA Umysł Ichiki pracował na dziwnym poziomie. Percepcja wydawała się być odmieniona. Bardziej pierwotna. Atawistyczna. Jak u drapieżnika lub myśliwego. Albo jak u ofiary lub łownej zwierzyny. Wejście na antresolę rozpatrywane jako schody było ryzykowne. Ale ona była drobna i zwinna. Kanap, wyskok i złapanie się brzegu antresoli, a potem podciągnięcie na górę również wydawało się być opcją. Tylko zrobienie tego z kawałkiem szkła w dłoni było nie tyle niewykonalne co ryzykowne. JOEL Joel wysilił cały swój kunszt aktorski i całą swoją wolę, aby udać zabitego i nieprzytomnego. Z jednej strony było to trudne – bo rana bolała go jak skurczysyn, z drugiej jednak wręcz proste – bo za chwilę mógł i tak stracić przytomność z bólu. Zamknął oczy poddając się swojemu planowi ale jednocześnie usiłując samokontrolą utrzymać się na powierzchni świadomości. Pod zamkniętymi powiekami tańczyły mu powidoki. Wirowały czerwone rozbryzgi i plamy o nieregularnych kształtach, trochę niczym obrazy wykorzystywane w teście Rorschacha. Do uszu Joela docierały odgłosy jego własnego serca i tego, co działo się wokół. Sapanie ludzi na schodach, odgłosy mlaszczących uderzeń gdzieś obok niego, wyjcie wiatru za oknami, nawoływania morderców z zewnątrz, jęknięcie kogoś na antresoli. Dziki, gulgoczący odgłos bólu poprzedzony dziwacznym dźwiękiem – mięsistym i lepkim. ANDY, ICHIKA Andy dopadł próbującego wstać typa. Wiedząc, że nie może do tego dopuścić, Andy uderzył. Róg jelenia wbił się tym razem w bebechy zamaskowanego mordercy. Ten krzyknął, zagulgotał i wyciągnął się na podłodze wyłożonej pięknym , teraz przesiąkniętym krwią dywanie. Andy wiedział, że to już koniec. Że jakkolwiek zawziętym i wytrzymałym skurwielem nie jest szaleniec, nie podniesie się już z ziemi. Wyszarpnął swoją broń, która – niestety – uległa uszkodzeniu. Róg pozostał nadal wbity w brzuch konającego, a drzewce w rękach Andyego. Tymczasem przy drzwiach facet, któremu strzał z dubeltówki niemal wyrwał plecy, odrzucił precz zaimprowizowaną maczugę. Szaleniec odwrócił się od Tima, który leżał nieruchomo, ze zmasakrowaną, okrwawioną twarzą, i spojrzał na Andyego. To była szansa Ichiki. Nie musiała już manewrować, skakać i wspinać się. Schody na antresolę były wolne. Maniak zrobił dwa susy w stronę Andyego. Ten cofnął się instynktownie przyjmując pozycje obronną – wyciągając drzewce szczotki w jego stronę. Ichika mogła zrealizować swój plan i przemknęła się na antresole, gdzie ujrzała kompletnie zagubioną Ivę i Karen, która jakimś cudem wstała. Szaleniec z przestrzelonymi plecami wrzasnął i ruszył do ataku, ale po jednym kroku upadł twarzą do ziemi i już się nie poruszył. Postrzał w końcu okazał się być efektywny, przynajmniej tak to wyglądało. W apartamencie numer 02 zapanowała cisza przerywana tylko jękliwym, płaczliwym skowytem wiatru za oknami, i mamrotaniem Tima, który leżał na ziemi, ale jeszcze żył. |
04-08-2023, 03:19 | #119 |
Northman Reputacja: 1 | Dutton był w dobrej formie fizycznej, a mimo tego po krótkiej walce dyszał łapiąc powietrze a w skroniach czuł pulsującą krew. Przyspieszone serce waliło w piersi natarczywie. Adrenalina. Starał się uspokoić oddech i pomyśleć racjonalnie. Za hormonem walki i ucieczki zapewne organizm uwolni kortyzol przez co wzrost glukozy podniesie już i tak nabuzowany poziom energii, który wręcz rozsadzał od środka. Na chwilę byli bezpieczni. Na chwilę. Kolejnego ataku pozostałych wariatów nie powstrzymają. Drzwi były sforsowane. Podbiegł do mamroczacego Tima, który jeszcze o dziwo żył. - Tim. - rzucił chwytając go za nogi. - Trzymaj się. Nie przestawaj mówić. Wciągnął zmasakrowanego mężczyznę z progu do wewnątrz apartamentu. Potem zamknął drzwi i oparł się o nie plecami rozglądając po pomieszczeniu. Nic ciężkiego do barykady drzwi nie zdoła przetargać na czas, nawet z pomocą ocalałych kobiet. Doskoczył więc do krzesła, aby zaprzeć je pod klamkę jak to się robi w filmach. Czy zadziała i jak długo czas miał wkrótce pokazać. W końcu skupił uwagę na mężczyznach. Tim jeszcze żył. Mogli żyć i inni. - Tim mów do mnie. Mów! Nie przestawaj! Pomogę ci. Będzie dobrze. - mówił niemal automatycznie, aby ranny nie tracił przytomności, z której zapewne już by się nigdy nie ocknął. Wysunął zza paska spodni swój czekan i najpierw podszedł do wrogów. Przez chwilę gryzł się w sumieniu czy sprawdzać puls i próbować ratować ich również, ale szybko ta myśl umarła uprzedzając potencjalne rozterki przysięgi Hipokratesa. Zamierzał każdemu wariatowi przybić czaszkę do podłogi szpikulcem czekana. A później sprawdzić stan Joela, który albo stracił przytomność, albo już umarł. Przebita ostrzem górskiego toporka skroń nie pozostawiała wątpliwości, że Jake był już skończony.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
05-08-2023, 08:42 | #120 |
Reputacja: 1 |
|