Młodzi Bohaterowie pożegnali się z Ciocią Eddiego. Ta na pożegnanie jeszcze sobie powytulała swojego bratanka (mniejsza z tym, że nie byli spokrewnieni), mówiąc „Ediaszku kochany, trzymaj mi się, Ty Słońce moje kochanieńkie!”. Dała im też całą paczkę ciasteczek na drogę, rozpaczając wniebogłosy, że nie ma termosu, by im dać również herbaty.
Udali się do ojca Eda.
Po wjechaniu windą na odpowiednie piętro, Ted Dallen już na nich czekał.
- Dobrze że jesteście – przywitał się z nimi od progu i poprowadził w głąb mieszkania – Nic nie wiem o żadnej Sybilli Skull. To albo jakoś nowy nick, albo kompletny nobody. A co do całych tych operacji ze zwłokami, trochę ekshumacja zajmie, nawet z moimi koneksjami, potrzebujemy też zgody osoby dorosłej, która była bezpośrednią rodziną zmarłego. Time is of the essence, innit? - spytał, patrząc na każdego z młodych bohaterów – Nie chcę nic mówić, ale wydaje mi się, że działamy trochę po ciemku i po omacku, bez żadnego planu bądź konkretnej wiedzy. Jesteście pewni, że chcecie zrobić co chcecie, prawda? - zapytał, unosząc nieco brew. |