Mumriken:
Księgi, kurz, zakurzone księgi, jeszcze trochę ksiąg i dużo więcej kurzu... Tak mniej więcej przedstawiał się pokoik. Tylko niewielki fragment był oświetlony pochodniami z korytarza, jednak tobie, jako Keerthowi, wystarczało to w zupełności. Oprócz półek z woluminami, było tam też chyba biurko ze zgaszoną świecą, jakimiś piórami, buteleczkami czarnym płynem (czyżby atramentem?) i kolejną stertą papieru.
Podłogę przykrywała spora warstwa kurzu, spod której wystawał jakiś uchwyt. Nathaniel:
Wziąłeś miecz omdlałego strażnika i, nie widząc lepszego miejsca, w które można było się udać, wszedłeś w któreś z obiecująco wyglądających drzwi. Kerom kulejąc szedł za tobą, jednak jak na kogoś z kostką skręconą przed momentem radził sobie nadzwyczaj dobrze.
- Było blisko - powiedział Flink, uśmiechając się lekko.
Minęliście kilka korytarzy, szukając miejsca, gdzie można było się ukryć. Usłyszeliście kroki za sobą i zaraz zobaczyliście trzech strażników wychodzących zza zakrętu. Zaczęli biec w waszą stronę krzycząc. Na głosy odpowiedziało pojawienie się kolejnej grupy z przeciwnej strony. Byliście w potrzasku, a jedyne, co było dookoła, to kilka obrazów, pustych zbroi, ozdobnych krzeseł i lamp oraz drzwi, które prowadziły w jakieś kolejne nieznane miejsca. Lyhnis:
Rozglądałaś się nerwowo, cofając się w miarę, jak człowiek szedł w twoją stronę. Nagle, pomiędzy ścianami żywopłotu ujrzałaś coś dziwnego na murze. Chyba, pod bluszczem, były jakieś drzwiczki... Jednak od nich dzieliła cię spora odległość, tylko w pierwszej części osłonięta krzewami. |