Półelf uznał, że krew już wystarczająco zakrzepła, więc przerwał zaklęcie, a woda gwałtownie zmieniła się w parę wodną i zniknęła.
Przypatrzył się nieprzytomnemu mężczyźnie, który nie budził się, więc poklepał go po policzku, ale tylko mu głowa odskoczyła, więc postanowił użyć zaklęcia. Zmoczył swoją skórzaną rękawicę i ponownie poklepał go, ale to również nie przyniosło spodziewanego skutku.
-Pokaż ten kamyczek...-powiedział Albreht do Vanessy, a ta wyciągnęła prawie szary kamyczek z kieszeni i już miała go podać szlachcicowi, gdy kamień zrobił się ognistoczerwony, a za chwilę zaczął płonąć. Półelfka przyglądała mu się, wypuszczając go z ręki dopiero wtedy, gdy po raz kolejny buchnął płomieniem.
Kamień uderzył w ziemię i zgasł, a następnie przeturlał się do otwartej ręki mężczyzny, gdzie zaczął odzyskiwać swój dawny kolor.
Nagle nieznajomy zacisnął dłoń i obudził się.
-Kim oni byli i czego chcieli od ciebie oraz co takiego wiedziałeś, iż postanowili cię wyeliminować?-zapytał nieznajomego Albreht.
-Oni... oni! Uhhmm... niech ich szlag... Do Karczmarza, proszę... proszę... pić-wybełkotał, po czym zemdlał, a mały kotek miauknął z torby.
Vintilian zaczął ponownie cucić mężczyznę.
-Macie jakąś propozycję?-zapytał kontynuując próbę cucenia. |