|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-09-2007, 13:36 | #41 |
INNA Reputacja: 1 | [tak pokrótce od momentu mojej nieobecności XD I nie namieszam zbytnio ^ ^"] Vanessa, dziewczyna na ogół milcząca i nieufna zrobiła coś czego nigdy wcześniej nie pomyślałaby że zrobi. Gdy towarzysze zaczęłi przeciskać się przez tłum by zapisać się na jakąś durną misję, dziewczyna stała cały czas na końcu i czekała aż tłum sam się rozstąpi. - Durna lista, durna misja i durni Ci co się zapisują. Co za kretyn chciałby być na jakiejś tam "liście". Phi! - parsknęła sama do siebie i przesunęła włosy za uszy by te nie wpadały jej do oczu i nie denerwowały jej. Gdy tłum zrzedł dziewczyna przeszła spokojnie do reszty osób. Na twarzy Vintiliana dostrzegła dziwne zamyślenie, ale szybko to zignorowała. "- Ostatni twój masz jeszcze czas i szanse, aby się wycofać – spojrzał jej głęboko w oczy." - Usłyszała. W milczeniu szarpnęła pomarańczowy kamyk i schowała go do kieszeni płaszcza.- Żeby to jakiś durny pomalowany jak jajo kamyk miał mówić o tym czy zasługuje na nagrodę. Mam go niańczyć?! - powiedziała ze złością i wsiadając na konia zacisnęła dłonie na lejcach. "Po kilku minutach drogi nagle zauważyliście jakieś plamy krwi na drodze, a za chwilę, usłyszeliście cichy jęk. Spostrzegliście mężczyznę. Leżał prawie nieprzytomny. Na oko miał koło 29 lat, miał lekki zarost na twarzy i włosy do ramion. Na sobie miał poszarpane ubrania. Obok niego leżała złamana szabla, a pod nim sporo krwi. Miał głęboko ciętą ranę na lewym przedramieniu, oraz mocno poobijane nogi. Dookoła był tylko mały lasek i nikogo pobliżu nie było widać. - Po… pomóż…cie. Proszę. – odezwał się człowiek, gdy was zauważył, po czym zemdlał. Wypadałoby pomóc, w przeciwnym wypadku na pewno długo nie poleży pod tym drzewem żywy…" Vanessa podjechała na koniu do mężczyzny i spojrzała na niego litościwie z góry. - Najlepiej mu pomożecie dobijając go, ale jak sobie chcecie . . . - powiedziała jakby od niechcenia jak zawsze zimno i minęła mężczyznę. Poczęła rozglądać się w okół może jest tu coś godnego uwagi co zostało przeoczone...?
__________________ Discord podany w profilu |
21-09-2007, 17:02 | #42 |
Reputacja: 1 | Postanowiliście jednak pomóc biedakowi... W tym czasie Vanessa poczęła rozglądać się wokoło... Po chwili, wśród trawy, oprócz kilku miedzianych monet i srebrnego naszyjnika, znalazła seledynowy kamyczek. Taki sam, jaki posiadał każdy z was! Jedyne czym się różnił ten kamyk od waszych, to tym, że był jakoś mniej jaskrawy, miał w sobie jakby mniej koloru. Zdawało się wam, że na waszych oczach tracił swój kolor. Jeżeli jednak ten pobijany człowiek tez wybierał się do Sandriela po nagrodę, to czemu był w połowie drogi między Benger, a wsią Myther? Przecież we wsi oprócz was i tego dziwnego jegomościa nikt się nie zgłaszał. A w Benger właśnie był karczmarz, do którego szliście... Czy po dojściu do karczmarza będziecie musieli się zawracać? Czy go, może, tych kilku oprychów zaciągnęło tu z niewiadomego powodu. Trudno było się domyślić. Chyba najłatwiej byłoby po prostu zapytać tego, do kogo prawdopodobnie ten kamyczek należał.
__________________ Question everything. |
21-09-2007, 17:32 | #43 |
INNA Reputacja: 1 | Dziewczyna zeskoczyła z konia. Nie dla niej było schodzenie w kobiecym stylu, tak samo jak nie dla niej był naszyjnik, który znalazła. Ale przynajmniej był wartościowy. Jedyna biżuteria jaką tolerowała nie śmiała nawet nazwać biżuterią. Był to wisiorek, duży i potężny krzyż zdobiony rubinami. Miał dla niej wartość większą niż cokolwiek na tym świecie. Podniosła kolorowy kamien i przyjrzała mu się uważnie. - Wiecie, że te śmieszne kamienie są powiązane z naszą energią życiową? - powiedziała bezuczuciowo będąc tyłem do reszty. Odwróciła się do reszty demonstrując seledynowy, lekko wyblakły kamyczek w swej silnej acz kobiecej dłoni. - Lepiej się pośpieszcie, bo mi kolor umiera....a wam właściciel kamienia - dodała zimno i uśmiechnęła złośliwie.
__________________ Discord podany w profilu |
21-09-2007, 22:53 | #44 |
Reputacja: 1 | Vintilian spojrzał na nieprzytomnego mężczyznę, a następnie na poszczególnych członków drużyny. Wszyscy już zdążyli zsiąść z koni tylko jedna Vanessa uparcie na nim trwała. -Dlatego pędzili na złamanie karku. Kto się zna na ranach bo zraz nam tu umrze, kim jesteście i dlaczego was tak urządzili, to tych trzech co nas przed chwilą minęli-rzekł Albreht. -Tak... To może być prawda, choć nie musi... Czy któryś z nas potrafi mu pomóc?-zapytał, po czym spojrzał po towarzyszach, ale ich miny nie wskazywały pozytywnych wiadomości. Nikt tego nie potrafił. Nagle kątem oka zobaczył jak Półelfka zeskakuje z konia i schyla się po coś. -Wiecie, że te śmieszne kamienie są powiązane z naszą energią życiową?-stwierdziła beznamiętnym tonem, stojąc tyłem do nich, po czym odwróciła się i pokazała seledynowy, gasnący w oczach, kamień. -Lepiej się pośpieszcie, bo mi kolor umiera....a wam właściciel kamienia-zakończyła zimnym tonem, ze złośliwym uśmiechem. -Jeżeli nie chcesz lub nie potrafisz pomóc, co na jedno wychodzi, to racz nie docinać nam lub tym co próbują pomóc. Racz również nie przeszkadzać, jeżeli pomagać nie masz zamiaru. Grzeczniejszy ton i szczery uśmiech nie zawadzi, lecz po co ja to mówię. Skutek jest ten sam, co bym rzucił grochem o ścianę, im mocniej rzucę, tym dalej się odbije. Zgorzkniała Półelfka... nie ciebie jedną życie doświadczyło tak boleśnie, że zostawiło otwartą ranę na umyśle, tak bolesną i ciężką, iż nie może się zagoić przez długie lata życia. Zastanów się dwa razy zanim zaczniesz docinać grupie, gdyż ja sobie na to nie pozwolę, wtedy kiedy próbuję zdziałać coś, czego ty nie potrafisz-wypowiadał wszystkie słowa z dużą prędkością, a głośność nie przekraczała złowieszczego szeptu. Odwracał się powoli w stronę Vanessy. Po raz pierwszy od pobytu w chacie, zaczął bić od niego przeraźliwy chłód, a cała twarz rozświetlona była przebiegającymi ładunkami elektrycznymi, sprawiającymi, że była doskonale widoczna nawet w ciemnościach kaptura, lecz mimo wszystko oczy były najgroźniejsze. Połyskiwały tak, jakby woda zamarzła i utworzyła idealnie gładką, białą powierzchnię, po której bezustannie przebiegały prądy. Częstość występowania ładunków elektrycznych stała się tak wielka, że utworzyły one dziwną elektryczną tęczówkę bez źrenicy, lecz po chwili pole elektryczne rozsunęło się, ukazując białą powierzchnię oka, w kształcie wężowej źrenicy, która błyskawiczne przybrała zimny, niebieski kolor lodu. Przez cały ten czas nie tracił spokoju, lecz chłód dalej się utrzymywał. -Straciliśmy już zbyt wiele czasu-wyszeptał tym samym tonem, po czym przykucnął nad nieprzytomnym. Oderwał sporej długości oraz szerokości, pas materii z jego ubrania, a następnie mocno zawiązał nad raną. W tym czasie jego twarz zaczęła tracić ze swojej dzikości i zaczęła przybierać normalny wyraz. -Sanaha wasera erda!-rzekł swoim już zwykłym głosem. Wyciągnął prawą dłoń nad ranę, po czym obserwował reakcją krwi na zaklęcie. Czar miał sprawić, że krew delikatnie skrzepnie, tworząc cienki zakrzep, który łatwo zerwać. Jest to konieczne, gdyż krew musi krążyć w jak największej ilości, a ta ma w tym przypadku wielkie znaczenie. Miał zamiar przerwać zaklęcie w momencie, w którym uzna to za stosowne, czyli wtedy kiedy krew zakrzepnie. Jego biała szata zaczęła unosić się na wietrze, który pojawił się znikąd, ale tylko w obrębie białego płaszcza. Owy wiatr działał tylko na Półelfa rzucającego zaklęcie, zaś wokół dłoni zaczęła rozciągać się para wodna, która krążyła coraz szybciej, ochładzając się i tworząc wodę. Krążyła ona wokół dłoni, przypominając walec. Gwałtownie przyspieszała aż w końcu wyglądała jak jednolita, krystaliczna masa. Vin pozwalał jej opływać dłoń, rozwierając palce. Powoli zaczęła tworzyć krystaliczną rękawicę. Jeżeli zaklęcie zadziała, od razy zacznie napływać malutki strumyczek pary wodnej, która ochłodzi się, łącząc z rękawicą, zaś po zakończeniu, woda gwałtownie zmieni się w parę wodną i zniknie. Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 21-09-2007 o 23:23. |
22-09-2007, 10:10 | #45 |
Reputacja: 1 | Kate podeszła do rannego, jednak szybko cofnęła się widząc, że Vint próbuje załagodzić ranę, jednym z zaklęć. Pół-elfa kucnęła nie daleko i zaczęła się przypatrywać rannemu. Po chwili poczuła coś miękkiego koło nogi. Tak, to znowu ten mały kotek. Dziewczyna podniosła go i włożyła do torby wiszącej na koniu, jednak zostawiając otwartą klapę. Dopiero teraz dobiegły do niej głosy "kłótni" Vanessy i Vintaliana . Z tymi kamieniami po części się zgadzała, gdyż bordowy ewidentnie był przeznaczony pół-elfce, ale po co robić z tego taką awanturę. Kate po kiwała tylko głową, po czym sprawdziła czy bandaż na jej szyi jeszcze sie trzyma. |
22-09-2007, 11:15 | #46 |
INNA Reputacja: 1 | " -Jeżeli nie chcesz lub nie potrafisz pomóc, co na jedno wychodzi, to racz nie docinać nam lub tym co próbują pomóc. Racz również nie przeszkadzać, jeżeli pomagać nie masz zamiaru. Grzeczniejszy ton i szczery uśmiech nie zawadzi, lecz po co ja to mówię. Skutek jest ten sam, co bym rzucił grochem o ścianę, im mocniej rzucę, tym dalej się odbije. Zgorzkniała Półelfka... nie ciebie jedną życie doświadczyło tak boleśnie, że zostawiło otwartą ranę na umyśle, tak bolesną i ciężką, iż nie może się zagoić przez długie lata życia. Zastanów się dwa razy zanim zaczniesz docinać grupie, gdyż ja sobie na to nie pozwolę, wtedy kiedy próbuję zdziałać coś, czego ty nie potrafisz-wypowiadał wszystkie słowa z dużą prędkością, a głośność nie przekraczała złowieszczego szeptu. " - Dobra, jak sobie chcesz - odpowiedziała obojętnie na wywód Vintiliana. Vanessa schowała kamień do kieszeni płaszcza i usiadła sobie gdzieś nieopodal na jakimś kamieniu bądź w przypadku jego braku na trawie. Obserwowała w ukosa co jej towarzysze majstrują przy rannym. Zaczęła też uważnie przyglądać się blondwłosej półelfce. - Mam nadzieje, że jeszcze nadarzy się okazja by z nią zamienić pare zdań. - skwitowała pod nosem szepcząc sama do siebie po czym wyjęła nóż i zaczęła rysować sobie na piachu wisielca na drzewie.
__________________ Discord podany w profilu |
22-09-2007, 12:04 | #47 |
Reputacja: 1 | Albreht z ciekawością przysłuchiwał się tej wymianie zdań. „Strasznie do siebie podobni ten sam upór i zacietrzewienie, ciekawe nazwisko takie same czyżby jakaś rodzina. Podobieństwo w zachowaniu jest będzie trzeba to jakoś wyjaśnić”. - Pokaż ten kamyczek to pewnie też jakiś uczestnik trzeba będzie go przepytać, ale może nieco delikatniej niż poprzedni uczestnicy. – to mówiąc szlachcic z ciekawością przyglądał się działaniom Vintiliana widział wprawdzie już wcześniej używanie magii ale najczęściej spotykał magów z kolegium płomienia. „Otto Faerstil no ten potrafił podgrzać atmosferę pamiętam jak dziś, konie na się spłoszyły jak później wyjaśnił mag na wskutek wrogiej magii, na nas pędziło chyba z dwustu mutantów. Długo nie trwało celne salwy naszej broni i przede wszystkim te kule ognia za jednym razem wytwarzał o czterech do dziesięciu ognistych kul walka trwał tylko tak długo, że czasu starczyło mi tylko na dwukrotne przeładowanie pistoletów. Byłoby z nami krucho gdyby nie on praktycznie sam wykończył całą grupę mutantów.” Leczenie trwało chwilę, gdy mag już zakończył Albreht szybko podszedł do rannego. - Mim oni byli i czego chcieli od ciebie oraz co takiego wiedziałeś, iż postanowili cię wyeliminować.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
22-09-2007, 20:02 | #48 |
Reputacja: 1 | Vintilian szybko i sprawnie zaczął działać w kierunku zatamowania krwi. Za pomocą jego czarów krew szybko zaczęła krzepnąć. Biała szata Vintiliana zaczęła unosić się na wietrze, który pojawił się znikąd, ale tylko w obrębie białego płaszcza. Owy wiatr działał tylko na niego, zaś wokół dłoni zaczęła rozciągać się para wodna, która krążyła coraz szybciej, ochładzając się i tworząc wodę. Krążyła ona wokół dłoni, przypominając walec. Gwałtownie przyspieszała aż w końcu wyglądała jak jednolita, krystaliczna masa. Vin pozwalał jej opływać dłoń, rozwierając palce. Powoli zaczęła tworzyć krystaliczną rękawicę. Zaczął z niej napływać malutki strumyczek pary wodnej, który ochłodzi się, łącząc z rękawicą. Gdy Półelf uznał, że krew już wystarczająco zakrzepła woda gwałtownie zmieniła się w parę wodną i zniknęła. Popatrzyliście na leżącego mężczyznę, ale ten ciągle był nieprzytomny. Pierwsze próby ocucenia nie pomagały. - Pokaż ten kamyczek... - powiedział Albreht do Vanessy. Vanessa wyciągnęła już prawie całkiem szary kamyczek z kieszeni. Właśnie miała go podać Albrehtowi, gdy ten zaczął robić się ognisto-czerwony i strasznie gorący. Za chwilę wręcz zaczął płonąć. Vanessa z niewidocznym zaciekawieniem patrzyła na kamyczek, nie zwracając uwagi na to, że ten kamyk płonął w jej ręce. Dopiero, gdy ten jeszcze raz buchnął płomieniem, Półelfka upuściła go, chociaż ten nie zostawił na jej ręce nawet śladu. Kamyk spadł na ziemie i gasnąc przeturlał się prosto do ręki mężczyzny leżącego na ziemi. Nagle kamyk zaczął odzyskiwać swój dawny kolor, a mężczyzna zacisnął pięść z kamykiem i budząc się. Po chwili Albreht zapytał się go: - Kim oni byli i czego chcieli od ciebie oraz co takiego wiedziałeś, iż postanowili cię wyeliminować? - Oni... oni! Uhhmm... niech ich szlag... Do Karczmarza, proszę... proszę... pić. - wybełkotał mężczyzna po czym zemdlał. Mały kotek miauknął z torby wiszącej na koniu.
__________________ Question everything. |
23-09-2007, 20:23 | #49 |
Reputacja: 1 | Półelf uznał, że krew już wystarczająco zakrzepła, więc przerwał zaklęcie, a woda gwałtownie zmieniła się w parę wodną i zniknęła. Przypatrzył się nieprzytomnemu mężczyźnie, który nie budził się, więc poklepał go po policzku, ale tylko mu głowa odskoczyła, więc postanowił użyć zaklęcia. Zmoczył swoją skórzaną rękawicę i ponownie poklepał go, ale to również nie przyniosło spodziewanego skutku. -Pokaż ten kamyczek...-powiedział Albreht do Vanessy, a ta wyciągnęła prawie szary kamyczek z kieszeni i już miała go podać szlachcicowi, gdy kamień zrobił się ognistoczerwony, a za chwilę zaczął płonąć. Półelfka przyglądała mu się, wypuszczając go z ręki dopiero wtedy, gdy po raz kolejny buchnął płomieniem. Kamień uderzył w ziemię i zgasł, a następnie przeturlał się do otwartej ręki mężczyzny, gdzie zaczął odzyskiwać swój dawny kolor. Nagle nieznajomy zacisnął dłoń i obudził się. -Kim oni byli i czego chcieli od ciebie oraz co takiego wiedziałeś, iż postanowili cię wyeliminować?-zapytał nieznajomego Albreht. -Oni... oni! Uhhmm... niech ich szlag... Do Karczmarza, proszę... proszę... pić-wybełkotał, po czym zemdlał, a mały kotek miauknął z torby. Vintilian zaczął ponownie cucić mężczyznę. -Macie jakąś propozycję?-zapytał kontynuując próbę cucenia. |
24-09-2007, 12:57 | #50 |
Reputacja: 1 | - Wiele się nie dowiedzieliśmy zna, kto jakiś sposób na przywrócenie mu przytomności – z nadzieją popatrzył na towarzyszy. Albreht z frasunkiem wyciągnął fajkę i wsadził do ust parę razy jakby pociągnął, wtedy to spostrzegł, iż niezapalona ona jest. Przez chwilę z frasunkiem przygryzał cedrowy ustnik. Poczym schował ją z powrotem do sakiewki. - No owszem można by mu nóżki podpiec ale traciło by sens jego ratowanie, no jeśli nikt nie zna sposobu to pomórzcie załadować bo na mojego konia. Rajtarski nawet dodatkowego obciążenia nie poczuje. – powiedział z dumą w głosie.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |