Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2023, 18:50   #3
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Velius lubił deszcz, a najlepiej taki, który towarzyszył solidnej burzy. Może to solidny ślad krwi gigantów w jego osobistej linii krwi, może dalekie pokrewieństwo syren, a może po prostu osobista preferencja wielokrwistego. Nawet on jednak na trzeci dzień miał naprawdę dość pogody i gdyby nie perspektywa straty pół dnia na opracowaniu narzędzi, pokusa zmniejszenia ulewy mogłaby przeważyć. Nawet za koszt wędrówki jako centrum małej, lokalnej anomalii magicznej.
Nawet gdy w istocie i tak było się anomalią.

Do karczmy wszedł wyglądając jak zmoknięte i głodne siedem nieszczęść. W takim stanie udał się do karczmarza po złe wieści odnośnie noclegu oraz odrobinę lepsze w materii ciepłego jadła oraz piwa które nie wyglądało na zbyt mocno rozwadniane. Po przygodach na początku swej podróży postanowił już nie kusić się na żaden napitek którym nie mógłby przemyć rany, mimo braku szczególnej lubości do mocniejszych trunków.
Gdy podszedł do stołu „dziwaków” pierwsze co można było stwierdzić, że stoi przed nimi bardzo wysoki, szeroki w barkach, dość młody mężczyzna. Kaptur zdjął już na wejściu, przez co widać było jego ciemne, mokre od deszczem rozczochrane włosy oraz nieco jaśniejszą brodę po której widać było podróżny trud przycinania jej do zadanej postaci w warunkach polowych – co nie zawsze się udawało. Tak jak nie udawało się zarostowi skryć dziwnych rysów twarzy Veliusa, miejscami zbyt ostrych, w innym zbyt miękkich, jakby nie pasujących gdzie spojrzeć o nieokreślony ułamek miary, ale na swój pokrętny sposób, może nawet fascynujących. Na pewno fascynować mogły oczy, zawsze w niepogodne dni tęczówki wielokrwistego przybierały ciemniejszy odcień zgniłej zieleni na którym mocno oznaczała się bladobłękitna źrenica z której pulsującymi falami przebiegały fale ni to pigmentu, ni to energii regularnie zabarwiając całe biała zmętnionym błękitem. Jeśli na zewnątrz zaczną bić pioruny, błękit przybierze ciemniejszą barwę i zacznie opalizować - lecz teraz nic takiego się nie stało.





- Ludzi dużo, miejsc brak. Przysiądę się aby się posilić – zakomunikował zebranym głosem niskim i poważnym w sposób dziwnie zdecydowaniu biorąc oparcie krzesła żylastą dłonią naznaczoną świeżymi bliznami po spotkaniu jakiegoś zwierzęcia, sądząc po kształcie blizny oraz chyba ich długim gojeniu.
Po tym krótkim, żołnierskim stwierdzeniu zajął się sam sobą. Plecak założyło na oparcie krzesła, sfatygowany płaszcz rozpiął, otrzepał z dala od stołu i złożył na oparciu, przykrywając dobytek. Wtedy też przyuważyć dało się pół-płytowy pancerz mężczyzny. Nie była to najpiękniejsza zbroja, lecz z całą pewnością funkcjonalna. Wiele nie do końca pasujących do siebie estetycznie elementów tworzyło jednak z militarnego punktu widzenia dobrze spasowaną całość która jakby trzeszczała przy ruchach wielokrwistego znacznie mniej niż typowe opancerzenie tego typu.
Po chwili wahania odłożył obok dwuręczny młot i włócznię, zdejmując oręż z pleców, pozostawiając tylko jednoręczny młot bojowy przy pasie. Oręż wyglądał na dość często używany, ale także modyfikowany – wyryte runy na włóczni i wtłoczone szkło czy tani kryształ, dołożony do trzonka młota kolec… Było to doc specyficzne.
Przy stoliku usiadł powoli, opierając głowę o pięści w oczekiwaniu na strawę.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem