Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2023, 17:11   #1
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 1e] Plaga wyjącej hordy (18+)


Padało już trzeci dzień. Nie, w zasadzie to lało jakby kto wiadrem pomyje wylewał gdzieś z wysoka. Kamieniste i lekko strome dukty stały się momentalnie niebezpiecznie śliskie i niebezpieczne, a liczne wypłaszczenia zebrawszy wodę zamieniły się błoto pokrywające kamienistą drogę gdzieniegdzie nawet na łokieć. Nic nie jechało, nikt się nie ruszał. Droga dalej była zbyt niebezpieczna żeby podróżować dopóki się nie przejaśni. A wedle miejscowych w nocy miała nastąpić zmiana pogody. Stara Maślakowa czuła to w kościach, a to niezłomnie wskazywało na przejaśnienie i piękny dzień.

To dobrze, bo do Kotliny Nowej przez ostatnie dni zjechało się trochę wszelkiej maści kupców, awanturników i innej cholery. Następnego dnia większość z nich ruszy w swoją stronę i spokojna wieś wróci do swojego regularnego, nudnego życia. Póki co jednak większość ludzi pogrążona była w deszczowym maraźmie przeplatanym wieczornym piciem w miejscowej karczmie. Karczma z resztą, to było szumne określenie, bowiem Kotlina Nowa była ledwie małą wsią, liczącą może z 10 chałup, kapilcą i większym budynkiem bezimiennej “karczmy”, gdzie podróżni mogli napić się i odpocząć w podróży. Wieś bowiem została założona niespełna 50 lat temu by ulżyć podróżnym jadącym z Kotliny, teraz zwanej Kotliną Starą, w dół na południe. Było to miejsce gdzie można napoić konie, napić się czegoś i ruszać dalej, toteż pies z kulawą nogą nie zaglądał tu regularnie. Karczma zaś składała się z kilku pomieszczeń. Wielkiej izby wspólnej, gdzie gospodarz wystawił kilka stolików i trzy duże ławy. Przy pierwszym wejrzeniu widać było, że stoliki to nic innego jak pocięte ławy z dorobionymi nogami. Widać przyjezdni mimo wszystko preferowali swoje towarzystwo. Z pomieszczenia wychodziły dwoje drzwi, jedno za szynkwasem do kuchni i dalej do małego składziku, drugi do korytarza, gdzie gospodarz przygotował sześć skromnych pokoi. Do karczmy przylegała prawie równie duża stajnia zdolna pomieścić co najmniej 6 dużych, dwu, a nawet cztero-konnych wozów, wraz z końmi rzecz jasna.

[media]https://i.pinimg.com/736x/cb/ac/2c/cbac2c6ab21982b57e34f1f8af236c5b.jpg[/media]

Wieczór był gwarny, gwarniejszy niż ostatnie dwa dla tych co byli tu na tyle długo. Wszystkie ławy zajmowali okoliczni chłopi pijąc i przekomarzając się ze swoimi i trzymając z daleka od dziwolągów, które ostatnimi czasy nawiedziły ich strony.
Zaiste, gdyby nie nocna pora i rzęsisty deszcz w którym to Burda trafiła do Kotliny Nowej zapewne ludzie pogoniliby ją widłami. Potężnie zbudowana postać weszła w progi tawerny wzbudając lekkie zainteresowanie podpitych chłopów. Gdy ściągnęła przemoczony kaptur i płaszcz przy szynkwasie chłopów aż zatkało. Spojrzeli po sobie z mieszaniną strachu i determinacji. Burda znała to spojrzenie. Od pierwszego miasta, gdzie rozstała się ze swoimi wpółplemieńcami, znała to spojrzenie w każdej mniejszej osadzie. Jednak oni byli podpici, ona zaś nie wykonywała żadnych agresywnych ruchów. Zamówiła coś i usiadła przy pospiesznie zwolnionym stoliku. “Gość w dom, bóg w dom”, jak głosiło przysłowie, a ponieważ nic się nie wydarzyło, to i nie było sensu przeganiać orczycy. Drugiego wieczora ludkowie nawet się przyzwyczaili i nie ściągała na siebie już tyle spojrzenia, tym bardziej, że izba zaczynała przyjmować coraz to dziwniejszych gości.
Nie licząc trzech kupców trzymających się razem i ich nielicznej, ludzkiej obstawy, ludkowie najbardziej obojętnie przyjęli Alroka. Być może to przez to, że był człowiekem? Może dobrze mu z oczu patrzyło, albo po prostu wiedział kiedy i jak się odezwać, a kiedy zewrzeć gębę. Takiego szczęścia nie mieli pozostali podróżni. Ani wędrowny mnich wytatuowany w geomateryczne tatuaże niewadomego pochodzenia, ani elf, który zamiast wywoływać zachwyt nad nieziemską urodą długowiecznej rasy sprawiał raczej wrażenie kogoś, kto znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, ani zbrojny wyglądający z grubsza jak człowiek, ale mający coś tak bardzo niepasującego w rysach twarzy, oczach i ruchach, że Burda nie czuła się już największym dziwadłem w karczmie.

Całość jeszcze uszłaby wszystkim dość znośnie, gdyby nie kilka szczegółów. Po pierwsze, pomimo wczesnego lata, lało i było zimno. Po drugie w karczmie nie było żadnego wolnego pokoju. Pozostawało poszukać wśród okolicznych wieśniaków miejsca na sianie w stodole. Przy drobnej opłacie, można było liczyć nawet na śniadanie.
Po trzecie, karczma miała garstkę wolnych stołów, więc siłą rzeczy należało się zintegrować. Na szczęście piwa było pod dostatkiem i zarówno Burda i Alrok czuli, że do północy przestanie lać, a od rana wzejdzie słońce.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 18-08-2023 o 13:59.
psionik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-07-2023, 21:41   #2
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Pierwszy dzień rzęsistych deszczów miał się powoli ku końcowi, gdy drzwi do “karczmy” załopotały, wpuszczając do środka średniego wzrostu osobę owiniętą płaszczem, a razem z nią zimno i wilgoć świata zewnętrznego.

- Zamknie drzwi, zimno wpuszcza! - warknął najbliżej siedzący wejścia klient.

- Oczywiście. Wybacz bracie. - odparł męski głos. Kilka sekund postać walczyła z porywistem wiatrem, nim drzwi wpasowały się w swoją framugę. Jeszcze przez kilka chwil na sali panował mniejszy gwar, gdy zgromadzeni przyglądali się nowoprzybyłemu który zrzucił kaptur z głowy.

[media]https://i.postimg.cc/rpFDLXxG/Portrait-of-fir-0-1.png[/media]

Był raczej przeciętnie wyglądającym mężczyzną, który z całą pewnością nie przekroczył trzydziestki i zapewne nie był nawet jej zbyt blisko. Twarz przyozdobiona była elegancką bródką, teraz wilgotną i zmierzwioną przez deszcz i wiatr. Wyżej łączyła się z średniej długości włosami, zaczesanymi do tyłu. Centrum twarzy zajmowało to co u większości humanoidów się tam znajduje - nos, tutaj skrzywiony, zapewne w wyniku jakiegoś dawnego urazu. Bezpośrednio nad nim kryły się oczy, brązowe, niemal czarne, choć zdające się zawierać w sobie nieskończone pokłady ciepła. Poniżej natomiast leżały niezbyt wydatne usta, zaczerwienione niemal tak jakby były pomalowane. Niemal.

Ubrania które miał na sobie były proste, niewiele więcej niż spory brązowy worek pokrywający wszystko od szyi w dół, z lamelkowym pancerzem z skórzanych płytek chroniącym tors, oraz płaszcz z kapturem jako dodatkowa ochrona przed wiatrem, zimnem i deszczem. Wszystko miało na sobie ślady spalenizny, a dolne partie były przyozdobione sadzą, wyraźnie spłukaną przez wodę. Jedyną ozdobą był relief śnieżnobiałego gołębia na przedniej powierzchni pancerza.

Nieznajomy miał u pasa rapier, wyraźnie nie noszący zbyt wielu śladów użycia i ankh, wykonany z jakiegoś tajemniczego materiału. Na plecach niósł wór, wypełniony dobytkiem. Ktoś o bystrym oku zauważyłby nie napięty łuk i kołczan strzał wystający ze środka.

Na salę szybko wrócił gwar rozmów, podczas gdy mężczyzna zaczął przedzierać się w kierunku szynkwasu.

- Miskę strawy, pajdę chleba i kufel przegotowanej wody gospodarzu. Żadnego alkoholu. - zwrócił się do właściciela, kładąc na kontuarze kilka miedziaków. - Byłbym też wdzięczny za kawałek przestrzeni do spania.

- Proszę bardzo. - odpowiedział właściciel robiąc przy tym skrzywioną minę. - Miejsca do spania tu nie uświadczysz. Możesz pochodzić po chłopach, może ktoś weźmie pana pod dach, jak nie to mam w stodole kawałek płaskiej ziemi. Zaraz podamy jadło. Zajmij sobie wpierw miejsce panie... -

- Brat Rath. Wystarczy bracie. Dziękuję. - odparł mężczyzna i ruszył ku jedynemu stołowi przy którym były wolne miejsca. Stołowi przy którym siedziała orczyca, wyraźnie odstraszająca swoją aparycją miejscowych.

- Wieczne Światło z tobą siostro. Pozwolisz że się dosiądę? - spytał i nie czekając na reakcję zajął miejsce, kładąc przy tym pod swoimi nogami worek.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-07-2023, 18:50   #3
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Velius lubił deszcz, a najlepiej taki, który towarzyszył solidnej burzy. Może to solidny ślad krwi gigantów w jego osobistej linii krwi, może dalekie pokrewieństwo syren, a może po prostu osobista preferencja wielokrwistego. Nawet on jednak na trzeci dzień miał naprawdę dość pogody i gdyby nie perspektywa straty pół dnia na opracowaniu narzędzi, pokusa zmniejszenia ulewy mogłaby przeważyć. Nawet za koszt wędrówki jako centrum małej, lokalnej anomalii magicznej.
Nawet gdy w istocie i tak było się anomalią.

Do karczmy wszedł wyglądając jak zmoknięte i głodne siedem nieszczęść. W takim stanie udał się do karczmarza po złe wieści odnośnie noclegu oraz odrobinę lepsze w materii ciepłego jadła oraz piwa które nie wyglądało na zbyt mocno rozwadniane. Po przygodach na początku swej podróży postanowił już nie kusić się na żaden napitek którym nie mógłby przemyć rany, mimo braku szczególnej lubości do mocniejszych trunków.
Gdy podszedł do stołu „dziwaków” pierwsze co można było stwierdzić, że stoi przed nimi bardzo wysoki, szeroki w barkach, dość młody mężczyzna. Kaptur zdjął już na wejściu, przez co widać było jego ciemne, mokre od deszczem rozczochrane włosy oraz nieco jaśniejszą brodę po której widać było podróżny trud przycinania jej do zadanej postaci w warunkach polowych – co nie zawsze się udawało. Tak jak nie udawało się zarostowi skryć dziwnych rysów twarzy Veliusa, miejscami zbyt ostrych, w innym zbyt miękkich, jakby nie pasujących gdzie spojrzeć o nieokreślony ułamek miary, ale na swój pokrętny sposób, może nawet fascynujących. Na pewno fascynować mogły oczy, zawsze w niepogodne dni tęczówki wielokrwistego przybierały ciemniejszy odcień zgniłej zieleni na którym mocno oznaczała się bladobłękitna źrenica z której pulsującymi falami przebiegały fale ni to pigmentu, ni to energii regularnie zabarwiając całe biała zmętnionym błękitem. Jeśli na zewnątrz zaczną bić pioruny, błękit przybierze ciemniejszą barwę i zacznie opalizować - lecz teraz nic takiego się nie stało.





- Ludzi dużo, miejsc brak. Przysiądę się aby się posilić – zakomunikował zebranym głosem niskim i poważnym w sposób dziwnie zdecydowaniu biorąc oparcie krzesła żylastą dłonią naznaczoną świeżymi bliznami po spotkaniu jakiegoś zwierzęcia, sądząc po kształcie blizny oraz chyba ich długim gojeniu.
Po tym krótkim, żołnierskim stwierdzeniu zajął się sam sobą. Plecak założyło na oparcie krzesła, sfatygowany płaszcz rozpiął, otrzepał z dala od stołu i złożył na oparciu, przykrywając dobytek. Wtedy też przyuważyć dało się pół-płytowy pancerz mężczyzny. Nie była to najpiękniejsza zbroja, lecz z całą pewnością funkcjonalna. Wiele nie do końca pasujących do siebie estetycznie elementów tworzyło jednak z militarnego punktu widzenia dobrze spasowaną całość która jakby trzeszczała przy ruchach wielokrwistego znacznie mniej niż typowe opancerzenie tego typu.
Po chwili wahania odłożył obok dwuręczny młot i włócznię, zdejmując oręż z pleców, pozostawiając tylko jednoręczny młot bojowy przy pasie. Oręż wyglądał na dość często używany, ale także modyfikowany – wyryte runy na włóczni i wtłoczone szkło czy tani kryształ, dołożony do trzonka młota kolec… Było to doc specyficzne.
Przy stoliku usiadł powoli, opierając głowę o pięści w oczekiwaniu na strawę.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-08-2023, 07:03   #4
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Deszcz, znowu deszcz, ciągle deszcz. Alrokowi nudziła się już ta pogoda, ale i tak nie było źle. Od dzieciństwa miał wpajane, że deszczowa pogoda jest ryzykowna – wszystko było śliskie, co w połączeniu z porywistym wiatrem sprawiało, że jeden fałszywy krok mógł skończyć się śmiercią. Jego ludzie zwykli unikać jakichkolwiek wypraw, kiedy zbliżała się taka aura, zresztą, nikt nie był na tyle głupi, by wtedy wyprawiać się w góry. A ten deszcz tutaj? Ot, robiło się mokro i błotniście, wielkie rzeczy – najgorsze, co mogło się stać, to zabłocone odzienie czy przemarznięcie. A tutaj nawet przemarznięcie nie było niebezpieczne! I dziwić się, że ludziom z nizin się w głowach przewraca i szukają problemów tam, gdzie ich nie?
Szaman rozmyślał tak przez jakiś czas, aż końcu podniósł się ze sterty słomy, która przez ostatnie parę dni służyła mu za łóżko, poklepał gniadą klacz po chrapach i wywlókł się ze stajni, zmierzając do karczmy. Miał nadzieję, że tego dnia w końcu się coś wydarzy…

***

Mężczyzna był średniego wzrostu i szczupłej budowy, nie wydawał się być nawykłym do ciężkiej pracy czy wojaczki. Jego strój, pod którym wyraźnie pobrzękiwały drobne kolcze ogniwa, wyglądał nieciekawie – wytarte spodnie, znoszona koszula i nieco sfatygowana skórzana kamizelka, poozdabiane drobnymi kamieniami i wilczymi kłami. Każdy zaznajomiony z okolicznymi krainami mógł szybko rozpoznać, że identyfikowały go one jako członka jednego z górskich klanów, zajmujących się hodowlą owiec, handlem skórami dzikich zwierząt, albo rozbojem, a często wszystkimi tymi zajęciami na raz. Mimo mocno styranego wyglądu był w nim jakiś magnetyzm: przystojna (chociaż teraz nieco opuchnięta) twarz z przeszywająco błękitnymi oczami, przyjazny uśmiech, a może pewność ruchów sprawiały, że wydawał się kimś godnym zaufania. A przynajmniej tak by było, gdyby doprowadził się nieco do porządku, odwiedził łaźnię i powyciągał źdźbła słomy z włosów.

Zauważywszy go, właściciel westchnął wyraźnie
- Nie dość ci już? – odezwał z mieszaniną troski i irytacji.
- Spokojnie, mój przyjacielu, mogę tak jeszcze przynajmniej tydzień – odparł buńczucznie mężczyzna, potrząsając sakiewką – Ale myślę, że nie będę napychał twej kabzy tak długo. Duchom przeszłości należy się odpoczynek- dodał sentencjonalnie, podchodząc do szynkwasu i kładąc na nim monetę – A ten kufel będzie już tylko dla mnie.
Otrzymawszy swój trunek, uniósł go do karczmarza w toaście.
- Za zemstę! – zadeklarował, z lubością upijając łyk, po czym rozejrzał się po sali, wymieniając pozdrowienia z paroma tubylcami i szukając wolnego miejsca. Już miał zamiar wcisnąć się gdzieś na krzywo, kiedy zauważył stolik z nowymi, do tego wyróżniającymi się na tle jednakowych gąb twarzami. Wyszczerzył się i ruszył pewnie w ich stronę.
- Wyróżniacie się niczym wilk w stadzie owiec - rzucił beztrosko, siadając na ławie i obserwując uważnie pozostałych - Ciężki dzień wczoraj? – odezwał się do Ratha, zerkając na kufel pełen wody - Woda z kiszonek czyni cuda - doradził z uśmiechem, po czym zwrócił się do Veliusa - Nie brakuje Ci rąk do tylu sztuk oręża? Czy po prostu lubisz sobie urozmaicać mordowanie? – zapytał żartobliwie, pociągając kolejny łyk - Jeśliście chętni do pogaduch, to jestem Alrok, z kla…- zająknął się na sekundę – Po prostu Alrok –
Nie miał ze sobą żadnej broni, poza zakrzywionym sztyletem u pasa. Skórzaną, zszywaną w wielu miejscach torbę zielarską przewiesił przez krzesło.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-08-2023, 20:05   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Padało, padało, padało...
Variel wody się nie obawiał - ani tej w misce, ani tej w strumieniu, ani tej lecącej się z nieba, ale kaczką nie był, więc nadmiar wody niezbyt mu odpowiadał. Z nieukrywaną więc ulgą westchnął, gdy przed jego oczami pojawiły się zabudowania jakiejś wiochy. A wiocha, nawet najmniejsza, oznaczała dach nad głową i, być może, nawet jakiś posiłek.

Parę chwil później Variel ujrzał coś, co rozradowało jego zmarznięte serca - gospodę. Co prawda nie w każdej jego widok rozgrzewał serce karczmarza, ale to dało się przeżyć, Gdyby się nie dało, to od dawna Variel leżałby parę stóp pod ziemią.

Spojrzenia, jakimi obrzucono wchodzącego do karczmy elfa, dalekie były od entuzjazmu. Do tego też był przyzwyczajony, jako że wygląd Variela daleki był od tego, jaki zwykle przypisywano przedstawicielom jego rasy. Czerwona chusta, zakrywająca część twarzy, nie zdołała ukryć wszystkich blizn od poparzeń... a całość zdecydowanie nie wzbudzała zaufania. Do tego ilość broni, jaką obładowany Variel, mogła budzić pewne wątpliwości.
Co prawda nie należało oceniać nikogo po wyglądzie, ale znaczna część osób należących do tak zwanych ras inteligentnych najwyraźniej o tym nie słyszała, a przynajmniej nie stosowała tego w praktyce.
Do czego Variel zdążył się przyzwyczaić.

- Piwo, potem coś ciepłego do jedzenia - powiedział, stając przy kontuarze.
Głos Variela nie należał do przyjemnych w odbiorze - w skali od zera do dziesięciu plasował się gdzieś w okolicach jedynki. Nic dziwnego, że karczmarz aż się skrzywił.
- Płatne z góry - rzucił, albo mając smutne doświadczenia z niesolidnymi klientami, albo też okazując brak zaufania do nowego gościa.
- Ale pokoje są zajęte - dodał, gdy na kontuarze pojawiły się monety, świadczące o wypłacalności elfa. - Najwyżej w stodole... A jedzenie zaraz będzie.

Variel rozejrzał się, a potem z kuflem piwa w dłoni powędrował ku stołowi, przy który zgromadziła się nad wyraz dziwna kompania. Miał nadzieję, że tacy jak oni nie będą mieli nic przeciwko jego towarzystwu.
- Variel - przedstawił się, siadając na jednym z wolnych miejsc. Mówił dość cicho. Z doświadczenia wiedział, że im głośniej mówi, tym mniej przyjemny dla uszu słuchaczy jest jego głos.
 
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-08-2023, 12:13   #6
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Orczyca była dobrze zbudowana, wysoka nawet jak na ludzkiego mężczyznę i umięśniona. Mimo przynależności do rasy innej niż człowiek, łatwo było dostrzec że jest jeszcze młoda. Młoda, ale dorosła. Ubrana była w lekko wzmocniona metalem i wzbogacone futrem skórzany zestaw pancerza, na które składały się napierśnik, wysokie buty i karwasze. Dochodziły do niego także mocna skórzana spódnica, naramienniki z kolcami, oraz stalowy hełm na głowie. Nosiła też tarczę na plecach. Oprócz obrony, jej wyposażenie jasno jednak świadczyło że stawiała także na atak. W skórzanych pokrowcach przy pasie nosiła długi miecz i naprawdę duży nóż, zaś na plecach dodatkowo topór i kuszę. Miała wprawę w dźwiganiu całego tego arsenału, do tego stopnia że na jej barkach znalazło się nawet miejsce na plecak. Całość prezentowała się całkiem profesjonalnie i schludnie.


Nazywała się Burda i jej ostatnie zadanie zostało wykonane.
Parę dni temu podjęła się pracy, jaką było eskortowanie na szlaku w miarę zamożnego jegomościa i jego wozu z towarami. Umowa zdawała się być uczciwa - pięć sztuk złota, a jeśli orczyca będzie musiała z kimś walczyć to jeszcze dziesięć. Ponieważ jednak nikt ich nie zaczepiał i obeszło się bez przemocy, zarobek był mniejszy, ale za to przyszedł w miarę łatwo. Dziwnym jednak okazało się miejsce docelowe do którego dotarli i Burda nie rozumiała jak kupiec chciał handlować w wiosce o tak bardzo ograniczonej liczbie mieszkańców. Szybko się jednak okazało, że miał on się tu spotkać z kolegami po fachu i potem mieli gdzieś razem pojechać. Burda oczywiście miała zamiar ponownie zatrudnić się jako eskorta, ale napotkani koledzy jej ostatniego pracodawcy mieli już swoich ludzi i jej usługi były zbędne - żeby nie powiedzieć niepożądane.
Coś tam zarobiła, ale znalazła się nie wiadomo gdzie. Oczywiście wiedziała że trafi z powrotem, wszak szlak był wyraźny i dość dobrze zapamiętała trasę. Był jednak pewien problem, a mianowicie pogarszająca się pogoda. Strasznie padało od samego rana, a teraz do tego zaczynało się już ściemniać.
Wtedy to, okazując zaradność, Burda odnalazła miejsce spotkań i wkroczyła do środka... Powitanie nie było zbyt gościnne, ale tego mogła się w sumie spodziewać. Zdarzało jej się. I nawet jeśli w walce na pięści dałaby radę każdemu podpitemu kolesiowi w sali - z naciskiem na "jeśli" - to miała świadomość, że wszystkim z całą pewnością nie da rady. Oczywiście nie miała w zwyczaju szukać kłopotów, więc i tym razem wcale jej nie korciło i trzymała dłonie z dala od broni.

Zagadała o strawę i nocleg. Jedzenie było, ale łóżko już nie. Była to za mała wioska, aby jej mieszkańcy przewidywali ugaszczanie obcych.
- A tu na ławach nie można spać? - spytała, gdyż miejsce wydawało się suche i ciepłe.
- Nie można, bo to przeszkadza klientom - odparł ponuro karczmarz, podając jej zapłacone pajdę chleba z kiełbasą i kufelek piwa.
- Szukam tylko dachu nad głową, na jedną noc, bo pada - kontynuowała orczyca, ale karczmarz zdawał się jej już nie słuchać.
Zabrała swój talerz i kufelek i zasiadła do stolika który się zwolnił. Stawiając tarczę i plecak na podłodze, powoli zabrała się do jedzenia. Myślała nad tym gdzie będzie spać, zdając sobie sprawę, że żadne drzewo czy wóz nie osłoni jej przed deszczem i potrzebny jest solidny dach.
- Widzę zielona, że masz pieniądze - zagadał do niej jeden z obecnych na sali ludzi, podchodząc nieco bliżej.
- Trochę mam. A masz wolne miejsce do spania? - spytała, przyglądając się rozmówcy, który wyglądał dość przeciętnie.
- Zostaw Augiasz, bo Elida cię zatłucze - dodał ktoś z tyłu i cała gromada osób zarechotała rozbawiona, wliczając w to samego Augiasza.
- Do domu cię nie wpuszczę bo żona, ale za srebrną monetę w stajni znajdzie się dla ciebie miejsce. Koń nie narzeka - powiedział rozradowany.
I tak Budra załatwiła sobie nocleg... Tylko niestety z uwagi na paskudną pogodę, zmuszona była siedzieć po próżnicy cały dzień i przedłużać umowę o kolejną noc. Oczywiście nie bała się zmoknąć, ale zdawała sobie sprawę że długa wędrówka w tak paskudny deszcz nie będzie należała do udanych i lepiej będzie się jej nie podejmować.
Pół biedy, że drugiego dnia okazało się, że nie była jedyną osobą którą ulewa zatrzymała w tej wiosce. Dzięki temu Burda nie była sama w nieciekawej sytuacji, no i miała do kogo otworzyć usta.
 
Mekow jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-08-2023, 10:50   #7
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Wieczne Światło z tobą. Brat Rath. - odparł mnich na słowa nieznajomego, po czym skinął mu głową - Członkowie mojego zakonu unikają alkoholu, ale sekrety wody z kiszonek znam. Mój papa zwykł sobie tak radzić. Przysiądź się proszę. - mnich poczekał chwilę aż nowo przybyły zajmie miejsce i położył ręce na stole, dłońmi do góry, jakby zapraszał by je chwycić. - Odmówicie ze mną dziękczynienie za pokarm?
Alrok przyglądał mu się przez chwilę, jakby czegoś nasłuchiwał.
- Jej płomienie przylgnęły chyba zbyt mocno do twoich rzeczy - uśmiechnął się, po czym bez skrępowania podał mężczyźnie dłoń - Jedzenie tutaj jest niezłe, ale podziękować bogini nigdy nie zaszkodzi -
Rath uśmiechnął się szeroko, uścisnął dłoń Alroka i zamknął oczy.
- Serenrae, dziękujemy ci za dar kreacji, za dar świadomości i za dar pożywienia które mamy przed nami. Daj nam mądrość by widzieć grzech i siłę by z nim walczyć. Chcesz coś dodać bracie?
- Nic tutaj dodawać nie trzeba, sprawnie ujęte - odparł szaman.

Velius puścił uwagę znajomego mimo uszu, pozostając obojętnym pogawędce w tej samej pozie, przynajmniej do czasu gdy otrzymał swoją zupę. Nieśpiesznie upił ciepłego wywaru, nabierając następnie kęs pływającego w nim mięsiwa i warzyw. Przez chwilę wahał się czy odpowiedzieć coś - i tak wykazywał się w tej rozmowie refleksem ślimaka - lecz między jedną łyżka a drugą odezwał się do Alkora, bez wrogości, acz z delikatnym jadem żartu:
- A z klanu to wyrzucili cię za kiepskie żarty?
Drewniany kufel trzasnął o blat, rozlewając nieco piwa.
- Nie zdążyli - wycedził Alrok, a w jego oczach zapłonął gniew - Zostali zarżnięci, a mi kazano na to patrzeć. Masz jeszcze jakieś błyskotliwe uwagi? -
Wielokrwisty bez szczególnej ogłady, ale za to w nagłym przypływie serdeczności trzasnął Alroka w plecy.
- Spokojnie - powiedział z lekkim uśmiechem - swój pozna swego - dodał nie rozwijając myśli, chociaż ewidentnie mając na myśli relacje z krewnymi i domem.

Mnich westchnął widząc kłótnię. Gniew był silną emocją, która często była wykorzystywana przez sługi zła by sprowadzać bogobojne owieczki na manowce.
- Co was sprowadza do tego dalekiego od wydepetanych szlaków miejsca? - zmienił temat.
- Ja ochraniałam jednego kupca, ale mi umowy nie przedłużył - powiedziała Burda, średnio zadowolona z tegoż faktu.
- Zarobek i schronienie przed deszczem - Velius stwierdził wracając do zupy.
- Bez urazy, ale nie wyglądasz na kogoś kto spędził dużo czasu z pługiem. Mam nadzieję że twoje źródło dochodów nie jest… wątpliwej wartości moralnej? - przez twarz Ratha przebiegł cień i wbił swój wzrok głeboko w oczy Veliusa. Jakby szukał fałszu. Jakby chciał go zobaczyć.
Wielokrwisty westchnął. Miał dzisiaj szczęście, jak nie jednym słowem odpalić emocje w przybyszu z jednej strony (był nawet w pewien sposób z tego dumny, nie często udawało się mu tak zagrać słowami) to zaraz w drugim wywołał duszę inkwizytora. Dojadł smakowity kawałek kurczaka i zagryzł chlebem.
- Zdajesz sobie sprawę kamracie, że podobne uwagi to prosta droga do wpierdolu w tego typu przybytkach? Ja się pomyliłem - skinął na Alroka - albo po prostu żart nieco bardziej mnie zirytował, może robię się nerwowy gdy jestem zmoknięty jak pies i pewnie tak samo pachnę. Ale waść możecie być ryzykowną kompanią przy jednym stole gdy kto inny niż ja - wzruszył ramionami - bo po mnie takie uwagi generalnie spływają, obierze to nieco osobiściej. Dodajcie do tego alkohol i zaraz ktoś przekręci niemoralne źródło dochodów na kurwienie się…
Zatrzymał się i lekko zaśmiał, donośnym głosem.
- Patrzcie zresztą, tam dalej już na słowo kurwy zastrzygł uszami jakby promocja się szykowała.

Przez kilka sekund panowała cisza.
- Wybacz. Na szlaku zbyt często natknąć się można na brygandów i innych rozbójników, a ja… nie mogę przejść obojętnie. Choć zdaje się że takich tutaj nie uświadczymy. Podobno zielonoskórzy zajęli się tym w okolicy. - powiedział Rath.
Alrok skrzywił się na wspomnienie zielonoskórych. Złość najwyraźniej szybko mu przeszła.
- W Kotlinie natkniesz się co najwyżej na paru ochlejmordów, których łapy świerzbią po kilku głębszych. W sumie… - jeszcze raz zlustrował wszystkich przy ich stoliku - …to zdziwię się, jeśli żaden nie będzie szukał z nami zaczepki. Szczególnie z tobą, panie… - zrobił pauzę licząc, że mężczyzna o dziwnych rysach się przedstawi.
- Velius - wielokrwisty stwierdził krótko, lecz bez jakiegoś nacechowania emocjonalnego - zdziwiłbyś się waść ile razy próbowano ze mną szczęścia. Czy to nożem licząc na łatwy zarobek, czy podpita kompania. Ale fakt, generalnie postawą budzę pewien respekt. Zresztą, jakim trzeba być idiotą aby na zbrojnego rzucać się z kozikiem, prawda? To dwóch takich idiotów spotkałem, a może nawet trzech - zamyślił się - generalnie bardzo nieprzyjemna sytuacja. Co zrobić z takim? To czyjś syn, jak się zatrzymujesz to nawet w obronie wyniosą cię na widłach, a specjalistą od bezkrwawej obrony raczej nie jestem, chociaż się staram.
Szaman wzruszył ramionami.
- Jeśli ktoś chce popełnić skomplikowane samobójstwo, to czemu mu to utrudniać? Ale tutejsi prędzej będą woleli pójść na kułaki. Ot, proste i radosne wiejskie rozrywki na nizinach-
Variel w milczeniu popijał piwo, przysłuchując się rozmowom, które toczyły się przy stole. I nie mieszał się do nich, bowiem w tak dziwnej kompanii jedno nieostrożne słowo mogło doprowadzić do słownej awantury lub bójki.
- A skąd te wieści? Te że zielonoskórzy zajęli się zbójami w tej okolicy - spytała Burda, spoglądając na Ratha z zaciekawieniem. - Nic nie słyszałam.
- Sekunda siostro. Miałem na myśli to że to oni zajęli się rozbojem, a nie że zbójów tu nie ma. - odparł mnich, a słysząc to orczyca kiwnęła głową na znak zrozumienia.
Mężczyzna podwinął rękawy szaty, odsłaniając wytatuowane przedramiona. Wszystko, każdy centymetr skóry był pokryty przeplatającymi się, geometrycznymi kształtami. Wyciągnął spod ławy swój wór w którym chwilę przebierał nim wyjął sporą kopertę, a z niej ogłoszenie, choć w środku wciąż było więcej papieru. Jakiś list?

Rath odchrząknął i zaczął czytać.
- Miasteczko skraj Berda boryka się z najazdem zamieszkujących wzgórza goblinów. Niegdyś neutralne stosunki zmieniły się w otwartą wrogość! Oferujemy 500 sztuk złota grupie której uda się zatrzymać ataki i przywrócić spokój okolicy! - mnich położył ogłoszenie na stole, tak żeby każdy mógł je obejrzeć.
 
Zaalaos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-08-2023, 17:56   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ciekawa oferta... - powiedział Variel, który tylko rzucił okiem na pismo.
- Ciekawe ilu mają chętnych i jakie kryteria stosują uznając koniec ataków - wielokrwisty rzucił od niechcenia wybierając resztki zupy chlebem - można negocjować przy braku sił ludzkich, chociaż patrząc na tłumy tutaj, pewnie jacyś chętni się trafią. Nawet jakby źle zmierzyli zamiary do siły.
- To są pytania na które planuję znaleźć odpowiedź. I istotnie przypuszczam że ktoś jeszcze się znajdzie do pomocy. Serenrae pobłogosławiła mnie zdrowym ciałem, ale też wystarczającą dawką mądrości by nie rzucać się na takie zadanie bez wsparcia… i przygotowania. - odpowiedział mnich.
- I skromnością - dodał Velius przewrotnie z pewną dozą serdeczności. Wyglądał na kogoś dziwnie pozytywnie nastawionego do ludzi.
- Pycha jest grzechem z którym ciężko walczyć. Ale się staram. - zgodził się Rath.
Variel jedynie lekko się uśmiechnął, co jednak nie sprawiło, by jego twarz wydała się przyjemniejszą do oglądania.
- Możesz na mnie liczyć - odezwał się w końcu Alrok, który od paru chwil rozglądał się po pomieszczeniu, sącząc swoje piwo - Kwota jest niezła, a do wybicia tej zarazy nie potrzebuję dodatkowej zachęty
- I ja nie narzekam na zbyt ciężkie kabzy - stwierdził Velius - a jeśli nie boicie się powierzyć ekwipunku obcemu, to przed wyprawą ogarnę wam kilka usprawnień, trochę się na tym znam.
- Ja nie odmówię - Alrok z zadowolonym uśmiechem dopił zawartość swojego kufla, po czym gestem zasygnalizował karczmarzowi prośbę o dolewkę - A konkurencją do nagrody, przynajmniej tutaj, nie masz co się przejmować. Wasza dwójka - trzymającą kufel dłonią wskazał Veliusa i Burdę - Zostawia tamtych daleko w tyle, przynajmniej jeśli chodzi o szlachetną sztukę mordowania się nawzajem
Variel chciał coś powiedzieć, ale ilość słów, jaka padła z ust Alroka sprawiła, że nie odezwał się ani słowem.
- Mordowania… nawzajem? - Velius dokładnie powtórzył słowa mężczyzny - racz wyjaśnić„ waść.
- Ot, widać po tobie, że potrafisz i zdrowo przyłożyć, i niejeden cios przyjąć. Ile razy naprawiałeś zbroję, bo ślady aż ciężko zliczyc? A mimo to ruchy masz sprawne, bez sztywności, więc i rany znosisz pewnie bez trudu - wyjaśnił szaman.
- Rozumiem - nieco zakłopotany wielokrwisty pokiwał głową - brzmiało to tak jakby nasze ludy miały między sobą jakieś swary, temuż pytałem.
- Znam się na walce, to prawda - przyznała z dumą Burda. - Ale gdzie jest Skraj Berga i owe wzgórza? To gdzieś niedaleko? Nie znam tych regionów - zagadała, zainteresowana ofertą.
- Niedaleko - potwierdził Alrok - Jakieś dwa dni sprawnego marszu na południe i wschód stąd, całkiem znośnym traktem -
- W tak ciężką pogodę sprawnego marszu się nie urobi. Ale jak przestanie padać - odpowiedziała Burda wznosząc toast kufelkiem piwa.
- Dwa dni to niedużo - stwierdził Variel.
- Wystarczająco aby przećwiczyć walkę grupową - zauważyła pozytywnie Burda. - Ale może już teraz powiedzcie jaka jest wasza specjalizacja. Jakie zaklęcia możecie rzucać? - dopytała, rzucając okiem na Alroka, Ratha i Variela.
- Uczyłem się kiedyś na mechanika, więc się trochę znam na zamkach - powiedział Variel. - Ale bronią też władam.
- Jestem szamanem - odpowiedział z niekrytą dumą Alrok - Zadbam o to, żebyście walczyli tak dobrze jak nigdy, a wrogom trzęsły się nogi na sam wasz widok - wyszczerzył się - Zajmowałem się też nieco zielarstwem, więc i rannym mogę pomóc -
Velius przysłuchiwał się wypowiedzią nowych towarzyszy z uwagą, a przynajmniej na uwagę wyglądało to na pierwszy rzut oka. Prawda była taka, iż kłócił się z myślami jak zwięźle, nie wchodząc w zbytnie szczegóły opisać swój żywot. Ostatecznie postanowił pominąć mniej chwalebną część.
- Na początek - wielokrwisty zaczął powoli - wyjaśnijmy sobie jedno. Nie posiadam talentu do magii wedle oceny mojego ludu, przez co też nigdy nie otrzymałem edukacji w tym zakresie. Zatem jeśli ktoś znający bliżej moje pochodzenie wiązał z tym pewne nadzieje, musi się rozczarować. Co prawda - zamyślił się - a dobra, to niezbyt ważne, o tym pogadamy później. Z rzeczy istotnych, jestem z fachu kowalem, chociaż tak po prawdzie zbyt wiele w tym fachu się nie napracowałem. Od tego byli inni, ja zajmowałem się częścią nadzorem prac oraz opieką nad sprzętem ważniejszych person. Umiem coś w tym zakresie, mogę zadbać o wasz ekwipunek, wiem jak dobrze uszkodzić ekwipunek wroga, dzięki temu jestem też pod pewnym względem ekspertem od pancerza. Mój pancerz ma więcej poprawek niż łat, a i moja kondycja… Może nie jestem zwinny jak węgorz ale spokojnie w tych płytach mogę zrobił salto w tył - uśmiechnął się lekko - a co do samej walki… Jestem obrońcą i tym się głównie zajmowałem pośród swoich - przemilczał mniej chwalebną część obowiązków zbrojnego Klanów - sporo wytrzymam, jeszcze mocniej oddam. A, i jeszcze to, widzę w ciemności, oślepić mnie trudno. Nie jest to może poziom innych, ale ze wzroku jesteśmy znani - dodał z dziwną cierpkością w głosie.
Variel pokręcił tylko głową. Velius w parę chwil wyrzucił z siebie więcej słów, niż jemu się to zdarzało przez cały dzień.
- Leczący Płomień raczyła mnie pobłogosławić swoją siła. Obiema jej domenami - odpowiedział Rath na zadane wcześniej pytanie, w myślach wznosząc dziękczynny módł do Serenrae. Dała mu silnych i sprawnych towarzyszy do wykonania zadania. Wszystko zgodnie z boskim planem. - W ostateczności potrafię walczyć też tym - uniósł rękojeść rapiera ponad krawędź stołu - ale nieczęsto się zdarza by było to niezbędne.
 
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-08-2023, 09:24   #9
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Rozmowy trwały jeszcze dość długo, dopóki jeden z chłopów nie wrócił do karczmy z wychodka oznajmiając, że burza przechodzi. Faktycznie, w krótkiej chwili ciszy jaka nastała dało się słyszeć, że burza mija. Rozentuzjazmowany tłum zafalował w szczerej radości, chłopi zamówili kolejki, jednak zanim przyszło im je wypić do karczmy wtargnęły baby, które po kolej zaczęły wyciągać swoich pijanych mężczyzn do domów. Widok był iście zabawny, jednak nikt się nie śmiał. Jedno wściekłe spojrzenie kobiet wystarczyło, by uciszyć tak kupców, jak i ich ochronę.
Po niecałych piętnastu minutach karczma ucichła niemal całkowicie. Kupcy wraz z obstawą udali się na odpoczynek i nie pozostawało nic innego jak również rozejść się do siebie.

Ranek przywitał wszystkich pięknym, gorącym słońcem zapowiadając ciepły dzień. Drużyna zebrała się w karczmie na śniadanie by przegadać plan dotarcia na Skraj Berda. Pomysł podłączenia się pod kupców spełzł na niczym, bowiem większość jechała w przeciwnym kierunku, zaś ci, którym było po drodze czekali aż drogi wyschnął, by ulżyć koniom i nie zniszczyć wozów. Chcąc nie chcąc, należało ruszać.
Sama droga nie była aż tak zła. Owszem, wszędzie było mokro, gdzieniegdzie faktycznie napotykali na duże kałuże, które trzeba było omijać bokiem, jednak pagórzysty teren sprawiał, że większość wody spływała niżej pozostawiając kamienistą drogę względnie bezpieczną. Jedyne na co należało uważać, to pojedyncze wypłukane ubytki i śliskie kamienie.


Okolica natomiast była piękna. Po lewej stronie mieli przed sobą tereny względnie równinne, porastające gajem oraz łąką, po prawej natomiast wznosiło się potężne pasmo górskie rzucające lekki cień na las poniżej. Było parno i czuć było wilgoć w powietrzu, jednak i to nie przeszkadzało zanadto w podróży i wieczorem bohaterowie dotarli do małej wiaty nieopodal drogi, którą miejscowi nazywali Łupinką. Łupinka miała nie więcej niż 3 na 4 metry w podstawie, sięgając mniej więcej dwóch metrów do prowizorycznej, częściowej powały i spadzisty dach dający dodatkowy metr w najwyższym punkcie opadał do ziemi tworząc dwie ściany dające dość osłony przed wiatrem, który wieczorem wzmógł się znad gór, a miejsce na ognisko na zewnątrz pozwoliło ogrzać się i przygotować ciepły posiłek.


Noc była spokojna, letnia i ciepła niosąc jedynie lekkie powiewy wiatru penetrującego tego, kto był na warcie. Reszta mogła spokojnie spać w swoich śpiworach, bądź przykryta kocami leżąc na dużych, drewnianych stołach wbitych pod dachem Łupienki, lub na "stryszku". Jedynie Velius nie posiadał śpiwora, ale przykrył się derką wierzchowca, którego prowadził ze sobą.

Następnego dnia, niecałe pół godziny drogi na wschód doszli w końcu do rozwidlenia dróg. Zgodnie z tym co usłyszeli od Alroka, skręcili na południe kierując się na Skraj Berda. Tabliczka przy szlaku mówiła o kolejnych 8 godzinach drogi, więc przed zachodem słońca powinni być na miejscu. Droga zauważalnie, choć nienatrętnie zaczęła piąć się w górę, co dało się odczuć w nogach po kolejnych kilku godzinach podróży.


Popołudniem, gdy zmęczeni drogą bohaterowie wyszli z małego zagajnika przez który prowadził ich szlak na otwartą przestrzeń usłyszeli coś. To nie był szum wiatru, śpiew ptaków i kołysanie się liści, czy wysokich traw. To było coś pomiędzy rykiem, a piskaniem jakiegoś zwierzęcia, niestety nikt nie był w stanie stwierdzić co to było. Nadstawiając uszu, bohaterowie dosłyszeli jakieś krzyki i chyba szczęk metalu. Wyglądało na to, że za wzniesieniem toczyła się jakaś potyczka!

Pokonując wzniesienie widzicie polanę, na której toczy się walka! Wóz kupiecki leży na boku, jego konie są martwe lub rozbiegły się. Kilkoro ludzi, goblinów i przerośniętych szczurów leży martwych, podczas gdy po kilku nadal walczy. Pięciu goblinów na przerośniętych szczurach okrążało wóz ciskając oszczepami w broniących się strażników. Sprawa wyglądała paskudnie. Co najmniej czterech ochroniarzy leżało z oszczepami wbitymi w różne miejsca. Wyglądało na to, że broniąca się trójka nie poradzi sobie z napastnikami!.
 
psionik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-08-2023, 13:56   #10
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Drużyna nie wahała się nawet przez moment - od razu mknąc na pomoc ofiarom napaści. Variel przemknął zwinnie po kamienistej drodze, przymierzył i wystrzelił bełt w kierunku najbliższego goblina raniąc go w udo.

Rath wyprzedził go, ruszając biegiem w kierunku przeciwnika, nie zwracając uwagi na swoje bezpieczeństwo. Poślizgnął się na kamienisto-błotnistej ścieżce, przejechał pół metra, jednak złapał równowagę, ale niewiele brakowało by wylądował w brązowej mazi.
- Serenrae! Chroń swe dzieci! - ryknął mnich, ledwo hamując.
Widząc nadbiegającego przeciwnika, gobliński jeździec skoczył do przodu i cisnął oszczepem trafiając Ratha w bark. Oszczep odbił się od pancerza, ale siła rzutu zostawiła potężnego siniaka. Właśnie w tym momencie dobiegła do nich Burda, dobywszy wprzód tarczy i miecza. Kolejny goblin zignorował ją i rzucił oszczepem w ochroniarza przybijając go do ściany wozu, po czym ruszył w kierunku nadchodzących bohaterów.

Alrok zaśmiał się widząc, jak jego towarzysze garną się do bitki, po czym sam spiął swojego konia i pognał do przodu. Wokół wzmógł się wiatr, gdy w drodze inkantował zaklęcie.
- Faireachdainn eagal samhla madadh-allaidh! - wyskandował, a jego głosowi wtórowało wilcze wycie dobiegające niewiadomo skąd. Za plecami Ratha w powietrzu pojawił się jarzący się fioletem symbol zębatej paszczy, który wzbudził strach w i tak niespecjalnie odważnych sercach goblinów. Szaman zaś poczuł nagły przypływ mocy, jakby karmił się tym przerażeniem.

Trafiony przez elfa goblin otrząsnął się po uderzeniu i ryknął, po czym wraz z kompanami walczącymi z nagłym uderzeniem wątpliwości wywołanym przez szamana ruszył w kierunku źródła aury okrążając Ratha. Ciśnięty w ruchu oszczep trafił w wierzchowca Alroka, a jeden ze szczurów wgryzł się w końską łydkę, zostawiając mocno krwawiącą ranę. Goblin za to smagnął szamana pazurami, obijając go mocno, co zaowocowało stekiem przekleństw. Czwarty zielonoskóry również pomknął do walki z nowoprzybyłymi, wcześniej jednak zająwszy się ochroniarzem karawany, któremu ciśnięty oszczep przebił biodro.


Variel był nieco ostrożniejszy niż jego towarzysze, nie pędząc na oślep do przodu, zamiast tego podbiegając kawałek i oddając kolejny strzał z kuszy. A przynajmniej zrobiłby to, gdyby mechanizm nie postanowił się nagle zaciąć. Elf odrzucił felerną broń, klnąc pod nosem - musiał pobrudzić sobie ręce.
Mnich czuł gniew. Patrzył jak niewierne tałatajstwo rani biednych, niewinnych niczemu ludzi.
- Kwiecie Świtu! Daj siłę mej woli! - zawołał i uniósł wysoko swój święty symbol. Przez ułamek sekundy nic się nie działo. Potem płomienie w kolorze śniegu wylały się z każdego otworu ciała mnicha, jak fala wody przerywająca tamę i pognały w kierunku goblinów z morderczym wizgiem. Goblin który atakował go wcześniej nie zdążył zareagować, zmieniając się w płonące zwłoki. Pozostali przeciwnicy mieli więcej szczęścia, jednak nie dość by uciec płomieniom. Tylko tyle by przeżyć, ale z odrobiną perwersyjnej satysfakcji patrzył jak skóra i włosy się topią na ciałach szczurów. W powietrzu unosił się smród palonego ciała i siarki.
Jeden ze szczurów zrzucił z siebie płonącego jeźdźca z szałem w oczach rzucił się na mnicha. Wielkie, żółte zęby kłapnęły zaciskając się na nodze, której Rath nie zdołał cofnąć w porę. A przynajmniej nie zdołałby, gdyby nie ostrzegawczy okrzyk Alroka.
- Pracuj nogami! Dión! - słowo mocy sprawiło, że sarenita poczuł przypływ sił, i słusznego gniewu!
- HHHaaaAAAI! - z okrzykiem bojowym, Burda ruszyła na rabusia. Był nim najbliższy nich goblin, gdyż orczyca nie chciała zostawiać w pełni sprawnych przeciwników kolegom - w końcu to ona miała stać w pierwszej linii. Jej cios jednak chybił celu.
Goblin widząc, że przeciwnicy stanowią większe wyzwanie niż ochroniarze karawany, rzucił swoim oszczepem w konia powalając go na ziemię. Zaskoczony Alrok zdołał wyskoczyć ze strzemion, ale nie zdołał uskoczyć i padający wierzchowiec przygniótł mu nogę, szczur zaś rzucił się na Ratha, jednak minął go paskudnie. Szaman stęknął z bólu i czym prędzej wyciągnął nogę spod leżącego konia, puklerzem zasłaniając się przed atakami wrogów. Gdy tylko odsunął się od nich, wykrzyczał nową inkantację.
- Dùrachd cairdeil, naimhdean mì-fhortan! - kolejny podmuch wiatru przyniósł wycie wilków, a los stał się jedną ze stron konfliktu.

Wielokrwisty ruszył przez przeciwników, z gracją wyminął w ruchu pierwszego goblina - co wyglądało dość niepokojąco biorąc pod uwagę pancerz wojownika. Niestety drugi i trzeci raz nie udała się mu ta sama sztuczka, ale gdy jeden atak spudłował, a drugi ześlizgnął się po płytach pancerza tłum mógł usłyszeć dość zuchwałe “ha!” wyrzucone przez Veliusa.
Skierował włócznię w stronę szczura, strzeliły z niej pnącza tej samej barwy co w tej chwili oczy Veliusa - chorobliwej, zgniłej zieleni, ale chyba i same były dość przegniłe, gdyż większego efektu nie przyniosły. Stęknął pod nosem i błyskawicznie zamienił włócznię na duży, dwuręczny młot bojowy przybierając postawę znanemu każdemu, to widział w akcji profesjonalnych gwardzistów. A ci, którzy nie widzieli, szybko zrozumieli o co chodzi, gdy Velius jednym ruchem doskoczył i zmiażdżył szczura, który próbował zaatakować Ratha, oślepionego chwilę wcześniej rzuconą w oczy garścią piachu.

Nawet mimo zgiełku bitwy, ciężko było nie usłyszeć bojowych okrzyków kolejnej bandy goblinów, które najwyraźniej mknęły przez las w stronę walczących.

Brak kuszy nie sprawił, że Variel był bezbronny - wprost przeciwnie. Elf wyciagnął miecze i po dwóch krokach znalazł się przy najbliższym goblinie. Zaatakował. Ciosy nie były idealne, ale goblin nie zdołał ich uniknąć i rozstał się z życiem.
Rath był otoczony przez wrogów. Dobrze. Byli bliżej czyszczącego ognia Serenrae. Ledwo zwracał uwagę na krwawiące rany, niesiony siłą swojej konwikcji i magią Alroka. Odskoczył w tył, i znowu wezwał swoją boginię. Uniósł swój święty symbol, ale tym razem z jego ust wypadło kilka słów, brzmiących jak trzask płomieni tańczących po dębowym pniu. Chwilę potem z jego wyciągniętej dłoni wystrzelił strumień płomieni, wzmacniany przez stymulującą magię Alroka. W ułamku sekundy goblin na grzbiecie opanowanego paniką szczura zmienił się w zwęglone, zmaltretowane zwłoki.
Sytuacja na polu potyczki zmieniała się w mgnieniu oka, ale nie było czasu na analizy, a jedynie na reagowanie. Burda parła do przodu atakując goblina który w danym momencie wydał jej się najlepszym dla niej celem. W chwili natchnienia uznała że najlepiej będzie uszkodzić szczurzego wierzchowca. Atak zmierzał dokładnie na gardło szczura, jednak w ostatniej chwili goblin ściągnął wodze, pozwalając broni minąć wierzchowca. Walczący z Rathem goblin raz jeszcze spróbował sztuczki z paskiem w oczy, jednak mnich nie dał się na nią złapać, jednocześnie uskakując przez szczurzymi zębami.

Kolejne pokurcze padały pod ciosami towarzyszy, więc Alrok miał chwilę wytchnienia, którą wykorzystał na uratowanie swojego wierzchowca. Sięgnął czym prędzej do torby na ramieniu, wyciągając pęki ziół i bandaży, po czym sprawnymi ruchami opatrzył najbardziej krwawiące rany.
W tym czasie Velius z uśmiechem na ustach posłał potężny cios po prostu wybijając z siodła goblina, czy raczej jego truchło. Na resztę ciosów szczurów zareagował jedynie prychnęciem pod nosem. Także Variel zaczynał się irytować - przeklęte szczury nie raczyły umierać razem ze swymi jeźdźcami, ale na nie też miał sposób - celne uderzenie mieczem przebiło kręgosłup przerośniętego gryzonia, kładąc czworonoga trupem.

Krwawiąc coraz mocniej, Rath wycofał się pod wóz wznosząc prośbę do swojej patronki. Uniknął szaleńczych ataków przeciwników i przezwyciężył dekoncentrujące zawroty głowy spowodowane krwawieniem, jednak ból spowodowany użyciem magii spowodował, że niemal zgiął się wpół. Ciepła magia wypełniająca ciało wystrzeliła z jego ran w postaci delikatnych, leczniczych płomieni, zamykając je z sykiem, ale nie ulżyła temu uczuciu, choć przynajmniej obfite krwawienie ustało.

Burda doskoczyła do ostatniego jeźdźca uderzając mocno i pewnie w szczura. Uderzenie było idealnie skrojone jednak niezbyt silne. Szczur zakomlał trafiony w zad, a gdy próbował się odgryźć wojowniczka walnęła go tarczą w pysk z tryumfalnym uśmiechem. Siedzący na nim goblin najpierw uderzył orczycę pod kolanem, dekoncentrując ją, by zaraz potem cisnąć garścią piachu w Veliusa. Wielokrwisty z kolejnym lekceważącym prychnięciem zasłonił się ramieniem, po czym spróbował uderzyć goblina potężnym pchnięciem włócznią które chybiło, co poskutkowało drugim ruchem bronią okraszonym przekleństwem, tym razem w szczura - pnącza z włóczni owinęły się wokół stworzenia utrudniając mu ruch i atak. Wielokrwisty krzyknął coś pod nosem i ruszył w stronę lasu, z którego wyłaniała się właśnie trójka goblinów uzbrojona w krótkie łuki i gotowa do przechylenia szali zwycięstwa na bardziej zieloną stronę
Akrobatyczny popis nie udał się mu, na szczęście podczas ruchu zbroja dała opór dwom atakom, ale gdy mijał szczura, ten boleśnie poszarpał mu bok.
- Świetnie, teraz ja będę broczył jak świnia - warknął ruszając dalej.
Tymczasem Alrok uporał się z opatrywaniem wierzchowca i przemknął w stronę wozu, sięgając w biegu po łuk. Niestety posłana w kierunku nowoprzybyłych goblinów strzała chybiła.
Okazało się jednak, że dzisiejszy dzień zwyczajnie nie był dobry na strzelanie.
Gobliński łucznik rozejrzawszy się po polu krzyknął gardłowo w swoim języku, co Variel i Altok zrozumieli jako nawoływanie ostatniego szczurzego jeźdźca do ucieczki, następnie korzystając z faktu, że Velius sam do nich podszedł, goblin z zaskakującą zwinnością wyciągnął trzy strzały i trzymając je w ręku wystrzelił błyskawicznie w kierunku nadbiegającego przeciwnika. Na szczęście, wszystkie trzy przeleciały nad wielokrwistym. Łucznik ruszył biegiem odciągając wielokrwistego od toczącej się walki. Cała trójka poruszała się w idealnej synchronizacji trzymając bliski dystans do przeciwnika, wypuszczając strzały i cofając się poza zasięg. Synchronicznie też niemal cała trójka spudłowała swoimi strzałami. Widać było, że ćwiczyli to wcześniej, bowiem rozbiegli się będąc jednak nadal w dobrym zasięgu strzału z łuku i blisko ściany lasu.

Variel zdecydowanie wolał atakować, niż być atakowanym, więc postępowanie gryzonia nie przypadło mu do gustu. Elf spróbował się zrewanżować, a że nie miał tak zębów czy pazurów jak szczur, zaatakował mieczami. Tym razem jednak los mu nie sprzyjał i Variel haniebnie spudłował. Mnich zatańczył w tył, unikając bezpośredniego starcia. Udało mu się opanować krwawienie, teraz nadeszła pora by jego bogini ponownie dała mu siłę. Wyskandował kilka słów w dziwnym języku i kucnął uderzając pięścią owiniętą wokół świętego symbolu w glebę. Fala ognia przebiegła z jego ramienia w dół, zostawiając czarny, wypalony ślad na powierzchni ziemi, po czym wyrwała się na wolność pod nogami szczura i jego jeźdźca. Goblin zdążył spiąć swego wierzchowca, ale głodne płomienie zawinęły się w powietrzu opadając na zielonoskórego. Goblin zaczął płonąć. Szybko jednak ugasił zajmujący jego odzienie ogień i unikając ciosu Burdy, umknął do lasu.
Velius wyglądał na wkurzonego, i tak też zmieniła się jego postawa. Rzucił kilka ogólnych przekleństw do łuczników wyzywając od tchórzy, ale też był na swój sposób zadowolony ze zmuszenia ich do wycofania się, chociaż nie krył zaskoczenia niemal wojskowym rygorem wyszkolenia łuczników. Ktoś mniej odważny - lub nie spodziewający nawałnicy strzał - po prostu znieruchomiałby unikając gradu strzał.
Velius był odważny, ale też nie spodziewał się tego. Zawrócił do towarzyszy po chwilowym odginaniu łuczników z pełną furią boju gotów do ataku na szczura. Ponownie pnącza chwyciły zwierze, łapiąc je ciasno. Lecz efekt był taki, że po zmianie broni przez wielokrwistego na dwuręczny cios sprawił, że martwe zwłoki szczura poza barwą wychodzących kości, krwi mieniły się zielenią.

Gobliny wycofywały się, więc szaman podbiegł nieco bliżej, by lepiej przyjrzeć się pokurczom, zanim oddał kolejny strzał z łuku, trafiając jednego z nich. Dranie odpowiedziały całym gradem pocisków przed ostatecznym podaniem tyłów i zniknięciem w lesie. Na pożegnalne splunięcie odpowiedział tym samym, dodając jeszcze stek przekleństw i obsceniczny gest. Dopiero potem zauważył, że kurduple go trafiły - wracając do towarzyszy, dodał sobie wigoru słowem mocy.
- Poszło nienajgorzej jak na pierwszą wspólną walkę - rzucił lekko, po czym zwrócił uwagę na krwawiącego Veliusa - Przeciekasz. Siadaj tu, zaraz się tym zajmę - wskazał skrzynię z powalonego wozu - Bracie Rath, wstrzymaj się z błogosławieństwami swej pani, może nie będą póki co potrzebne - rzucił, wyciągając bandaże i sprawnymi ruchami zatamował krwawienie.
- Variel, Burda, zdrowo wyglądacie, sprawdźcie czy ktoś przeżył -
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172