Wątek: Sodraland 2527
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2023, 14:03   #5
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 02 - 2527.01.27 mkt; południe

Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Awanturników; karczma “Waran i baran”
Czas: 2527.01.27; Marktag; południe
Warunki: sala narad; jasno; gwar rozmów; ciepło; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, d.sil.wiatr, mroźno (mod -15)


Wszyscy





https://i.imgur.com/hURVDdN.jpg


Za oknami może i burza przeszła. Ale nadal było pochmurnie i resztki ulewy ściekały na ten ziemski padół monotonną mżawką. Chociaż wydawało się, że i to się kończy. Co może minimalnie poprawiało komfort przebywania na zewnątrz ale zasadniczo nie zmieniało ponurego wyglądu za oknem. Zimno, mokro i szaro. Dobrze było w taką niepogodę być po właściwej, wewnętrznej i ogrzanej stronie ściany. Ci co musieli stać tam przy straganach w tym deszczu i błocie w taki dzień musieli wykazać się niezłym samozaparciem aby tak wytrwać. Zresztą może właśnie ta aura sprawiła, że pierwsi straganiarze już się zaczynali zwijać z Placu Targowego. Za oknami “Warana i barana” coraz częściej przejeżdżały z turkotem furmanki i wozy. Z drugiej strony odkąd kwarantanna zamknęła miasto odcięła je też od wiosek i chłopów jacy co tydzień przyjeżdżali tu właśnie w ten dzień targowy na targ. A jeszcze z trzeciej była końcówka zimy. Może nie taka mroźna jak w bardziej położonym na północ Imperium ale też potrafiła być nieprzyjemna. Zwłaszcza tutaj, w samym narożniku nizin wciśniętym między dwa wielkie pasma górskie. Nic dziwnego, że jak plotka głosiła w Sordaland było więcej wyznawców Ulryka niż w całej reszcie Księstw Granicznych razem wziętych. Poza tym księstwem zimy były łagodniejsze, bardziej ponoć przypominały te z Bretonii. Tak przynajmniej twierdzili ci co tam byli i mieli porównanie. Mimo wszystko jednak nawet tutaj pierwszy miesiąc nowego roku to nie był jeszcze czas siewów nie mówiąc o zbiorach a więc wszyscy jechali jeszcze na zeszłorocznych zapasach. Co tylko potęgowało widmo głodu jakiego obawiano się odkąd bramy miasta zatrzasnęły się z trzaskiem.

Odkąd El Comandante wezwał swoich Temerarios i obwieścił co dla nich ma zrobiło się głośniej i żwawiej. Bo odkąd zamknięto miasta sporo ludzi zrobiło się przygnębionych i apatycznych. Ze śmiałkami było podobnie. Ale teraz, jak się okazało, że pojawiła się jakaś szansa aby się wykaraskać z tarapatów zapanowało ożywienie. Iskra zaczęła nawet brzdąkać coś wesołego na swojej lutni, Grzywka wyjął nóż i zaczął nim balansować na jednym palcu przy okazji opowiadając jakiś rubaszny żart, Melidor dopatrzył się w tym wszystkim jakiegoś zwrotu akcji podobnego do elfiego poematu z panowania któregoś tam ich króla, Gilbert ze swoim charakterystycznym, bretońskim akcentem był przekonany, że to błogosławieństwo zesłaną przez samą Panią i ogólnie zapanował rozgardiasz. Prawie na pewno El Comandante pozwolił na to aby się wyszumieli wiedząc, że taki przypływ optymizmu i nadziei im się przyda jako kontra dla ostatnich, raczej ponurych dni i myśli. Więc Warmund czy Kristof stanowili jeden z elementów tej barwnej mozaiki. Imperialny czarodziej musiał przemyśleć skład swojego ubioru bo ciążył mu on znacznie. W końcu w przeciwieństwie do choćby do Kristofa do mocarzy nie należał i jego talenty polegały na czym innym niż sile mięśni.

- Nikogo nie wypuszczą za mury. Wszystkich nas obowiązuje kwarantanna. - głos zabrał El Comandante widząc, że gwar rozmów rozlał się po sali w jakiej zwykle prowadzili zebrania i właśnie narady dotyczące całej grupy. Grupa rzeczywiście uciszyła się i zaczeła słuchać byłego odkrywcy, podróżnika i konkwistadora. El Comandante jak w soczewce kumulował w sobie życiorys i charakter wielu z nich stając się jakby żywym symbolem wszelkich awanturników. Z tych nielicznym jakim udało się przeżyć burzliwą młodość i dotrwać mimo wielu burz, przygód i niebezpieczeństw do dojrzałego wieku w jakim był obecnie. To była jedna z tych jego cech jakie sprawiały, że cieszył się autorytetem wśród swoich podwładnych i nie tylko. W końcu w ciągu kilku lat kariery w Ebenstadt zdobył zaufanie komesa księżnej Skoglandu. Co zresztą było widać dzisiaj gdy właśnie do niego przysłał list zza murów. A od dwóch czy trzech lat to on był właśnie najcenniejszym klientem i zleceniodawcą dla de Soto i jego śmiałków. Wiadomo było, że jak przychodzi zlecenie od niego to trzeba się szczególnie postarać. W końcu komes należał do najbliższych doradców Żelaznej Księżnej więc była to jedna z najważniejszych osób w hrabstwie a zapewne i w całym księstwie Sodraland.

- Musimy odnaleźć Vivian von Schwarz. To szlachcianka i uczona. Zna starożytne języki w tym jeden jaki szczególnie interesuje naszego klienta. Zależy mu na współpracy z nią więc należy ją odnaleźć i zaprosić do współpracy. Z listu wynika, że znajomość tych języków jest kluczowa dla opracowania tego rytuału co ma zwalczyć tą plagę jaka spadła na miasto. - szef przesuwał się wzrokiem po swoich jakże różnorodnych pracownikach. Wydawało się, że każde jest z innej bajki i aż dziwne było, że tak odmienni od siebie ludzie i nieludzie mogli się znaleźć w jednym pomieszczeniu. Na dłużej się zatrzymał na Grzywce albo Warmundzie jakby chciał im podkreślić, że tą cześć sprawy lepiej byłoby załatwić bez siłowych argumentów.

- Milady von Schwarz przybyła do miasta parę miesięcy temu skuszona naszymi starożytnymi ruinami jakich jak wiecie w mieście i okolicy mamy pełno. Dlatego też często wyjażdżała z miasta prowadząc swoje badania i właśnie nie do końca Calabresii w tym liście wie czy kwarantanna zastała ją w mieście czy nie. Sugeruje aby zacząć pytać w Domu Uczonych. - objaśnił im to komes napisał w przysłanym liście.

- A tak, pamiętam ją. Rzeczywiście chyba raz zostałyśmy sobie przedstawione właśnie tam. Dziwne włosy ma. Czarne z miedzianym połyskiem. Albo miedziane z czarnym. Zależy jak światło pada albo jak się spojrzy. Taka bladolica. Zwykle też ubiera sie w czerń i czerwień. Bardzo oczytana i wykształcona przyjemnie się z nią rozmawiało na te uczone tematy. Chociaż przyznam, że częściej o niej słyszałam jak gdzieś pojechała, coś odkryła, o coś wypytywała, zwykle chodziło o jakieś ruiny i tego typu rzeczy bo to ją głównie interesowało. - Franziska miała kontrastowo odmienną stylizację niż opisywany zestaw czerni i czerwieni w jakich lubowała się owa von Schwarz. Bo jako świetlna magister preferowała białe i jasne barwy, nawet włosy miała tak jasne, że momentami wydawały się nieco jaśnieć własnym blaskiem.

Warmund też podobnie kojarzył ową uczoną. Zostali sobie przedstawieni w Domu Uczonych i Magów z parę miesięcy temu i nawet rozmawiali przez chwilę ale widocznie wrażenia miał podobne jak Franziska. Owa czarno - czerwona uczona też pochodziła z Imperium ale ze Stirlandu więc chwilę przez chwilę o tym rozmawiali. Ale częściej rzeczywiście była źródłem plotek powodowanych swoją działalnością badań nad przeszłością i rzadko pojawiała się w Domu. Kristof i większość śmiałków w ogóle jej nie spotkali bo raczej nie bywali w miejscu spotkań magów i uczonych więc dla nich ta wspomniana w liście osoba to było coś nowego. Więc chętnie posłuchali tego co Boots powiedziała o tej swojej nowej znajomej jaka względnie niedawno pojawiła się w mieście.

- No właśnie to ją trzeba odnaleźć i sprawdzić czy w ogóle jest jeszcze w mieście. Jak jest to poprosić ją o współpracę z tym tłumaczeniem starożytnych języków. Samo tłumaczenie ma Maximo. Zresztą obiecał, że wkrótce przybędzie do miasta aby wszystkiego dopilnować. - El Comandante po tym wtrąceniu skinął swoją jeszcze czarną ale już przyprószoną srebrem głową, że właśnie o odnalezienie tej uczonej chodzi. To znów poruszyło większość grupy bo do miasta opanowanego przez nieznana plagę i zamkniętę książęcą kwarantanną to raczej nikt nie kwapił się odwiedzać. A w końcu maestro był najważniejszym magiem w Skogland i należał do książęcej rady, doradzał w sprawach niecodziennych samej księżnej. A mimo to w liście zapowiadał swój przyjazd. Co tylko podkreślało jak wielką wagę przykłada on i zapewne sama władczyni Skoglandu do tej sprawy.

- Oprócz tego trzeba udać się do świątyni Myrmidii. Oni powinni gdzieś u siebie mieć… - szef wrócił wzrokiem do trzymanej kartki szukając czegoś wzrokiem i szybko śledząc tekst. - Ostra Kara. To chyba jakiś przedmiot do wymierzania kar stąd nazwa. To tłumaczenie z jakiegoś tekstu więc Maximo nie był do końca pewien co do nazwy i tylko z kontekstu się domyślił, że chodzi o jakiś przedmiot. Będzie trzeba z kapłankami się dogadać co to może być. Zapewne coś starodawnego. Do nich też napisał list więc powinny być uprzedzone. Ten przedmiot też jest potrzebny do tego rytuału jaki ma stworzyć lekarstwo. - dawny najemnik i konkwistador mówił nieco wolniej i z namysłem gdy streszczał na głos to co nadworny mag księżnej napisał w liście.

- I jeszcze parę innych rzeczy ale to Maximo już opowie jak przybędzie do miasta. Na razie mamy odnaleźć tą imperialną uczoną i ten przedmiot w świątyni Myrmidii. - odłożył list przed siebie kończąc ten pierwszy etap jego omawiania.

- A co do tej Chropawej… - szef przypomniał sobie o co pytał Kristof i spojrzał na niego. A potem w stronę okna. Co prawda z pierwszego piętra i miejsca gdzie siedział nie mógł zobaczyć sceny na mokrej, błotnistej i zimnej ulicy ale wiedział o kogo chodzi a może nawet ją widział jak tu szedł.

- Odkąd tu przyjechałem to ona ma jakiegoś parcha. Nic nowego. I skąd pomysł, że przeszła tą nową zarazę? Z tego co wiem to jak ktoś to złapie to się przez jakiś czas kiepsko czuje, potem zapada w letarg a jak się ocknie to mu odbija. Nie wiem czy to co ona wrzeszczy to jest coś w ten deseń. Ale jak chcecie to możecie z nią pogadać. Tylko jak złapiecie od niej parcha to potem miejcie pretensje do siebie. - El Comandante chyba nie miał przekonania, że Chropawa Estella miała coś wspólnego z tą nową plagą i chyba traktował ją jak szczekającego na ulicy psa co zawsze tam jest i szczeka. Ale nie zabronił swoim śmiałkom sprawdzić tego wątku. Uczulał tylko, że owa żebraczka jest chora “od zawsze” i to tak jawnie chora, że wszyscy o tym wiedzieli i dlatego ją zwykle omijali nie chcąc się od niej zarazić tym syfem jaki miała w sobie i na sobie.

- Ale jeśli chodzi o kislevskie wiedźmy to nie sądze aby to była ich sprawka. Z tego co wiem to ich magia ogranicza się do samego Kisleva i poza nim dość słabo się sprawdza. A jesteśmy dość daleko od tej krainy. Oczywiście nie mamy co do tego całkowitej pewności, że tak nie jest ale nie można tego wykluczyć. - Franziska widząc, że szef skończył pozwoliła sobie na komentarz do pomysłu kolegi maga. W końcu magowie w społeczeństwie trafiali się dość rzadko i wśród śmiałków te proporcje też były odzwierciedlone.

- Zaś to co sugerujesz też nad tym się zastanawiałam. Ale na tą chwilę nie mamy żadnych dowodów ani na potwierdzenie ani zaprzeczenie tej hipotezy. Chociaż dość nietypowa ta zaraza. Zwykle są jakieś wrzody, gorączka, biegunka, flegma w płucach i tak dalej a tu no niezbyt. - przyznała, że sama też niezbyt wie co myśleć o tych nietypowych objawach noworocznej plagi jaka spadła na miasto. Ale nie można było wykluczyć także i takiej możliwości, że to dzieło z garnuszka Ojca Plag. Zresztą nie była w tym odosobniona. Chyba nikt nie miał pomysłu co to za cholerstwo i skąd się wzięło. W sali znów zrobiło się głośniej gdy zaczęto to wszystko omawiać, rozmawiać, planować i gdybać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem