John Tails #3 Warga lekko mu drgnęła, gdy policjant podchodził do niego. - No cóż... Skoro tak trzeba...
Policjant podszedł do niego, a on nie stawiał wielkiego oporu, gdy wymacał snajperkę pod jego prochowcem. - Tak - wziął krótki zamach i uderzył go w krtań. - Wybacz, ale nie mam czasu, abyś mnie przeszukiwał, gdy połowa miasta mnie szuka - poprawił drugim ciosem, miażdżąc mu jabłko Adama. Wprawnym ruchem znalazł się za jego plecami i zabrał broń z kabury, wraz z kajdankami i portfelem. Co prawda nie jestem jakimś pieprzonym ulicznym rabusiem, ale nigdy nie pogardzę małym napiwkiem. - Nie krzycz - powiedział z ironią do duszącego się policjanta, który upadł na kolana. Chwycił i skręcił mu kark. Zbiegł na dół, łapiąc pierwsze lepsze metro jadące mniej więcej w jego okolicę. Wątpię, żeby ludzie tak prędko się zlecieli do tego zdechłego psa. Czasami niektórzy z nich leżeli w rynsztoku po całonocnej imprezie. Mam trochę czasu, zanim ktoś go znajdzie i zorientuje się, że nie dycha. A teraz... Jak najdalej stąd, aż wszystko ucichnie... |